Ktoś, kto ma niedosyt listów intelektualnych, a jak zauważyłam, Internetowi Intelektualiści nie poniżają się do korespondencji z kimś takim jak ja, nie rokującej pozyskania w najbliższym czasie nagrody Nobla, powinien czytać listy, bardzo rzetelnie opracowane i wydane przez “Zeszyty Literackie”.
„Korespondencję” wnikliwie zrecenzowaną w „Tygodniku Powszechnym” można czytać na różne sposoby.
Albo smakować rosnące z listu na list bałwochwalstwo:
Książę, dworzanin składa podziękowanie jego Wysokości za list i łaskawie nadesłane tłumaczenia…(Londyn 1963),
poprzez kumpelstwo: Drogi Czesławie (Paryż 1964),
po emocjonalne uzależnienie równych sobie intelektem i duchowością poetów: Kochany Czesiu (Berkeley 1985).
Albo analizować ich konflikt, stawać po czyjejś stronie i wczytywać się w złośliwy wiersz „Chodasiewicz” i komentarze… ja dalej uważam Miłosza za człowieka literacko pożytecznego, tylko żeby nie pisał esejów, bo nie umie pisać po polsku prozą. A proza dla mnie jest sprawdzianem jezyka.
Wreszcie pogrążyć się w artystyczne śledztwo obszernych przypisów.
Herbert pisze o poetach w Polsce:
Dziwne towarzystwo. Każdy tylko siebie szanuje i czci, wszystkich innych uważa za beztalencie, ale to tylko po cichu, publicznie składają nawzajem sobie hołdy i pokłony, ponieważ: ja o tobie powiem prawdę, ty o mnie powiesz prawdę i gwałtu, co stanie się z nami? Tak wspólnym wysiłkiem buduje się, jak to się mówi, literaturę poezję itd. Niby rybołówstwo PRL, czy produkcję nawozów sztucznych. Społecznie lepiej jest być poetą np. niż kelnerem, więc nazwisk coraz więcej.
Lepiej, bo nie tylko należy się “sweter i liczenie gwiazd”, należą się przede wszystkim wyjazdy.
Moja skromna wiedza o Herbercie dotyczyła pracy w zakładach kopania torfu albo etacie chronometrarzysty w tartaku, jako kary za odmowę kolaboracji z komunistycznym rządem.
Ze zdziwieniem patrzę na daty i kraje. W czasach, kiedy zwykłego cywila nie wypuszczanono nawet w słowackie Tatry, poeta Herbert uczestniczy w festiwalach, sympozjach, gdzie mąż Sylvi Plath, Ted Hughes jest skromnym prowadzącym spotkanie, a: Alan Ginsberg, którego nie uważam za poetę. Zresztą miły chłopiec z zupełną kapustą w głowie. Namawiał mnie na haszysze i orgie, ale jestem barbarzyńca i wystarcza mi D. W. P (dziwka, wódka i papierosy).
Fikcyjne posady w Polsce w listach wyśmiewa, regularnie pobierając pensję.
W czasach, gdy zachodni poeci byli właśnie, by na poezję zarobić, kelnerami.
Gdy starsza siostra mojego przyszłego męża, studentka wrocławskiej romanistyki nie dostała paszportu na wyjazd do Francji, a mój starszy brat, po wypadkach marcowych za karę, że przyjaźnił się z emigrantem do Izraela miał trudności z wyjazdem na alpinistyczną wyprawę w Himalaje, poeta Herbert bez względu na polityczne zawieruchy, jeździ, mieszka w hotelach i zwiedza: 1958 Paryż;1958 Londyn; 1959; Spoleto 1959; Orvieto 1959; Londyn 1963; Londyn 1964; Paryż 1964; Rzym 1964; Brindisi 1964; Wiedeń 1964; Wiedeń 1965; Wiedeń 1966; Selpitsch 1966; Werona 1966; Antony 1967; Paryż 1967; Le Lavandou 1967; Londyn 1967; Paryż 1967; Nowy Jork 1968; Berlin 1968; Berlin 1969; Spoleto 1969; Rawenna 1969; Amsterdam 1970; Rawenna 1978; Oakland 1979; Piza 1980; Paryż 1988, Paryż 1990…