Sylwia Chutnik „Kieszonkowy atlas kobiet” Nominowani do nominowanych NIKE 2009

To kolejna książka piszących kobiet, pisarek charakteryzujących się twórczością krzykliwą, knajacką, swojacką, nie owijającą w bawełnę, mówiącą wprost i odważnie, ale powierzchownie. W ubiegłorocznej edycji Nike ten szkodliwy dla polskiej literatury nurt reprezentowała Ewa Madeyska i Lidia Amejko. W tym roku kontynuuje go z powodzeniem Sylwia Chutnik.
Umiłowany ten sposób pisania, któremu według mnie patronuje aktorka Hanka Bielicka charakteryzuje się natrętnym prezentowaniem stereotypu baby maglary, baby, która nie da sobie w kaszę dmuchać, a taką właśnie postać w swoich skeczach wykreowała ta aktorka.

Jest coś w tej roli kobiety silnej z socrealizmu, z sowietyzacji, ze wszystkich zaszłości ubiegłej epoki. Kobiety kolejkowej, kobiety sprytnej, wszystkowiedzącej i swoje wiedzącej, żadnej pracy się niebojącej. Aseksualnej, odpychającej, topornej.
Sylwia Chutnik nie pyta w swojej książce, nie zastanawia się i nie pozwala zastanowić się czytelnikowi. Podobno debiut książkowy Sylwi Chutnik sprzedaje się rewelacyjnie i jest dowodem na to, że społeczeństwo polskie składa się właśnie z takich bab, które z powodzeniem stają się też i pisarkami. Bo i kto czyta teraz książki ambitne. Tylko ci, którzy są pisarzami, lub chcieli by nimi być.
Jest w tej twórczości ten pozorny empatyczny ukłon dla bliźniego, ta niekwestionowana lewicowa troska, to napiętnowanie kapitalizmu, ten irytujący ciągle los kobiety skrzywdzonej, krzywdzonej i krzywdzącej, bo inaczej się nie da, bo świat jest źle skonstruowany, a my, biedne kobiety w nim musimy tkwić i go pokonywać. Nawet jedyny mężczyzna w „Atlasie” jest przez autorkę mocno stłamszony i zwężony kobieco. Marian nawet nie jest pederastą. Nawet nie próbuje być kimkolwiek, ponieważ jego jednowymiarowa postać musi być komiczna.

Ale komizm tego utworu nie jest  komiczny. Śmieszność tu nieśmieszna. Mimo usiłowań i starań, by ożywić te cztery opowiadania groteską i humorem, autorce się to nie udaje. Niepowodzenie jest skutkiem braku lekkości pióra. Pisarka pisze gładko, ale pisze dosłownie. Dowcip, szczególnie okolicznościowy musi być w niedopowiedzeniu. Tu to nie może wystąpić ponieważ cała rzecz jest tylko dopowiedzeniem. Nie ma w utworze żadnego osobistego przeżycia autorki, wobec czego nie można zbudować żadnej literackiej przestrzeni, gdzie wszystko determinuje osobowość autora i jego indywidualność. To jest beznamiętny zapis jakiejś fikcyjnej konstrukcji na pół dziennikarskiej, a na pół wymyślonej.
„Atlas”, skonstruowany z domniemań, z losów bohaterów „second-hand”, czyli poddanych już mocno interpretacji kreującego, opowieści znoszonych i zdeformowanych, które nie są doświadczeniem autora, jedynie jego domniemaniem.
Kreacja literacka Sylwii Chutnik oparta na stereotypie i banale najgorszej proweniencji, bo cytując bulwarowe piosenki o Czarnej Mańce – mocno już przetworzone i zużyte, są materią tej książki stylizowaną i nieautentyczną. Opowiadania losów warszawiaków – te historyczne, powstańcze, te aktualne, ludzi z dzisiejszego marginesu społecznego oraz te jednostkowe przeżycia mieszkańca stolicy – dorosłego czy dziecka – są konsekwentnie i jednolicie nieprawdziwe. Jeśli autorka w wywiadzie oświadcza, że czerpie literackie pomysły z dokumentów, publikacji na ten temat czy innych utworów artystycznych, to w tej realizacji jest to od początku do końca jałowe. Przetykane surrealistycznymi chwytami formalnymi z obszaru realizmu magicznego (np. oczy dziecka bezpłodnej matki na wycieraczce w pierwszym opowiadaniu, czy głowa matki obcięta przez córkę w drugim) opowieści nie ożywiają tych ludzi, ani ich nie uprawdopodobniają. Powstaje coś z na pograniczu wychłodzonej kroniki kryminalnej, która z racji swojej budowy reportażowej ma wzbudzić poruszenie opinii publicznej i plotkarskie zainteresowanie, ale nic więcej.
Ta proza nie porusza, ponieważ autorka tak naprawdę się swoimi postaciami nie interesuje. Już nie wymagam bobrowych łez, np. przy lekturach Dickensa, jakie lali czytelnicy ubiegłych pokoleń. Ale jest tu jakaś nielojalność najnowszych pisarzy którzy łapią się za tematy sobie obce, anektują przeżycia tych, których nawet osobiście nigdy nie poznali i nie wysłuchali ich historii, ani nawet nie wzięli na swoje barki tego bolesnego wstrząśnięcia sobą i zadumy nad cudzym cierpieniem. Dotyczy to również startującej do nagrody najnowszej książki Jacka Dehnela pt. „Balzakiana”, którą tu wcześniej omówiłam.
Być może pisarstwo to, podobnie jak serial telewizyjny, pełni w dzisiejszym świecie literackim rolę  takiej zapchajdziury uspokajacza sumień dla jaśniejszych, daniny, jakią płacą doktorantki polonistyki, socjolożki i przedstawicielki wszelkich organizacji kobiecych skutecznie funkcjonujących na licznych kongresach i publicznie troszczących się o cudzy los.
Ale to pisarstwo przemijające, nikomu niepotrzebne, pisane sprawnie, ze swadą, z puszczaniem oka do czytelnika, który w sytości inteligenta na posadzie po pracy się dla relaksu rozerwie jakimś bazarowym językiem, zaglądnie do przychodni lekarskiej, do wózków złomiarzy, pokibicuje niesfornej dziewczynce, nawet się ucieszy, że kult maryjny troszeczkę podkopano. Ale nic więcej. Absolutnie nic, co mogłoby dać świadectwo czasu w którym przyszło nam żyć. Bo legenda o Czarnej Mańce, postać Mariana, doświadczenia warszawiaków w czasie powstania w piwnicach i bunt warszawskiej „Pippi Langstrump” to nie jest uniwersum. To są nijakości, które zdarzają się zazwyczaj zawsze, bez względu na miasto, jego czas i narodowość.
A o tym się nie opowiada, bo po co.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

17 odpowiedzi na Sylwia Chutnik „Kieszonkowy atlas kobiet” Nominowani do nominowanych NIKE 2009

  1. Jacek Dehnel pisze:

    Pani Ewo (piszę Pani tutaj, bo na blog masarsko-ekshibicjonistyczny nie zamierzam się wpisywać) – ja rozumiem, że można pisać najdurniejsze durnoty, ale niech Pani przynajmniej nie przekręca nazwisk i imion: Piotr Mierzwa, nie Maciej Mierzwa; Adam Zdrodowski, nie Adam Zdrojewski.

  2. Ewa pisze:

    Dzięki Panie Jacku, bardzo jestem Panu wdzięczna. Tu upały straszne, a widzi Pan, nikomu oprócz Pana na sercu te sprawy nie leżą. Nikt mi nie zwrócił uwagi. Już spieszę poprawiać.

  3. marek pisze:

    co jak co, ale w poprawianiu błędów gościu jest dobry.

    to miło Ewo, że doceniasz taką spontaniczną przecież formę literackiego wolontariatu. mi nie ma kto błędów sprawdzać i wszyscy się ze mnie naśmiewają.

  4. Ewa pisze:

    Ale zauważ Marku, mój Gość, Pan Jacek – z uwagi na mizerię moich blogowych komentarzy stosunkowo częsty – jest bardzo wybiórczy. Może Ty nie piszesz o tym, co trzeba i Ciebie nie trzeba retuszować.
    Jak czytam właśnie na kumplach komentarz dr Charlesa Kinbote o tym, że poeci nareszcie zostali prawidłowo zagospodarowani przez TV trawioną głodem telewizyjnych seriali, to przecież ich rozwydrzenie i samowolka twórcza zostaną nareszcie poskromione.
    Błędy językowe będzie wyłapywać cała armia doktorów filologów Kinbote, bo jak pamiętam, to Jaś Kapela robi orty straszne, roboty huk, wszyscy zacierają rączki.
    A my Marku będziemy pewnie o serialach pisać, bo i o czym. Nie widziałam ani jednego serialu, nawet „Czterech pancernych”. I na co mi na starość przyszło.

  5. M.R. pisze:

    Doskonałe. Kiedyś coś napisałem o pani Chutnik, mając podobne odczucia, ale gdzież mi do Pani. Moja pisanina to jak walenie cepem. Zresztą nie jestem ani poetą ani literatem tylko takim sobie człowieczkiem. Czytam od czasu do czasu blogi literackie… tak na chybił trafił, ale mam nadzieję, że nie rozczaruję się jak niejakim Klejnockim i pozostanę wiernym zwolennikiem bez względu na upływ czasu ba ten przykład

  6. M.R. pisze:

    tak jak niejakim Klejnockim
    (powinno być)

  7. Ewa pisze:

    Przykro mi, ale nie zrozumiałam Pana komentarza. O twórczości Jarosława Klejnockiego pisałam w dwóch wątkach:

    Jarosław Klejnocki „VICTORIA wiersze ostatnie”
    http://bienczycka.com/blog/?p=1817#more-1817
    Jarosław Klejnocki „Południk 21”
    http://bienczycka.com/blog/?p=1735

    Natomiast link do Pańskiej strony musiałam usunąć, bo wyświetliła mi się informacja o zagrożeniu wirusami.
    Dzięki Bogu, żyjemy w czasach mnogości blogów i może Pan do woli w nich przebierać i poszukiwać ulubionego. Na tym polega piękno Internetu.

  8. M.R. pisze:

    Też mi przykro. Być może wyskoczyłem jak FIlip z konopii. Nie będę już więcej… bloga wpisałem, bo jest rubryczka Website więc myślałem, że trzeba. A o Sylwii Chutnik tzn jej twórczości pisałem podobnie jak i Pani oraz w takim także sensie, iż jest to literatura (o ile jest), która blokuje miejsce czy fundusze innym zdolniejszym. Podobnie jak i kryminały pana Klejockiego. A na Pani bloga właśnie trafiłem przez to “piękno” internetu. Coś szukałem i przez przypadek. A swoją drogą polecam pozycję
    R.Musil “Człowiek matematyczny”(eseje). Tam jest opisane z punktu widzenia m.in Musila zjawisko literatów. Musil utworzył nawet termin
    literat – malarat (Literat jako zjawisko ogólne)
    No nic, przepraszam i spadam. I nie powtórzy się już więcej, bez obaw Miła Pani

    A co do mojego bloga to jest to produkt Google
    (blogspot to blogi na Google) więc z tymi wirusami to… ale nie znam się. Zresztą podałem przypadkowo

  9. M.R. pisze:

    a jeszcze co do Pana Klejnockiego to właśnie pomyślałem o nim w kategoriach musilowskiego
    “literata – malarata” albo też można sięgnąć po
    “Tako rzecze Zatatustra” co tam pisał Nietzsche o filologach (klasycznych) czy też uczonych szerzej

    “wyprowadziłem się z domu uczonych i drzwi za sobą zatrzasnąłem w dodatku. Zbyt długo siedziała ma dusza o głodzie przy ich stole; nie jestem jak oni , ułożony do poznawania, niby do łuskania orzechów… swobodę kocham… jam jest zbyt gorący, własnymi myślami spalony. Oni jednak siedzą chłodni w chłodnym cieniu”

    No to już ostatni raz…
    ech ci literaci-malaraci

  10. Ewa pisze:

    Bardzo chętnie linkuję inne blogi, bo taka jest idea Sieci, że mamy się ze sobą łączyć. Ale ja jestem technicznie ciemna, syn potem jak Pisarczyk z Florencji nocami matce usuwa ze skryptów wirusy i ślipi nad tym, oczy męczy i ja, jako kochająca matka, muszę zachować ostrożność i jak tylko się da, wirusów unikać.
    Ale byłam na Pana stronie, to strona filozoficzna i chyba niedawno powstała. Polecam ją mnie tu czytającym – wystarczy wpisać w wyszukiwarce Pana nazwisko.
    Nie mam wykształcenia filozoficznego na tyle bym mogła swobodnie łączyć myśl filozoficzną tak jak potrafię to robić z dziełami artystów w historii sztuki. Natomiast eseje Musila znam, Nietzschego też i tak to w kółko przez wieki wielcy pomstują na fałszywych poetów i fałszywych pisarzy, i jak głowy hydrze, na miejsce obciętych przez zdemaskowanie głów natychmiast pojawiają się nowe.
    Od dwóch dni piszę notkę o tegorocznym laureacie „Silesiusa’ i nie mogę skończyć. Nie mogę, bo jak wchodzę na YouTube, to pojawia się tam milion wyników na hasło Jakobe Mansztajn. Więc oglądam te szkolne filmiki z obowiązku, bo wie Pan, w klasie zawsze już widać oryginalność, nieprzystawalność, kogoś nie z tego świata. Ale nie, Jakobe to produkt tuzinkowy, to powielanie, to wszystko, czego prawdziwy artysta nigdy nie zrobi. Ale, by do tego dojść, to trzeba oddać swój czas na taką astronomiczną marnację.

    Pana ostatnie zdanie zabrzmiało tak, jakby Pan jako gość na moim blogu nie chciał mnie obrazić, bo nie wypada, bo Pan taki szarmancki przecież, ułożony, elegancki, światowy, ale jako typowy Polak – zlekceważyć i udowodnić, że wszedł na stronę fałszywego artysty. Więc proszę się nie krępować, fałszywymi tropami Google nie obligować i jak Pan już szybciutko blog zdiagnozował, to unikać, unikać! Stron w necie jest wiele.

  11. M.R. pisze:

    Pani Ewo ja jestem amator (i outsajder unikający zgiełku), przecenia mnie Pani, coś mnie tam interesuje z filozofii czy literatury, poezji mniej, ale to takie zupełnie na potrzeby osobiste pisanie a zarazem wprawka stylistyczna. Zresztą moje lektury są fragmentaryczna bo korzystam głownie z bibliotek, a tam nic prawie nie ma z nowości. A także funkcjonuję po za środowiskami nazwijmy to kawiarniano-literackimi. Teraz dzięki internetowi zyskałem szerszy dostęp… . Być może to megalomania z mojej strony. Ale lubię czytać o poezji (tzn nie tyle poezję ale o poezji, z poezji to Holderlin ale to niemodne), nieszuflada czy szuflada i inne stronki odwiedzałem też. Bardziej mnie interesuje kultura od strony np. zawłaszczania jej a w tym funduszy przez zorganizowane grupy, spółdzielnie. Ponieważ mam niejaką styczność z teatrami widzę co tam się dzieje i co wyprawia taka np. Krytyka Polityczna propagująca różne młode talenty sprofilowane odpowiednio ideologicznie. No i w ten sposób dotarliśmy do pani Sylwi Chutnik.
    Ja od strony teatru, śledzenia tego co wyprawia Krytyka Polityczna, jakie osoby propaguje poprzez tego głównego mędrca i wojownika o wspólne interesy Stokfiszewskiego.
    Pani Chutnik też jest w pewnym sensie pod pieczą Krytyki Politycznej. Kiedyś na kanale TV Kultura obejrzałem program literacki, w którym pan Stokfiszewski wychwalał książkę tej pani (Dzidzia), jako szczególne osiągnięcie prozatorskie. Drugi pan mu wtórował. Później jak poszperałem okazało się, że wszyscy są ztej samej parafii. A bloga Pani będę czytał i nawet przeglądam od 2005r bo interesuje mnie. Ale incognito. To już ostatni raz… (musiałem sprostować, bo nie chcę podszywać się, czy też uchodzić za osobę, którą nie jestem tzn jakimś ważniakiem w stylu… kogo by tu wymienić…
    pominę)

  12. Ewa pisze:

    Proszę nie zarzucać Krytyce Politycznej hipokryzji, bo Pana wejście w ten blog jest o wiele większą obłudą, bo to akt bezinteresowny szkodzenia sieciowemu blogerowi, czyli mnie. Igorowi Stokfiszewskiemu przynajmniej chodzi o pieniądze. A co Pan z tego może mieć, że Pan dokopie nic nie znaczącej, stojącej nad grobem malarce, jakiejś Bieńczyckiej pod płaszczykiem misyjnej pracy starania się o wyższe dobro?
    Powtarzam, jeżeli Pan cytuje tutaj rozdział z „Człowieka matematycznego” Musila w wątku o twórczości Sylwii Chutnik, która jest urzędniczką socjalną z zawodu, to pytam, bo Jarosław Klejnocki ze sztuk pięknych uprawia tylko grę na gitarze: o jakiego malarza może Panu chodzić? Jest tylko jeden malarz tutaj, jestem tylko ja, absolwentka ASP wydziału malarstwa.
    Zacytuję więc Musila, by już nie było żadnych wątpliwości;
    „(…)Jeśli ktoś przez wiele lat zmuszony jest odwiedzać galerie obrazów, to któregoś dnia wymyśli pojęcie malarata. Malarat tak się ma do malarza, jak literat do pisarza. Słowo to wprowadza ład w miejsce pomieszania zjawisk. Literaci od zarania naszej ery żyją z manipulowania dziesięciorgiem przykazań bożych i kilkoma fabułami, które pozostawiła po sobie starożytność; założenie, że także malaraci żyją z kilku podstawowych pomysłów malarskich, jest zatem już z góry dość prawdopodobne.(…) Pisać potrafi każdy. Malować może też każdy potrafi, ale nie każdy o tym wie. Wynaleziono techniki i style, żeby to zataić. Bowiem malować tak, jak ktoś inny, nie każdy potrafi; to wymaga studiów. Słusznie tak teraz podziwiani malujący uczniowie szkoły podstawowej nie zdali do Akademii Sztuk Pięknych; ale także przekwalifikowujący się akademik musi zadać sobie wiele trudu, żeby w miejsce dotychczasowej konwencji przyswoić sobie dziecinny sposób rysowania. Wziąwszy to wszystko pod uwagę jest historycznym błędem sądzić, że mistrzowie znajdują naśladowców: to uczniowie ich znajdują!

    Jeśli jednak dobrze się przyjrzeć, to pisać też nie każdy potrafi: przeciwnie, nikt tego nie potrafi, każdy po prostu przepisuje i odpisuje. Jest rzeczą niemożliwą, żeby narodził się dziś wiersz w stylu Goethego; a gdyby jakimś cudem Goethe sam go napisał, to byłby to anachroniczny i budzący wiele wątpliwości nowy wiersz, mimo iż jednocześnie byłby to wiersz stary i wspaniały! Czy istnieje jakieś inne wytłumaczenie tego misterium niż to, że ten wiersz nie sprawiałby wrażenia ściągniętego z jakiegoś innego współczesnego wiersza, chyba że z takiego, który został ściągnięty z niego samego? Równoczesność oznacza zawsze ściąganie. Nasi przodkowie pisząc prozą używali długich, pięknych zdań wijących się niczym loki; my – chociaż jeszcze uczyliśmy się tego w szkole – czynimy to w zdaniach krótszych, sprowadzając rzecz szybciej na ziemię; i nikt na świecie nie może uwolnić swoich myśli od szaty językowej, jaką nosi jego epoka. Dlatego nikt nie wie, ile z tego, co pisze, pokrywa się dokładnie z tym, co myśli, i pisząc ludzie w daleko mniejszym stopniu przekręcają słowa niż słowa -ludzi.
    Może więc jednak malować też nie każdy potrafi? Niewątpliwie nie potrafi tego malarz, w każdym razie nie w tym znaczeniu, jakie łączy z malowaniem malarat. Malarzami i pisarzami są w pojęciu współczesnych zawsze i przede wszystkim ci, którzy nie potrafią tego, co potrafią malaraci i literaci. Dlatego nawet wielu literatów uważa się za pisarzy, a wielu malaratów za malarzy. Różnica na ogół wychodzi na jaw dopiero wówczas, kiedy już jest za późno. Nastaje bowiem nowe pokolenie lite- i malaratów, które potrafi już to, czego malarz i pisarz dopiero co się nauczyli.(…)”

    [„Człowiek matematyczny i inne eseje” Robert Musil. Fragment w przekładzie Jacka St. Burasa]

  13. M.R. pisze:

    Proponuję aby Pani usunęła moje komentarze…
    Chyba jest taka opcja, zresztą o to sam grzecznie proszę. Nawet bardzo proszę o usunięcie. A ten literat-malarat to bynajmniej nie o Pani (myli się pani zupełnie), może być także o mnie bo R.Musil pisał “Literat jak zjawisko ogólne” że to może być każdy i przecież Musil pisał, że nie tylko literat czy artysta-malarz dosłownie ale np inżynier, który ma wiedzę teoretyczną a nie potrafi nic zaprojektować itp itd. Żadnej pracy misyjnej nie prowadzę, do żadnej organizacji nie należę, ani do PiS ani do PO ani ani ani ani do masonów ani do jezuitów. Mam tylko własne zdanie na pewne sprawy. Coś mnie podkusiło aby napisać na Pani blogu, chwila moment, przypadek pewien a później mnóstwo pisaniny. Tak więc proszę o skasowanie moich komentarzy, nawet bardzo. I przepraszam. Żegnam definitywnie

  14. Ewa pisze:

    To ja Pana przepraszam. Jestem zupełnie zmylona moim blogiem i już mam syndrom zaszczucia i nie oczekuję już żadnej życzliwości na blogu, stąd ten mój niefortunny atak. Wiem, że się pomyliłam i że to, co napisałam jest chorobliwie wyolbrzymione i nadmiarowe. Ale proszę mnie zrozumieć, ja bloguję dziesięć lat i nikt zupełnie się nie interesuje moją twórczością. O innych piszę, by ktokolwiek tu wchodził. Najczęściej czytają mnie tylko ci, których nazwiska się tu powiją. Tak już jest, że tak naprawdę nikogo nie obchodzi cudza twórczość. Widzi Pan, wszedł Pan tu tylko przez negacje, a nie przez afirmację. Więc życzę Panu, by Pan jednak czytał blogi z przyjemności ich czytania i przyjemności rozmawiania z autorem. Są naprawdę wspaniałe blogi w Sieci. Proszę się moim przypadkiem nie zniechęcać.
    Proponuję, by się komentarze nie zmarnowały, pozostawić Pana inicjały. Jeśli Pan się nie zgadza, to definitywnie usunę, a musiałbym i moje, bo to nie miałoby już sensu. Ale zrobię jak Pan sobie życzy. Proszę się jeszcze odezwać w wypadku, jak Pan życzy sobie usunąć wszystko.

  15. M.R. pisze:

    Mogą zostać inicjały. Gdybym wiedział, gdzie Pani mieszka posłał bym kwiat jako przeprosiny. Ale to chyba kilkaset kilometrów. Na pani blog nie wszedłem przez negację, bo już od dawna wiedziałem, że taki blog jest. A chyba już kiedyś, dawniej odwiedzałem Pani bloga. Ale bynajmniej nie w celu zaszczucia, zresztą nie wiem z jakiej to przyczyny miałbym to czynić. A ten malarat, pisząc nawet nie kojarzyłem to z Panią zupełnie. Często wrzucam w Google np hasło “blogi literackie” i szukam. Ale sama Pani wie jak to jest. Dostaje się mnóstwo linków do jakiś bzdurnych stronek a te wartościowe są ukryte. Jeszcze raz przepraszam

  16. M.R. pisze:

    Kwiaty oczywiście

  17. Ewa pisze:

    Tak, sama obietnica kwiatów zupełnie wystarczy. To ja jestem zresztą winna Panu przeprosiny i słania kwiatów do Łodzi. Mnie tu piszą na blogu cały czas, że grafomanką jestem, więc po takim nokaucie życzliwości mogę umrzeć lub się rozchorować, jak sieroce dziecko, które z domu dziecka różni życzliwi zabierają na wigilię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *