Roger Michell „Venus”

To piękny film nominowany do ubiegłorocznego Oskara według scenariusza Hanif Kureishi, autora równie pięknej „Intymności”.

Peter O’Toole (nikt na świecie by lepiej nie zagrał), filmowy Maurycy jest nośnikiem świata wartości. Siedemdziesięcioletni aktor gra siebie, siedemdziesięcioletniego aktora czynnego zawodowo.
Kres drogi i zakończenie życia na rękach absolutnej doskonałości, czyli młodej dziewczyny, to wątła fabuła pojemnego, lirycznego obrazu.

Od momentu wejścia Jessie – bratanicy kolegi aktora – do śmierci Mauricego, spowodowanej pobiciem przez jej chłopaka, właściwie nic się nie dzieje. Ta nierówna wiekiem para spaceruje po Londynie, ogląda spektakle teatralne, odwiedza sklepy i muzea.
Scena w National Gallery przed ogromnym płótnem kobiecego aktu Diego Velázqueza jest kluczowa. Tu spotyka się niskie z wysokim, młode ze starym, tradycja z nowoczesnością, intelekt z obskurantyzmem.
Dwie skrajności – gombrowiczowska niedojrzałość, zieloność kobieca z wysokiej próby męską duchowością współgra jeszcze na innej płaszczyźnie i właśnie to przesądza o całym filmowym przedsięwzięciu.

Mimo, że Maurycy – odtwórca ról szekspirowskich, jak i uczestnik codziennych, wysublimowanych dyskusji, pełnych dowcipu w gronie przyjaciół starców stanowi wielki kapitał intelektualny i duchowy – to jednak dziewczyna, nieczytająca, nieświadoma, żyjąca z dnia na dzień, nie musi z dziedzictwa pozostawianego nam przez wieki niczego zdobywać. Jej doskonałość jest w czasie, w chwili, którą starzec Maurycy natychmiast rozpoznaje i chłonie. Piękno, jakie mu się objawia w ciele kobiety jest obiektywną boskością, zjawiskiem nie z tego świata.
Wtedy, gdy spada na podłogę w czasie podglądania jej jak pozuje studentom akademii sztuk pięknych, zostaje ukarany jak mitologiczny Akteon, a nie jak biblijny starzec podglądający Zuzannę.
Prawdopodobieństwo lubieżności, potraktowane dziewczyny instrumentalnie nie wchodzi w grę. Scenarzysta sekwencjami z operacji prostaty i w konsekwencji impotencji Maurycego dopowiada jego intencję.
To pożegnanie z czymś, co towarzyszyło mu w czasie ziemskiego przebywania, coś, dla czego – jak dramatycznie obwieszcza na planie filmowym – jedynie warto było pokonywać trudy życia, dla którego warto było żyć.

Symbolicznym wyrazem jest leżąca niewzruszenie Wenus na chodnym obrazie Velázqueza.

Women In Art

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

14 odpowiedzi na Roger Michell „Venus”

  1. Ania pisze:

    30 września 03:12, przez Ania
    To odpowiedź na wczorajsze smakowanie młodości na portalu Nieszuflady i innych blogach?
    Szkoda, że sieć marnuje się w rękach ludzi nie umiejących dyskutować. Chwyty poniżej pasa, nie trzymanie się wątku, rozgałęzianie na atuty nie mające nic wspólnego z tematem w typie: a kim ty jesteś? a co ty takiego potrafisz? –

    Dziedzictwo naszych dzieci po naszej bolszewickiej, woluntarystycznej edukacji i belferstwie.
    I jeszcze egocentryczne oczekiwanie na zachwyty, że ocalają wartości dawno już skompromitowane, zdyskontowane, wiedzą lepiej, bo rodzice im powiedzieli, bo nigdy nie pofatygowali się cokolwiek zweryfikować.
    I to wywyższanie się w bronieniu oczywistości, jaką jest zbrodnia katyńska – wygrywając na poniżaniu przeciwnika, imputując mu rzeczy których nie wypowiedział.

  2. Ewa pisze:

    30 września 03:29, przez Ewa
    Tak. Wszystko wraca. I przedwojenne kołtuństwo, i pokomunistyczne chamstwo.
    Przypomina się słynna krzywda, jaką żona reżysera Swinarskiego, dziennikarka uczyniła Gombrowiczowi, kiedy ten w dobrej wierze udzielił jej w Zachodnim Berlinie wywiadu. Dowiedział się sie, że nie ma prawa wypowiadać się o wojnie, bo uciekł z Polski jak tu tak patriotyczne wszyscy dzielnie walczyli.
    Tej klasy światowej sławy intelekt nie ma prawa! I teraz dopiero ujawnia się, że niemal całe Zakopane podpisało Volkslisty.

    Tak, bardzo to wygodne sobie nocami bredzić w sieci o Katyniu i dowartościować się dziadkiem, jacy to my jesteśmy szlachetni. My młodzi rycerze stachanowcy.

  3. Rysiek listonosz pisze:

    30 września 03:42, przez Rysiek listonosz
    To zostałaś połajana, że przekleiłem z kumpli listę przedwyborczą?

    Zdumiewające! To, gdy jest taka cudowna możliwość, by nareszcie wszystko o wszystkim wiedziano, nie wolno?
    Co to – Chiny? Autocenzura? A to, co przekleiłem to pomówienie, kłamstwo?

    To blog ma wyłącznie służyć do służenia, jakiś znowu wasalski, feudalny układ laurkowo – wazeliniarski?
    Ja przychodzę na Twój blog, składam daninę i czekam, aż łaskawe oko mnie zauważy i daninę przyjmie. A zapłata ma być pozwolenie jej złożenia? Tylko w Polsce może jeszcze coś podobnego pokutować.

  4. Ewa pisze:

    30 września 03:57, przez Ewa
    Spotkałam Maćka, który studiował na uniwersytecie w Arabii Saudyjskiej. Teraz się właśnie ożenił z trzecią żoną, Nubijką. I jak trochę ochłonie w swoich prywatnych problemach (kilkoro dzieci własnych), to powiedzał, że do nas dołączy. Może uda nam się stworzyć jakąś grupę pokolenia 50. Coraz już więcej moich znajomych opanowało Internet.

    Widzisz Ryśku, oni myślą, że jak życie spędzą na blogach ( popatrz, ile to popchania czasu) i będą trenować sieciowy boks, to będą mądrzejsi.
    I nie wiadomo, po co czytają mój blog ( mam już około 200 wejść dziennie). Niech się kiszą we własnym sosie.
    Młodość jest jedynie w sztuce. Reszta to tylko chytrość łatwego zalogowania się w strukturach społecznych. O, jak dobrze, że już umrę, jak będą zalogowani. Całe szczęście, nie jest to na razie takie łatwe.

  5. Jacek pisze:

    30 września 05:08, przez Jacek
    Nic dziwnego. Wychowani na „Czterech pancernych i psie”, na „Panu samochodziku”, co jeszcze paradoksalnie wspierane jest literackim sentymentem na łamach zdawałoby się w porządku Tygodnikach.

    Tam też przecież chodziło jedynie o szlachetne bicie Niemca i dokopanie Prywatnej Inicjatywe. Więc trzeba tępić prywatną inicjatywę blogową.
    Roger Michell „Venus”
    30 września 05:22, przez Ewa
    Wracając do mojego wątku, to polecam piękne eseje Ortegi y Gasseta o Diego Velázquezie.
    Oprócz filozoficznych testów o jego malarstwie, szkicowy autoportret: unikał towarzystwa, mimo, że miał posadę na dworze królewskim – niezmiennie milczał.

    Nie miał ani jednego tomiku wierszy w swojej bibliotece (dokładny skład biblioteki jest znany).
    To ostatnie odnośnie Nieszuflady.

  6. dr Charles Kinbote pisze:

    30 września 05:26, przez dr Charles Kinbote
    Ależ w Pani jest jadu! Żal, że czas przemija i laury zdobywają inni? Czy zwykła pretensja starszej pani, że przychodzą młodzi i zajmują miejsce? Skoro to co Pani napotyka w swoich internetowych peregrynacjach na NS czy Kumplach jest dziedzictwem po bolszewickiej, woluntarystycznej edukacji, to może Pani łaskawie wskaże te miejsca w siecie, gdzie Pani jest hołubiona i oczekiwana, gdzie się toczą długie miłe dyskusje, gdzie jedna uwieńczona głowa drugiej uwieńczonej głowie śle łagodną replikę, a wszystko to przy wtórze młodych zapracowanych aulistek.

    “rozgałęzianie na atuty” to próbka tego, jak może wyglądać sieć, kiedy nie będzie sie już marnowała i wpadnie w Pani natchnione ręce?

    Natomiast Pani Ewo, ma Pani oczywiście prawo do – jakże typowej dla siebie – zawoalowanej krytyki i ziania niechęcią zza bladej maseczki poczciwej łagodnej pani. Nie wiem – jak to Pani wie doskonale i zapewne boleje – czy wraca przedwojenne kołtuństwo i postkomunistyczne chamstwo. Wiem, że tego rodzaju oczernianie jest Pani metodą traktowania przeciwników w dyskusji – albo napisać, że jest pijany, albo, że cham, albo, że kołtun. O, to “kołtun” to słowo klucz! Zapewne “oni, te kołtuny” contra Pani, wielka eteryczna artystka, której układ i szara sieć nie pozwoliły zrobić światowej kariery. Zamiast utyskiwać na młodzież i wymieniać między sobą naftalinowe dusery, tudzież mole miłości własnej, proponuję przysiąść nad własnymi zdaniami, sprawdzić jak obraca się mechanizm własnego warsztatu – dlaczego zgrzyta i chrzęści. I czytać książki wedle własnego klucza, a nie po liście nominowanych do Nike, bo to jest żenujące i śmiesze. A na koniec, droga Pani, chciałbym sie dowiedzieć, któraż to ze szkół wyposażyłą Panią w taką wrażliwość i wiedzę, że konstruuje Pani teraz stylistyczne potworki jak ta wypowiedź poniżej? Kto obraża polszczyznę bardziej, osoba, która w ferworze debaty użyła słowa “kretyn” i “prowincjonalna gęś”, czy ktoś komu obce są prawidła logiki i składni?

    “Mimo, że Maurycy – odtwórca ról szekspirowskich, jak i uczestnik codziennych, wysublimowanych dyskusji, pełnych dowcipu w gronie przyjaciół starców stanowi wielki kapitał intelektualny i duchowy – to jednak dziewczyna, nieczytająca, nieświadoma, żyjąca z dnia na dzień, nie musi z dziedzictwa pozostawianego nam przez wieki niczego zdobywać.”

  7. Ewa pisze:

    30 września 07:23, przez Ewa
    To dzięki doktorze za bezpłatne, mam nadzieję, korepetycje!

    Nie jestem doktorem, zaledwie magistrem i to w zupełnie innej profesji. Proszę traktować teksty jak wypowiedź obcokrajowca, który język kaleczy. Natomiast sens, jak widzę i rolę komunikacyjną moich wypowiedzi odebrał Pan bezbłędnie, więc nie jest jeszcze tak źle.

    Proszę jeszcze o chwilę uwagi, skoro Pan na zupełnie nieważnym blogu napisał aż tak dużo i tak mądrze.
    Metody Pana walki z – w moim wypadku największą winą moją, jak zrozumiałam, jest to, że obrażam Pana pokolenie – są niedopuszczalne.
    Nawet dziecko, jak się karci, trzeba mu powiedzieć, za co i nie mówić przy sposobności, że nie wyczyścił butów i nie wyrzucił śmieci. Nie mówić, mu, że jego matka była przed ślubem puszczalska i nic dziwnego ze jest tumanem.
    A Pana knajacki styl krytyki jest właśnie taki.
    Oj, Panie Doktorze, z etyki dwója, cokolwiek Pan znaczy w stylistyce i przecinkach języka polskiego.

    Nie należy się tak poniżać, i przychodzić na cudzy blog i kwestionować awansem człowieka, bo ja tego nigdy nie zrobiłam. Nie zrobiłam tego nigdy personalne, nie zakwestionowałam w człowieku ani jego wieku, ani tego, że nie zrobił w świecie kariery. Nigdy nie podlizywałam sie silniejszym, co w wypadku Jacka Dehnela Pani robi i nie atakowałam najsłabszych, czyniąc z nich wdzięczne pośmiewisko i dając sygnał i przyzwolenie reszcie sfory, która w każdym przecież momencie może stać sie ofiarą.

    Brawo Doktorze! Metody faszystowske.

  8. dr Charles Kinbote pisze:

    30 września 08:03, przez dr Charles Kinbote
    Po prostu niech Pani w miarę swoich ograniczonych możliwości nie robi ciągle literówek, nie przekręca pseudonimów i nazwisk, jak i nie robi błędów stylistycznych i składniowych. Skoro jest na Pani blogu opcja komentarza, więc chyba można z niej skorzystać, prawda? No chyba, że pragnie Pani wysłuchiwać tylko zachęt i pochwał od członków rodziny i swoich przyjaciół. Pani nie widzi tego, jak bardzo sie pogrąża w swoich nielogicznościach – najpierw Pani za mną biega po wszystkich forach i opisuje jaki to nowy i wspaniały sposób wysławiania, a potem – jak już Pani ze mną nie po drodze – dowiaduję sie, że to faszyzm i knajacki styl. Z tym podlizywaniem wobec Pana Jacka Dehnela, to chyba przesada, nie uważa Pani? To znaczy, co robiłem? Na przykład pisałem na publicznych forach “Kocham Pana, Panie Jacku!”, albo w prywatnej korespondencji zwierzałem sie ze swoich domowych trosk i uwielbienia? Bardzo Panią proszę, troche godności… i proszę pójść za radą Ludwiga Wittgensteina (filozof niemiecki) i zmianę świata rozpocząć od siebie.

  9. Ewa pisze:

    30 września 08:35, przez Ewa
    Panie Doktorze, proszę zezwolić mi na przeklejenie naszych dwóch listów, które wymieniliśmy, bo wygląda, że molestuję Pana poza blogiem.
    Kocham napisane publicznie na blogu to nie jest jeszcze żadna deklaracja w tym sensie, w jakim użyłam. Nie bądźmy śmieszni. W dalszym ciągu się Panem zachwycam, ale wczorajsze wystąpienie na Nieszufladzie mnie przeraziło.

    Winą jest moją, że nie doczytałam wszystkiego, ale przecież nie można życia tak oddawać na te wszystkie nudne komentarze, które przecież mają funkcję rozmowy. A kogo obchodzą czyjeś rozmowy dotyczące tylko rozmawiających?

    Nie przesadzajmy, blogi nie mają wartości sztuki, ani edukacji, ani nawet – jak ewidentnie teraz widać – międzyludzkich wspólnych dociekań, czyli twórczej dyskusji. Żal mi tej jałowej niedzieli, w której ślę do Pana ten miłosny list. Żal, bo w zdaniach deprecjonuje mnie Pan całkiem niepotrzebnie, ja jestem w innej już przestrzeni życiowej i nie trzeba stosować do mnie chwytów jak do dzieci i młodzieży. Nic Pan niestety nie rozumie.
    A szkoda, bo jest Pan bardzo utalentowany jak widzę w składaniu słów do kupy. Szkoda, że wszystko idzie w dym, na blogi i na komentarze. Widzi Pan, już tyle napisane i nic z tego. Ja jestem do dupy i molestuję w sieci młodych chłopaków, ślę im do domu takie listy, a oni sobie na takie traktowanie nie pozwolą.
    Przecież to nieprawda. Kolejne nieetyczne zagranie.

  10. dr Charles Kinbote pisze:

    30 września 09:02, przez dr Charles Kinbote
    Nie sugeruję w moich wypowiedziach, że Pani kogoś molestuje (w znaczeniu: nastaje na cielesną cześć, w całości lub też w części). Zwracam tylko Pani uwagę na to, że zbyt emocjonalnie podchodzi Pani do własnej – jak i cudzej – bytności w internecie. Tyle.

    Już wczoraj sugerowałem, żeby Pani prześledziła szlak bojowy Pani Gosi Dobosz – i potem zastanowiła się, czy tak bardzo nieuprawnione są wobec niej określenia “głupia gęś”, “kretyńskie wątki”. Zrobiła to Pani? Może rzuci Pani okiem na dalszy ciąg tej dyskusji na NS i na kolejne kompromitujące wypowiedzi rzeczonej niedorzecznej Gosi? Nadal chce Pani stawać w jej obronie?

    To Pani blog, więc może Pani sobie na nim wklejać, co Pani sobie życzy i wyobrazi. Prywatną korespondencję, zdjęcia, bilingi telefonicznych rozmów, jak Pani uważa. Jeśli to, o czym sie mówi w pokoju chce Pani potem powtórzyć na dworcu – proszę bardzo. Zapewniam, że nie dostarczę już Pani więcej powodów do trosk. O mnie proszę się nie martwić – i nie lękać się, że całe złoto z moich ust idzie na komentarze i blogi. Spokojnie, tu siąpią jedynie opiłki intensywnej roboty wyższego rzędu.

  11. Ewa pisze:

    30 września 09:25, przez Ewa
    Dodam jedynie, że przeczytałam, że się broń Boże o Pana nie troskam i żadną siłą nikt mnie nie zmusi do czytania twórczości Pani Gosi Dobosz.
    Zainteresował mnie Pański sposób pisania, który jest dostępny tylko w blogowych komentarzach, dlatego wczoraj byłam w Nieszufladzie.
    Nie interesuje mnie nikt i nic z całego tego towarzystwa i dzięki tym naszym wczorajszym i dzisiejszym doświadczeniom wzajemnym nie będę musiała już tam zaglądać.

    Też pa, jeśli to taki dzisiejszy sposób zwracania się do starszej osoby.

  12. Przechodzień pisze:

    30 września 12:17, przez Przechodzień
    Ja również dałem się uwieść doktorowi, celności, zgryźliwości analiz i ripost. Wyglądało, że doktor ma jakiś uzdrawiający program i będzie się bezkompromisowo rozprawiał ze szkodliwymi zjawiskami, które przerastają z jednej rzeczywistości do drugiej. Z „reala” do „wirtuala”, z przeszłości do teraźniejszości. Ale w grubym błędzie ten, kto sądzi, że sieć to miejsce spotkań wolnych, czystych i bezkompromisowych duchów i można tam zawierać bezinteresowne sojusze. Każdy chce tu coś ugrać, a gra się obleśnie i na całego, niechlujnie i obskurancko sięgając do zgranego repertuaru środków, wydawałoby się wymarłej już przeszłości.

    W bezkompromisowym wytropieniu, zdemaskowaniu i próbie zniszczenia „tajnej-szkodnika”- co uznałem za bardzo chwalebne -nikt go nie poparł (mój głos, jak się spodziewałem też bez reakcji), a tajna mimo intensywnego przemilczania bryluje nadal i wyraźnie jest tam hodowana. Chów to niezwykle zimny, ale i tajna z krokodylowatych, o których wiadomo, że szczerze potrafią rozmawiać jedynie ze sztucerem, więc takie smyranie jedynie dogodzić może. A jednak mimo braku rezultatów pastwienie się nie ustaje. Należałoby raczej zaatakować pozostałych „kumpli”, ustalić powody owego tolerowania, miast tych palcówek klawiaturowych, których blask i siła gasną w rutynie. Niestety kopanie lezącego staje się nudne, przez łatwość i częstość zabiegów, mimo iż sam doktor ma to za jakieś złoto.

    Podobnie doktor działa na NS gdzie z tysiąca bardzo do siebie podobnych osobników wybiera na chybił trafił (choć może jest jakiś inny klucz) jakąś bogu ducha winną Gosię i ćwiczy ją bykowcem swojej retoryki obłudnie sugerując iż ma jakieś wyższe względy na uwadze.
    W rzeczywistości sprawa Gosi jest bez absolutnie najmniejszego znaczenia, a regularne młócenie, jałowe i poniżające, tak doktora jak czytających.
    Wazelinowanie się może przejawiać się działaniach zastępczych, doktorze! Niekonieczne muszą być zaraz miłosne zaklęcia.

    Kiedyś podobną robotę robił Urban piętnując (z nazwiska!) kelnerów, szatniarzy i sprzedawczynie wskazując na nich jako przyczynę ogólnej biedy. Do takiej roboty go wynajęli i robił to dobrze i dobrze na tym wyszedł. Casus dr Kinbotego pokazuje, że można to robić nadal. Pielęgnować ten populistyczny sposób myślenia o rzeczywistości, jaki tu dekadami wytwarzano.

    Myślałem naiwnie że dr to „ktoś z Gombrowicza” (mylące gombro w emailu przed małpą) prześmiewca i demaskator, bezkompromisowy rycerz prawdy, a to tylko drobny tropiciel literówek, wadliwej składni, to typ współczesnego inteligentnego chama, którego chamstwo jest już genetyczne, a nie sprowokowane (ale to na dzień dzisiejszy okoliczność obciążająca). (Rzecz jasna nie jest to epitet w celu obrażenia, to raczej diagnoza “typu” w sensie Gasseta) „Kretynka” i „głupia gęś” to pikuś wobec popisu chamstwa, któryś Pan dał tu, jeszcze raz powtarzam niesprowokowanego. Cytuję, bo jest to kliniczny przykład owego chamstwa rodem z Urbana, którego retoryka znajdowała szalony odzew na „dole”

    Ależ w Pani jest jadu! Żal, że czas przemija i laury zdobywają inni? Czy zwykła pretensja starszej pani, że przychodzą młodzi i zajmują miejsce? Skoro to co Pani napotyka w swoich internetowych peregrynacjach na NS czy Kumplach jest dziedzictwem po bolszewickiej, woluntarystycznej edukacji, to może Pani łaskawie wskaże te miejsca w siecie, gdzie Pani jest hołubiona i oczekiwana, gdzie się toczą długie miłe dyskusje, gdzie jedna uwieńczona głowa drugiej uwieńczonej głowie śle łagodną replikę, a wszystko to przy wtórze młodych zapracowanych aulistek.

    Na moje oko jad jest w panu, czego nie trzeba dowodzić, bo lepiej się nie da zreferować na czym chamstwo polegać może. Jad to logo dr Kinbote.
    To Pan przekracza granicę nie wiedzieć bardziej stylu czy smaku. Przekracza to za mało powiedzieć, Pan zza tej granicy nosa nie wyściubia, siedzi tam niczym… Niestety nie widzi Pan tego sam z siebie, i nic nie sprawi by mógł Pan się zobaczyć z “boku” tak jak, gnojona systematycznie przez Pana tajna tego zrobić nie może. Dlatego z Panem nie jest możliwa rozmowa, a jedynie pyskówka. I w istocie jest Pan taką tajną a rebours

  13. buk pisze:

    30 września 13:57, przez buk
    buk-ewa. Wkleiłem u siebie moje maile do Ciebie z 02.2006… Jednak miałaś we mnie wzorowo łagodnego oponenta niż w Kimbote.

    buk-kimbote. Tajna tasiemcem, powiadasz? Kto by nim nie był zjadając taki kawał nie zbadanej u weterynarza dziczyzny z wągrami i tasiemcami? ( http://lechbukowski.blog.onet.pl/2,ID244981418,DA2007-08-20,index.html)

    buk-przechodzeń. Tajna był zapraszany do partii literackiej ( sam o tym pisze przez kogo). Przez kogo?

  14. Przechodzień pisze:

    30 września 14:40, przez Przechodzień
    > buk
    Przez ZaDużego był zapraszany i zaproszony. Myśmy z tym nie mieli nic wspólnego. Przez kilka emaili spierałem się z p. Badulą o to kim jest tajna. Miał na swoim blogu zachwycone fotoreportaże z występu “Ich troje” w ramach kampanii wyborczej “Samoobrony”, do której przystąpił. Badula twierdził, że to “camp” i go zaprosił bez naszej zgody, chyba tylko po to aby ten blog ostatecznie wykończyć. Ale jak się tam pojawił, powitaliśmy go grzecznie. Z takimi rekomendacjami… no i długo już blog nie pociągnął. No, ale buk powinien to wszystko pamiętać.
    A tak by the way, dlaczego upierdliwie czytacie (?) Ewę, wchodzicie tu, dajecie swoje linki, skoro jest niereformowalna i nie chce poddać się życzliwym radom i naukom? Nuda, czy jakaś misja?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *