Hubert Klimko-Dobrzaniecki „Dom Róży. Krýsuvík” Hubert Klimko-Dobrzaniecki „Raz. Dwa. Trzy”

Nie, nie, nie! Powieści Klimko- Dobrzanieckiego – a „Dom Róży” był nominowany do nominowanych tegorocznej Nike – nie są ani parabolą ani metaforą, ani kato, ani dewocjo, ani żadnym z neologizmów przyciągających kupców książek, które nie są aż tak dobre, by nagrodę dostały.

Jest to bardzo gorąca proza człowieka, który dzieli się swoimi negatywnymi przeżyciami.
Jeśli czytelnicy znajdują podobieństwa ze swoimi równie negatywnymi doświadczeniami, nie mogą się od tej prozy oderwać. Działa tu mechanizm telenoweli, która lisio zahacza zawsze o populistyczne doświadczenia oglądaczy.
I tak jest w tej prozie – problem rozwiązywania zjawiska starości i eutanazji w naszej cywilizacj w „Domu Róży”, problem inicjacji seksualnej w „Raz. dwa. trzy”, problem rozbitych rodzin, problem onanizmu w seminarium. Wszystko się nadaje na dobrą sztukę, wszystko jest materią i najgorzej się dzieje, gdy materia sztuki z życia się alienuje.
Ale jest zawsze pytanie o artyzm, o coś, co przekracza doświadczenie potoczne, przekracza nas, czytających, coś, co góruje nad nami, czyni z nas podrzędnymi, powala wielkością spojrzenia. I tu to nie następuje.

Trzeba przyznać i oddać autorowi sprawiedliwość za uczciwy wgląd tam, gdzie nie byliśmy i nigdy nie będziemy. Precyzyjny, niemal instruktażowy przegląd funkcjonowania domu starców, zarówno dla niżej uposażonych, jak i nad nim ekskluzywnego „Państwa Dach”, gdzie mieszka arystokratyczna, pachnąca, tytułowa Róża – jest wysokiej próby realistycznym opisem kogoś, kto tam był, dokładnie opowiedział – i niczym więcej.
Tak jest i w „Raz. Dwa. Trzy”, gdzie wgląd w cynicznych mieszkańców seminarium duchownego ujawnia już bardzo zawężone i dane bardzo nielicznym doświadczenia młodych mężczyzn.

Czasami w wielkiej prozie opis taki sam się oddziela, staje się totalny, czyni ze zjawiska coś uniwersalnego i esencjonalnego.
Klimko – Dobrzaniecki na razie, a jak pisze Dariusz Nowacki w Gazecie Wyborczej po kolejnej właśnie wydanej powieści, – jako „stachanowiec”, niewielkie ma na to szanse, wchodząc na tory literackiej produkcji.

Wielkim atutem tej prozy jest osobiste doświadczenie, odczuwalne przez czytelnika: zalewający autora nadmiar przeżyć, od którego chce się procesem pisania uwolnić.
Zapewne bolesne są wizerunki toksycznych matek, ojców lekkoduchów skarmiających jedynie dżemem truskawkowym owoce żon, które porzucili, a które się do tej prokreacyjnej roboty jedynie „podłożyły”.
Wiele jest pikantnych opisów chłopięcych i męskich intymności, co może bardzo usatysfakcjonować niedoinformowane czytelniczki.

I można wierzyć, że nie jest to zabieg komercyjny, a jedynie powstały z bólu istnienia oczyszczający, konfesyjny proces.
Ale, jak to z wiarą: i w tej materii zdarzają się czytelniczy ateiści.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

22 odpowiedzi na Hubert Klimko-Dobrzaniecki „Dom Róży. Krýsuvík” Hubert Klimko-Dobrzaniecki „Raz. Dwa. Trzy”

  1. Rysiek listonosz pisze:

    28 września 22:45, przez Rysiek listonosz
    Zawsze jest problem „śpiewam, bo muszę”, „piszę, bo muszę”.
    Poniekąd u czytelnika też – „czytam, bo muszę”, jeśli jest samotny, uzależniony od czytania tak, jak od innych używek.
    Wbrew kulturowym namaszczeniom, ewangeliczny uczony w piśmie niewiele różnił się od nocnego czytacza dzisiaj. Tak samo poszukuje odpowiedzi na pytania podstawowe.
    Tylko księgi są inne i powód ich powstania inny.
    Więc chyba głównym problemem jest powód.

  2. Ewa pisze:

    28 września 23:22, przez Ewa
    Czytając te dwie książki jedna po drugiej – gdyż motywy się powtarzają i jedna dopowiada drugą – „sprzedaż”, a raczej „wyprzedaż” tego, co się przeżyło, jest odczuwalna. Myślę, że każdy ma taką pokusę, by się nie zmarnowało to, co nam się przydarzyło, a nie przydarzyło się innym. W końcu to duży sukces wyrwania się z polskiej prowincji i zamieszkanie w jakiejś stolicy świata czy znanej metropolii. To jest bardzo ludzkie i chwalebne. A jeśli jeszcze ma się narzędzia – a jak czytam w sieci, Hubert Klimko studiował filozofię i teologię, zna obce języki, jest więc uczonym w piśmie.

    Tylko, że literatura, to za Burroughsem – wędrówka w Interstrefie. Jeśli się te proporcje pomyli, i będzie się pisząc przebywało w nie tej przestrzeni, to pozostanie się w produkcji, a nie twórczości.
    Już widać, jak jałowieją pisarze po wyprzedaży swoich intymności, dzieciństwa, pierwszych miłości. Widać to po Pilchu, po Witkowskim. Wtedy szukając pożywki przenoszą się na ofiary zastępcze, do wiwisekcji służą postacie zewnętrzne. I wtedy już to nie jest takie dobre, wtedy trzeba być bardzo wielkim, jak Nabokow, który potrafił powołać literacko takiego Pnina.

    Ostatnia książka Hubert Klimko-Dobrzaniecki “Kołysanka dla wisielca” jest o skrzypku, postaci autentycznej, Szymonie Kuranie, Polaku mieszkającym do śmierci w Rejkiawiku.

    Słowem – literatura to rzecz o wiele bardziej złożona.

  3. Rysiek listonosz pisze:

    28 września 23:39, przez Rysiek listonosz
    Są jeszcze tacy giganci, których gwiezdne rozpryski zapładniają przez wszystkie wieki.
    Taki Rabelais, pisząc przez całe życie jedną książkę, „Gargantua i Pantagruel” był cały czas lekarzem i pisał ją sobie mimochodem. A czerpali i czerpią z niej wszyscy wielcy. Nawet Monty Pyton. A składa się z samych szczegółów odpowiednich epoce.

    Powodem było pewnie odreagowanie i koszmarze tamtejszej medycyny.
    Ale trudno posądzać go o autoterapię. Był niesłychanym erudytą.

  4. Ewa pisze:

    29 września 00:46, przez Ewa
    Bardzo śmieszne są u Rabelais’a te wyliczanki porodów bogów greckich w kontekście fizjologii, z jaką miał na codzień do czynienia.
    W „Domu Róży” chyba najlepsze są pisarskie doświadczenia obsługi pensjonariuszy, pełne ciała z jego funkcją biologiczną, które momentami są takie gargantuiczne. Ale to się właśnie zdobywa życiem i poniżaniem się do niższych sobie.
    Taki polski uczony w piśmie nie poniży sie do rozmowy z niższym sobie stopniem naukowym.

    Mimo wszystko wolę książki z życia, a nie z bibliotek. Więc Klimko – Dobrzanieckiemu chwała za to.
    Szkoda tylko, że nie jest erudytą, to się czuje.

  5. Rysiek listonosz pisze:

    29 września 01:00, przez Rysiek listonosz
    Tak, polscy uczeni w piśmie jałowieją mieszkając w Polsce, mimo, że mają wrażenie, że telewizyjny teatr polityczny dotacza im wszystkich twórczych elementów i witamin.
    A anonsowana na kumplach przedwyborcza akcja „Schowaj babci dowód” przyczyni się do zwycięstwa lewicy. Młodzież jest lewicowa. Widać, że nic ich to, co niedawno było, nie obchodzi. Wszystko przyjmują naskórkowo i estetycznie. I piszą też taką literaturę. Emigranci z kolei mają tak trudny los, że nie mogą się samodoskonalić i rozwijać.
    Taki dzielny Bobkowski „na swoim” zaraz umarł.

  6. Ewa pisze:

    29 września 16:38, przez Ewa
    Czytam na kumplach i na Nieszufladzie i mój ukochany doktor Charles Kinbote zachowuje się skandaliczne.
    Czy jest pijany, czy to pełnia księżyca…

  7. Ania pisze:

    29 września 16:42, przez Ania
    Pewnie i to i to. Ale swoją drogą, te deklaracje na wyrost, bez znajomości jakiejkolwiek…
    Czy to nie lekkomyślność?

  8. Ewa pisze:

    29 września 16:45, przez Ewa
    Tak… Ale byłam tak spragniona jakiegokolwiek ludzkiego Głosu w sieci… I znowu się pomyliłam…

  9. Anonim pisze:

    29 września 16:47
    Ani pełna szklanka, ani księżyca, Czy Pani aby trochę nie przesadza? Skandalicznie? Na Kumplach piszę tak a nie inaczej, bo swoje słowa kieruję do tajnej – czyli osobnika o umyśle tasiemca, do którego nie trafia nic powyżej krótkich gardłowych komunikatów. A na NS, to… Pani wybaczy – proszę odżałować jakieś pół godziny ze swego istnienia i przeczytać wątki, wiersze i komentarze Pani Dobosz. A po tej lekturze może Pani jednak uzna, że “kretyńskie” i “prowincjonalna gęś” to i tak najmniejszy wymiar kary.

  10. dr Charles Kinbote pisze:

    29 września 16:48, przez dr Charles Kinbote
    Aaaa – to pisałem ja, dr Charles Kinbote, filolog.

  11. Ewa pisze:

    29 września 18:34, przez Ewa
    A jednak mnie Pan rozczarował, i żałuję, że to ani księżyc ani alkohol.
    Używa Pan środków wyrazu w moim pojęciu niedopuszczalnych.
    Proszę zobaczyć, co o mojej twórczości pisze buk na innym blogu, nigdy takich inwektyw jak Pan nie używałam, a zostałam potępiona o wiele ostrzej. Grozi mi się bowiem, że dobierze się do mojej twórczości, a to nie przelewki! ( Czyli ten sam chwyt, który zastosował Pan do Gosi Dobosz).
    Przeklejam:

    No właśnie Ewo – nie rozumiemy się. Ale dlaczego? Jeden przykład. Dlaczego wklejenie na Twoim blogu – przyznaję, nie Twój to wpis – z “brukowca” noty że krewny Hamkało “piąta woda po kisielu ” pcha się do polityki a jego geny płyną w poetce, to jest coś dobrego dla blogów, a to, że noga Kimbote pojawia się u “na codzień”, to, jak piszesz, niedobrze dla blogujących?
    To znaczy: jak kali krowę ukraść itd.?
    Agresywność?
    U Ciebie wióry lecą absolutnie z wszystkich, którzy się nawiną, a to Witkowski, a to German ( kicz), Młynarski ( pasożyt Piaf) , Hamkało ( pomyłka zawodów), operetki – kretyńskie, madrygały ( śpię i ziewam) , moondehof – belfer, zaczytanie – o, jak ja miałam 24 lata to dopiero byłam dowcipna, roqunetnin5 – przyklejony do synekur, rektor Sławek – myśli że Derridą się wykupi … Porozmawiamy tym językiem o Twoich dziełach? buk | 2007-09-29 09:38:27

  12. dr Charles Kinbote pisze:

    29 września 19:06, przez dr Charles Kinbote
    Trudno, droga Pani. Jakoś będę z tym żył – nie rzucę się pod tramwaj, ani nie podetnę sobie żył. Proszę sobie poszukać innego wdzięcznego obiektu – innego ucha, do którego akustycznego wnętrza będzia Pani słała swoje ochy i achy. Problem – Pani problem – polega na tym, że jest Pani przerważliwiona. Bardzo przewrażliwiona na swoim punkcie. Epatowanie na okrągło postawą ofiary – “ja, biedna skopana staruszka” – już po 2 razie staje się nużące. Ten ktoś – “buk” – dobrze podsumował Pani taktykę wobec twórczości innych osób. Skoro się samemu zdobywa na tak demolującą krytykę znanych i uznanych, to się chyba nie powinno potem obruszać na fakt, że ktoś ewidentnego grafomana na NS nazwał “gęsią”. Dziękuję za Pani względy, opiekę i budujące komentarze. Nie proszę o więcej i więcej nie potrzebuję, sam sobie dam radę z takimi tuzami przenikliwej myśli jak Gosia Dobosz czy tajna. Zalecam trochę mniej poważne traktowanie swego bycia w internetowej biosferze.

  13. Ewa pisze:

    29 września 19:26, przez Ewa
    No właśnie Doktorze.
    Spotkaliśmy się w sieci, zapoznali i płyńmy po sieci dalej.

    Wątpię, bym jeszcze kiedyś weszła na Nieszufladę po dzisiejszej stracie czasu, więc i tak bym już Panu ani nie pomogła ani nie zaszkodziła.

    Dziękuję za odwiedziny i życzę wszystkiego najlepszego!

  14. buk pisze:

    30 września 01:57, przez buk
    Bajeczny skręt biegu spraw!

    Dla oddechu: są w nieszufladzie kapitalne frazy pewnej poetki ( zbiorek dostępny w EMPIKU). Winiarski skąpi szczegółów, odsyłając poetkę, której fraza urywa się od pnia sensu i ryczy nie swoim głosem, do niebytu. “Jestem śpiącą wierzbą z fujarką w ręku”. Cudowne. W tej samej odległości od poezji, co grafomanii – w rozkroku autorki między sensem a absurdem, wyrasta wierzbie fujarka.

  15. Ewa pisze:

    30 września 08:49, przez Ewa
    buku, w następnym wątku jest dyskusja, którą mógłbyć wzbogacić. Zdaje się, że poglądy Gościa identyczne jak Twoje.

  16. Troll pisze:

    Ojej!…Gdy to czytam i pomyśle o kim Państwo się wypowiadają to zbieram kolejne argumenty na to , że ludzie zwyczajnie szukają guru a nie prawdy o nim. Czy ktoś z posiadający ,,moralność Panów” może chodzić z owcami do kościoła i udawać katolika?Czy ktoś kto nie zważa na swoje dzieci, ma prawo wypowiadać się na temat ,,wyrodnych ojców”?Piękny świat formy……….

  17. Ewa > Troll pisze:

    Przykro mi, ale nie wiem, o co Pani/Panu chodzi… Chętnie bym porozmawiała, ale nie wiem. I jeszcze ten Nietzsche…

  18. Troll pisze:

    ,,Zapewne bolesne są wizerunki toksycznych matek, ojców lekkoduchów skarmiających jedynie dżemem truskawkowym owoce żon, które porzucili, a które się do tej prokreacyjnej roboty jedynie „podłożyły”.- czysta hipokryzja ze strony autora.

  19. Troll pisze:

    Kto jeszcze dba o prawdę?

  20. Ewa > Troll pisze:

    Każdy prawdziwy artysta dba o prawdę. Jest to jego podstawowa powinność. Właśnie czytam „Petersburg” Biełego bo chcę na blogu rozpocząć cykl lektur obowiązkowych. I Bieły prześciga w nieprawdopodobieństwach Gogola z jego wędrującym nosem – w tej powieści wszystko się przekształca, przeobraża, wtapia w mgłę Petersburga, by się wyłonić z niej w zupełnie innej postaci – to mimo wszystko odczuwa się, że to pisane jest z autopsji, że autor to przeżył i doświadczył i dał świadectwo prawdzie.
    Dlatego np. aktualne wypowiedzi Gosi Dobosz na nieszufladzie są prawdziwe, a więc artystyczne i wartościowe, bo są kontestacją wobec zastałej tam sytuacji permanentnego kłamstwa. Gosia Dobosz w swym samotniczym, rozpaczliwym działaniu jest dowodem na to, że są w dalszym ciągu ludzie, którzy walczą o prawdę.

  21. Troll pisze:

    ,,Kto walczy ten WYGRAŁ”
    Dr. Shin Bong Hee

  22. Ewa > Troll pisze:

    Tak, ale głupotą jest autodestrukcja: „Obok Orła znak Pogoni, poszli nasi w bój bez broni”.
    Nie można wałczyć bez broni. Wypadku pisarza jego bronią jest umiejętność zobaczenia tego, czego inni nie widzą i odważne wypowiedzenie ukrytego. Bohater Biełego przemierza, jak w Ulissesie Joyce’a petersburskie knajpy i jest to wystarczający materiał, by opisać carat i wszystko, co spowoduje nadchodzącą katastrofę dziejową. Tak jak u malarza, wystarczy zaledwie kilka pociągnięć pędzla, by wydobyć charakter człowieka (negatywne portrety Goi hiszpańskiego dworu). To jest właśnie broń. Brak broni, to tylko powierzchowna narracja, jak dzieje się w dzisiejszej literaturze najnowszej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *