Olivier Dahan „Niczego nie żałuję – Edith Piaf” (La vie en rose)

Film jest w mrocznej tonacji francuskiego dziewiętnastowiecznego półświatka malarstwa Toulouse-Lautrec’a powieści Wiktora Hugo i legendy bohemy biednych dzielnic Paryża.
Mimo nowoczesnej pracy kamery, kadrowania i zbliżeń, udało się wysnuć katastroficzną atmosferę źródła, z którego fenomen francuskiej pieśniarki się począł. Właściwie cały film jest dowodem na istnienie niezależnego zupełnie talentu w przyrodzie i tym tropem reżyser słusznie podążył, jakby sam dziwiąc się tym nieznanym siłom, które samorodny talent małej Edith ocaliły i pozwoliły mu, wbrew losowi, zakwitnąć.

Niezwykła uczuciowość Edhit Piaf sygnalizowana płaczem dziewczynki podawanej sobie z rąk do rąk od zawsze złaknionych uczuć przygodnych opiekunów, ma coś zwierzęcego i psiego w pozytywnym sensie.
Opowieść o brzydkim kaczątku, nośniku przyszłej doskonałości odbywa się bowiem cały czas w atmosferze afirmacji miłości i uczuć wyższych.
Wszyscy się kochają na zabój: prostytutki kochają wnuczkę burdelmamy, jakby była spełnieniem nieosiągalnego macierzyństwa, śpiewającą nastolatkę angażują zakochani menadżerzy paryskich klubów. Miłość do boksera, Marcela Cerdan, który ginie w katastrofie samolotowej w drodze na spotkanie z ukochaną jest nieziemska i nieśmiertelna, determinuje artystkę do końca życia podkopując jej zdrowie i powodując narkotyczne uzależnienie.
I równolegle, jakby w wyniku tych ciągłych miłosnych deficytów, tych modłów do św. Teresy z Lisieux rozlega się co jakiś czas mocny, przenikliwy, a przede wszystkim oryginalny głos Edith Piaf. Jego bezgraniczna szczerość i dobyta z dna duszy kobiecej przejmująca skarga połączona z wielkim hymnem na cześć istnienia i kochania, możliwości wypowiedzenia się o tym poprzez śpiew, jest za każdym razem potwierdzeniem wiarygodności całego filmu.
Gdy się odzywa prawdziwa Edith Piaf, nieważny jest do znudzenia ukazujący się w filmach francuskich Gérard Depardieu, ani nieważna jest główna odtwórczyni postaci pieśniarki Marion Cotillard, upodobniona jedynie cieniutką warstewką ciała.

Trudno nakręcić wiarygodny film o fenomenie, który się Francuzom przydarzył.

Edith Piaf La Vie en Rose English subtitles

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na Olivier Dahan „Niczego nie żałuję – Edith Piaf” (La vie en rose)

  1. Ania pisze:

    27 września 01:36, przez Ania
    Piaf jak balsam na wczorajsze, zdawało się, obiecujące analizy sieciowego istnienia? Już Leopardi pisał, że ludzie dążą jedynie do spotykania z mniejszymi od siebie, otaczają się celowo miernotami, by na ich tle błyszczeć. Tylko wielkie, boskie duchy dążą do spotkań sobie podobnych.

    Piaf było pełno w naszym dzieciństwie. Jej życiorys idealnie nadawał się do komunistycznego wizerunku artysty z buta potraktowanego przez francuskiego kapitalistę. I dla kontrastu, jak to polscy pieśniarze natychmiast wyławiani są wśród szkolnych talentów. A kogo my mamy?

  2. Ewa pisze:

    27 września 02:28, przez Ewa
    No… Chyba Anna German. Ale gdzie ona nie śpiewała! I w czym! Nic nie jest bezkarne. Reszta naszych hodowlanych pieśniarzy była żenująca. Mieliśmy takiego Jacques’a Brel’a, na którego plecach Wojciech Młynarski próbował uwydatnić swoją głębię? –

  3. Rysiek listonosz pisze:

    27 września 05:21, przez Rysiek listonosz
    Jacques Brel lewicowy, ale co to za lewica w porównaniu z dzisiejszą próbą reinkarnacji sił politycznych.
    Ciekawy wpis, odnośnie wczorajszych tutaj blogowych wyliczanek dzisiaj na kumplach:

    (…)ale mam tu pewną informację którą wpadła mi w ręce. Jako przykładny obywtel przeglądając listy wyborcze w moim okręgu wyborczym znalazłem takie oto nazwisko na liście Polskiego Stronnictwa Ludowego.

    17 HAMKAŁO Wiesław Antoni Kandydat został zarejestrowany rolnik, Środa Śląska, członek Polskiego Stronnictwa Ludowego

    jako że zaświadczam ze środa ślaską to raczej male miasteczko, a mieszka tam również marcin hamkało i agnieszka wolny-hamkało, to mozna podejrzewać zę ich rodzina wdziera sie na salony :d Wojciech TW Dzieduszycki | 2007-09-27 11:25:54 | 83.27.160.145

  4. Ania pisze:

    27 września 05:43, przez Ania
    No bez przesady. Skoro to jakiś krewny ze strony męża…Ale faktem jest, że wspomaganie sobie poprzez sprzedaż swojego talentu różnym ciemnym mocom państwowym nigdy nikomu nie wyszło na dobre. Zaraz widać to w twarzy, w głosie, w twórczości. Szczególnie u artysty, którego byt jest uwarunkowany przeżyciem i wraz z prawdą emituje automatycznie fałsz. Niewprawne oko daje się nabrać, ale przecież istnieją na całe szczęście mechanizmy zabezpieczające i demaskujące. Jest to widoczne w twarzach artystów francuskich na tych filmikach.
    Jak na you tube wejdzie się na Annę German, nie ma innych zapisów, jak okropne komunistyczne akademie państwowe. I nic z tym nie da sie zrobić. Ktoś, kto uświetniał lot kosmiczny Hermaszewskiego i nawet jak w ZSRR śpiewał Achmatową, to przecież nie można nic poradzić. Kicz i szmira.

  5. Ewa pisze:

    27 września 08:08, przez Ewa
    Takim zjawiskiem typowym i demaskującym polski zachowania jest chociażby w sieci pojawienie się dr. Charlesa Konbote.
    Nikogo tak naprawdę nie obchodziła precyzja posługiwania się słowem – bądź w ocenie wytworów artystycznych – bądź poglądów politycznych internautów – bądź ich sposobu wzajemnego zachowywania się w sieci. Nikt nie powitał aplauzem tego rześkiego i olśniewającego Głosu w rutynie blokowego życia. I wszyscy, jak jeden mąż, nagle zaczęli się dopytywać i konfabulować, kim On jest. Jak w komediach opartych na przebierankach. Bali się zaatakować jak zazwyczaj, bo może być przebranym kimś ważnym.

    Kiedyś kolega malarz przysłał mi tomik wierszy nagrodzony poważną nagrodą literacką, gdzie na okładce było zupełnie inne imię i nazwisko, a wiek o połowę zmniejszony i błagał mnie, bym go nie zdemaskowała. Nie zrobiłam tego nigdy.

    Doktorze Charlesie Kimbote, kocham Pana, kimkolwiek Pan jest.

  6. Rysiek listonosz pisze:

    28 września 06:31, przez Rysiek listonosz
    Przeczytałem właśnie w Tygodniku Powszechnym zwierzenie o inicjacji literackiej Michała Witkowskiego i czasami myślę, że pisarze nie powinni się zwierzać, społeczeństwo powinno im tego pod karą zabronić.
    Zachwyt nad Nienackim może lepszy, niż gdy pisarz zarzeka się, że mając dziewięć lat czytał Prousta i się zachwycał, nawet jak była to prawda.
    Ale bez przesady. Chyba Tygodnik Powszechny nie ustaje w poszukiwaniach źródeł homoseksualizmu.

  7. Patryk pisze:

    28 września 11:15, przez Patryk
    Duże słowa, bąbelkowa prowokacja, zero znaczeń.

  8. Rysiek listonosz pisze:

    28 września 16:50, przez Rysiek listonosz
    Do > Patryka Mógłbyś rozwinąć?

  9. Ewa pisze:

    28 września 22:26, przez Ewa
    Też zaintrygowała mnie ta ”bąbelkowa prowokacja”.
    Nawet szukałam w sieci, zaniepokojona takim nowym terminem literackim na moim blogu. Jest tylko o wpuszczeniu do fontanny w Słupsku środka pieniącego przez tajemnicze siły kontestujące władze miasta.

    Wyjaśnij, Patryku, proszę.

  10. Patryk pisze:

    29 września 01:32, przez Patryk
    A jasne, czemu nie – nawiązałem do egzaltacji kosztem “TP”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *