Andrzej Bart, „Fabryka muchołapek” Nominowani do NIKE 2009

Ostatni z omawianych przeze mnie utwór nominowany do nagrody za najlepszą polską książkę roku, napisany jest przez mojego rówieśnika. Przyznaję, z żalem, przeczytałam ją z wielką niechęcią i z trudem dobrnęłam do końca.
Nie wywołała we mnie – jak autor ma nadzieję w wywiadach – takich emocji, jakie towarzyszyły, jak się zwierza, w trakcie jej pisania jemu samemu.
Być może książka powstała z tkwiącego w autorze przez kilkadziesiąt lat tematu, który musiał się właśnie w tej postaci sfinalizować. Jednak, a mamy tego liczne ślady i w powieści i w wypowiedziach autora – książka powstała z myślą o ekranizacji łódzkiego getta i najprawdopodobniej, dzięki tegorocznej, najważniejszej nagrodzie na festiwalu w Gdyni za film „Rewers” według scenariusza Andrzeja Barta, „Fabryka muchołapek” zostanie zekranizowana.

Zastanawiam się, czytając z dużą niechęcią kolejne strony, dlaczego pisarz o takim dorobku, z tak wspaniale opanowanym warsztatem pisarskim musi opowiadać historie nie swoje, historie pozyskane z różnych dokumentów, co do których wartości czytelnik nie jest dopuszczony, który nigdy się nie przygotuje do lektury, tak jak pisarz do pisania. Nie mam np. pojęcia, na ile dokument słowny, pozyskany od stuletniej kobiety, która getto przeżyła, a która, jak zapewnia narrator, mózg ma jak nastolatka, jest miarodajny.

Dlaczego bohaterem swojej powieści, która ma ambicje powołać bohatera z krwi i kości, tak pełnego sprzeczności i pełnokrwistego, jak postacie Dostojewskiego, czyni ofiarę holocaustu i na dodatek stawia go przed trybunałem, jako oskarżonego? Czy Andrzej Bart cierpiał w swoim długim życiu na brak spotkań kontrowersyjnych moralnie ludzi? Czy nie spotkał na swojej uczelni diabła, który nocą nawiedził go w akademiku i powiedział, że jak się nie zapisze do Partii to będzie nikim? Czy nie spotkał przyjaciela donosiciela, który go zdradził o świcie? Brak autopsji? Jeśli pisarza sentymentalnie wabi jego rodzinne miasto i woła: wróć! czeka Łódź!, to czyż w tym ogromnym mieście, które towarzyszyło pisarzowi i całemu jego dorastaniu, rozwojowi, formowaniu się światopoglądu i moralności, nie ma niczego ważniejszego niż niemożliwy literacko temat oparty na łódzkim gettcie?

Oczywiście, artysta z prowincjonalnej Polski może zaistnieć na arenie międzynarodowej jeszcze tylko poprzez holokaust. Auschwitz jest w Polsce i jest niezmiennie naszą największą, bezkonkurencyjną ciekawostką turystyczną.
Nagrodzony Oscarem 2007 film „Fałszerze” Stefana Ruzowitzky’iego zawierał podobny dylemat: stawiał pytanie, czy za cenę życia własnego i kilkuset jeszcze innych osób można wspomagać swoim talentem i pracą zbrodniarzy, którzy dzięki temu będą mieli możliwości wymordować jeszcze więcej ludzi? Film jednoznacznie mówi: tak, człowiek ma prawo ratować swoje jednostkowe życie, jeśli ma takie możliwości.
Natomiast w „Muchołapakach” Andrzej Bart stawia pytanie: czy wolno osądzać ofiarę, której powierzono losy tysięcy ludzi, która zapłaciła najwyższą cenę – własnego życia i swojej rodziny za czyny, niemożliwe do wyceny, nieprawdopodobne w swym nieludzkim wymiarze, czy wolno, tak jak to zrobił w swojej powieści – stawiać ją przed trybunałem ludzkiej, urzędowej sprawiedliwości?

W tej postmodernistycznej powieści, gdzie nadmiar różnych odniesień do literatury wielkiej jest tak zbędny, jakby autor bał się, że jego temat przewodni nie jest może zbyt „nośny” – pojawiają się postacie nie z tej ziemi, a raczej nie z tego czasu.
Przede wszystkim, na ten dziwaczny proces sądowy, gdzie sądzona jest postać historyczna Chaima Rumkowskiego, przybywają Żydzi z różnych stron świata wstawszy ze swoich grobów i opowiadają się za, lub przeciw zmarłemu, który, jako trup oskarżony, milczy.

Kogo tam nie ma! Aż głowa boli od tych wyśmienitych postaci. I żona Franza Kafki Dora, i jego siostry, i Janusz Korczak. Już ten artystyczny zabieg popisu erudycyjnego można właściwie pisarzowi odpuścić, ale przybycie Hannah Arendt na proces ofiary holokaustu, autorki tak słynnych wypowiedzi o procesach prawdziwych i bezsprzecznych zbrodniarzy („Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła”) jest etycznie niemożliwy i po prostu niesmaczny.

Dariusz Nowacki zachwycony książką powołuje się na słowa Primo Leviego, który podobno działalność Chaima Rumkowskiego ocenił. Jeśli ktoś przeczytał „Czy to jest człowiek” Primo Leviego, musi zdać sobie sprawę co takie słowa oznaczają. Całe szczęście, Andrzej Bart nie powołał na swój upiorny proces Primo Leviego. I być może nie miał na myśli – pisząc książkę – czczej zabawy , co z zachwytem dostrzega Dariusz Nowacki w recenzji w „Tygodniku Powszechnym”:

„(…)Więcej nawet – niezwykła postać Rumkowskiego wydaje się tu pretekstem pozwalającym snuć zupełnie inną opowieść. Mam na uwadze opowieść artysty i łodzianina.

Powieściowy Bart nie tylko relacjonuje proces, ale i odbywa na poły realny, na poły widmowy spacer po dzisiejszej Łodzi.(…)”

W drugiej części książki pisarz zdobywa się na taką samą woltę fabularną, jaką zrobił Herman Hesse w „Wilku stepowym”: zaprasza nas, czytelników, do teatru. Ale u Barta cytowane wyjątki z totalitarnych sztuk Szekspira są jakaś kolejną pomyłką i upiornym dopowiedzeniem procesu, gdzie na ławie oskarżonych w dalszym ciągu tkwi ofiara: Człowiek, który jak w „Wyborze Zofii” Williama Styrona skazany jest przez Niemców na nieludzki wybór. Zofia wybierała, które dziecko ma oddać na śmierć – młodsze, czy starsze. To był jednostkowy wybór, po którym człowiek nigdy już nie odzyskuje psychicznej równowagi.
A na widmowym procesie oskarża się człowieka, któremu Niemcy w getcie kazali wydać zarządzenie, by odesłał do gazu transportem wszystkie dzieci do lat dziesięciu. I czytam te absurdalne oskarżenia i tę niepotrzebną nikomu książkę… Ot wola sądzenia!

Przeczytałam, leżąc wygodnie w łóżku i pogryzając suszone daktyle z Palestyny.
Dla umilenia lektury…

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

11 odpowiedzi na Andrzej Bart, „Fabryka muchołapek” Nominowani do NIKE 2009

  1. Rysiek listonosz pisze:

    Jak piszesz, czytelnik nie ma szans, ponieważ wielu rzeczy nie wie. Musi polegać na ocenie postaci historycznej autora.
    W dzisiejszej sieciowej GW w wywiadzie Andrzej Bart mówi:

    „Przeczytałem setki pamiętników i odwiedziłem wiele bibliotek, aby tylko być choć trochę mądrzejszym od mego bohatera. Dla starego Chaima skończyło się to dobrze, bo jeśli bym zaczął jako młody człowiek swoje pisanie od niego, poszłoby to pewnie w inną, mocniejszą stronę.

    Z wiekiem zmądrzałem i proces, który wytoczyłem Rumkowskiemu w “Fabryce muchołapek”, wydaje mi się być sprawiedliwy.”

  2. Ewa pisze:

    Ja tu w tej krótkiej notce blogowej o książce jestem przeciwna przede wszystkim formie procesu sądowego i
    dla mnie wymyślanie literackie w ten sposób moralnej jest oburzające.
    Pełna jest ta książka odniesień do Kafki, ale przecież „Proces” jest metaforą, wyśmianiem właśnie struktur urzędniczych w woli sądzenia ludzi, natomiast Andrzej Bart pomylił właśnie te dwie kwestie: ocena moralna Rumkowskiego nie może się odbywać w ten sposób, ponieważ jego czyny nie są urzędowe.
    Rumkowski stawiany był przed potężną machiną totalitarną, a więc niesłychanie zbiurokratyzowaną i musiał lawirować, by ocalić swoich „podopiecznych”.
    Już samo zaakcentowanie w powieści tego, że przed wojną Chaim Rumkowski był zafascynowany pedagogiką Janusza Korczaka świadczy na jego korzyść. Najprawdopodobniej pisarz wziął pomysł procesu z dziecięcych wspólnot sierocińca Korczaka, gdzie faktycznie dziecko było stawiane przed trybunałem sprawiedliwości. Ale ono faktycznie było winne i uczył ten dziecięcy proces, gdzie leży wina. Natomiast tutaj nie wiadomo i nie będzie nigdy wiadomo, więc żaden to dla ludzkości dowód nie jest.
    W wywiadzie Andrzej Bart przytacza absurdalny przykład Arnolda Mostowicza, który po getcie jeździł i więcej się orientował, co tam sie dzieje. Przecież to pewnie były tajne układy z Niemcami samego szefa getta, nikt nie wiedział, co tam na górze się dzieje. Gniew ludności i mieszkańców getta był bardzo ludzki. Jeśli ktoś ma wykonać wyrok na własnych dzieciach, to zawsze przecież obwini się tego, kto wyrok wydał. Same dzieci obwinią rodziców, że je wydali na męczarnie i śmierć.

  3. Patryk pisze:

    Dąbrowski za “Czarny kwadrat” dostał Kościelskich.

  4. Ewa pisze:

    Dzięki Patryku, już sobie zamówiłam BŚ Pana Tadeusza.
    Mam nadzieję, że to nie o Malewiczu.

  5. Patryk pisze:

    Pamiętam, że jak byłem na Targach Książki w Warszawie i gadałem przy stoisku a5, podszedł Lesław Maleszka i kupił właśnie “Czarny kwadrat”.

  6. Ewa pisze:

    Ja na pewno nie kupię, nie mam żadnych srebrników.
    U nas w bibliotece jest pięć pozycji Tadeusza Dąbrowskiego, ale ja zamówiłam sobie tylko jedną, ale nie „Kwadrat”.
    Ciekawe, czy ten Maleszka ma pieniądze jeszcze za donosy z ubecji, bo podobno płacili mu słono i może mu coś zostało, czy teraz też donosi, i dlatego pieniądze posiada.
    Tylko ja nie mam żadnej kasy za moje blogowe donosy.

  7. Gosia pisze:

    “Zastanawiam się, czytając z dużą niechęcią kolejne strony, dlaczego pisarz o takim dorobku, z tak wspaniale opanowanym warsztatem pisarskim musi opowiadać historie nie swoje, historie pozyskane z różnych dokumentów, co do których wartości czytelnik nie jest dopuszczony”

    Ciekawe jest Pani zdanie dotyczące “Fabryki muchołapek”. Przywołanie na karty książki postaci Chaima Rumkowskiego,(pomijając wszystkie komercyjne korzyści dla autora-) odświeżyło całą tą historię. Dało powszechny wyraz tego co działo się w łódzkim getcie, zwłaszcza, że ludzie słysząc słowo “getto”nie myślą Łódź – myślą Warszawa.
    Czytelnik wcale nie musi podlegać pod prawdę autora- po przeczytaniu tej książki sięgnęłam do zbiorów dotyczących getta łódzkiego…jest to ogromny wór wszelkiego rodzaju podań wpisujących się w dyskurs historyczny, z których przeciętny Kowalski może bez problemu skorzystać w pierwszej lepszej bibliotece.

    “nie ma niczego ważniejszego niż niemożliwy literacko temat oparty na łódzkim getcie?”
    Bart swoją powieścią udowodnił właśnie, że jest możliwy literacki temat oparty na łódzkim getcie.

    “Natomiast w „Muchołapakach” Andrzej Bart stawia pytanie: czy wolno osądzać ofiarę, której powierzono losy tysięcy ludzi, która zapłaciła najwyższą cenę”
    Nie zadał on pytania o to czy można osądzić ofiarę- on ją osądził- z tym, że pozostawił wyrok sądu czytelnikowi…

    “przybycie Hannah Arendt na proces ofiary holokaustu, autorki tak słynnych wypowiedzi o procesach prawdziwych i bezsprzecznych zbrodniarzy („Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła”) jest etycznie niemożliwy i po prostu niesmaczny.”
    Wypowiadanie się na temat tego w jaki sposób powinni się zachowywać przywódcy gett, siedząc w amerykańskim fotelu podczas całej wojny…to jest niesmaczne!

    Szanuję odmienne zdanie, może zbyt impulsywnie podeszłam do tego tematu, lecz jako przedstawicielka młodego pokolenia jestem pełna podziwu dla Barta. Stworzył coś co balansując na granicy stosowności i formy wybrnęło z owego problemu. Osobiście uważam, że książka ta zasługuje na miejsce w świadomości czytelników. Z poważaniem

  8. Gosia pisze:

    jeszcze jeden element odnośnie Hannah Arendt- nie chcąc w żaden sposób przekreślać jej dokonań, gdyż zdaje sobie doskonale sprawę z tego jak wielką jest ona osobistością…nie sądzę, że Bart nie miał prawa powołać jej do swego “procesu”…

  9. Ewa > Gosia pisze:

    Pani Gosiu, dziękuję za wypowiedź, ja do tego wrócę, bo książka będzie filmowana i na pewno na blogu o filmie napiszę.
    W mojej notce na temat powieści, negatywnej, jak Pani zauważyła, chodziło mi o to, by artyści nie podejmowali modnych tematów mających szansę na międzynarodowy rozgłos tylko z tego powodu. Andrzej Bart napisał powieść, bo pochodzi z Łodzi i że jako dziecko bawił się w zabawy polegające na przerażających opowieściach. To za mało, by ważyć się na taki temat. Pozwólmy mówić ofiarom, dlatego wklejam Pani bardziej wartościowy fragment Primo Leviego, który nie wytrzymał swoich przeżyć i popełnił samobójstwo. Słowem jestem przeciwko takiemu komercjalizowaniu tego tematu, jak i osądzaniu. Proszę przeczytać tam, i w innych książkach Primo Leviego.

    „(…) Co do tego, że dochodziło wówczas do śmierci duszy, nie ma wątpliwości. Nikt jednak nie może wiedzieć, jak długo i jakim próbom jego własna dusza potrafiłaby się opierać, zanimby się poddała lub załamała. Każdy z nas posiada rezerwy siły, których miary nie zna, i tylko jakaś sytuacja skrajnej niedogodności stwarza okazję, by ją ocenić. Nawet jeśli nie rozważamy skrajnego przypadku Sonderkommanda, często zdarza się nam, ocalałym, gdy opowiadamy o swoich przeżyciach obozowych, że nasz rozmówca stwierdza: „Gdybym się znalazł w twojej sytuacji, nie wytrzymałbym ani jednego dnia”. Takie stwierdzenie nie ma oczywiście większego sensu — nigdy przecież nie jesteśmy na czyimś miejscu. Każdy z nas jest jednostką tak złożoną, że próby przewidzenia czyjegoś zachowania muszą być daremne, zwłaszcza gdy w grę wchodzą sytuacje skrajne; co więcej: nie możemy nawet przewidzieć zachowania własnego. Dlatego chciałbym, żeby dzieje „kruków z krematorium” rozpatrywano rzetelnie, żeby im okazywano miłosierdzie, ale ich nie osądzano.
    Taka sama impotentia iudicandi poraża nas w przypadku Rumkowskiego. Historia Chaima Rumkowskiego nie jest, ściśle rzecz ujmując, historią obozową, chociaż w obozie się kończy; zdarzyła się w getcie, ale jest tak wymowna, gdy rozważamy temat dwuznaczności natury ludzkiej, ujawnianej złowrogo przez przemoc, że wspiera moim zdaniem aż nadto powyższe wywody.(…)”

    [Primo Levi „Pogrążeni i ocaleni” fragment przełożył Stanisław Kasprzysiak]

  10. Gosia pisze:

    Książki Primo Leviego nie są mi obce. Zwłaszcza Pogrążeni i ocaleni.

    Skoro uważa Pani, że powieść została napisana pod byle jakim pretekstem – to co według Pani powinno znaleźć się jako pobudka do napisania jakiejkolwiek treści dotyczących Holokaustu?Czy nie zamyka Pani swoim zdaniem możliwość tworzenia twórców “trzeciej generacji”? Czy tylko i wyłącznie do mówienia o Holokauście mają prawo osoby, które ów precedens przeżyły? Sądzę, że każda pozycja, która powstanie będzie rodziła liczne kontrowersje, bo nie ma i nie będzie dokładnych wyznaczników co do tego, kto i w jaki sposób może opisać treść Zagłady. Ale tylko w taki sposób ten temat może być wciąż żywy…
    Broniąc Barta, mogę stwierdzić, że w jakiś sposób przygotował się do napisania tej książki…Ma Pani rację, mówiąc, że nastąpiło skomercjalizowanie tego tematu(jak sądzę, nie pierwszy i nie ostatni raz), lecz niech mu to będzie nagrodą za to, że po raz kolejny ta historia znalazła światło dzienne i nie przechodzi w zapomnienie…Do świadectw w dobie mediów już prawie nikt nie sięga(pomijając badaczy)…Zwykłego zjadacza chleba w małym stopniu zainteresuje historia sama z siebie(chyba, że jakiś erudyta-nauczyciel wciągnie człowieka w chęć sięgnięcia po dyskurs historyczny)dlatego uważam, że książka Barta jest tak ważna…Serdecznie pozdrawiam

  11. Ewa > Gosia pisze:

    Pani Gosiu, nieprawdą jest, że słabnie zainteresowanie holokaustem i trzeba specjalnie motywować twórców, by o nim zabierali publiczny głos. Może tak dzieje się w Polsce, ale nie na świecie. Nie mam już czasu przeczytać mojej blogowej notki i sobie przypomnieć, co ja rok temu tam pisałam, bo jeszcze przed moją podróżą chcę zamieścić tu dwie nowe notki, a jak ich nie zamieszczę teraz po lekturze, to trudno mi będzie do nich wrócić. Więc zapraszam Panią do zabrania udziału w dyskusji, jak napiszę o filmie nakręconym przez Borysa Lankosza według tej książki. Niestety, na Filmwebie nie ma jeszcze żadnych informacji, ale sukces „Rewersu” (w mojej notce blogowej nazwany przeze mnie też wysoce nieetycznym filmem) zapieczętował podobno decyzję o tej realizacji.
    Holokaust jest zbyt ważny, by o nim nie mówić, ale zbyt poważny, by mogli mówić o nim wszyscy. Podobno z biegiem lat wiedza na temat holocaustu wzrasta, a nie maleje i podobno ten upływ czasu temu pozytywnemu procesowi poznawczemu sprzyja. Z drugiej strony są wielkie zakusy na zmianę historii, na jej retuszowanie i tak jak teraz dzieje się w masowej turystyce, gdzie dla potrzeb wygody podróżujących zmienia się miasta, ich dzieje uszlachetnia i upiększa, tak i dzieje się w sztuce. Według mnie, powieść Andrzeja Barta jest wysoce szkodliwym dziełem literackim i o tej szkodliwości zdaje się napisałam. I, jak nie można zakazać twórcom na tworzenie takich dzieł, tak i mnie nie można zakazać, bym się do nich ustosunkowała.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *