Poeta chce tym tomikiem stać się klasykiem. Kokieteryjnie w wywiadach zwierza się z projektu zaniechania swojej twórczości poetyckiej i zakończenia jej w wielkim stylu zbiorem, jak mówi, wierszy z różnych okresów swojego życia, zbiorem będącym wypowiedzią ostateczną.
Stają się zatem te wiersze nie doświadczeniem artysty żegnającego swoją młodość, a czymś dla potomnych, pomnikiem i artefaktem zastygłym i skończonym.
Wprowadzający w tomik prolog w WIERSZU PIERWSZYM wskazuje swoją goryczą zawiedzenie się podmiotu lirycznego na otaczającej rzeczywistości i mówi o wycofaniu się z wrogiego świata. Podmiot liryczny doznaje rozczarowania nim na wszystkich frontach.
Uczuciowym:
„(…) blond grzywka dziewczyny która tak ci
się podobała w liceum (…)”
Zawodowym:
„(…) Harówa w ciemnej fabryce gdzie nauczano was młodych
i pięknych co znaczy zmęczenie i brak nadziei (…)”
Światopoglądowym:
„(…) mógłbyś teraz rozwalić
cały świat bo czujesz że nie wart jest twego spojrzenia więc
krzyczysz – kurwa kurwa kurwa mać (…)”
Bohater wierszy nie jest głupi i nie będzie się dawał tak wykorzystywać.
Dalsze wiersze mówią więc o wycofaniu w dom rodzinny, o uciechach klimatu umiarkowanego i cieszeniu się ze zbudowanego szczęścia.
Polski Kochanowski dwudziestego pierwszego wieku trwający na straży swojego Czarnolasu, jest mężczyzną w sile wieku, któremu Bóg oszczędził dramatu odebrania potomstwa, a nawet je pobłogosławił. Urszulka żyje, ma misia, ma się dobrze i z siostrą dokazują sielsko, a ma na imię „zwycięstwo”:
„Weroniko, Dezyderio. Nasi znajomi wciąż
się mylą i mówią o Tobie: „Wiktorio”. Może
mają rację? Przecież nią jesteś.(…)
[WIERSZ OSTATNI]
Podmiot liryczny, jak każdy dobry obywatel „w dalekim spokojnym kraju, który już dawno zapomniał o prawdziwych dramatach” nie jest głuchy na sprawy publiczne i obywatelskie, zaszyty w ciepłych pieleszach domowego ogniska pozwala na wniknięcie w ten świat obrazom telewizyjnym pełnym przemocy i tego, czego doświadczył przed wyborem wolterowskiego uprawiania własnego ogródka.
I tu widzimy drugie zwycięstwo podmiotu lirycznego:
„(…) Pocieszam się Ta zagłada
papieru to ich zwycięstwo To że
o nich myślę w ten mroźny zimowy
dzień to także moja wiktoria A papier?
Niech płonie (…)”
[SOLIDARNOŚĆ]
Nie umyka też podmiotowi lirycznemu solidaryzowanie się w wygodnym fotelu przy kominku z ruchami wolnościowymi przebudowującej się ideologicznie Europy:
„(…) Właśnie teraz
gdy patrzę w telewizor i widzę jak znów po raz
nie wiem który dobro walczy ze złem I kiedy dotąd
bezsilni pokazują swą siłę Nie wiem jak to się skończy
Ale oto jestem tam obok ciebie Niby daleki lecz bliski
Moja łza niech ci będzie tarczą a moja radość niech
ci będzie sztandarem
Oglądając program telewizyjny
o Pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, 25. 10. 2004”
[DZIEWCZYNA Z POMARAŃCZOWĄ WSTĄŻKĄ]
Poeta wszedł w drugą połowę życia i ten czas biologicznego, a nie artystycznego rozwoju warunkuje jego twórczość i pcha w klasycyzm. Nie można odmówić poecie Klejnockiemu wiedzy i sprawności warsztatowej. Jest tym, który zjadł wszystkie rozumy i ze swobodą nimi żongluje. Dlatego wybór żerowiska dla kreowanego w wierszu podmiotu litycznego, nie przedstawia dla niego właściwie żadnego problemu. To jest tylko przesunięcie o kilka centymetrów salonowego fotela i sięgnięcie do odpowiedniej półki po towar.
Mamy więc tematy z Kierkegaarda (ABRAHAM, PRZEPROSINY), gdzie poeta wkłada w usta podmiotu lirycznego swój program życiowy, polegający na dobrotliwym umiarkowaniu, przepraszającym, że nie jest mordercą w imię lepszej sprawy, tylko przytula Izaaka, jest za dobrem dziecka.
Ten wygodny sposób wyznań, po czyjej stronie jest bohater wierszy Klejnockiego dokonywany z perspektywy sędziwego mędrca, który zaskorupiały w swojej wizji świata jest jego samowładnym dysponentem, przewija się przez wielość wierszy klasycyzujących, dzięki którym czytelnik doświadcza rozgwieżdżonego nieba Kanta, arkadii Poussina czy smakuje czynów Lucretii.
W ten zdawałoby się na zawsze już ujarzmiony świat, przesycony wbrew Miłoszowi: „(…) żeby pisać poezję trzeba mieć zimne serce (jak powiada Czesław Miłosz w poemacie o Eurydyce i Orfeuszu)(…)” gorącą uczuciowością, ale tylko wobec tych, którzy na to zasługują, czyli trzech kobiet, którym wiersze na wstępie dedykuje: Kasi, Weronice i Klementynie, wkrada się figura Ojca, który jest zarówno zmarłym ojcem biologicznym jak i ojcem wszechmogącym, czyli Panem Bogiem. I przy tej okazji poeta porusza problem śmierci:
„Pracuję na swoją śmierć Co dzień W każdej chwili
Poświęcam jej wszystko Choć przecież przestraszony
trwożliwy nazywam swe wysiłki inaczej
Mówię: robię to dla ciebie córko Dla ciebie
żono Dla ciebie mój zmarły Ojcze(…)”
[***]
Wraz z pojawieniem się myśli o śmierci powraca pretensja podmiotu lirycznego, jakby szczęście rodzinne i zbudowany bezpieczny dom były niewystarczające. Poeta wyrzuca więc z siebie gniew i wygraża:
„(…) Wojny mężczyzn Ponure sprawy kobiet
Śmierć Bogu ducha winnych zwierząt
To całe ludzkie piekło Ta maszyneria
okrucieństwa Karuzela władzy ambicji
ślepej wiary Świętość obleczona w przemoc
W paszczach Lucyfera umieszczam
Agamemnona Heroda Abrahama
Dręczycieli i zabójców niewinnych
dzieci”
[PIEKŁO” DANTEGO – KOREKTA]”
Małość poetyckiego ducha rozpina się w tym tomiku między pretensją, a papuciowym zadowoleniem.
Nie wiadomo, z kim i czym poeta walczy i nad czym odnosi zwycięstwo. Jeśli tytułowa, wieloznaczna Victoria obejmowałaby symboliką nie tylko zwycięstwa podczas wadzenia się z Bogiem wbrew przeciwnościom losu (wcale przecież niełatwego budowania rodzinnego gniazda) i artysty w świecie, to jego odwieczna powinność byłaba z pewnością prawdziwą i niepodważalną Victorią.
Jarosław Klejnocki w letniości swojej twórczości poetyckiej znalazł nie tylko wygodną przystań i koheletową mądrość, ale jako wieloletni nauczyciel, formę dla mistrzowskiej poetyckiej perswazji.
Ceną za życiową poprawność jest jedynie tomik poezjo-podobny.
Nie można być równocześnie zwycięzcą i pokonanym.
Oczywiście, napisanie, co poeta chciał powiedzieć, spłyciłoby interpretację poezji Jarosława Klejnockiego, a i zniszczyło samą interpretację. Jeśli zwracasz uwagę na rozminięcie się intencji artysty z intencją kogoś, kto pisze wiersze w obronie świata konformistycznego, to warto się zastanowić jakimi środkami się to tutaj odbywa.
Bo, jak piszesz, ta belferska perswazja musi być ukryta i nie tak ewidentna. Taka bardziej rodzicielska, by dzieci były posłuszne, dały oglądać telewizor i przynosiły dobre stopnie.
Myślę, że jest to ukryte w dobroci tych wierszy. Podmiot liryczny nie jest pozytywnie zakręcony nawet, ale pozytywny totalnie.
zauważ Wando, tam jest taki wiersz ***
„Zobacz we mnie człowieka w ciemnej godzinie
radości Zobacz we mnie brata w tej samej wędrówce
Wysłuchaj mojej historii Choćby była niejasna
nudna i rozwlekła Pamiętaj: głupcy też mają swoje
opowieść Zaufaj głupcom…
i kończy się ten wiersz:
…Taki jest mój głos do Ciebie nie z tego świata.”
To jest takie echo stachurowego luzu, Brat Łata, taki zabieg dawania pobożnych życzeń, poklepywania po ramieniu, klawości, trochę to jest buddyjskie, bo jest i droga, a jakże, ptaki, chmury, usiądź pod mym liściem Kochanowskiego. Wiadomo, że zastosowanie się do tych rad może tylko wykończyć konkurencję i w tym czasie, kiedy się mówi „chłopie, nie przejmuj się”, składa się podania do urzędów o stanowiska.
Głos poety nie ma być głosem nierealnym. Wolność przecież nie jest w zmarnowaniu sobie życia.
A środki? Środkiem uważam jest właśnie perswazja. Poeta powinien mniej perswadować, bardziej czarować i uwodzić. To drugie opiera się zawsze na prawdzie, inaczej byłoby nieskuteczne, obiecuje przyjemność obustronną. Perswazja jest zawsze praniem mózgu w określonym celu i tylko korzystnym dla perswadującego.
Dalsza część wiersza wyraźnie nawiązuje do “The Fool Of the Hill” The Beatles. Tylko, że w piosence głupca nikt nie lubi i o on też nikogo nie lubi. Natomiast tutaj mamy pogróżkę wchłonięcia głupca. To chyba taki bardziej pasożyt, Obcy – 8. pasażer “Nostromo”, niż wolny obserwator:
„(…)Spróbuj w sobie
odnaleźć głupca Siedzącego na wzgórzu Ponad
rozświetlonym miastem Niczego Ci nie obiecuję
Nic nie mam do zaoferowania Nic nie mam na
sprzedaż i nic na wymianę Chcę tylko powiedzieć
że jestem z Tobą Obok blisko W Tobie się zagnieżdżam(…)”
Ja tam bardziej wierzę Głupcowi Beatlesów, którego nikt nie lubi, niż tej tutaj propozycji i zaproszeniu.
Ale miałyśmy nie interpretować.
Jest taki wiersz zatytułowany ANTYHYMN:
„…A jeśli uwodzisz mnie to jestem uwiedziony
Ale przecież bywają chwile gdy wymykam
się…”
i potem
„…Bo jeśli chcesz mnie uwieść naprawdę za mało się starasz”…
I to chyba jest skierowane do czytelnika, który ma uwieść autora swoją interpretacją. Więc może lepiej nie interpretujmy…
…. nie interpretujmy.
Ogólnie, to ta składanka wierszy jest mało jednolita i ta poetycka wypowiedź porwana. Faktycznie, najbardziej autorowi zależy na żonie i na dzieciach, ale czy jak dziewczynki dorosną, to to docenią…
Jeśli poezja nie będzie pod ochroną, to za te kilkanaście lat jej przecież już wcale nie będzie.
A jak nie będzie wartościowej poezji, to żadna nie przetrwa.
Musisz Ewa się chyba zapisać na kurs pisania poezji prowadzony przez Jakuba Winiarskiego, bo najwidoczniej masz kłopot z rozróżnianiem dobrej poezji od złej.
W czwartym punkcie programu sześciotygodniowego kursu jest:
„4. Czym różni się dobry wiersz od złego?”
To wszystko już jest ustalone z góry. Nikt nie przyjmie przecież do drukarni wierszy złych i ich nie wyda. Wszystkie tomiki poezji ukazujące się w tej chwili w Polsce zawierają wiersze dobre.
Tak, czytałam anons na nieszufladzie. I byłam na stronie „Pasja Pisania”.
Droga ta pasja, 590 zł. Nie wiem ile kosztują lekcje snowboardu na stoku, ale chyba są podobne ceny.
To wszystko jest sport dla bogatych pasjonatów. Poezja, jako dyscyplina sportowa. Szkoda, że sport nie stał się dyscypliną poezji. Tak się nie stało.
Kiedyś brałem lekcje snowboardu, dawno temu. Wymęczyłem się okrutnie, głowa dosłownie mi parowała, a niczego się nie nauczyłem, więc odpuściłem. A poeci?
Dlatego pewnie tak dużo mamy dobrych poetów: ze względu na bezpieczeństwo. Mała ilość dobrych snowboardzistów grozi śmiercią lub kalectwem własnym i też jeżdżących obok.