Zbigniew Sajnóg “List otwarty do Bartosza Paducha i Dariusza Dikti autorów filmu dokumentalnego pod tytułem „Totart, czyli odzyskiwanie rozumu”. Gdańsk, październik 2014”

Totart był ruchem literackim, artystycznym i w jakiejś mierze także politycznym.
Okoliczności.
Aby w ogóle rozpocząć rozmowę o Totarcie, trzeba przypomnieć okoliczności, w jakich zaistniał, a w szczególności kilkanaście kwestii o decydującym znaczeniu. Wymienię 10 z nich.
Kwestia życia w PRL –w tępym, brutalnym, nienormalnym systemie. Kwestia życia w niewoli (ideologicznej i narodowej) –jako synowie/córki narodu zgwałconego, uznanego za odpad genetyczny, poniżonego, zdradzonego, wyszydzanego. Kwestia masowej zagłady właściwej systemom totalitarnym XX wieku, a w związku z tym dramatycznych pytań o Boga, o człowieka, o cel i sens życia. Kwestia swoistej polskiej „tradycji” przelewania przez kolejne pokolenia krwi za ojczyznę. Kwestia stawania z kamieniami przeciwko czołgom. Kwestia morderstwa dokonanego na księdzu Jerzym Popiełuszko –czyli jawnego, otwartego postawienia sprawy: kto będzie się sprzeciwiał zostanie zamordowany. Kwestia głębokiej depresji i beznadziei –wynik stanu wojennego i wygaśnięcia „Solidarności” w połowie lat osiemdziesiątych. Kwestia dogłębnego poczucia marnowania, przetracania życia, „tracenia najlepszych lat”, poczucia, iż życie skończyło się, nim się zaczęło, więc kwestia bycia straconą generacją (stąd niezwykle mocno przyjął się w Polsce punk rock). Kwestia emigracji – i wszystko, co się z nią wiąże. Specyficzne przeżywanie perspektywy emigracji przez poetów, przez ludzi tworzących w słowie. Także dość szczególna kwestia emigracji do Niemiec –w kontekście zaszłości II wojny światowej –przystąpienia do Spannerów. Wreszcie kwestia katastrofy czarnobylskiej.
Poprzestaję na tym wyliczeniu, choć pominąłem w nim jeszcze kilka kwestii i to pierwszorzędnej wagi, o których uznałem, iż nie miejsce i nie pora jeszcze mówić –w tym filmie.
Aby przybliżyć, sprecyzować, co mam na myśli mówiąc
o stawaniu z kamieniami przeciwko czołgom.

Otóż po takim doświadczeniu przychodziła refleksja, że to szaleństwo, że to jest działanie na poziomie człowieka jaskiniowego. Bezsensowne wystawianie się –abstrakcyjne i bezowocne. Na ściśniętym, zdrewniałym gardle śpiewanie „Jeszcze Polska nie zginęła…”
Ale z tradycji przelewania krwi za ojczyznę jasno wynikał obowiązek –teraz my byliśmy tym pokoleniem. Nie stanięcie oznaczało zdradę i tchórzostwo.
Kamienie –brzdęk, brzdęk o pancerz polewaczki. Pędem rzucam się w tunel ale patrzę, czy chociaż farba się zarysowała…
Innym razem ktoś z butelką z benzyną zaczajony za rogiem. Dołączam się – ale oni wyszkoleni, mijając budynek patrzą, co się dzieje za węgłem –ostro hamują, płomień idzie po masce i pod spód. Obrotowe sikawy natychmiast go gaszą… Uciekamy jak chyba nigdy w życiu, szał –przez płot, przez boisko. Przecież mają broń.
I myślę, myślę potem –mamy ich palić żywcem?
Pewnego razu, gdy przegrodziliśmy naszą ulicę barykadą i z drugiej strony jakimś wyrwanym ogrodzeniem z łańcuchami, byle czym – jaka euforia, jaka zdumiewająca radość –wolność, kawałek wolności, nasz kawałek ulicy…
Myśleliśmy, owszem, a może należy walczyć z bronią w ręku? Z pistoletem-wykopkiem na miliony sowieckiej tłuszczy. Albo może –dobrą kuszę można zrobić z resora od małego fiata… Z kuszą na bomby atomowe.
Później myślałem –w tych czołgach przecież nasi rówieśnicy, tyle że z innych miast i z wiosek. Zapewne poszli służyć w armii z przekonaniem, że spełnią szlachetny obowiązek obrony ojczyzny, w razie gdyby znów ktoś chciał robić z nas mydło.
Rocznikowi, który czas „Solidarności” spędził w wojsku, a więc trzymany z dala od wydarzeń, przedłużono służbę, by użyć ich jako narzędzie stanu wojennego. Za niewykonanie rozkazu –sąd wojenny.
Załatwiano brudne sprawy szczując nas jednych na drugich.
Pozytywizm.
Napisałem niezły wiersz. Jak na utwór zaangażowany – całkiem fajny, w stylu norwidowski. Wiersz z zapytaniem, czy soczewka milicyjnej tarczy rzeczywiście aż tak odwraca obraz rzeczywistości? Podałem wiersz do podziemia, do druku. Nie wydrukowali.
Wprowadzając stan wojenny komuniści nawiązali do pozytywizmu. Zagonienie niewolników na miejsce –ubrali w idee pracy organicznej i pracy u podstaw. W gruncie rzeczy schemat, proste powtórzenie: robotnicy do łopat, studenci do nauki, pisarze do pióra. No.
Że akurat byłem po egzaminie z pozytywizmu –w lot wychwyciłem ich błąd! Bowiem pozytywiści uważali, że socjalizm będzie zgubą dla Polski. Napisałem piękny, prosty artykuł, w nim odpowiednie cytaty. Podałem do podziemia.
Odpowiedź zabrzmiała: „nie wydrukujemy –robotnik tego nie zrozumie.”
Miałem takie chwile –myślałem, że „polish jokes” wcale nie są boleśnie krzywdzące. Stwierdzają fakty.
I tak studiowałem.
W drodze na zajęcia uniwersyteckie przejeżdżałem obok miejsca, gdzie profesor Spanner robił mydło z ludzi. Jadąc na zajęcia i wracając z powrotem. Dwa razy dziennie. Wstęp i posłowie do zajęć z literatury.
Miasto –Masa –Masarnia.
Miasto –Masa –Masarnia, trawestacja manifestu Awangardy Krakowskiej –było hasłem pierwszej akcji Totartu. Zderzało optymistyczne pochwały racjonalności, ładu, konstrukcji, idei społeczeństwa jako dobrze zorganizowanego mechanizmu –z porażeniem jatką XX-wiecznych totalitaryzmów. Za anons tej akcji służyły gipsowe odlewy przedstawiające urwaną ludzką głowę, pomalowane na różowo, z błękitną barwą wypisanym zaproszeniem.
Istotne znaczenie dla „Masarni” miało nałożenie nieznośnego, niepojętego zredukowania człowieka do poziomu surowca przemysłowego –z bieżącym doświadczeniem stawania z kamieniami przeciwko czołgom i z wiszącym nad głowami zagrożeniem sowiecką interwencją. Człowiek poddany tym presjom miotał się między buntem, strachem i nieznośną niemożnością życia w takim stanie.
Szczególnie mocno przeżywałem kwestie Zagłady, metodycznego, rzeczowego, zracjonalizowanego mordu. To nie dawało mi spokoju, było czymś nie do pojęcia, często bywało tematem rozmów.
Nie można było w żaden sposób ułożyć w spójną całość tego, co mówiono nam o Bogu –że jest miłością i jest dobry –z tą niebywałą jatką, z tak ekstremalnym złem. Z tym, że coś takiego było w ogóle możliwe.
Te kwestie były dla „Masarni” kluczowe. Czytałem fragmenty z obozowej prozy Tadeusza Borowskiego i swoje wiersze związane z tematem Zagłady z tomu „12 sonetów równowagi”.
Tam też czytałem manifest o zaprzestaniu rozmnażania –objaw szaleństwa, desperacji i rozpaczy, skoro miłość wytwarza surowiec przemysłowy.
Nie wyobrażałem sobie życia w tym osaczeniu, w jakim byliśmy –i bez uzyskania odpowiedzi na pytanie: dlaczego?
Te Totartowe akcje były wyrastającymi z rozpaczy aktami desperacji przeradzającej się w bezsilne szyderstwo.
Bez odpowiedzi niejako wszystko się rozpadało, nie dało utrzymać –zasady, prawa, przykazania… Przemysłowy surowcu –nie desperuj! Żyj poczciwie!
„Masarnia” była zatem wyrazem życia w dygocie oczekiwania na swoją kolej, na niechybne zmielenie.
Pamiętam, pewnej Wielkanocy byłem na spacerze w oliwskim zoo. W jednym z terrariów spokojnie spał zwinięty wielki pyton. Pracownicy, jako że mieli wolne, zostawili mu na zaś kilka białych myszy. Pyton lubi zapolować, i lubi świeże… Jedna z myszek, mokra od potu, dygotała skulona za kamykiem. Doznałem bezgłośnego szału – chciałem porwać jakiś sprzęt, rozbić to terrarium, zatłuc tego gada. Chciałem dorwać i bić po mordach ludzi, którzy stworzyli tę sytuację.
Później pomyślałem – co ten gad winien?
Jak wtedy myślałem.
Rozlały się totarty. Ludzie przychodzili i rzucali na stos swój ból, próbowali zapełnić żrącą pustkę, ugasić pragnienie, wyratować swoje kruche wnętrza. Gdy dziś spróbowałem się wczuć, przedstawić jakie to było –napisałem tak:
Całą tę kulturę, która przecież nie uchroniła ludzkości, całą tę zatem z założenia wątpliwą wartość, te wszystkie przez ludzkość ustalone wzniosłości, wypracowane konstrukcje, te bezsilne formy –przejrzymy, przenicujemy. Bez kompleksów i bez krygowania się. Jeśli bowiem jest odpowiedź –to trzeba ją znaleźć, nie będziemy ryzykować jej utraty dla zachowania bon tonu. I to nie jest z ideologii –ale bo nie można wytrzymać. A jeśli –być może –rozum tego nie ogarnia, albo nie jest w stanie ogarnąć, rzućmy się mimo niego, na oślep, może gdzieś tę odpowiedź przychwycimy, może rzeczywistość odegnie się, odchyli i może –ukaże się. Na skraj zguby –z niezgody na zgubę.
Albo tak:
Sprowadzeni do poziomu zerowego – niewolników z wydzielanymi racjami pokarmu, sprowadzeni do dna –z tego, co na dnie uklecimy swoją wielkość (często artyści miewają problemy z ego). Uklecimy ze szmat i patyków, z papieru i z tego, co znajdziemy po drodze…
Albo tak:
Z nienawiści do tych nauk pobieranych w sowieckich szkołach, do tego ich tembru, do tego pouczania przez tępaków i gnidy – silnych siłą stojących za nimi morderców. Nigdzie żywej myśli.
Czuję się w bardzo niezręcznej sytuacji – jakbym stawał w obronie tej przeszłości. Ale nie chcę tego. Odciąłem się i przez 20 lat o tym milczałem.
Więc zastrzegam, że opisuję tamto myślenie, tamte wrażenia, uczucia –w doświadczeniu osaczenia, uwięzienia w sytuacji bez wyjścia. I bez odpowiedzi. Objaśnianie tamtej sytuacji i tamtych w niej myśli, działań –nie jest ich pochwałą, ani obroną. Zawsze trzeba ufać Bogu, zawsze trzeba szukać ratunku u Boga.
Od tysięcy lat uczy nas król Salomon:
„W dniu dobrym korzystaj z dobra
lecz w dniu złym zważ:
również ten uczynił Bóg tak samo
Jak tamten (…)”
(7, 14)
1989.
Żyliśmy aktywnie, zjeździliśmy Polskę wzdłuż i wszerz. Spotykaliśmy wielu ludzi. Mieszkając w Gdańsku wiele wydarzeń widzieliśmy z bliska. Po roku 1989 stopniowo, acz szybko przekonywaliśmy się o prawdziwym charakterze następujących zmian.
Oto dwa epigramy z tomu pod tytułem „Parnas zimowy”.
* * *
Mazowiecki w średniowieczu sprowadził krzyżaków
dziś sprowadza niemiecki kapitał.
Pomódl się Polaku.
Rapallo.
To już po Rapallo
bawcie się chłopczęta,
po berku najważniejsza gra jest
w prezydenta.
(w roku 1990)
W rozmowie w redakcji „Tygodnika Literackiego”, wiosną 1991 roku, wypowiedziałem się tak:
“Robert Tekieli: – Niby jest OK – kto ma pieniądze, ma informację, jest najsprawniejszy. Ale u nas to nie jest efekt wolnej gry o te pieniądze, tylko zaszłości historycznej: swego czasu to komuniści ukradli pieniądze społeczeństwu. Ponadto brak “tkanki społecznej”, nie ma silnych stowarzyszeń, ba, tradycji stowarzyszeń. Ludzie nie wiedzą w jaki sposób można oddziaływać na państwo. Będzie niewesoło, jeżeli nie powstanie w tym kraju ruch, który będzie za pomocą metod “okołosystemowych” takich jak referenda, przeciwdziałać najdrastyczniejszym ograniczeniom wolności. (…)
Janusz P. Waluszko: –Jest jeden jedyny przypadek referendum, którego w dodatku nikt poważnie nie potraktował, mimo zdecydowanej woli społeczeństwa –myślę tu o Żarnowcu. I jak tu mówić o demokracji. Jeżeli forma referendum nie jest traktowana poważnie, to ludzie mają już tylko jedno wyjście –bomby. Czy o to chodzi? To jest przecież nonsens. Czy oni mają się zorganizować w armię zbrojną, która pokona armię zbrojną tego państwa…
Zbigniew Sajnóg: – Ale Jany, nie mów tak, bo zaraz powiedzą, że to my chcemy wieszać. Kiedy uprzedzamy o zagrożeniach nikt nam nie wierzy.(…)

Efektem tego wszystkiego, o czym mówiliśmy dotąd jest to, że ludzie w wieku aktywnym przebywają w “stanie wyjeżdżam”. (…) Ci ludzie, którzy decydują dziś o tych wszystkich sprawach w tym kraju, doprowadzają do tego, że w pewnym momencie przyjdzie taki dzień, kiedy już po prostu reszta powie: “do widzenia, mamy was gdzieś”.
Janusz P. Waluszko: – Przecież oni już to mówią.
Zbigniew Sajnóg: – Tak, ale powiedzą to aktywnie, być może zdarzy się tak, jak się zdarzyło w Rzymie starożytnym, kiedy plebs rzymski sobie po prostu wyszedł z miasta. Słuchajcie, to jest paranoja! Spełniło się największe marzenie, ten orzeł w koronie, absolutna wolność… a człowieka już to nie obchodzi.
Społeczeństwo się rozwarstwiło. Jedni wyjechali, wśród pozostałych są trzy podgrupy: ci, którzy kręcą tym układem, ci którzy są kręceni czyli tak czy inaczej w nim uczestniczą i ci, którzy zalegli. I nimi nawet już się nie da kręcić. Do tej pory istniała tylko opozycja tych, którzy wyjechali i tych, którzy pozostali. Teraz pojawił się trzeci stan, to są ludzie z grupy “wyjeżdżam”, ludzie którzy zrezygnowali ze wszystkiego tutaj i bardziej lub mniej konkretnie, przeważnie jednak mniej, projektują swój wyjazd. I mówią: ja za dwa lata wyjeżdżam do Australii.
To nie jest nawet emigracja wewnętrzna. To jest stan permanentnego wyjazdu. Niemożność pozostania, niemożność wyjazdu. Ja osobiście też przebywam w “stanie wyjeżdżam”. Taka jest prawda.
Ci ludzie żyją tutaj i jednocześnie ich tutaj nie ma. Oni mówią tak –”robicie wybory, a co z waszymi wyborami. Jak tam wam reforma idzie?” Był taki eksperyment psychologiczny: dwie małpki zamykano w klatce i rażono prądem. Jedna małpka miała do dyspozycji przycisk, który pozwalał odłączyć prąd. Druga nie miała tego przycisku. Po trzech miesiącach ta, która miała przycisk zmarła, a tamta żyła dalej. Tak to się kończy, jak się komuś stworzy pozory wpływu na sytuację.”
[Ariergarda narodowej kultury. Waldemar Gasper, Robert Tekieli, Janusz P. Waluszko, Paweł Konnak, Zbigniew Sajnóg. Tygodnik literacki. 5 –12 maja 1991.]

W tamtym czasie mawiałem –„to nie jest wolność, to jest rozwolnienie”. I aczkolwiek forma tego stwierdzenia była gruba, stał za nią wstrząs uświadomienia, że oto jest strasznie, że żadnej szlachetności nie będzie.
Autorami pojęcia stan wyjeżdżam byli Andrzej Awsiej, Joanna Kabala i Maciej Ruciński. Andrzej Awsiej polityczne wojny tamtego czasu nazywał walkami potworów(należy to odnieść do filmów o Godzillach, Hedorach i innych tego rodzaju).
Sekta.
Wyjaśniałem Ci, Bartoszu, że nie czuję się jeszcze gotowy, by mówić o tych wydarzeniach. Rozumiałem, że film ma być o Totarcie i umówiliśmy się przecież, że wezmę w nim udział, aby opowiedzieć o sprawach wymagających naprostowania i wyjaśnienia.
Mój wyjazd do Majdanu Kozłowieckiego, przyłączenie się do tamtejszej wspólnoty, miały przede wszystkim przyczyny duchowe. Nie uczyniłbym tego z powodu diagnozy sytuacji politycznej. Ale w tamtym czasie, w latach 1990-1993 ewidentnie widziałem perspektywę długiej samotności –póki ludzie nie zorientują się o prawdziwym charakterze zmian 1989 roku.
Napisałem tu o wspólnocie w Majdanie Kozłowieckim, bowiem wtedy w moich oczach miała taki charakter, jej „drugie dno” ukazywało się powoli, stopniowo i znacznie później. Wcześniej wyglądało to wielce szlachetnie.
Tłumaczyłem, że nie chcę rozmawiać o sprawach sekty, że nie jestem jeszcze do tego gotowy, że to ogromny i trudny temat. Ale autorzy filmu uznali, że opowiedzą o tym na podstawie jakiegoś „ekspresu reporterów”… To skrajna nieodpowiedzialność.
Nie rozpoznali manipulacji Bogdana Kacmajora. Zacytowali moją wypowiedź przedstawiając ją w filmie jako pozytywny przykład wyboru –jako przeciwieństwo drogi moich przyjaciół, którzy zanurzyli się w szołbiznes. Ale dla ludzi znających Pismo będzie czytelne, że mijam się z Prawdą, że jestem w uwiedzeniu. To Bóg leczy, nie człowiek. Więc, niestety, jak można było łatwo przewidzieć –tu konstrukcja filmu się załamuje. Obrazem wyboru przeciwstawnego do drogi szołbiznesu, byłaby moja współczesna wypowiedź w filmie –ale tej możliwości mnie pozbawiono.
Jedyne, co w tej sekwencji filmu jest ciekawe, to wypowiedź lubartowskiego policjanta –patrzącego z zewnątrz świadka wydarzeń. Jeśli już –na tym, należało poprzestać, a sceny z Bogdanem Kacmajorem i ze mną należałoby usunąć, albo opatrzyć należytym komentarzem. Ale aby był rzeczywiście wyjaśnieniem –trzeba długiego filmu… To nie są kwestie do załatwienia za pomocą trzech ujęć.
W filmie formułowana jest teza o linii „rozwojowej” od działań Totartu do sekty – jako ich konsekwencji. Ale ja poznałem Bogdana Kacmajora dużo wcześniej, w roku 1985. Prosiłem – nie podejmujmy w tym filmie kwestii sekty. Należało posłuchać.
W filmie…
W filmie opis okoliczności prowadzących do zaistnienia Totartu sprowadzony został do pokazania generała ogłaszającego wprowadzenie stanu wojennego, migawek z demonstracji i bieda-sklepów. Oraz do słów Ryszarda Tymańskiego o wyrzygiwaniu peerelu. To są obrazy znane, zgrane. Stwierdzenie Ryszarda Tymańskiego prawdziwe, ale wszystko to bardzo ogólnikowe, nie docierające do istoty sprawy, nie ukazujące tego wieloaspektowego osaczenia. Niestety, tu decyzja o odebraniu mi głosu i, mimo mojego przypominania –pominięcie w ogóle kwestii profesora Spannera (jako nie pasującej do kompozycji!) oraz w ogóle decyzja o
oparciu się na archiwalnych obrazach – zamiast na porządkujących i nazywających wypowiedziach bohaterów –uczyniły z filmu rodzaj fantazji reżyserskiej.
Archiwalnymi obrazami nie opowie się tej historii. Raz – dlatego, że nie są reprezentatywne, bowiem filmy, zdjęcia powstawały, gdy akurat trafiał się sprzęt. To były zupełnie inne czasy i inne okoliczności! A dwa, że dla historii tej kluczowe są przeżycia i myślenie bohaterów. Zanegowania człowieczeństwa nie opowie się inaczej niż przez rozmowę –na ten temat nie ma zdjęć.
Podkreślam, nie chodzi tu o filozoficzną kwestię obiektywizmu w filmie dokumentalnym, ale o pomijanie tego, co dla przedstawianego zjawiska jest kluczowe – z uwagi na wyobrażenie reżysera o kompozycji, czy na, powiedzmy oględnie, pewne pozafilmowe okoliczności.
Godło.
Na obraz Totartu nałożone są pewne klisze, pewne mity – niektóre współcześnie, z upodobaniem podtrzymywane przez dawnych uczestników. Taką jest kwestia mazania się ekskrementami (nie miało to miejsca).
W filmie zaakcentowana jest sprawa godła. Wymaga to wyjaśnienia, bowiem ten problem stworzył współcześnie Ryszard Tymański. Napisał piosenkę pod wiadomym tytułem i wystąpił z nią na barykadzie Krytyki Politycznej –niejako przeciwko demonstrującym patriotom. Wytworzył zatem problem, który anachronicznie i niezgodnie z prawdą nakłada na działania sprzed blisko 30 lat.
W działaniach Totartu miało miejsce wiele różnych incydentów, ale jak starałem się to wyjaśnić w niniejszym liście –nie miały one ideologicznego charakteru. Były zmaganiem się ze swoim bólem, były szarpaniem się z usidleniem, osaczeniem.
Jak zrozumieć tamten dawny incydent, na przykład nie mając w pamięci sytuacji stawania z kamieniem w ręku przeciw czołgom z orłami na burtach. Gdy oto mieliśmy śpiewając „Jeszcze Polska nie zginęła…” rzucać się na czołgi –a ich załogi ze śpiewem „Jeszcze Polska nie zginęła…” miały nas przejeżdżać.
To bohaterstwo czy psychiatryk?
Ale nie musiało być nawet tak, to bowiem jest już pewna opowieść. Mógł być ów dawny incydent jakimś porywem, czymś, co w tamtych okolicznościach miało zupełnie inny charakter i wymiar.
(Cały czas podkreślam, że nie bronię, nie pochwalam i nie usprawiedliwiam tamtych wydarzeń! Podkreślam, że jak ponad 20 lat temu odżegnałem się od tamtej działalności, tak w tej decyzji trwam.)
Wylewanie bólu, miotanie się w tamtej sytuacji łatwo utożsamić z dzisiejszym lewactwem i z toczoną dzisiaj ideologiczną wojną. Ale takie utożsamienie jest nieprawdą i anachronizmem.
Natomiast aranżowanie takiej sytuacji dzisiaj, rozwodzenie się nad tym, ożywianie tego, demonstrowanie – jest jątrzeniem i zadawaniem bólu. Jest wulgarne i brudne. To jest właśnie, zamiast dojrzałej rozmowy – zadawanie bólu, prowokowanie, pobudzanie do wściekłości, do zaślepienia, skrajnie niebezpieczne antagonizowanie. To jest nieodpowiedzialne. A zapytam też –gdzie jest współczucie? Gdzie jest mądrość? Gdzie – uleczenie? No właśnie.
Tak około pięćdziesiątki ta zdolność do dojrzałej rozmowy powinna się już pojawić, bo jeśli nie teraz, to kiedy?
Sprawa godła w tym filmie jest anachronizmem przypinanym do uczestników Totartu. Autorzy filmu lokują nas wszystkich dokładnie tam, skąd miałem nadzieję, swoim wystąpieniem w tym filmie nas wyciągnąć.
Tych scen z godłem, tych narracji o fekaliach – w ogóle w tym filmie nie powinno być, jeśli miałby to być film właśnie prawdziwy i wyjaśniający. Bo nieraz się zdarzy, że ktoś ma szpetny pryszcz na twarzy, ale robienie zdjęcia ukazującego wyłącznie ten pryszcz – nie jest przedstawieniem tego człowieka.
Skupianie się na tych kwestiach, rozdymanie ich w celu wytworzenia „komercyjnej, skandalicznej aury” na sposób właściwy mediom niszczącym człowieka (tabloidyzacja, manipulacja polityczna, wojna ideologiczna) – jest skłamaniem tego filmu. Przeinacza dramat człowieczeństwa, dramat osaczonych ludzi dobijających się prawdy – w ideologiczne jątrzenie, w rozdzieranie i niecenie wojny! To przeakcentowanie filmu jest tworzeniem nieprawdziwego obrazu, ale i aktem zdrady.
Film w tym kształcie wpisuje się w dzisiejszy spór ideologiczny i – co podkreślam – dawnych uczestników Totartu lokuje en bloc w tym sporze i to po stronie, która jest w całkowitej sprzeczności z poglądami wielu spośród z nich. Czyni się tak wbrew ich woli i budzi to ich jakże słuszny sprzeciw. Wielu ludziom sprawia to ból.
W programie festiwalu „All about freedom”, publikowanym na internetowej stronie Europejskiego Centrum Solidarności, informacja o filmie zilustrowana jest właśnie zdjęciem przedstawiającym symulowanie przez Ryszarda Tymańskiego kopulacji z godłem.
Pytam –panie Bartoszu – jak to się ma do pańskich zapewnień, że moje warunki przystąpienia do udziału w tym filmie zostaną spełnione? Że będę miał możliwość wyjaśnienia tych kwestii i zdjęcia z Totartu odium grupy lewackiej i grupy „ludzi normalnych inaczej” – jak to przeczytałem w jednym z komentarzy? Mało tego, dzieje się zupełnie odwrotnie, bowiem moja współczesna obecność w filmie, z jednoczesnym odebraniem mi możliwości wypowiedzenia się w tych kwestiach – ten przedstawiony obraz zatwierdza. To jest jakobym potwierdzał, że tak właśnie było, że takie to było.
Chcę jeszcze podkreślić, że zbliżenie niektórych z uczestników Totartu do anarchizmu wiązało się raczej z niezgodą na ten świat. Zresztą dlatego, gdy Sieć Wymiany Pozytywnej przekształcała się w Federację Anarchistyczną, a więc sformalizowany byt ideologiczny – wycofaliśmy swój akces.
Postawy, wybory.
„Totart, czyli odzyskiwanie rozumu” miał być w założeniu autorów filmem o wyborach. O postawach.
Człowiek rozpoznaje rzeczywistość – podejmuje decyzje i rusza w tę, czy inną stronę. Zamierzając mówić o postawach i wyborach w naszym środowisku należałoby przypatrzeć się latom 1989 -1993. Wtedy pojawiły się symptomy rozejścia.
Była grupa utalentowanych, wrażliwych ludzi, którzy w warunkach dotkliwie przeżywanej niewoli i osaczenia próbowali żyć, tworzyć, znaleźć swoje miejsce, swoją drogę. Znaleźć odpowiedź.
I gdy przychodzi czas zmian – ci marginalizowani obszarpańcy szybko formułują diagnozy, które –niczym rozpisane w grafiku – stają się w ciągu następującego ćwierćwiecza!
Filmowiec dokumentalista taką okazję powinien chwycić w lot, prawda? Znakomity zwornik konstrukcyjny, dynamizm, ładunek uczuć i – wyjście do uniwersalnej refleksji! To dopiero byłby film o postawach, to dopiero możliwość wyrazistego, głębokiego pokazania problemu wyborów – śledzone na
żywej historii, na tle wydarzeń o światowym, historycznym wymiarze!
Pokazanie Pawła Konnaka odbierającego Krzyż Solidarności bez uprzedniego zacytowania choćby kilku zdań z redakcyjnej rozmowy w „Tygodniku literackim”, w roku 1991, bez uprzedniego zacytowania epigramów –właśnie odbiera filmowi temat postaw, a w każdym razie odbiera możliwość sensownej refleksji na ten temat. Ale też przyczynek do głębokiej refleksji o Polsce.
Wątek owych diagnoz, owego rozpoznawania sytuacji po 1989 roku, został z tego filmu skrupulatnie wyrugowany. Powoduje to też zubożenie wątków osobistych, w tym mojego. Dokonywane wybory tracą swoją wyrazistość, dramatyzm i głębię. To jest psucie sobie filmu. To jest tunelowanie materiału – jak można się domyślać, dokonywane z jakichś powodów, bo przecież nie z braku umiejętności.
Kilkakrotnie zwracałem uwagę na kwestię tych diagnoz, sugerowałem sposób ich wprowadzenia do filmu.
Także kwestia „z kamieniem na czołgi”, kwestia Spannera, czy niezależna działalność wydawnicza –powinny się znaleźć w dokumencie podejmującym kwestie postaw i wyborów.
Słysząc, iż „Totart, czyli odzyskiwanie rozumu” ma być filmem o wyborach, zachęcałem do przedstawienia w nim działalności Roberta Jurkowskiego, dawnego uczestnika Totartu, który od roku 2005 ratuje dzieci z Dolnego Miasta w Gdańsku. Prowadzi dla nich zajęcia plastyczne, edukacyjne, a gdy zauważył, że przychodzą głodne – dożywiał je za własne pieniądze i z pomocą pozyskanych sponsorów.
Słowo ratuje może brzmieć tu komuś za mocno, ale ratowaniem jest nie tylko wyłowienie tonącego z wody, także pokazywanie młodym ludziom wzrastającym w podświecie –światów innych, budzenie wyobraźni, nadziei, wyciąganie z kolein.
Bardzo ciekawa w tym kontekście była również berlińska działalność Wojciecha Stamma (Lopez Mausere) i Leszka Oświęcimskiego, którzy ogrywając koszmarny, stereotypowy wizerunek Polaków w Niemczech, założyli Klub Polskich Nieudaczników, w ten inteligentny i dowcipny sposób właśnie zdobywając sympatię i przyczyniając się do zmiany owego stereotypu. Klub zdobył znaczną popularność, prezentowana była w nim polska sztuka.
Dobrze byłoby także pokazać postawę Antoniego Kozłowskiego, naszego wielkiego przyjaciela. W czasie stanu wojennego, obligowany rodzinną tradycją, mimo iż był inwalidą, brał czynny udział w demonstracjach. Został bardzo dotkliwie pobity, stracił widzenie w jednym oku. Zatrzymanemu razem z nim przyjacielowi przykładano do głowy pistolet grożąc śmiercią. Jawnie, na ulicy w centrum Gdańska! I dziś Antoni, choć mógłby jakoś umościć się w rzeczywistości, nie robi tego. Za swoją postawę płaci zesłaniem do socjalnego mieszkania w peryferyjnej dzielnicy z ograniczonym dostępem do komunikacji. Na drugim piętrze, w bloku bez windy. Niech tam siedzi, prawda? Po co ma się szwendać taki po mieście?
Rozumiem, że są te kwestie mało filmowe. Zajmowanie się przez lata biednymi dziećmi nie jest filmowo atrakcyjne. W porównaniu do spółkowania z godłem – to nuda.
W filmie zaznaczony jest fakt zorganizowania Kongresu Wydawnictw Pojedynczych. Widzimy ładny zabawny obraz ludzi trzymających się za ręce…
Wydawnictwa pojedyncze, bibliofilskie, unikatowe wydania, art booki – to osobna dziedzina edytorstwa, całą dziedzina sztuki. Ale w warunkach peerelu podążanie w tę stronę miało też inny sens –w świecie szarym (budynki administracji państwowej, mosty etc., malowano na szaro, żeby wraży najeźdźca miał trudność w trafieniu w nie rakietą), w świecie masowym i cenzurowanym –robienie wydawnictw pięknych, ślicznych, unikatowych, było także: postawą. Wydajemy nie samizdaty tłuste od farby robionej z pasty do butów, ale książki – zjawiska.
Wobec wydarzeń roku 1989 i lat następnych, owa pojedynczość nabrała innej barwy. To idea i obraz wyosobienia (nie mylić z wyobcowaniem) – poza łajdactwo. Mówi o wrażliwości, o zajmowaniu swojego miejsca. To też wybór i postawa, choć może trochę pod przymusem.
Współcześnie ten wątek powraca – wątek pojedynczości. Marcin Świetlicki wydał tom poezji zatytułowany „Jeden”. Tom nominowany do nagrody Nike, a autor odcina się od tego, jest demonstracyjnie nieobecny na owej gali.
W jednym z wierszy opisuje samotne trwanie w ciemnym mieszkaniu. „Kto pierwszy wchodzi –zapala światło”.
Ale – mówię tu o wspomnianych sytuacjach wyboru, o postawach w środowisku Totartu –czy w ogóle którykolwiek z tych wyborów był dobry? Bo –co jest sensem i życiem człowieka? A czyż nie w tę drogę wybrała się ta grupa młodych ludzi, w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku? Czy nie w poszukiwanie owego celu i sensu? Czyż nie rzucili się wpław, by osiągnąć tę ziemię? Ten ląd? Rozdzieliły ich fale, pociągnęły prądy. Czy film ten nie powinien podążyć w tę stronę? Obejrzeć nas wszystkich delikatnie, uważnie –bez cięć, bez szybkich werdyktów? Może mógłby to być ważny film.
Gdyby.
Gdybym miał wskazać wewnątrz samego filmu kierunek w jakim powinna zmierzać jego naprawa, wskazałbym na wypowiedzi Joanny, Andrzeja, Wojtka, Tymona (gdy mówi do rzeczy). Zaznaczam, że nie jest to wartościowanie, chociaż rzeczywiście wypowiedzi Joanny, Andrzeja są nazywające, klarowne, wyraziste. Uważam, że film zbudowany na takich obszernych wypowiedziach, do których zilustrowania używane byłyby materiały archiwalne, byłby filmem o, wiele, ale to o wiele lepszym. Powinien nazywać, krytycznie porządkować, wyjaśniać. Nie powinien epatować, ranić i odstręczać –bluzgami, dołem fizjologicznym, różdżkarstwem etc. – to jest poziom mediów nastawionych na niszczenie człowieka.
Przywołane przeze mnie diagnozy z lat 1989 –1993 pokazałbym tak: epigram zaczynający się od słów „Mazowiecki w średniowieczu…”– data powstania (1990) i obraz z tamtego czasu – przebitka –współczesność, rządy „opcji niemieckiej”; epigram pod tytułem „Rapallo”– data powstania (1990) i obraz z ówczesnej kampanii przed wyborami prezydenckimi –przebitka –Jarosław Kaczyński mówiący o kondominium (2011); cytat z wypowiedzi w rozmowie w redakcji „Tygodnika literackiego” (1991) –przebitka –współczesność, miliony Polaków wyemigrowały, emigracja wewnętrzna (na przykład w ostatnich wyborach do Parlamenty Europejskiego nie wzięło udziału ponad 70% uprawnionych do głosowania), ponad 6 tysięcy ludzi rocznie popełnia w Polsce samobójstwa.
Takie pokazanie tej kwestii otworzyłoby też możliwość wyrazistego pokazania manipulacji mediów, ale i nędznego poziomu na jakim się poruszają. Gdy bowiem „informowały o mojej śmierci” – pisały o skandaliście, który popełnił samobójstwo. Definiowały mnie psychiatrycznie. Ha, no właśnie – te gazety nie mogły napisać na przykład tak: samobójstwo popełnił autor trafnych prognoz dotyczących Polski –prawda?
Definiowanie psychiatryczne, czy sprowadzanie do kategorii skandalu – zwalniają z obowiązku analizy i rozumienia, a przecież taka powinna być rola mediów. Twierdzi się, iż taką właśnie rolę spełniają. Byłaby zatem sposobność, by o tych kwestiach powiedzieć na wyrazistym przykładzie.
Pisząc o „samobójstwie skandalisty” mieli ulubioną sensacyjną karmę – paliwo dla swoich mediów, a jednocześnie rozbrajali możliwe niewygodne rozważania.
I zauważmy –ten film podejmuje to działanie! Wpisuje się w nie. Autorzy filmu o owych diagnozach milczą. Pozostaje obraz, iż w latach 1989 –1993 niezrozumiale leżałem. Towarzyszą temu psychoanalityczne interpretacje moich przyjaciół.
Przedstawienie owych diagnoz, spowodowałoby też uwyraźnienie kwestii postaw i wyborów –bo przyjaciele moi współpracowali z mediami, które pisały o „śmierci skandalisty”. Pracowali w nich.
Zaznaczam, że nie mam do nikogo z nich żalu, czy urazy.
Napiszę tak: jeśli nie mówicie panowie o tych sprawach w filmie, mimo iż ściąga to wasze dzieło o ileś poziomów w dół –to co jest przyczyną takiej decyzji? Gdy już sobie odpowiecie –pytanie następne: czyż zatem nie powinniście właśnie tamtym sytuacjom, sprzed 25 lat, przyjrzeć się w tym filmie? Panie Dariuszu, pouczał mnie pan o obowiązkach wobec ojczyzny…
Teaser.
Niedawno obejrzałem teaser tego filmu i to, co zobaczyłem wstrząsnęło mną. I, przyznam, poruszyło mnie ku napisaniu tego listu. Teaser jest prymitywny, wulgarny, nastawiony na oddziałanie komercyjne w najgorszej tabloidalnej wersji.
Gruby bon mot, którym dwadzieścia kilka lat temu spuentowałem przemiany roku 1989, doświadczając na sobie ich prawdziwego oblicza –tu, w tym teaserze został przeinaczony i przylepiony do nas, jako łatka, jako deprecjonująca etykieta –„Totart, czyli odzyskiwanie rozumu –wolność, czy rozwolnienie”?
Komentarze.
Pod tym teaserem znalazłem takie, między innymi, komentarze:
„Ten cały totart to ja bym porównał do uszkodzonego rynsztoka, z którego wszystko wylewa się ma ludzi.”
„To ECS takie głupoty sponsoruje? Miał się zajmować „Solidarnością”, a teraz nawet takich tam (…) normalnych inaczej promuje?”
„Franek dawaj no tu kaftany bezpieczeństwa”.
„Karać, karać i jeszcze raz karać”.

„Totart (…) pseudoartystyczny bełkot podciągnięty do rangi sztuki. Jakie idee czy wartości formalne z tego szajsu są podnoszone dzisiaj w działaniach artystycznych? Oprócz tego, że „były jaja”. Żenada.”
„Towarzystwo płycizna wzajemnej adoracji.”
Jaką odpowiedź otrzymają autorzy tych komentarzy, czego dowiedzą się z tego filmu?

Zakończenie.
Podjąłem decyzję o wystąpieniu w filmie „Totart, czyli odzyskiwanie rozumu”, mając świadomość, że bez względu na moją postawę film ten i tak powstanie. Uznałem, że lepiej będzie zatem wziąć w nim udział, wyjaśnić, naprostować kwestie, które tego wymagają. Szczególniej w obliczu współczesnych głośnych wyborów i działalności niektórych spośród dawnych uczestników Totartu, które to wybory rzutują na postrzeganie totartowej przeszłości, a zwrotnie także na losy innych spośród jego dawnych uczestników. Niestety, nie uwzględniono moich rad i wyjaśnień. Zaproszono mnie do udziału w filmie – i pozbawiono głosu. A moja obecność zatwierdza i uprawomocnia wytworzony obraz.

Pragnę jeszcze raz podkreślić, że ćwierć wieku temu mówiliśmy o zagrożeniach, które teraz stały się faktami naszego życia, dziś mówi się o nich jako o dramatycznych problemach, o zagrożeniu bytu narodu. A tymczasem film „Totart, czyli odzyskiwanie rozumu” zrobiony jesttak, że lokuje nas en bloc na barykadzie Krytyki Politycznej.
Szanowni panowie autorzy, jeśli uważacie, że film będzie medialny, gdy ocieka brudem, i że aby przyciągnąć publikę trzeba nęcić skandalem –to świadczy, iż nie rozpoznajecie czasu. Wystarczy rozejrzeć się w internecie, by dostrzec jak wiele jest tam pytań o przyczyny i sens tego, co się tutaj dzieje. Pytań stawianych dramatycznie –z wołaniem do Boga! Ludzie łakną prawdy. I wielu z nich po prostu ma dość tych metod medialnego zgłupiania, tych kłamstw, bredni i ciemności.
Aby uprzedzić jakieś kolejne etykietowanie, oświadczam, że nie jestem zaangażowany politycznie –wypowiadam się o życiu!
Jeśli chodzi o „Totart”, czyli odzyskiwanie rozumu” –drogi widzę dwie. Pierwsza –przeformułować ten film. Jeśli nie – od filmu w jego obecnym kształcie odcinam się. I uprzejmie proszę o usunięcie z niego wszystkich scen współcześnie ze mną nakręconych. Nie chcę uwiarygadniać nieprawdy. To jest droga druga.

W tym roku, 2014, w czasie jednej z warszawskich rocznic, pan Szewach Weiss w rozmowie z dziennikarką mówił: Czy Bóg wtedy pojechał na urlop? Czy miał wtedy wakacje?
Jakie to jest wielkie, ciągle zawieszone w powietrzu pytanie – dlaczego?!
Pytanie także o Polskę, przez ostatnie 200 lat nieustannie deptaną, rozrywaną, anihilowaną, spływającą potokami krwi.
Pytanie o Polaków, którzy podług umowy podpisanej w lutym 1940, w czasie III Metodycznej Konferencji Gestapo i NKWD w Zakopanem (w willach „Pan Tadeusz” i „Telimena”), przez pułkownika Grigorija Litwinowa i Adolfa Eichmanna, mieli zostać wymordowani i deportowani –ostatecznie zlikwidowani jako naród –do roku 1975.
Dlaczego?

Mogliście panowie zrobić wielki film, o żarliwej, szalonej walce o prawdę. O odpowiedź.
Mieliście w rękach skarb –mogliście wyłuskać perłę, ale zajęliście się szlamem.
Mogliście zrobić film wielki, zrobiliście mały – z uwagi na puszczalność.
Mogliście zrobić film piękny – o żarliwości i przyjaźni. O miłości.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

253 odpowiedzi na Zbigniew Sajnóg “List otwarty do Bartosza Paducha i Dariusza Dikti autorów filmu dokumentalnego pod tytułem „Totart, czyli odzyskiwanie rozumu”. Gdańsk, październik 2014”

  1. Małgorzata Köhler pisze:

    Dobrze zrobiłaś, przerywając ‘cykl niemiecki’ i oddając miejsce na blogu na głos człowieka, czującego, że krzywdą – zamierzoną lub nie – stała się próba innego artysty przekazu tego, co po kilkudzisięciu latch jest chyba nieprzekazywalne, bo złożone z dziesiątków indywidualnych wersji pamięci. Rozumiem rozgoryczenie Sajnoga i rozumiem wszystkie jego argumenty. Obejrzałam też zajawkę filmu i nie znalazłam w niej (o, zgrozo, o czasie!) niczego, co mogłoby mnie zrazić do obejrzenia filmu lub sprowadzić istnienie grupy TOTART do taniego wicu tamtych dziwnych lat. Ot, dzisiejsza konwencja “im gorzej tym lepiej”.

    Z perspektywy chłodnego obserwatora nasuwa się refleksja, dlaczego byli twórcy Totartu nie zrobili do tej pory nic, aby wyrazić to wszystko, co jako zatrważającą refleksję napisał wyżej Sajnóg. Było tyle lat, tyle okazji. Ktoś dopuścił do tego, aby w sieci pozostały jedynie skandalizujące części legendy. Ktoś wycofał się, ktoś zajął robieniem pieniędzy, inny wyemigrował, jeszcze inny wolał układać się z Bogiem zamiast ze światem. Ot, losy.

    Rozumiem, że Sajnóg musi napisac to, co napisał, bo zdradziłby tamtego siebie. Ale wydaje się, jakby ex Totartowcy zdradzili siebie już dawno, przez zaniechanie. Moim zdaniem nie ma tragedii w tym, że film ukaże się jako fałszujący obraz. Będzie okazja do sprostowań i burzliwych dyskusji. Takie filmy nie żyją dłużej, po sporach i skandalach polemicznych zostają głębsze ślady.

    A przeczucia, wieszczby? Panie Sajnóg, sztuka jest ich pełna. Myśmy to wszyscy wszystko wiedzieli, czego dowodem niech będzie hit stanu wojennego, napis na murach: “Zima wasza, wiosna nasza” z dopiskiem “A lato Muminków”.

    • Ewa pisze:

      Też odczułam tak, mimo, że nie wdziałam jeszcze filmu (będzie na TVP KULTURA i trzeba przypilnować), że wielki i cenny temat został strywializowany do skandalizujących incydentów jak defloracja Orła Białego przez Tymańskiego i do ogólnego obrzucania się gównem. A to przecież kawał czasu działalności wyjątkowych artystów, z których bezsprzecznie Zbigniew Sajnóg był najwybitniejszą osobowością, odpowiednikiem polskim Alfreda Jarry. I w dalszym ciągu bardzo pięknie pisze, poczytałam trochę blog Zbigniewa Sajnóga. Poglądy tam takie są, jakie są, najboleśniejsza jest jego homofonia. A nic nie da się poradzić, Mikołaj Gogol też poszedł w mistycyzm na stare lata i wielu artystów w drugiej połowie życia nie wytrzymywało presji swojego talentu.
      Bardzo dobrze, że film powstał póki świadkowie tych wydarzeń jeszcze żyją, ale list Zbigniewa Sajnóga świadczy o tym, że główny bohater filmu, Zbigniew Sajnóg nie został dopuszczony do głosu, jego wypowiedzi wykasowali twórcy filmu. I to w naszych czasach wolności słowa taka absurdalna cenzura? O to walczyliśmy, o to walczyli artyści Totartu?

      • Bartosz Paduch pisze:

        Witam,
        nie zgadzam się z wieloma oskarżeniami zawartymi w liście otwartym do nas – autorów filmu, ale jeszcze będzie czas się do nich ustosunkować i to na pewno w pierwszym rzędzie nie na łamach pism czy blogów – a w poważnej rozmowie face to face – taką mam nadzieję.
        Muszę jednak napisać tutaj, że jest nieprawdą jakoby “główny bohater filmu, Zbigniew Sajnóg nie został dopuszczony do głosu, a jego wypowiedzi wykasowali twórcy filmu.” Było wręcz odwrotnie, ja osobiście zabiegałem o udział Zbigniewa, jako najważniejszej postaci Totartu w filmie i na jego pojawieniu się i wypowiedzi oparłem główną pointę filmu. Z uwagi na artystyczny kształt i koncepcję filmu oraz arkana sztuki filmowej oczywiste jest, że nie mogłem użyć 2-godzinnego strumienia wypowiedzi na wszystkie tematy palące głównego bohatera, a wykorzystałem kilkuminutową syntezę jego wypowiedzi na tematy poruszane w filmie. Wypowiedź ta jest jednak jednoznacznie krytyczna co do obecnego obrazu i mitu Totartu jaki jest prezentowany w mediach i co ukazuję we wcześniejszej części filmu – stąd zarzuty, że postać Zbigniewa została zmanipulowana lub ocenzurowana są dla mnie trudne do przyjęci. Jeśli ocenzurowane to przez kogo? w imię czego.. no właśnie w imię czego? Prawda jest taka, że nikogo nie interesuje dziś Totart i nikogo nie interesuje Zbigniew Sajnóg bo nikogo nie interesuje nasza własna historia – nawet nas samych. “O to walczyliśmy, o to walczyli artyści Totartu?” No właśnie – o co walczyliście? Mam nadzieję, że będzie wam dane obejrzeć ten film i samemu odpowiedzieć sobie na to pytanie..

        • Ewa > Bartosz Paduch pisze:

          Ależ interesuje! Naprawdę! Jak napisałam na blogu o „Chłopach III”, to miałam mnóstwo odsłon, ciągle widzę, że ktoś w tę stronę wchodzi. Jestem z pokolenia o dekadę wcześniejszego i prenumerowaliśmy bruLion, tak cieszyliśmy się, że możemy go zaprenumerować, bo większość przecież gazet, które się dawało czytać, było niedostępnych. O tym, co się działo w Gdańsku nie mieliśmy pojęcia i w dalszym ciągu nie mamy! Nawet tych książek Janion (Odmieńcy, Transgresje) nie można było dostać, a przecież Totart kontestował Janion. Nie byliśmy dopuszczeni do niczego, kto komu i po co, a teraz, kiedy można mówić, opisać te czasy, to Pan pisze, że byłoby to za długie. To nie dało się w odcinkach?
          Dla nas, kibiców tamtych lat, w innym mieście, to wszystko było takie ważne, bo wyście to robili za nas, bo przyszedł czas, kiedy można było próbować robić na taką skalę. U nas we Wrocławiu był konceptualizm i nieśmiałe próby kontestacji, a i tak rektor ciągle coś zdejmował, ingerował, groził wyrzuceniem i się awanturował, mimo, że czołowi konceptualiści podobnie jak Grotowski na wszelki wypadek zapisali się do Partii.
          Wie Pan, wierzę, że Pan Sajnóg jest trudnym partnerem w tworzeniu takiego dokumentu, ale uważam, że jest najważniejszy i nawet jak nie pasował do pierwotnej koncepcji, winien zabrać głos, nawet krytyczny względem Waszego filmu. Trudnym, bo nie zna się na marketingu, wszyscy artyści jednak starali się, by ich jednoosobowe przedsiębiorstwo artystyczne jakoś się kręciło, by móc przeżyć, tak robił Gombrowicz, tak robił Mrożek.
          Jednak przyzna Pan, że „List Otwarty” jest wstrząsający. Może nie poprzez bezkompromisowość, ale inne patrzenie na te lata, patrzenie artystyczne. Bo tam jednak nie chodziło o politykę, co Sajnóg wyjaśnia w punktach, która była jedynie takim tłem, jakie zaoferowała Historia. Myślę, że Sajnóg zarzuca Wam właśnie brak artyzmu. No, ale jak Pan pisze, trzeba poczekać do premiery filmu w kinach studyjnych.

        • Maciej Pieńkowski pisze:

          Mogę prosić o odnośnik do bloga Zbigniewa? Wyszukiwarka nie za bardzo pomaga. Z góry dziękuję.

          • Maciej Pieńkowski pisze:

            Totart kontestuje Janion? W swojej książce Tymański wspomina, że seria “Transgresje” wywarła na nich wielkie wrażenie…

          • Zbigniew Sajnóg pisze:

            Miły panie, jak najbardziej. Byłem na jednym z seminariów pani profesor i – wtedy – odniosłem wrażenie braku klasy. Doktoranci (nazwiska pominę, choć dopiero by było) siedzieli skuleni w ławie jak uczniaki. Brakowało mi ciepła mądrości – tak dzisiaj bym to określił. Generalnie byli w uczelni ludzie, którzy wypowiadali się wtedy dość ostro przeciwko transgresjom z pozycji naukowych – wymienię profesora T. Orackiego. Niestety nie było wtedy trybuny sporu, opublikował swoje tezy w jakiejś gazecie (Głos wybrzeża?) i poszło politycznie, że występuje jako politruk – jakby. Rozmawiałem niedawno z profesorem i poinformowałem go, że byli wtedy wśród studentów ludzie podzielający jego opinie. Generalnie chodziło o nienaukowość transgresji i o to, że należy dążyć do krytycznych wydań tej omawianej literatury – a nie publikować diariusze duchowych przeżyć uczestników seminarium. Ale to nie wyklucza, że Ryszard Tymański przeżył transgresje inaczej, był ode mnie blisko 10 lat młodszy, mogło to być nim się poznaliśmy etc. Ukłony.

          • Ewa > Maciej Pieńkowski pisze:

            Może ja się wtrącę, bo jestem z dekady jeszcze wcześniejszej. Jak dałam na wystawę w korytarzu cytat z Ferdydurke – nawiasem mówiąc przepisany z „Gry w klasy” Cortazara – to wszyscy mnie się pytali, skąd ja to mam. Chcę uzmysłowić skalę nieobecności ważnej literatury na uczelniach artystycznych, nie mówiąc już o zwyczajnym zjadaczu chleba, żywionego gierkowską papką w stylu przy „sobocie po robocie”.
            Janion w tych cyklach „Transgresji” omawia np. film Herzoga „Woyzeck”, czy „Miłość Adeli” H. Truffauta. U nas tych filmów nie było nawet na specjalnych pokazach „Konfrontacji”, na które waliły tłumy i bilety były trudno osiągalne. Całe sekwencje tych książek były niezrozumiałe dlatego, bo omawiano coś, o czym nie dało się dowiedzieć ze źródeł. Teraz ktoś mądry z Frondy – czytam w Sieci – pisze, cóż to Bataille, Artaud, de Sade! Może nikt sobie teraz nie wyobraża, ale całe nasze pokolenie zostało wykształcone na wszystkich szczeblach edukacyjnych PRL bez podstawowych dzieł kultury światowej! I Janion wtedy te strzępy dała. Te zupełne nie przyczepione do niczego ułamki, cytaty, fragmenty. I dopiero z tego zaczynu się rozwijało, szukało. I chwała brUlionowi, że to kontynuował, mimo, że teraz to nie żadne rewelacje, ale wtedy… I teraz czytam jedną książkę dziennie, a pewnie i tak przed śmiercią już nie zdążę.
            Słowem, Janion dała, bo już można było dać, bo cenzura puściła. Ale czy to jej zasługa, że dała? Wszyscy mający dostęp (np. „Kultura paryska” była dostępna dla dziennikarzy, kupowana za pieniądze podatnika, czytali ją w jakimś kantorku) wtedy żerowali na tej nierówności dostępności, wydawali wtórne zerżnięte książki z zagranicznych ze swoimi interpretacjami i kasę zbijali.

          • Maciej Pieńkowski pisze:

            Dziękuję za ciekawy rys. Moje pokolenie (urodziłem się na początku lat 80.) miało już dostęp do wydawnictw Okultury i zinów w rodzaju “Anteny Krzyku” – tak więc poznałem transgresje.

  2. mqpl pisze:

    Jestem świeżo po premierze filmu w Gdańsku, a na ten blog trafiłem przypadkowo po raz drugi w ciągu tygodnia (wcześniej w związku z biografią Bekińskich, którą właśnie czytam – z tezami na blogu się nie zgadzam ;). Jestem młodszy o pół pokolenia od bohaterów filmu, ale PRL pamiętam bardzo dobrze. Z Totartem nawiązałem “bliższy konktakt” dopiero pół roku temu przy okazji lektury autobiografii Tymona Tymańskiego. Z jednej strony seans był wycieczką sentymentalna do Trójmiasta z okresu, gdy byłem nastolatkiem, z drugiej – konfrontacją z lokalną (jak widać powyżej – nie tylko) legendą. Odebrałem ten film bardzo mocno emocjonalnie; wsiąkłem w niego od samego początku i po prostu uważam, że jest świetny. Można się spierać, czy akcenty zostały właściwie rozłożone, ale nie zgodzę się z tezą, że coś zostało tu zmanipulowane, wypaczone czy skomercjalizowane. Te oryginalne osobowości i ich rozmaite historie trzeba było jakoś upchać w kiladziesiąt minut filmu i pewne skróty były nieuniknione. Można też mieć uwagi do strony technicznej: dźwięk czasami woła o pomstę do nieba (w tym dykcja kilku wypowiadających się osób); przy fragmentach z kaset VHS napisy są wręcz niezbędne. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to według mnie jeden znajlepszych dokumentów ostatnich lat: o sztuce, o ludziach, o ich wyborach, ale też o tym, jak oni sami zmieniają się na przestrzeni lat. Dyskusja po filmie pokazała, że są jeszcze w tym temacie emocje i są ludzie, których to interesuje.

  3. Feliks Lokator pisze:

    historia i autentyzm, prawda a mit
    – jak prawdę wyznaczyć w poszatkowanej matni wielogłosu?
    – jak wyznaczyć nutę naczelną w brzmieniu prawdziwą ponad powierzchnią zgiełku?
    Jest dźwięk łagodzący w sporze, magiczna nuta – to oś. I tylko mistrza potrzeba.

    A może by tak co zaorać?

    • Małgorzata Köhler pisze:

      Przeczytałam ” jaką prawdę wyznaczyć” i już się ucieszyłam, bo nie ma przecież jednej prawdy, takie pojęcie jest z góry fałszywe w świecie nieczytelnym bez Obserwatora, gdzie prawda to tylko wierne świadectwo. Każdy ma swoją, to truizm, że też trzeba przypominać.

      Ty jednak pytasz “jak?”. Autor filmu może co najwyżej rozłożyć akcenty, jest jednak zdeterminowany swoją prawda, czyli wizją.
      To, co zostało z Totartu, czyli m.in. to, co opowiada film, jest więc zapewne spowodowane również zaniechaniem tego tot-artu przez jego twórców w swoim czasie, o czym pisałam. Zostały resztki, jak z każdej legendy. Jakoś mnie to nie dziwi.

  4. Ewa > mqpl pisze:

    O Beksińskim napisałam subiektywnie, po to mam blog, by tak pisać. Ale spraw wokół totartowych nie znam i Tymański też pisze subiektywnie, bo po to pisze. Natomiast dokument w moim pojęciu nie ma na celu zachęcać ludzi by uwierzyli, że obrzucanie się gównem było zasadne w tych czasach, bo była komuna i się już nie wytrzymywało psychicznie. Nie ma też być świetny w sensie oglądania – teraz np. telewizja dała w odcinkach I Wojnę Światową, zbiór pracy fotografów z całego świata robiących z narażeniem życia filmy i zdjęcia w tych czasach – film jest upiorny i tak jak Pan pisze, niestety fascynujący.
    Dokument w moim pojęciu ma właśnie próbować rozstrzygnąć, co jest mitem, a co prawdą, nawet, jeśli jest to prawda jedynie artystyczna. Do barwnej gawędy o tych czasach są inne gatunki.
    Jeśli materiału jest tak dużo, to tylko się cieszyć. Bo, jak słusznie pisze Sajnóg w Liście, co ma do tego sekta “Niebo”? Nic. Natomiast trzeba pokazać sztukę, akcje artystyczne, jeśli nie artefakty, które nie istnieją, to właśnie jako relacje światków. Filmy Andy Warhola to nudziarstwo straszne, jednak one są w filmach dokumentalnych, bo przecież głównie chodzi o ocalenie. Pokolenia po nas nie będą patrzeć na to, by się zabawić, nie będą jechać na resentymencie, będą obserwować szczegóły ubiorów, grymasy twarzy, smakować to, co zabrał nam czas, przywrócił dokument.
    Jest Pan szczęśliwym dyskutantem po zobaczeniu filmu i cieszę się, że Pan się odezwał. Też uważam, że że wszech miar dobrze, że film powstał.

    • mqpl pisze:

      Nie zgadzam się z tezą, że Zbigniewa Sajnóga w filmie jest za mało lub za dużo (Niebo). Jego postać to oś Totartu i samego dokumentu. Pobyt w sekcie ma tu dużo do rzeczy, bo jest naturalną konsekwencją odrzucenia komercyjnej drogi, jaką wybrał Konjo i inni. Jeśli czegoś w tym filmie brakuje, to yassu z Miłością i Kurami. Sukces artystyczny i komercyjny Tymona w latach 90. ewidentnie bazuje na totartowskich doświadczeniach – być może twórcy filmu uznali, że skoro powstał już (podobno) inny bardzo dobry filmowy dokument na ten temat, to nie ma sensu tracić cennego czasu.
      Nie zgadzam się też z opinią (która padła podczas dyskusji po projekcji), że film jest za mało ostry, nie akcentuje konfliktu komercja-idealizm z Konjem i Sajnógiem na przeciwległych biegunach. Otóż ten konflikt ten jest zarysowany przez klamrę z chałturą na początku i filozoficzną refleksją na końcu; przewija się też cały czas w tle. Chwała filmowcom, że nie przenieśli całej historii na bokserski ring. A że takie niebezpieczeństwo było realne, udowodniła dyskusja po filmie: w pewnym momencie Konjo zrobił się czerwony i przestał tryskać humorem, Tymon tradycyjnie dawał znać, że wszystkich olewa (niezbyt eleganckie, ale właściwe słowo), ktoś bronił Sajnóga, Paulus próbował ratować atmosferę itd.

      Historia Totartu jest dla mnie tak bardzo fascynująca, bo pokazuje ludzi, których egzystencję wyznaczały happeningi (pochłaniające ich całkowicie, często doprowadzające ich do skrajności) i którzy nagle zostali postawieni wobec nowej rzeczywistości, która zmusiła ich do porzucenia tego co “stare” i wyboru tego co “nowe”. Ich losy to prawdziwa lekcja życia i nie ma sensu wyrokować, kto tu zwyciężył. Argumenty są po jednej i po drugiej stronie i trochę martwi mnie brak dystansu ujawniony na koniec dyskusji przez głównych bohaterów.

      A może to znak, że to jeszcze nie koniec; że póki emocje są tak silne, to Totart nie jest zamkniętym tematem? ;-P

  5. Ewa > Feliks Lokator pisze:

    Ciekawe Feliksie, czy w filmie oddano sprawiedliwość autorstwu najsławniejszemu po „Flupach”, temu przynajmniej dwuwierszowi: „ miesiączkuje woźna zima będzie groźna”. Bo na blogu Marka Trojanowskiego napisałeś, że Ty to stworzyłeś.
    Zresztą, estetyka Twojego portalu, który tu linkujesz jest w ducha pewnego malarza, który był najbliższym przyjacielem Zbigniewa Sajnóga.
    Wiem, że to nie fair z mojej strony, ale nie obroniłeś mnie po ostatnich trollerskich wydarzeniach, zresztą, zawsze możesz powiedzieć, że ktoś się podszył, gdy wezwie prokurator.

  6. Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

    Ja jednak Małgosiu wierzę w jedną prawdę, cokolwiek ona oznacza i nie znoszę wszelkiego relatywizmu.
    U nas na Śląsku w Katowicach jest problem Wieży Spadochronowej. Nikt niestety nie chce dokumentu o tym nakręcić bo wszys6tko zostało zatarte. Na legendzie o harcerzach, którzy oddali ducha za obronę Katowic przed nazistami w czasie gdy całe miasto hajlowało, wychowało się już kilka pokoleń katowiczan i dalej się wychowuje. Wikipedia dementuje ten fakt, jako fikcję literacką pisarzy Kazimierza Gołby i Wilhelma Szewczyka.
    Jednak po to są dokumenty, po to badania naukowe, by fikcja i mit żyły w sztuce, natomiast dokument ma za zadanie zupełnie coś innego. Fajnie jest mieć takich fajnych artystów, którzy dorzynali skutecznie komunę. Ale Sajnóg w „Liście” pisze też o ciemnej stronie tego boomu i nic by mu nie zaszkodziło, gdyby i o tym powiedzieć. Bo życie jest przecież różnorodne i nikomu nie jest potrzebny żaden panegiryk, kochamy też przecież i artystów- skurwysynów nie odmawiając im talentu.

  7. Bartosz Paduch pisze:

    Ja bardzo przepraszam, za określenia, których użyłem, które być może nie zostały zrozumiane zgodnie z moją intencją – o tym, że nikogo nie interesuje dziś Totart czy osoba Zbigniewa.
    Oczywiście są ludzie, których to interesuje, co udowodniła wczoraj wypełniona po brzegi sala projekcyjna. Stąd też powstał ten film. Obawiam się jednak, że publiczność zebrana w sali ECS na wczorajszej projekcji nie jest niestety reprezentatywna dla ogółu naszego społeczeństwa.
    Chodziło mi jedynie o uświadomienie mym wpisem, że Totart i Sajnóg są już dawno wyparci przez popularną papkę, którą się serwuje w tv, przez pseudokulturę, przez kulturę korporacyjno-totalitarną – w tym sensie Totart nikogo nie interesuje (Totart jako cały zbiór pojęć i nazwisk, które miały wpływ na kulturę w latach 80tych i 90tych) i w tym aspekcie zarzuty zawarte w liście wobec autorów filmu nie mają po prostu pokrycia w rzeczywistości. Nikt nie cenzurował filmu, nie boję się tego co koledzy czy redaktor z TVN’u powie bo Totart nie jest dziś przeciwnikiem dla TVN’u niestety, książki Sajnóga nie są przeciwwagą dla prozy Gretkowskiej czy Grocholi – choćby z tego względu, że nie są wydawane.
    Decyzje, które materiały zostały w filmie, a które nie – były natury czysto artystycznej właśnie. Owszem chodziło o to by jak najszersza rzesza widzów zobaczyła film (nawet nie mam więc za wielkich pretensji o “płaską” próbę promocji filmu w postaci trajlera filmu) po to by na końcu filmu oberwała obuchem prawdy w głowę – od głównego bohatera, Zbigniewa właśnie!
    To zamierzenie poniekąd się powiodło co uświadomiły mi głosy widzów po projekcji.
    To tyle z mojej strony.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim by mogli przeczytać niewydane książki – również, a może przede wszystkim, te autorstwa Zbigniewa Sajnóga!

  8. Ewa > Bartosz Paduch pisze:

    Proszę się nie gniewać, ale zdumiało mnie przede wszystkim to, że legenda Totatru, tak przecież chwiejna, tyle czasu nieobecna, nieuchwytna, trudna, jaką jest postać Zbigniewa Sajnóga nie została wykorzystana, a będąca w zasięgu. Zbigniew Sajnóg zgodził się na uczestnictwo w filmie, ktoś kapryśny, tajemniczy, pełen dzisiejszych sprzeczności po przecież tragicznych przejściach, a wyście z niego zrezygnowali na rzecz ludzi, nie ujmując im oczywiście, których latami w mediach jest pełno, oddali głos tym, których się lepiej sprzedaje.
    A cóż ma dzisiejsza twórczość Zbigniewa Sajnóga do tamtych czasów? Nic. Tak, jak nic nie ma Tymańskiego i Koñja. Trzeba pamiętać, że po latach zostaje pamięć jedynie obrazów, które niewiele mówią, pamięć kulturowa może być zawarta jedynie w świadkach epoki, a bohaterowie Pana filmu niewątpliwie nimi są. Jak teraz ogląda się wstrząsające są sekwencje np. ślepego Moneta, jak maluje nenufary na czarnobiałej taśmie… Ktoś to przecież sfilmował, być może syn. A przecież mamy już technikę cyfrową, już metr taśmy filmowej nie kosztuje 3 dolary, jak za czasów Totartu, można filmować i filmować godzinami!
    Wy, twórcy filmu, mieliście właśnie do dyspozycji ludzi przełomu w kulturze polskiej, tak niesłychanie ważnego. Na dodatek wielce utalentowanych, działających po dziś dzień artystów sprawdzonych, których talent objawił się i ukształtował w tamtych latach zdobywania wewnętrznej wolności, niezbędnej dla każdej prawdziwej sztuki. A sztuka, cokolwiek dzisiaj mówić i wierzyć, ma zawsze sakralny status. I była zawarta we wszelkim przełamywaniu tabu, i w obrzucaniu się gównem, cokolwiek dzisiaj o tym powie Sajnóg i Tekieli. Dlatego po prostu żal mi materiału, którego Pan nie wykorzystał. Bo trzeba pamiętać, że ważna jest pamięć zarówno zwycięzców, jak i zwyciężonych. Zbigniew Sajnóg zapłacił za to swoim życiem najwyższą cenę.

  9. F. Lokator pisze:

    Komentarz usunięty przez admina

  10. F. Lokator pisze:

    komentarz usunięty przez admina

    • Ewa > mqpl pisze:

      Wielkie dzięki za relację z dyskusji. Rozumiem, że na sali Zbigniewa Sajnóga nie było? Tutaj niestety też się nie udziela, ograniczywszy się jedynie do przesłania mi „Listu”.
      Trudno mi coś napisać, nie oglądając filmu. Myślę, że powinien być oddzielony ten okres młodzieńczego buntu od artystycznego życia późniejszego, życia wynikłego z innych realiów po przełomie, po transformacji. Ale skoro takie było założenie filmu, taki tytuł, taki scenariusz…I czy tam aby rzeczywiście chodzi o rozum? Zarabianie pieniędzy to też talent, a nie rozum. Ja nigdy tego nie potrafiłam robić i rozumiem tych, co nie potrafią. To nie jest kwestia moralnych wyborów.

  11. Ewa > Feliks Lokator pisze:

    nie należałeś nigdy do grupy Totart, masz 36 lat i nie jesteś artystą. Smutne, to, ale prawdziwe.
    Przepraszam malarza z grupy Totart, pod którego znany wszystkim portalom literackim Troll się podszył używając jego prac malarskich, czyli kradnąc cudzą własność intelektualną.

  12. Zbigniew Sajnóg pisze:

    Dzień dobry.
    Dla uporządkowania – nie jestem jakimś tam -fobem. Nie rozumiem dlaczego wmawianie mi, jakoby wciąganie wody do płuc jest orientacją oddechową mam akceptować jako prawdę, a jeśli tego nie uczynię to znaczy, że mam jakąś fobię. Proszę, litości i szacunku do siebie samych! Ręce opadają.

    Jeśli mowa o sprawach cenzury, gdy widzę reżysera i producenta filmu, którzy ustalają, że coś (w tym przypadku epigram o Mazowieckim) nie pójdzie – bo żeby to jakieś telewizje puściły, to proszę nie mówić o względach artystycznych i koncepcji reżyserskiej.

    Kończę pracę nad rodzajem albumu o Gdańsku, zatytułowanym “Na przykładzie Gdańska”. Od konkretnego obrazu wychodzę ku uniwersalnej refleksji. Podsuwam pomysły rozwiązań. Urząd Marszałkowski w konkursie na stypendia nie przyznał mi wsparcia na te pracę. Zwróciłem się do fundacji zajmującej się finansowaniem społecznościowym – odpowiedzieli wprost, że nie chcą się narażać politycznie (?). Zwróciłem się do innej, bardzo wpływowej fundacji, wskazując iż książka może być wsparciem w kampanii przed wyborami samorządowymi. Miałem wpływowe poparcie. Cisza.

    Gdy odmówiła mi fundacja od finansowania społecznościowego – byłem naprawdę wstrząśnięty – pomyślałem – takiej cenzury nie było za peerelu – tak skutecznej. Zakorzenionej w umysłach. Nie potrzeba cenzora.

    Andrzej Awsiej miał podobną “przygodę” w czasie nagrywania jego wypowiedzi do filmu o Totarcie. Najlepiej gdyby sam opisał.

    Ale owa autocenzura jest o tyle dotkliwie odczuwana, że dotyczy filmu o żarliwym szukaniu prawdy. I mnie to osobiście strasznie zabolało.

    Podobnie to, co według reżysera jest rodzajem manewru w kompozycyjnej układance, czyli n.p użycie w zwiastunie w stosunku do totartu słowa: wolność, czy rozwolnienie, czyli odwróconych słów, którymi puentowałem przemiany roku 1989 (to nie jest wolność, to jest rozwolnienie) – ja odczułem to jako w głębszym tego znaczeniu odwracanie relacji kata i ofiary. To, co widziałem wtedy i odczuwałem jako przekręt, a co dzisiaj możemy w jego skutkach (np. ponad 6ooo samobójstw rocznie) odczytać jako zbrodniczy przekręt, ktoś mi przykleja na odwyrtkę. Autor filmu postrzega to jako udany, skuteczny marketingowo zabieg – pisze: zaczyna się tak i dostaje obuchem pod koniec i jest dobrze – ludzie przyszli. Kompletnie się nie rozumiemy.

    To mnie nie interesowało bycie w telewizjach – a pan mi mówisz, że trzeba mnie nieco stunelować i komercyjnie podkręcić, żeby film był puszczalny a ludzie się przynęcili. Pan nie zrozumiał tego, co do pana mówiłem. Ja mówiłem – nie róbcie filmów, nie świętujcie rocznic, nie wydawajcie ksiąg o Totarcie. Dajcie sobie z tym spokój. Życia swojego nie macie? Potrzebujecie jakiejś podbudowy, legendy – dorobienia jakiejś głębi, do tego co robicie dzisiaj? Ale nie.

    Pytałem Panie Bartoszu – jeśli powiem, abyś tego filmu nie robił – to nie zrobisz? Zrobisz. Pomyślałem – dobrze, wezmę w tym udział, żeby chociaż ustrzec od jakiś dramatycznych przeinaczeń, albo powiedzieć jak było. Wszedłem w to.

    Tyle razy tłumaczyłem – sprawa mydła z ludzi, kwestia “z kamieniami na czołgi” – są dla Totartu kluczowe. Nie skomponowało się. Jeśli reżyser filmu dokumentalnego mówi, że się to, co kluczowe nie komponuje do obrazu zjawiska, które przedstawia – to z czym to porównać? Do urżnięcia źle komponującej się głowy aktorowi w filmie fabularnym. (Prawdopodobnie w scenie końcowej.)

    Miła pani Ewo – naprawdę nie jestem trudnym rozmówcą, nie utrudniam współpracy, ale nienawidzę kłamstwa. Taki drobiazg. Niech pani namówi Bartosza Paducha, żeby puścił w sieci co mówiłem – taką surówkę. Przekona się pani. Byłem niezwykle miły, dyspozycyjny, podejmowaliśmy tortami i pysznymi herbatami. Radziłem, wyjaśniałem, tłumaczyłem, mówiłem godzinami, spokojnie, rzeczowo. Nie chciałem tylko uczestniczyć w jakichś inscenizacjach.

    Pewnego razu przyszedł do mnie esbek. Uprzedził telefonicznie – to znaczy, zrozumiałem, że dzwoni milicjant z komendy. Mówił, że ma jakąś sprawę i że mógłby wysłać wezwanie, ale woli przyjść, po co mnie ciągać tam. Dziwna procedura, ale mówię – no dobra. Przyszedł pan w cywili, z dużym czarnym neseserem, który, gdy usiadł, trzymał równo na kolanach. Pewnie miał w środku grundiga i nagrywał. Zaproponowałem herbaty. Odmówił. I o co mu chodzi – nie wiem. Zagaja, i wygląda, ze to jakaś rozmowa niby prewencyjna. I coś mi w ten deseń, że oni tak generalnie, to nie zabijają. Mówię – no, z pewnymi wyjątkami! – Ale po obu stronach! – żywo zareplikował.

    Ja nie byłem odważny. Ale być może jak gdy zwierzę jest osaczone, to nie patrzy już na ten strach. Tak dzień po dniu się boisz. Co stuknięcie ruszającej windy w bloku – to jakby uderzenie w splot słoneczny. I tak tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu.

    Jest tyle pięknych zawodów – można być ogrodnikiem, ślusarzem.

    Nie ma wielu prawd – ludzie mają różne historie, tak i każda z nich jest prawdziwą historią, ale nie ma wielu prawd ze sobą sprzecznych. Na stole stoi kubek. Nie leży, nie turla się po stole.

    Kiedyś krążył po podwórku taki paradoks czy Bóg może wykopać taki dół, żeby nie mógł przez niego przeskoczyć. No to są pułapki, które człowiek zakłada na siebie samego.

    Co kogo obchodzi jakiś Totart? Piekny wiersz – doceniam, dzisiaj może bardziej niż dawniej. A

  13. Zbigniew Sajnóg pisze:

    A – było początkiem – ale musi być naprawdę piękny.

    Kanieszna – nie było mnie. Film już znałem. Nie chcę się pod tym podpisywać, nie chcę się wdawać w te dyskusje. Ale szpiedzy byli, nagrywali.

    Z wieloma spośród dawnych uczestników Totartu spotykam się i się lubimy i rozmawiamy o poważnych sprawach i są to rozmowy wartościowe.

    Po co przychodzą ci dziennikarze, ci filmowcy, kręciciele. Ja nie chcę o tym rozmawiać, jeśli uznałbym, że coś należy powiedzieć, to umiem pisać i umiem znaleźć filmowca. Telewizje mnie tylko mierżą, albo wywołują smutek. Bo jakie to mogłoby być świetne narzędzie, zwłaszcza gdy są takie już możliwości interaktywności. Dlaczego w TVP Kultura nie ma nocnego programu w piątek, w sobotę – wielkiej dyskusji o kształcie uniwersytetu. Jaka to jest pilna sprawa. Sadzać co wieczór kilku profesorów – otworzyć linie do zadawania pytań, do wypowiadania się. Tylko nie tak jak to, co się nazywa debatą teraz, ale rzeczowa, uczciwa moderacja. Rzeczywiste szukanie rozwiązania, nie manipulacja. Ale to wszystko w dół, w dół.

    I przychodzą i co. Chcesz im powiedzieć, żeby nabrali mądrości, dowiedzieli się – teraz wszyscy samomądrzy. Se wpisze, wczyta, se wie.

    Jak ja kocham mądrość. Jak po prostu jestem szczęśliwy, gdy ktoś powie coś mądrego, trafnie chwyci, nazwie prawdziwie. Jakie to jest szczęście. Ale ludzi zżera egolstwo. Zaraz chce być wyżej, przydepnąć, należć.

  14. Zbigniew Sajnóg pisze:

    Nieraz myślę sobie – no sam się do tego przyczyniłeś. Było tych flupów nie drukować. Przykład poszedł okropny. Uległem namowom Tekielego, chociaż już byłem w takim stanie, że czułem, że nie powinienem. I tak się łamałam, łamałem i zgodziłem się. I proszę – ile lat katorgi. Ciągle i ciągłe, co i raz wyłania się z internetu.

    A teraz narzekam, że wszystko takie wulgarne, prymitywne, że dogadać się nie można. Prosisz, tłumaczysz, że dramat, że poważne sprawy – pojada dokładnie tak, jak nie chciałeś. Jakieś jakby zdumiewające ściemnienie. Tak jakby prawda, mądrość, budowanie – nie były medialne, jakby nie przyciągały, jakby nie zwracały uwagi ludzi.
    Jakby poważna rozmowa – poważna w sensie tematu – była jakąś niszowością n-tego rzędu. To już tylko 15 minut przed śmiercią i w zamkniętym gronie. Nieraz myślę – ach, żebym spotkał kogoś mądrego – nie byłoby żadnego Totartu, żadnej sekty… Tylko czy to prawda? Parę lat przed Totartem kupiłem Biblię i czytałem. To zagęszczenie strasznych wydarzeń, te groźby “będziecie jeść własne dzieci…” Można pójść drogą – no gdyby mi ktoś wytłumaczył wtedy… Ale można zauważyć drogę: a czemu nie poszukałeś? Czemu wydało ci się łatwiejsze odejść niż żarliwie szukać?

    Czemu film o takich kwestiach nie miałby być interesujący? Przyciągający? Tylko trzeba nadebilić, nachamić, napierdzieć – o to łykną, będzie oglądalność. Przyjdzie czas – następni przez was wychowani podepczą was ze śmiechem. Gdyby tak dalej trwało… Konserwy z ludzkiej szyneczki w sklepach.

    Tak pisząc jedną z książek – z marszu napisałem o tym – o tym, że jak tak dalej pójdzie to będzie ludzina w osiedlowych sklepach – i wycofałem się, pomyślałem – przesadziłem. Więc wykreśliłem. Minął niedługi czas – afera, Chińczycy sprzedają pigułki z abortowanych płodów – na wigor, na odmłodzenie.

  15. Zbigniew Sajnóg pisze:

    Pewnego dnia, rok 1993, chcąc zachować się uczciwie, poszedłem na komendę policji złożyć nielegalnie posiadany rewolwer gazowy. Wszedłem do budynku, idę korytarzem – a oto ktoś wylewnie mnie wita, pełen uśmiech: – dzień dobry panie Zbigniewie! Przyglądam się, a to mój esbek. Pomyślałem – a ten co taki szczęśliwy?

    Uczciwie przepracował, emeryturę ma.

    Dobranoc.

    • Małgorzata Köhler pisze:

      Do Pana Zbigniewa Sajnóga, z podziękowaniami:
      Pisze Pan: ” (…) teraz wszyscy samomądrzy. Se wpisze, wczyta, se wie.

      Jak ja kocham mądrość. Jak po prostu jestem szczęśliwy, gdy ktoś powie coś mądrego, trafnie chwyci, nazwie prawdziwie. Jakie to jest szczęście. Ale ludzi zżera egolstwo. Zaraz chce być wyżej, przydepnąć, należć.”

      – Tu może tylko napiszę: bardzo się cieszę, że zdecydował się Pan jednak w tej dyskusji odezwać. Że mogłam przeczytać w Pana komentarzach kilka bardzo klarownie sformułowanych myśli, postawionych pytań, jakie dręczą chyba ostatnio wielu ludzi, niemogących czy niechcących się odnaleźć w tak zdeformowanym życiu publicznym.

      Pisze Pan również: “Jakieś jakby zdumiewające ściemnienie. Tak jakby prawda, mądrość, budowanie – nie były medialne, jakby nie przyciągały, jakby nie zwracały uwagi ludzi.
      Jakby poważna rozmowa – poważna w sensie tematu – była jakąś niszowością n-tego rzędu. To już tylko 15 minut przed śmiercią i w zamkniętym gronie.”

      – Poruszył Pan temat, który mnie boli. Pisałam: niepoważni, jesteśmy wszyscy niepoważni! Ludzie stronią od powagi, uciekają w ironię i autoironię, bo nie są w stanie udźwignąć ubocznych skutków wolności, m.in. takich jak właśnie spartaczona, nadużywana autocenzura, lub jej kompletny brak, do której większość po prostu niedorosła; w powszechnie obowiązujący styl kanału, czyli kanalizowanie wrzenia poprzez przekierowanie go w stronę absurdalnego humoru, kultury memów, hejtu i błazenady. W czasie, w którym gotuje się nowa apokalipsa, zaostrzają się od nowa różnice społeczne, a już tak dobrze szło!, biednieją masy, grozi nam Afryka, chociaż pomogliśmy wykończyć Afrykę, a w ogóle dopiero teraz w nowym tysiącleciu następuje prawdziwy fin de siecle, z typową dekadencją i poczuciem bezsiły, pilnie są potrzebne głosy rozumu, a ich nie słychać lub słychać za mało. To jest specyfika nie tylko polska, w Niemczech np. lokalnie brała udział w wyborach prześmiewcza Partia Piratów, wielu młodych ludzi określa się jako anarchiści, jednak bez świadomości, przeciwko czemu właściwie kierują anarchizm.

      A tak dobrze szło. Podobno jednak zatkaliśmy dziurę ozonową, mimo, że w początkach Greenpeacu uważano ten ruch za kolejne wygłupy amerykańskich i kanadyjskich pacyfistów.
      Dręczy mnie od jakiegoś czasu myśl o tym, że mając do dyspozycji tak potężne narzędzie, jakim jest możliwość natychmiastowej i ponadregionalnej komunikacji, mając w ręku informację, która jest w stanie w ciągu krótkiego czasu obiec cały świat, jesteśmy wszyscy jak dzieci, którym dano za trudne i niebezpieczne narzędzie, i zamiast je wykorzystać, błaznujemy. Tymczasem błazenada jest celną odpowiedzią na brak wolności, ale nie na jej obfitość. Brak wolności wypowiedzi, której nie mieliście w czasie Totartu, doprowadził do jego powstania, bo ironia, opór, pieprzenie orła itp. kontestacje były wtedy skuteczną bronią i jedną z nielicznych, możliwych dróg. Dzisiaj błazenada jest wyrazem nie tylko bezsilności wobec dramatycznych zmian na świecie, ale również wyrazem zaniechania.

      Ale pisze Pan też: “Z wieloma spośród dawnych uczestników Totartu spotykam się i się lubimy i rozmawiamy o poważnych sprawach i są to rozmowy wartościowe.

      Po co przychodzą ci dziennikarze, ci filmowcy, kręciciele. Ja nie chcę o tym rozmawiać, jeśli uznałbym, że coś należy powiedzieć, to umiem pisać i umiem znaleźć filmowca. ”

      – Muszę zapytać więc: dlaczego nie uznaje Pan, że “coś należy powiedzieć”? Dlaczego zostawił Pan to, co interesowało Pana, w co wierzył Pan, wytaczając Totart jako jedyną broń na ówczesny totalitaryzm i jego skutki uboczne w sztuce, czyli poczuwanie się do obowiązku wpływu na zjawiska negatywne, destruktujące człowieka i człowieka w sztuce, obowiązku niewdzięcznego, bo kasandrycznego, ale oczywistego dla każdego człowieka, który potrafi zatrudnić jednocześnie umysł i serce. Krążą legendy o Pana charyzmie i sile argumentacji – niech zostaną tylko legendy? Dlaczego milczy Pan – nie, nie na filmie, chociaż może taką symboliczną rolę przypisał Panu reżyser – dlaczego nie wykorzystuje Pan dzisiejszych możliwości komunikacji, nie komunikuje się ze światem, nic, albo prawie nic nie mówi? Dlaczego Pan zaniechał?

      • Zbigniew Sajnóg pisze:

        Pani Małgorzato! od wielu – blisko dziewięciu lat pracuję na cyklem książek. Dwie finalizuję i staram się o druk. Jest trudno, w jednym z poprzednich wpisów o tym wspomniałem. Mam gotowy do wydania zbiór artykułów, esejów etc. W przygotowaniu komiks (poważny). Zebrane materiały do następnych dwóch książek. Próbowałem już kilka razy uruchomić jakąś gazetę w takie, czy innej formie – w tej chwili kolejne podejście.

        Potrzebowałem lat, aby wyjść z sekty. Aby rozpoznać, co ja właściwie mam zrobić. Potem lat aby wreszcie określić problemy i sformułować myśli.

        Charyzma to jest taki model samochodu – jakiś opel charyzma czy mitsubishi, czy cóś.

        Ukłony.

        • Małgorzata Köhler pisze:

          :))
          Model mitsubishi charyzma miał swoje wady, jednak jazda samochodem ułatwia dotarcie tu czy tam.
          Pomyślnych wiatrów zatem!

          • Zbigniew Sajnóg pisze:

            🙂

          • Maciej Pieńkowski pisze:

            A może zamiast starań o dofinansowanie, skorzystać z możliwości zbiórki tzw. crowdfundingu (np. za pośrednictwem https://wspieram.to)? Na pewno w Trójmieście znalazłoby się kilkadziesiąt osób skłonnych dorzucić swoją cegiełkę…

          • Joanna Kabala pisze:

            Tak. Ja nie będę mogła zająć się teraz takim projektem rzetelnie. Jeżeli jesteś na miejscu, masz odpowiednią wiedzę i mówisz konkretnie, to proszę skontaktuj się ze Zbigniewem osobiście.

          • Zbigniew Sajnóg pisze:

            Rzecz w tym – być może Państwo nie zauważyliście – jak napisałem to właśnie jedna z fundacji zajmujących się crowdfundingiem odpowiedziała mi, że nie chce się angażować politycznie. To właśnie to mnie tak poruszyło, to dlatego właśnie te moje uwagi o uwsobnionej cenzurze!

          • Maciej Pieńkowski pisze:

            To rzeczywiście kiepsko. Proponuję skorzystać z jakiegoś portalu crowdfundingowego samodzielnie i dać nam znać tutaj. Myślę, że w Trójmieście znalazłoby się kilkadziesiąt osób chcących wesprzeć taką niezależną inicjatywę – a zainteresowani mogliby informować znajomych (poczta pantoflowa)

  16. Joanna Kabala pisze:

    Może to jest nieporozumienie międzypokoleniowe, może to dlatego, że nas gaz pogryzł w oczy.
    Z powodów osobistych obserwuję pokolenie Bartosza, i jeszcze młodsze pokolenie też.
    Rzeczywiście pokolenie “wiem, wiem”, z internetu, jest trudne w rozmowie.
    A może, biorąc się za taki temat trzeba było w momencie, gdy okazało się, że można ze Zbigniewem nawiązać kontakt – oddać mu scenariusz do napisania (i gażę) i spokojnie zająć się reżyserowaniem.
    Wiem Bartosz, że poświęciłeś na ten projekt ładnych parę lat. Wszedłeś dość głęboko w temat, zdobyłeś materiały, o których nie wiedzieliśmy, że się jeszcze bujają.
    Więcej nie mam o czym mówić, bo filmu nie widziałam. Ale jak rozumiem najpóźniej na przednówku uda mi się zobaczyć, może nawet w kinie.

    Kiedyś Koń rozwlókł plotkę po Polsce, że Zbigniewowi zaproponowano udział w jakimś programie TV, a Zbigniew oświadczył, że będzie mówił o Bogu. Nie tylko tamta rozmowa została ucięta, ale nastąpił ogólny ostracyzm. Ostracyzm wobec Mahatmy Ariergady – przyznajcie, że logicznie to się nie trzyma kupy. To jest krzywe zwierciadło, takie odwracające do góry nogami.
    Podczas gdy na świecie tworzą artyści mniej więcej z pokolenia Zbigniewa, którym wolno się rozwijać w dowolnym kierunku. Na przykład, jeden swojego czasu skończony punk, gdy dojrzałym głosem zaśpiewał o Bogu, jakoś mu to nie przeszkodziło, ciągle tłumy na koncertach, wydane płyty, etc.

    Przepraszam Bartosz, za twarde słowo, ale twoja analiza nie ma sensu, jeżeli powołujesz się na siłę prowokatorów lub argumentujesz np. Gretkowską. Choćby jej Nobla wlepili.
    Bartosz, ta sprawa jest poważna, bo parę osób nie może sobie tak łatwo Tranzytoryjnej Formacji Totart wykasować z życiorysu, nawet gdybyśmy wniosek do Googli złożyli.
    Chętnie ci to przy okazji wytłumaczę – a żeby się łatwiej rozmawiało, możemy urządzić festiwal sera i cebuli.

  17. Ewa > Zbigniew Sajnóg pisze:

    Panie Zbigniewie, czytając Pana ostatnią książkę (rozumiem, że nie wydaną?), jednoznacznie wypowiada się w niej przeciw homoseksualizmowi. Stąd ten mój epitet homofoba.
    „(…)Na przykład wypowiedzenie się, że homoseksualizm jest urągowiskiem, że jest także wbrew rozumowi już jest przestępstwem w niektórych krajach karanym nawet więzieniem. A na przykład w Polsce rozumną normą stało się, że „pierwszy milion trzeba ukraść”. (…)”

    Sztukę rozumiem też jako zjawisko parareligijne, ale w innym znaczeniu, niż mają dla ludzi wszelkie Religie. Jednak, jak Pan sugeruje, powrót do tekstów pierwotnych kulturowo, a takim jest Biblia – a cała historia Totartu świadczy o tym, że jest to niemożliwe, bo sprawy zaszły za daleko, między innymi też za sprawą wolności w wyborze partnera, z którym chce się uprawiać miłość, wolności z determinacji wewnętrznej, a nie fanaberii, czy wygody – nie jest w moim pojęciu możliwe i potrzebne. Zawiedzie nas znowu w fundamentalizm i wszelkie ograniczenia.
    Natomiast sztuka, w pojęciu totartowców – tak ich rozumiałam, może się mylę – walczyli głównie o swój obszar, o pozwolenie na tym eksperymentalnym poletku powiedzieć, czego wtedy nie było wolno.
    Miałam nadzieję, że podobną funkcję dzisiaj, bez tych wszystkich ubeckich zagrożeń, o których słusznie Pan dramatycznie wspomina – będą literackie fora internetowe. Ale przekształciły się w poletko do obrażania ludzi, o mnie napisano tam że jestem byłam ubekiem i politrukiem. Są systematycznie niszczone i zastraszane, poważnie traktujący literaturę artyści boją się tam publikować. Mogły by być dzisiejszym wielkim dobrem dla wstępujących artystów. A wiele ludzi zawdzięcza, jak czytam, właśnie Panu przebudzenie w tych ponurych czasach, ocalenie, skierowanie na właściwe tory niezbędnego buntu i anarchii.
    Nie przesadzajmy, sztuka to jest osobna aktywność ludzka, gdzie są wszelkie nieprawdopodobne absurdy, o tym przecież jest Don Kichot, który w nią uwierzył. Sztuka jest najprawdziwsza, bo nie upiera się, że mówi prawdę, przecież w tych wszystkich metaforach poety nie sposób realnie funkcjonować.
    Artysta czerpie zarówno z dorobku kulturowego, jak i z samego siebie, ze swoich przeżyć i doświadczeń życiowych własnego losu. Nie może istnieć jedno bez drugiego. Dlatego wszelkie dokumenty z lat terroru w Polsce powinny być ocalone, bo to jest właśnie pamięć kulturowa, Totart należy już do naszej pamięci kulturowej.

    Smutne, że właśnie Pan nie może otrzymać stypendium, podczas gdy tyle pieniędzy idzie na nagrody literackie, na przez nikogo nie czytane pisma papierowe, na konkursy prowincjonalne, a film, który mogły Panu wesprzeć w ubieganiu się o pomoc finansową na uprawianie sztuki i zapewnić jako taką swobodę bytową, Pana totalnie wyklucza z dyskusji i poniekąd skazuje na nieistnienie.

    Ma Pan rację bijąc na alarm. Powstał, wierzę Panu, film pod publiczkę, zaprzepaszczający i nie ocalający ważnego materiału dokumentalnego, a w kraju, w którym teraz żyjemy, też, jak Pan pisze, powstać nie może.
    Podziemie sieciowe, które zareklamował tutaj ubarwiający naszą dyskusję Troll jest żenujące. Tylko bać się dzisiaj nawet i podziemia artystycznego.

    Ale artyści istnieją też i po to, by pokazywać swój sprzeciw, bo tylko oni potrafią to robić bez rozlewu krwi. Trzeba to robić w dalszym ciągu, innej drogi nie ma.

    • Zbigniew Sajnóg pisze:

      Miła pani Ewo! Nie chcę tu dłużej zatrzymywać się nad kwestią mężołożnictwa, gdzieś jest mój artykuł pod tym tytułem. Nie będę dublował wywodu. O mężołożnictwie można mówić poruszając się na kilku poziomach poznania. Tu odwołałem się do podstawowego rozumowego – pisząc o orientacji oddechowej. Istnieją “rzeczy duchowe” i gdy człowiek ich dozna, wie że nie ma żartów. Mężołożnictwo kala ziemię.

      Przyglądałem się tym sprawom wiele lat. Za czasów Totartu przez kilka lat byłem członkiem Partii Radykalnej, brałem udział w jej kongresie w Budapeszcie (przemawiałem tam). Nim te sprawy w wielkiej skali dotarły nad Wisłę widziałem te rzeczy z bliska, rozmawiałem – transwestyci, transseksualiści, sexpeace, ruchy na rzecz legalizacji narkotyków, rozmawiałem z Ciccioliną, z facetem który przerobił się na kobietę by zostać prostytutką a potem prawnikiem broniącym praw prostytutek i pisarzem opisującym ich dolę… co pani chce, w co tylko nieszczęśni ludzie mogą popaść. Proszę mi wierzyć – nie mam lęku przed nimi, nie reaguję histerycznie ani fanatycznie, naprawdę niech mnie pani nie traktuje schematycznie. Nie poruszamy się na tym poziomie.

      To, co w tej sprawie miałem do powiedzenia wyraziłem w dwóch artykułach i ewentualnie do nich mogę odesłać. Nie będę się powtarzał. Ktoś ma inne zdanie? Szkoda, ja swojego nie zmienię, tak jak nikt mnie nie przekona, że wciąganie wody do płuc jest orientacją oddechową. I tyle.

      Jeśli Biblię traktuje się jak dzieło literackie – tak to skutkuje. Warto się przyjrzeć jak Welhausen podważał “naukowo” autorstwo pięcioksięgu wywodząc, jakoby to były jeno opowieści snute przy ognisku ułożone w całość mającą posłużyć umotywowaniu wyższego prawa Izraelitów do wyrzynania innych narodów. Oczywiście germanie mają zatem swoje mity – nie gorsze i już wkrótce przydzielają sobie takie posłannictwo.

      Jako człowiek, który “otarł się o sprawy ducha” mocno przestrzegam. Lepiej w cichości myśleć i szukać Prawdy – niż rozniecać własne ideologie. Jest wiele spraw, którymi można się zająć.

      • Ewa > Zbigniew Sajnóg pisze:

        Tak jak tu napisała pięknie Pani Joanna Kabala, każdy ma prawo wyrażać swoje poglądy i cenne jest, że je otwarcie głosi, nie idzie za modą lub używa do celów wejścia w jakieś ugrupowania, jak np. członkowie Kościoła Katolickiego.
        Pan ma na dzisiaj takie, ja mam odmienne poglądy odnośnie płci, mimo, że jestem od czterdziestu lat w związku małżeńskim i nie przeszłam przez żadne przygody homoseksualne.
        Chociażby mam takie ze względu na oddanie hołdu takim osobowościom, jak: James Baldwin, Allan Bloom, Truman Capote,Judith Butler, Maria Dąbrowska, Gertruda Stein, Markiz de Custine, Jacek Dehnel, Ladislav Fuks, Federico Garcia Lorca, Julien Green, Christopher Isherwood, Louis Aragon, Simone de Beauvoir, Roland Barthes, Jean Cocteau, Colette, Gustaw Flaubert, Michel Foucault,Jean Genet, Hortensja Mancini, Frédéric Mitterrand, Robert de Montesquiou, Henry de Montherlant, Marcel Proust, Markiz de Sade, Paul Verlaine, Charles, markiz de Villette, Marguerite Yourcenar, Jan Lechoń, José Lezama Lima, Golo Mann, Klaus Mann, Roman Knap, Frank O’Hara, Pier Paolo Pasolini, Arthur Rimbaud, Peter Ackroyd, Ken Stone (biblista), Andy Warhol, Edmund White, Tennessee Williams, Michał Witkowski, Jerzy Zawieyski, Oscar Wilde itd… których życie niejednokrotnie jedynie z powodu homoseksualizmu było męczeńskie.

        Ze słów dyskutantów filmiku YouTube wynika, że ma Pan, Panie Zbigniewie, przerwę w życiorysie (o czym Pan tu pisze), że niedawno się Pan obudził i nie wie, co się tutaj w tej naszej rzeczywistości dzieje. Oddają Panu sprawiedliwość i przyznają, że jest Pan tym samym człowiekiem, jakim był w czasach Totartu. Zarzucają jednak, że zanegował Pan tamtejszą rzeczywistość i neguje dzisiejszą, ale nie rozpoznał Pan jeszcze Znaków Czasu, o czym świadczy Pana książka „Odzyskiwanie rozumu”, z czym się zgadzam, bo ją przeczytałam.
        Mówią, że jest Pan w dalszym ciągu w drodze, ale musi Pan nadrobić ten odcinek życiowej nieobecności, który zabrała Panu sekta Niebo.

        U nas film w studenckim kinie studyjnym będzie dopiero w grudniu, innych anonsów nie znalazłam.
        Film żyje już własnym życiem. Długie, twórcze życie przed Panem, może jednak ktoś nakręci nowy film z Pańskim monologiem.
        Nie wiem, na ile mój blog Panu pomógł, na ile zaszkodził, ale z całego serca realizacji zamierzeń twórczych Panu życzę. Bo teraz, to tylko pozostaje walka z czasem…
        Powodzenia!

  18. Zbigniew Sajnóg pisze:

    Joasi, jesteś kochana! Pięknie. Proszę państwa – jedni z głównych bohaterów filmu jeszcze nie mają do niego dostępu. Tak to wygląda, taki to jest szacunek, takie to myślenie, taka to nędza. Jeszcze może mogliby wziąć merytoryczny udział w dyskusji… Pozdrawiam cię Joasiu!

    • Joanna Kabala pisze:

      Rzeczywiście tak to brzmi, sorry Burt.
      W tym przypadku chodziło mi o to, żeby zastosować w tekście słowo “przednówek”, na którego definicję natknęłam się ostatnio w Wikipedii.
      I po prostu tak się złożyło, że moim pierwszym najtrafniejszym skojarzeniem w tym kontekście, w tym momencie, stał się film Bartosza.

  19. Ewa > mqpl pisze:

    Bardzo dziękuję Panu, musiałam uaktywnić niedawno, bo linki są zatrzymywane w poczekalni. Powtórzę go jeszcze raz:

    Zapis dyskusji po projekcji:
    https://www.youtube.com/watch?v=0Rq2gqQ6TkI

  20. Zbigniew Sajnóg pisze:

    Jeszcze odpowiedź Bartoszowi Paduchowi – mój list nie jest oskarżaniem, ale obroną i sprzeciwem. Jaka byłaby reakcja, gdyby ktoś na przykład robiąc dokument o Auschwitz przedstawiał więźniów przebranych za strażników i uważał, że to jest dobry chwyt marketingowy. Że ci ludzie powinni być szczęśliwi bo są w filmie, i że nie znają się na arkanach sztuki.

    Mój problem jest w tym, że prosiłem aby nie wracać do tamtych spraw, a teraz niejako staję jako ich obrońca. Naprawdę mam tego dość. Ale staję, bo dotyczy to spraw dzisiejszych, żeby nie było, że z powodu czyichś przekłamań albo manipulacji albo niezrozumienia – ktoś doznaje nieprzyjemności, czy szkód, albo zostaje zapisany na jakiejś czarnej liście. To nie jest zabawa, to są śmiertelnie poważne sprawy.

  21. Paris Dakota Jones pisze:

    Pozwolę sobie na małą prywatę skoro odezwał się tu sam Zbyszek Sajnóg, otóż Zbyszku zainteresowałam się Tobą już 3 lata temu jak i ruchowi Totart , który mnie zafascynował swoją wieloaspektową działalnością , która kopała w dupe władze i wszelkie konwenanse kulturowe , które mieliście głęboko w dupie ! Praktycznie duchowo jestem obecnie przedstawicielką waszej fali we współczesnych czasach , bo też mam wszelkie konwenanse gdzieś i jestem przedstawicielką nowej fali i netowego performancu ! Jednak na wstępie muszę Ci pogratulować wielkiej siły , która pomogła Ci wyrwać się z sekciarskiej traumy , która zmarnowała Ci kilka cennych lat Twojego życia . Powiem nawet ,że bardzo się martwiłam tym , bo taka inteligentna i wszechstronna artystycznie osoba jaką jesteś marnowała sobie życie w tak głupi i bez przyszłości sposób . Historie Totartu znam z internetu i z osobistych relacji jednego z was , jak zostawisz swój meil to więcej o tym Ci prywatnie napiszę . Obecnie jednak na tym blogu nie chciałabym zdradzać szczegółów tej znajomości , bo to powinno zostać tajemnicą kto był moim rozmówcą i kto mi przybliżył działalność Totartu. Pewnie mnie nie znasz z internetu , bo pewnie go nie śledzisz i nie masz rozeznania w portalach poetyckich na których staram się walczyć o wolność słowa i do wyrażania własnych poglądów na każdy temat , który bulwersuje ludzi. By potwierdzić swoją znajomość działalności Totartu to przytoczę sytuację Happeningu Miasto masa masarnia gdzie na rusztowaniu grałeś na perkusji , wtedy też wystąpił Paweł Konjo Konnak! Następnie bardzo wpoiło mi się w pamięć wasze wystąpienie w Rzeszowie w 1986 roku na sali gimnastycznej , gdzie podobno było 50 osób i wtedy po Pana czytaniu swojego manifestu, w którym mówił, Pan że w sytuacji ekstremalnej trzeba działać ekstremalnie, Konjo po krótkim tańcu zesrał się na tace przed publicznością 🙂
    To było coś !!! Performance w ludzkim wydaniu , w wydaniu które było łamaniem wszelkich zasad i tabu , które tak ludzie próbują zachować w swoim intymnym życiu .
    Takich historii znam więcej , lecz nie pora i miejsce , by o tym pisać , bo to wielkie Tabu Totartu i nie jest przeznaczone dla wszystkich, bo nie wszyscy zasługują by się o tym dowiedzieć 🙂 Zatem jak Pan widzi trochę wiem na temat Totartu i bym mogła więcej przytoczyć waszych akcji, które są dla mnie drogowskazem do szokowania ludzi w dzisiejszych czasach pozbawionych humoru i głebszej refleksji na temat wartości człowieka i jego potrzeb w codziennym życiu. Oczywiście mam wielkie uznanie, że Totart sprzeciwiał się tamtejszej władzy ,co było wielką odwagą i wielkim przedstawieniem w obronie wolności artystycznej . Na szczęscie dziś może Pan się wypowiadać bez martwienia się o CENZURE , bo dożył Pan takich czasow, że można jasno i bez skrępowania modelować swoje myśli w przestrzeni publicznej jaką jest INTERNET . Dodam jeszcze , że uwielbiam hasło urodzone w Totarcie “Miesiączkuje woźna, będzie zima mroźna” bo jest to dla mnie fundament i filar tamtych czasów , gdzie taki manifest był dla innych wzorcem i drogą ku wolności . Reasumując chciałabym wyrazić swój podziw dla Pana działalności i dla działalności Totartu , który jest mi bardzo bliski w swoim przesłaniu, bo musi Pan wiedzieć ,że i w tych obecnych czasach wolność słowa jest czasami poddawana CENZURZE. POzdrawiam serdecznie i jak Pan może to proszę o pozostawienie adresu mailowego , bo chciałabym przedstawić Panu kilka propozycji na mój performance obecnych czasów w których bym chciała zaszokować społeczeństwo tak zmanierowane ograniczeniami , które płyną z ich wnętrza . Na koniec dodam ,że dobrze Pan wyglądał w tym swoim białym prochowcu jak i w płaszczu ze skóry na kilku manifestacjach 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂 I jeszcze jedno – mam tylko prawie 19 lat , więc proszę wybaczyć mój prostolinijny i osobisty ton wypowiedzi 🙂 AVE TOTART !

      • Robert Mrówczyński pisze:

        Zdaje się, że p. Sajnóg dał się złapać na tę całkiem sporą garść wazeliny, ale jeśli tak jest, należy Go lojalnie przestrzec, że może doświadczyć i spotkać się z czymś gorszym niż homoseksualizm (którego nie trawi), a mianowicie z jednym z plugawszych trolli działających w sieci pod nickiem Paris Dakota Jones, której “rewolucje” wywodzą się z najgorszego magla.

        • Zbigniew Sajnóg pisze:

          Dziękuję, choć nie o wazelinę tu chodzi. Ilekroć spotykam się z kimś, kto tak odbiera tamte sprawy i “przedłuża piłkę” – ciężko to przeżywam i zastanawiam się co zrobić.

    • Ewa > Paris pisze:

      i proszę mi więcej takich rzeczy nie linkować.

      • Ewa > Zbigniew Sajnóg pisze:

        Robert szczerze Pana ostrzega i naprawdę w dobrej wierze. O Panu w necie jest pełno i można każdą łzawą historyjkę o tatusiu malarzu, który należał do grupy Totart i wykorzystać reprodukcje obrazów, które w Sieci są dostępne, skompilować.
        Tak jak Pan pisze, nasza współczesność niesie nowe zagrożenia i nowe wyzwania, z którymi trzeba się zmierzyć. Postkomunistyczne pokolenie w postaci swoich dzieci teraz wydaje owoce.
        Osoba ta, długo pisała do mnie lizusowskie listy, być może animowana przez wyalienowanego i odrzuconego przez społeczeństwo człowieka pod nickiem Naćpana Światłem, która została wyrzucona z czterech portali literackich i zbanowana, napada, jak pisze Robert nie na system, nie walczy z niesprawiedliwością świata, ale na Bogu ducha winnych ludzi i nagle publikuje np. na portalu nieszuflada takie coś o mnie:

        Paris Dakota Jones | 2014-08-21 01:37:26
        Lek na demencję Ewy Politruk-Bieńczyckiej

        „(…)Jednej, zrozumienie swojej miernoty w roli artysty malarza zajęło całe życie. W końcu jednak to pojęła i wzięła się za prowadzenie blożka, na którym pod różnymi “misiami” nawija sama z sobą.(…)”

        Cytuję tylko fragment, bo była cała strona. I proszę sobie wyobrazić taki ktoś wchodzi jak gdyby nigdy nic na mój blog tutaj i nawija.
        To chyba ten ubek, o którym Pan pisze, zachowywał jeszcze jakieś formy międzyludzkie. Proszę spojrzeć, jak to wszystko spsiało.

  22. mqpl pisze:

    Myślę, że jeśli chcemy coś powiedzieć światu, to wpierw powinniśmy się trochę w ten świat wsłuchać. Mamy teraz nadpodaż informacji, na każdym kroku rozmaite atrakcje (tv, internet, wydarzenia kulturalne i sportowe itd.). W takiej sytuacji większość odrzuca propozycje głębsze, a więc i trudniejsze w odbiorze, bo z braku czasu jest w stanie wchłaniać tylko takie trywialne formy jak właśnie memy, hejty, głupie filmiki na YT itp. Taka jest ich reakcja obronna. Sam to widzę po sobie: tyle rzeczy chciałbym zrobić, tyle książek przeczytać, tyle koncertów i spektali zobaczyć, a praktyce często kończę na bezsensownym surfowaniu po sieci. Bo to nie wymaga wielkiego wysiłku…

    A jeszcze 30 lat temu było odwrotnie: przecież paliwem Toartu była reakcja na wszechogarniającą apatię i zniechęcenie w epoce schyłkowego PRL-u (“deficyt informacji”). Jakże trudno o równowagę.

    Ps.
    Może współczesnym antidotum na bolączki materialne twórców jest coś takiego?
    http://wspieramkulture.pl

    • Joanna Kabala pisze:

      Wsłuchanie się w świat jest niewątpliwie słusznym postulatem.
      Dobrze też, że usłyszeliśmy tu powyżej głos prawie dziewiętnastolatki,
      bo ładnie nam pokazuje na czym polega internetowy głuchy telefon.

      Nie stresuj się i nie nazywaj swojego surfowania bezsensownym. Słyszę to zewsząd i przypuszczam, że kognitywni behawioryści mogli już na ten temat zrobić jakieś badania.
      Podobnie jak inni często wiszący na linii mam też takie sytuacje, że nagle się zastanawiam gdzie ja po tej sieci błądzę. I dość mnie irytuje, że istotnie w niektóre zakamary trafiam tylko dlatego, że mam nagle pod ręką link podsunięty mi przez stale śledzący mnie software. A link jest podsunięty, dlatego, że tępy a sprytny algorytm próbuje wyręczyć mnie we wnioskowaniu i do tego ten swój fałszywy wniosek przedstawia mi jako mój wybór.
      Biologiczna szara substancja zostaje w ten sposób istotnie zagrożona przerażającą falą błota tsunami po wybuchu bomby informacyjnej.

      A my w tym czasie nerwowo próbujemy niczym grupa coraz lepiej zorganizowanych orangutanów (tak, nie tylko szympansy są inteligentne) wykumać jak złapanym z fali błota patykiem otworzyć zamek klatki.

      Crowdfunding, selfpublishing, html, pdf, 2D i 3D, 4D, mp3, itd. to są fajne patyki. Ale nie rozwiązują nam problemu, bo nawet jak nam się uda w pierwszym momencie uciec, to i tak nas numer po numerze strażnicy odszukają i dostaniemy rachunek za użytkowanie klatki oraz za zepsuty zamek.

      Ale, żeby zakończyć pozytywnie: uważam, że informacji jest ciągle za mało.
      Niektóre pojęcia są wciąż sieci nieznane.
      Rzetelnej, uporządkowanej, wiarygodnej informacji jest wciąż za mało.

      Idę, spróbuję znaleźć jakiś fajny patyk i może też wykiwać strażnika.

  23. Zbigniew Sajnóg pisze:

    Odnośnie opublikowanej rejestracji rozmowy po projekcji filmu w Gdańsku – chcę sprostować, że nie namawiałem Pawła Konnaka do spalenia książek, które wydaje. Gdy spotkaliśmy się około 8? 7? lat temu, powiedziałem mu, że Totart to śmiecie. Prosiłem, żeby nie wracać do tego, nie publikować. To najbardziej skrajne i wyraziste, co mówiłem w tej sprawie. Nie uważam tego za skrajne. Uważam, że to prawda. A jeśli idzie o palenie ksiąg, znam całkiem pozytywne przykłady. Gdy święty Paweł był w Efezie, w przebiegu wydarzeń, które nastąpiły, wielu ludzi nawróciło się. “Wielu też z tych, którzy uwierzyli, przychodziło, wyznawało i ujawniło uczynki swoje. A niemało z tych, którzy się oddawali czarnoksięstwu, znosiło księgi i paliło je wobec wszystkich; i zliczyli ich wartość i ustalili, że wynosiła pięćdziesiąt tysięcy srebrnych drachm.” (Dz. a. 19.18-19). Takie jednoznacznie negatywne, z automatu, oparte na skojarzeniu z nazizmem – więc mające skompromitować, wykluczyć z dyskursu i spowodować potępienie – używanie obrazu palenia ksiąg na pewnym poziomie rozmowy nie powinno mieć miejsca.

    • Ewa > Zbigniew Sajnóg pisze:

      myślę, że Konnak powiedział w afekcie, wszyscy byli bardzo rozżaleni i podekscytowani Pańskim „Listem” i stąd to wszystko. Tymański deklarował Miłość i według mnie szczerze. Nie wiem, w jakiej Pan był kondycji psychicznej dwa lata temu, reżyser mówi, że tak długo trwały prace nad filmem i oddał temu filmowi półtora roku życia. Nie było to z pewnością łatwe, szczególnie, że losy grupy potoczyły się jak życie, trzeba było przede wszystkim zarabiać pieniądze. Odniosłam wrażenie, że byli zaskoczeni, że jest Pan w takiej świetnej formie, reżyser chwalił Pańską książkę o Gdańsku.

      Metafora palenia, książek, czarownic, może być rozumiana wielorako. Np., coś musieli zrobić z dużą ilością egzemplarzy Mein Kampf, czy Książeczkami Mao. Terapeuci radzą rytualnie spalić listy i fotografie osoby, która nas skrzywdziła. Dla Pana artefakty z tych lat mogły być śmieciami, dla Konnaka relikwiami. Podobno je Pan już wtedy palił.
      A czytał Pan książki Konnaka, czy tak awansem kazał spalić? Przecież powstały grubo później. To byłby fakt uniewinniający.
      Na blogu chyba dobrze pisałam o książce Konnaka, już nie pamiętam:
      http://bienczycka.com/blog/?p=2085

      • Zbigniew Sajnóg pisze:

        To jest prze- ale przezabawa. Właśnie napisałem przecież, że nie mówiłem mu aby palił, mówiłem, że to bezwartościowe. Był jakiś czas dobijania się prawdy, miotania się – ale jakże robić apologię miotania się? To nonsens. Trzeba żyć, nie wytwarzać mitów. Kiedyś pod koniec Totartu wystawiłem w gablocie na wystawie stare skarpety. Dajmy już sobie z tym spokój, żyjcie ludzie, jest tyle spraw dzisiaj, takich czy innych, co tam grzebać się w zaprzeszłości a jeszcze tworzyć mitologie.

  24. Zbigniew Sajnóg pisze:

    To, co zobaczyłem w tym zapisie rozmowy, raczej utwierdziło mnie w przekonaniu o słuszności podjętej decyzji – aby nie pójść tam. Ton był rozrachunkowy.

  25. Zbigniew Sajnóg pisze:

    To, co zobaczyłem w tym zapisie rozmowy, raczej utwierdziło mnie w przekonaniu o słuszności podjętej decyzji – aby nie pójść tam. Ton był rozrachunkowy. Sprawy sprzed dziesięciu i więcej lat relacjonowane jak z dzisiaj. Może nie byliby zaskoczeni, gdyby byli ze mną w kontakcie – jak na przykład Antoni hr. Kozłowski, któremu wiele zawdzięczam i bardzo dziękuję. Paweł Konnak odwiedził mnie, gdy mieszkałem w pracowni w stoczni i było to właśnie lat temu z 8. I od tego czasu nie. Byłem tak odstręczający? Być może, być może – jak widać Antoni tak nie uważał i widać w wypowiedziach panów wielką różnicę, prawda? W rozmowie z Antonim dzisiaj podsumowałem to tak – ja ze swojej sekty wyszedłem – pora na panów. Już czas.

  26. Zbigniew Sajnóg pisze:

    Ojej, nadal o tej kondycji psychicznej – narracja Ryszarda Tymańskiego jest naprawdę jak na człowieka deklarującego miłość, dość mocna. Jaki ma mandat, by oceniać moje zdrowie psychiczne i w dodatku wypowiadać się o nim publicznie, a jeszcze w dodatku pod moją nieobecność. Podkreślałem wielokrotnie, że sprawa sekty to sprawa uwiedzenia duchowego, a nie jakiejś choroby psychicznej. Ludzie o pewnej już świadomości powinni takie kwestie umieć rozróżniać. Rozróżniać o czym mowa w ogóle. Wszystkich, którym uczyniłem jakiekolwiek zło – bardzo przepraszam i proszę o wybaczenie. Od lat przeżywam to bardzo, cóż – trzeba żyć dalej. Kwestia sekty to bardzo ważna sprawa i przyjdzie czas opowiem o tym, ale tej sprawy nie załatwi się na jakimś takim czy innym spotkaniu w ECSie. To jest sprawa bardzo poważna. Ale w jej wyjaśnianiu musi być porządek. I myślę – bez wyjaśnienia “punktu dojścia” nie wyjaśni się sekty, tak uważam. A więc po kolei. Nie poruszając tu kwestii osobistych, czegoś doświadczyłem w 1985 roku, czegoś konkretnego, o czym nie chcę tu mówić. Potem poznałem Bogdana Kacmajora. Potem był Totart, potem zapoznawałem się z nową rzeczywistością i doznawałem – nazwę to “rzeczy duchowych”. Potem przystąpiłem do sekty. Po powrocie do Gdańska odizolowałem się chcąc wszystko przemyśleć, zrekapitulować. Zacząłem pisać, a to nad czym pracowałem rozwinęło się w projekt cyklu książek. Aktualnie rozpoczynam ich wydawanie.

    • Joanna Kabala pisze:

      Oh! W końcu udało mi się coś zobaczyć.
      Moja pierwsza refleksja była przeogromna i jej spisanie, i potem odczytanie, zajęłoby więcej czasu niż trwa sama relacja z ECSu.
      Postanowiłam więc oszczędzić wam i sobie samej sentymentalnych opisów.

      – Pawle, co się stało z twoim aparatem do samodzielnego przetwarzania informacji? Popsuł się zupełnie, czy tylko paliwa zabrakło? W drugim przypadku, radzę ci przestaw się na baterie słoneczne. Prąd przez nie produkowany nic nie kosztuje, a w sprzyjających okolicznościach powstającą nadwyżkę można odsprzedać do publicznej sieci.

      – Tymon, przepompowałeś.

      Przykro mi chłopaki, z peronu Dworca Głównego w Gdańsku, gdzie czekaliście już na pociąg odjeżdżający do Rzeszowa, gdy my przyszliśmy, że jestem zmuszona zwracać się do was publicznie i łopatologicznie.
      I tylko nie mówcie mi, że tak, jak was razem poznałam, tak też was razem pożegnam.

      P.S.
      Paulus popracuj nad sprofesjonalizowaniem moderowania.
      Lopez nie uciekaj, proszę. Chociaż, jeżeli cię ucho boli, to uciekaj.

  27. Ewa > Zbigniew Sajnóg pisze:

    powiedzieli, że musi się Pan najpierw rozliczyć z sekty Niebo i mieli rację.
    Czy Pan czytał Sebastian Keller „NIEBO Pięć lat w sekcie?” (2011)
    Mogę przysłać.
    Oni ciężko pracowali przez ten czas, kiedy Pan nie. Nie może swoim przyjaciołom, którzy jak deklarowali, bardzo dobrze Panu życzą, zarzucać że też są w sekcie. To bardzo niesprawiedliwe.

    • Małgorzata Köhler pisze:

      Ewo, nie zgadzam się z tym, że człowiek musi się rozliczać ze swojego życia osobistego. Przed przyjaciółmi, fanami, czy fanatykami jego idei. Człowiek ma prawo do życia prywatnego, a przystąpienie do sekty to wybór jak najbardziej prywatny, etap w rozwoju, chociaż bywa regresem.

      Poza tym ta cała histeria na temat sekty. Jeżeli człowiek w wieku dojrzałym ucieka i zaszywa się samotnie np. w górach, szukając siebie samego, albo Boga, albo skarbu, albo po prostu świętego spokoju, też wszyscy uważają, że stracił zmysły. Tymczasem np. dla buddystów to reguła (buddyzm to ani sekta ani religia, to bardziej sposób etycznego życia) że po okresie mlodzieńczym i odchowaniu dzieci, o ile się je ma, szuka się udoskonalenia duchowego.
      Jeżeli wybór drogi był błędny, to należy zawrócić i tyle.
      Poza tym – kiedyś czytałam zestawienie cech sekty, kryteria jakie ją wyznaczają – wychodziło z tego jednoznacznie, że najliczniejszą jest kościół katolicki. Czy, przy założeniu, że jesteś / byłabyś wierzącą, nie oburzyłabyś się, że gdyby ktoś ośmielał się Ciebie rozliczać z wiary? Lub odwrotnie – z niewiary?

      • Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

        nie zgadzam się z Tobą Małgosiu. To nie był wybór eremity, sekta miała wymiar społeczny. Wszyscy wiedzą, jak działają sekty, że to uwiedzenie itd. Ale można powiedzieć, że w Polsce komunizm to też było uwiedzenie i bardzo ładnie było, jeśli pisarze się z tego uwiedzenia rozliczali. Szymborska miała szansę, zadano jej pytanie w filmie dokumentalnym pod koniec jej życia, nie zrobiła tego i straciła w moich oczach jako człowiek.
        Zauważ, że Zbigniew Sajnóg w czasie, gdy stanowił elitę sekty i się tam nie przemęczał, jego koledzy z Totartu ciężko pracowali i robili fajne rzeczy. Mało tego, uważają, że zawdzięczają to wszystko swojemu przyjacielowi Sajnógowi, to że mają teraz fajne życie, że robią to, co lubią, rozwijają się, cieszą się życiem. Jak można powiedzieć, że Zbigniew Sajnóg wyszedł z sekty, skoro ich potępia teraz tak, jak robiła to sekta, kiedy usiłował ich zwerbować?

        • Małgorzata Köhler pisze:

          Ewo, sama wyjasniłaś sobie kwestię, czy Zbigniew Sajnóg jest coś winien kolegom, o tu, cyt.: “uważają, że zawdzięczają to wszystko swojemu przyjacielowi Sajnógowi, to że mają teraz fajne życie, że robią to, co lubią, rozwijają się, cieszą się życiem. ”
          – No ale chyba oni jednak wiedzą lepiej?

          Poza tym, daruj, ale odrobinę umiaru w porównaniach, plizzz! PRL był narzuconym totalitaryzmem, zagrażającym milion ludzi, do sekty wstępuje się dobrowolnie, na własne ryzyko i odpowiedzialnośc, i można z niej wyjść. Zresztą, o ile widzę, to też już wyjaśnione, cyt.:
          “Podkreślałem wielokrotnie, że sprawa sekty to sprawa uwiedzenia duchowego (…) Wszystkich, którym uczyniłem jakiekolwiek zło – bardzo przepraszam i proszę o wybaczenie. Od lat przeżywam to bardzo, cóż – trzeba żyć dalej. Kwestia sekty to bardzo ważna sprawa i przyjdzie czas opowiem o tym, ale tej sprawy nie załatwi się na jakimś takim czy innym spotkaniu w ECSie”.

          Poza tym z największą radością rozmawiam zawsze o przyczynach i ewentualnych rozwiązaniach problemu, ale czuję się nieswojo gdy akcja zbliża się do napięć, jakie musiały być, że też rzucę znanym obrazkiem, udziałem kolektywu podczas oczekiwania na samokrytykę jakiegoś delikwenta. Czyżbyśmy ciągle jeszcze z tego nie wyszli?
          Przecież każdy w miarę rozsądny czlowiek, znający nieco historię PRL-u, może sam odpowiedzieć sobie na pytanie o przyczynach uwiedzenie Szymborskiej przez system. Tymczasem ten temat byl wałkowany w mediach latami i ciągle jeszcze jest na topie. Oddając legitymację partyjną, w 1966 roku, co było jednak w tamtych czasach aktem bohaterstwa, oraz podpisując w 75 -tym list “59” przeciwko sojuszowi z ZSSR, zrównoważyła w moich oczach złe wybory dobrymi. Tylko człowiek, który nic nie robi, nie dokonuje wyborów, nie popełnia błędów; człowiek aktywny, współgrający ze światem popełnia ich z konieczności więcej. Proszę, nie zaczynajmy teraz o Twojej ulubionej Wisławie, bo zupełnie się poplączemy w wątkach 🙂

        • Zbigniew Sajnóg pisze:

          Miła Pani Ewo – nie potępiam, ani mi to w głowie, ale też i nie bedę tego rozwijał – bo nie uważam by o tym co osobiste deliberować publicznie i to pod nieobecność. Proszę mnie zrozumieć, bo jakby Pani nie widzi – gdyby ktoś panią oficjalnie pod nazwiskiem definiował psychiatrycznie ze swadą i z góry? W sali na projekcji był mój tata. Niech Pani się obudzi. Rozumiem, że nie chce Pani psychola gościć na blogu?

          • Ewa > Zbigniew Sajnóg pisze:

            Dla mnie to nie jest Pana sprawa prywatna, skoro nie zamierza Pan być prywatnym człowiekiem i wrócić do społeczeństwa jako jednostka twórcza, brać udział w życiu publicznym, ubiegać się o stypendia z Ministerstwa. Nie chcę Pana krzywdzić ani oceniać, fakty są takie, że uczestniczył Pan czynnie przez kilka lat w zbrodniczym procederze, nawet jak biernie, to świadkował zupełnie niepotrzebnym tragediom ludzkim i nie pomógł, nie przeciwstawił się, nie uratował. To nie jest sprawa psychiatryczna, skoro jest Pan w bardzo dobrej kondycji psychicznej i był Pan przed i po uwiedzeniu. Przebadano guru sekty, oprócz ateizmu i cynizmu nic u niego nie wykryto psychiatrycznego, żadnej aberracji. Trzeba wiedzieć, czy się jest ofiarą, czy sprawcą. Dla ludzi, którzy wierzą w Diabła, wszystko jest niesłuchanie proste. Ja niestety nie wierzę. Przynajmniej chociaż wyjaśnić, że na tę drogę nie pchnął Pana anarchistyczny ruch studencki Totart.

          • Zbigniew Sajnóg pisze:

            Nie pisałem w tym akapicie o swojej prywatnej sprawie. Myślę, że moją odpowiedzią będą kolejne książki. Taki przynajmniej obrałem kierunek.

          • Ewa > Zbigniew Sajnóg pisze:

            Tak, prawdziwa literatura, sztuka, jest zawsze ekspiacją. Ma Pan doskonałe narzędzia w postaci warsztatu.
            Przepraszam, że tak na Pana napadłam, ale uważałam, że to jest najważniejsze.
            Życzę z całego serca powodzenia.

          • Zbigniew Sajnóg pisze:

            Dziękuję. 🙂

  28. Małgorzata Köhler pisze:

    Jest Pan zaniepokojony i zmartwiony tym “przedłużaniem piłki” i zastanawia się, co zrobić. Tu wiele się nie da, poza właśnie głosem na temat. Stawić czoła mitowi, wyjaśniać, początek i zmierzch. Ale legendy i tak żyją własnym życiem.
    Ma Pan rację, palenie nic nie da, to najgorszy rodzaj deformacji, zostaje popiół i zniekształcona idea, to diabelskie sidła 🙂

    Człowiek ma siedem żywotów, wyrasta z każdego, odżegnuje od siebie dawnego, jednak nie da się anihilować przeszłości.
    Na skutki uboczne idei czy przejęcie jej przez kontynuatorów bez pojęcia, wpływ będzie miał Pan prawie żaden. To nie dotyczy tylko Pana i Totartu, pod każdą ideę ktoś się podczepia i ją psuje, ludzie zepsują najpiękniejsze zabawki.

    Troll, przed którym Pana ostrzegano, od kilku lat usiłuje zaistnieć w nieprzyjmującej go sieci nie tylko jako duchowy kontynuator Totartu, nie mając pojęcia o warunkach historycznych, w jakich powstał ten projekt, te zresztą go nie obchodzą, ale kradnie konta i wizerunki, szczuje ludzi na siebie, plagiatuje i produkuje pornografię ze ściągniętych z sieci zdjęć swoich ‘wrogów’ itd., a nawet podszywa się w tych personalnych rozgrywkach pod ruch Anonymous, co jest bzdurą do kwadratu, a hackerzy tego ruchu powinni go namierzyć jak najszybciej, żeby nie przynosił im wstydu.
    Kolejna wypaczona idea, dzisiaj byle hejter pracuje pod wezwaniem wolności. Inne trolle walczą za Polskę albo świat. Łyso jest przyznać się do czystej nienawiści.

    Niesamowitą siłę sprawczą ma słowo. Dzisiaj większą niż kiedykolwiek. To, w co Pan aktualnie wierzy i o czym Pan podobno pisze, a więc m.in. jak rozumiem, propagowanie miłości ‘jedynie słusznej’ czyli zgodnej z celem biologicznym gatunku, (a zapewne jest Pan do tego przygotowany intelektualnie) zostanie bardzo prędko wypaczone i wykorzystane przez fundamentalistów wszelkiej maści. Proszę się nie łudzić, że tak nie będzie. Jeżeli coś może przynieść złe skutki, to bez wątpienia przyniesie.
    Choćby miał Pan tysiąc argumentów i 90 % racji (całą rację ma, jak w pewnym dowcipie, tylko wielki rabuśnik) – jestem w tym gorąco przeciwko Panu.
    Bowiem ten temat powinien zejść wreszcie z agor i hydeparków tego nieszczęsnego, ogłupiałego od wolności i nienawiści kraju i wrócić tam, gdzie jego miejsce, do sypialni; jeżeli komplikuje to komuś życie to do gabinetów psychologów, w skrajnych przypadkach do chirurgów plastycznych.

    Jest tyle naprawdę groźnych zboczeń i wypaczeń, przeciw którym warto walczyć – pedofilia, gwałt, podłość, mordy polityczne, głupota u władzy, nienawiści i uprzedzenia, że chociaż kochać powinno się pozwolić ludziom tak jak chcą.

    Musiałam to powiedzieć, skoro już brałam udział w tej rozmowie i ten temat został poruszony. Nie zamierzam go zgłębiać, nie oczekuję, że Pan mi przyzna rację albo wyciągnie nowe argumenty. Po prostu czułabym się źle, gdybym tego nie napisała.

  29. Paris Dakota Jones pisze:

    komentarz usunięty przez admina

  30. Paris Dakota Jones pisze:

    Teraz do Zbyszka Sajnóga – Zbyszku nie daj się zwieść tej sielankowej sytuacji , bo nie ode mnie płynie zagrożenie , lecz od autorki bloga i od tej Małgorzaty Kohler , o czym się wkrótce przekonasz i zrozumiesz w jakie blogowe bagno wdepnąłeś ! Na pozór wszyscy są mili, ale to tylko pozory , bo liczy się ilość wejść na bloga i liczba komentarzy jak mniemam kumoterskich w wydaniu wymienionych powyżej kobiet ! Zatem nie ulegaj tej błogiej rozmowy , która ma tylko na celu dzięki tematowi o Tobie podbić oglądalność tego bloga !

    • Robert Mrówczyński pisze:

      Wprawdzie ta troskliwa rada nie dla mnie, tylko dla o p. Sajnóga, ale cóż, podczytałem i właściwie trzeba przyznać Paris rację. Człowiek żyje, czyta, myśli, tworzy, poznaje innych, świat, wymienia poglądy, myśli, pasjonuje się itd, a okazuje się, że to tylko z chytrości, aby zwiększyć sobie oglądalność, liczbę (nie ilość) wejść na bloga wykorzystując bezwzględnie i podstępnie p. Sajnóga. Po takiej porcji gorzkiej prawdy, można mniemać, każdy się dwa razy zastanowi, nim zostawi tu swoje trzy grosze, a i p. Sajnóg się w końcu opamięta. Dziwi tylko dlaczego Dakota nie stosuje się do własnych ostrzeżeń i włazi tu niechciana, martwa i ubliżająca. Ale tak niestety objawia się świat, kiedy na orbicie pojawia się – a zawsze się pojawia – socjopatyczny nienawistnik, niezdolny do trafnego rozróżniania rzeczy i wartości, mierzący je swoją małą, plugawą, łokciową miarą. Ja bym zbanował i usuwał każdy jej komentarz i bynajmniej nie dlatego, że jej istota jakoś specjalnie rewolucyjna, że jedzie po bandzie bezkompromisowo, że się z nikim i niczym nie liczy, ale dlatego, że durna, że martwa, martwotą esencjonalną, nie ma powinowactwa duchowego z tym co dobre, co tutaj. Oczywiście jeśli grzeczne wyproszenie zawiedzie.

      • Maciej Pieńkowski pisze:

        Jak to mówią, first things first: List Zbigniewa Sajnoga ukazał się właśnie na tym blogu, a nie gdziekolwiek indziej…

        • Robert Mrówczyński pisze:

          Jak można się domyślać list został Ewie przysłany właśnie z intencją aby go opublikowała. Co jest dowodem, że jakoś ceni Ewę, jej pracę, jej intencje i uczciwość i ma do niej zaufanie. Więc raczej jest dokładnie odwrotnie niż sugeruje PDJ. To p. Sajnóg posłużył się tą znajomością, aby załatwić swoje osobiste sprawy licząc na dużą oglądalność Ewy bloga, z zastrzeżeniem, że słowo “duża oglądalność” jest umowne i relatywne w odniesieniu do tematyki, która się zajmuje Ewa. Gdyby kimś takim w sieci była Paris Dakota, ta wielka znawczyni i miłośniczka Totartu, mógłby p. Sajnóg ją wziąć pod uwagę wysyłając list. Ale nie jest i nie będzie, a na listy może liczyć jedynie z prokuratury.

      • Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

        zbanowałam, w nocy jeszcze po telewizyjnym “osiem i pół” Felliniego powycinałam.
        Powstawały takie arcydzieła jak ten film i rodzili się tacy ludzie jak Trolle, oddający cały swój cenny czas, swoją młodość, swoje życie w dym. Trochę zostawiam na wypadek tego ewentualnego listu, o którym jak piszesz, może kiedyś Troll dostanie. Skoro nic nie przemawia, to może należy tak wskazać różnice między sztuką a kryminałem.

    • Zbigniew Sajnóg pisze:

      Rozesłałem swój list do osób i instytucji, odezwała się do mnie z propozycją opublikowania jako pierwsza Pani Ewa. Znamy się z wcześniejszej korespondencji. Rozmowa się toczy i cieszy mnie, że mogę się jej przyglądać i że mogę na bieżąco prostować pojawiające się błędy i wyjaśniać, co mogę wyjaśnić. Taki, cytowany tu magazyn kulturalny pisze piramidalne bzdury – nawet tam nie mogę zaprotestować i chociażby przetłumaczyć, że żyję.

  31. Antoni Głupekstrupek pisze:

    Chciałem poprosić Państwa o odniesienie się do poniższego cytatu w kontekście kulturowych czynności w polskim necie:

    mgzn.pl/rzutyokiem/1067

    Po upadku komunizmu, w przeciwieństwie do większości kolegów z TOTART-u, którzy szli na większe bądź mniejsze kompromisy artystyczne, nie mógł odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Popadł w schizofrenię, wstąpił do sekty Niebo, by ostatecznie w 1996 roku popełnić samobójstwo. To na jego mrocznej i nietuzinkowej postaci koncentruje się reżyser filmu.

  32. Ja pokazując cytat z linkiem mówię o czym innym Ewo. Myślałem, że to oczywiste w kontekście powyższej dyskusji.
    Wyjaśnię łopatologicznie: tekst cytatu pochodzi z informacji w portalu i dowodzi specyfiki współczesności, a precyzyjniej mówiąc poziomu ludzi uzurpujących sobie prawo do inteligencji lecz jak widać bez inteligencji.
    Znający się na wszystkim są wszędzie – okopy swjentej trujcy przecież powszechne.
    Ja preferuję wiedzę i mądrość z błyskotliwą inteligencją i dlatego pewnie jestem durniem.

    pozdrawiam

    O Mark Twain!!! – a kto Panu nagadał, że Pan nie żyje skoro Pan żyje?
    I to chyba całkiem nieźle przy takiej sprzedaży dzieł na przestrzeni wieków , o!!!
    Niech żyje!

  33. Ewa > Antoni Głupekstrupek pisze:

    nie ma się co dziwić, autor notki nie widział filmu, podobnie jak my wszyscy tutaj. Pani Joanna w końcu wprawdzie widziała, ale pisze szyfrem.

    • Joanna Kabala pisze:

      Próbowałam wpisać się w ciąg wypowiedzi dotyczących relacji wideo ze spotkania po premierze w ECS.
      Tylko ten materiał widziałam, samego filmu jeszcze nie.

      To, co mnie zszokowało to postawa oraz wypowiedzi Pawła i Tymona.
      A następnie, jak to kiedyś zaśpiewał Kazik Staszewski – “niewiadomy niepokój obudził mnie, dlatego teraz siedzę i piszę”.
      A ponieważ zapoznałam się kiedyś z zasadami netykiety, które zapamiętałam mniej więcej tak, że trzeba pisać krótko i do rzeczy oraz w taki sposób, żeby ludzi nie obrażać,
      to starałam się tak bardzo grzecznie przyładować z grubej rury, że aż z tego szyfr wyszedł.
      Bo zaczęło się bardzo prosto.

      “….. ….. . …..,
      ……… ………..,
      … …… .. .. ……..”
      Yo

      I w gruncie rzeczy mnie to boli, że ich zaboli, ale opowiadając się po stronie zagrożonej prawdy i zagrożonego piękna najwyraźniej muszę napisać wprost:
      Drogi Pawle i Tymonie, z tego, co widziałam w internecie zachowaliście się po gdańskiej premierze filmu w ECSie niegodnie, małostkowo, wrednie, wulgarnie, złośliwie, niesolidarnie.
      Nie będę się dalej rozpędzać, ponieważ mam nadzieję, że nie potrzeba.

      A w sumie, to boję się, bo to są w końcu koledzy, że zanim pożre ich napompowane ego,
      to świat zewnętrzny okaże się wobec nich groźniejszy.
      I do tego okrutny.
      Szkoda.
      Żal.

      To, że jeszcze nie widziałam filmu nie jest dla mnie żadnym problemem. Przypuszczam, że kiedyś zobaczę.
      Tak więc Bartosz, jak chcesz, to nawiguj. Ale uważaj, bo w dużym stopniu musisz sobie radzić sam. Kapitan wciąż ranny.
      Poza tym wiedz, że jako starszyzna będziemy głośno wołać za twoimi plecami, choćbyś się irytował, że zrzędzimy:
      – Uważaj! Mielizna!

      Dziury w żaglach statku oraz w skrzydłach i kadłubach samolotów ewentualnie możemy sami naprawić.
      Znam się trochę na tkaninach. Potrzebuję tylko mocne nici.
      Przy samolotach niech pomoże Andrzej.

      • Ewa pisze:

        jak napisałam, wydawało mi się, że Konnak i Tymański są rozżaleni „Listem” i mówili pod wpływem emocji. No, ale ja ich znam tylko z estrady.
        Szkoda by było, by Was, po latach zamiast odnaleźć i skonsolidować, ten film poróżnił, bo siłą Totartu była właśnie przyjaźń. Pani, pani Joanno to odbiera jeszcze inaczej, jako bohater zbiorowy filmu, ale film jest też dla takich jak ja, kibiców, sympatyków, nie wolnych od resentymentu i jak tu napisano, legendy, mitu. Trzeba jednak starać się o stworzenie filmu „naukowego”, zaprosić wszystkich, którzy jeszcze żyją i oddać im głos, by to ocalić. Nic nie stoi na przeszkodzie, by nakręcono więcej filmów na ten temat, półki jeszcze jest czas, póki śmierć i choroba nie zabierze wszystkich świadków epoki przełomu.

  34. Antoni Głupekstrupek pisze:

    Widział, widział w Warszawie. Ponadto w necie jest już na dwóch portalach do obejrzenia.
    Ja Ewo mówię dygresyjnie o ludziach w terenie. Nie o filmie ani o Panu Zbyszku.
    Poczytaj jakie brednie najprostsze ludziowaci wypisują aspirując we własnych mniemaniach do autorytetów.
    Czy teraz jaśniej wyrażam się?

  35. Antoni Głupekstrupek pisze:

    Film jest z rejestracją i za kasę i cholera wie z czym jeszcze (właśnie z czym?). Wolę nie, bo ktoś mnie przeklnie. Poszukać na własną rękę bez winowajców lepiej (rizik fizyk).
    Ja też widziałem w Warszawie na przeglądzie.
    Z tu obecnych Pan Paduch też widział podejrzewam i Pani Kabala.
    A ten co nie wie, po co pisze i człowieka do grobowca wciska? – nikomu nie można ufać, nawet prezydentowi.
    Ludzie się chyba znowu będą zabijać jak wszy.

  36. Zbigniew Sajnóg pisze:

    Naprawdę mili Państwo, to jakaś pasja – uśmiercają mnie i wariują, wygląda to jakbym jakąś strategię wytwarzania legendy uruchomił. Albo brał udział w trillerze bez końca. Dobrze, że mój tata tego nie czyta. Prowadzi ktoś magazyn kulturalny i ładuje jak cepem. Do kultury to jeszcze lata świetlne. Ani wrażliwości, ani rozumienia, ani warsztatu.
    Abstrahując, dlatego wolę pisanie na papierze, powstaje byt rzetelnie materialny, dokument. Wydasz 1000 egzemplarzy i nie przegumkujesz. W elektronice, coś strzyknie, ktoś kliknie. prąd wyłączą i nie ma, albo już przekręcone. Papier obliguje bardziej do rzetelności, odpowiedzialności.

    • Ewa pisze:

      też próbowałam sprostować w Sieci datę śmierci mojego brata w Himalajach i mi się nie udało.
      Ale kij ma dwa końce. Bo zdaje się (w dalszym ciągu nie widzieliśmy filmu), że film przedstawiając Pana jako Wielkiego Nieobecnego, Pana też uśmiercił. I dzięki netowi Pan jest, żyje, rozmawia z nami, zapowiada też powrót do literatury polskiej na mocy swoich nowych książek. W bolszewi ludzie znikali na amen z życia publicznego, jeżeli się ich nie wsparła emigracja, to los ich był przesądzony.
      Sieć dale jednak przynajmniej poczucie, że się jest. Bezskutecznie chodziłam z moim komiksem po wydawnictwach, do dzisiaj nie zdołałam go wydać, a na wydanie własnym sumptem pieniędzy nie mam.
      Ale cieszę się, że mam blog i nie muszę się nikogo o nic prosić. Pan jest tuż w papierowej literaturze, dla takich jak ja, nigdy nie wydana, których jest mnóstwo jak widać po użytkownikach portali literackich, Sieć jest błogosławieństwem naszych wspaniałych, internetowych czasów.

      • Zbigniew Sajnóg pisze:

        Ja trochę nie o tym mówię – ale o obligacji – stosunku do tego, co się pisze. Elektroniczne pisanie ma swoja odwołalność – papierowe nie tak. To skłania do uważności. Ukłony.

        • Ewa pisze:

          Racja. Papier jest „skończony”. Każdy pisarz chciałby w nieskończoność poprawiać, dlatego w drukarniach dawano jeszcze szansę w postaci tzw. „szczotek”. Dla mnie poprawianie to jest właśnie wartość, jaką daje zapis wirtualny. Ale książki elektroniczne są przecież definitywnie skończone, jeśli już powędrują, nic nie da się zmienić.
          Nie można powiedzieć, że papier nie przekłamałby Pańskiej plotki o samobójstwie, trzeba by poszukać, co o Panu pisali przez tyle lat, a tu już Pan wie za jednym kliknięciem i może usiłować sprostować. Nie na darmo jednym z haseł studentów marca 68 było „Parsa kłamie”.
          Jest jeszcze zupełnie nowy aspekt netu uaktywniających czyny z gruntu Złych Ludzi. Potrafią wysłać w Sieć wizerunek z odpowiednio nieprawdziwą notką z biografii. Ja np. nigdy nie należałam do Partii, ani moi rodzice, ani mój brat, ani mój mąż, a Trolle (między innymi ten piszący w tym wątku) wszędzie piszą, że byłam ubekiem. Nie wiem, czy ubek mógł nie należeć do Partii. U nas na uczelni nikt nie wiedział, kto należy jeśli sam nie należał, kto chodził na zebrania, to widział kto z nim chodzi, ale nikt się nie przyznawał. I kto donosi, tym bardziej.
          Tak, że widzi Pan, urealnić swoje życie w Sieci i zaprzeczyć swojej śmierci jest łatwiej, niż zaprzeczyć złej sławie.

  37. Antoni Głupekstrupek pisze:

    “Papier obliguje bardziej do rzetelności, odpowiedzialności.” – papier można o kant du…
    Jestem duchem w ciałku na spacerze bez obligacji i bez papierów, bite or bitte or orbite nacht fafluchte.

  38. Antoni Głupekstrupek pisze:

    Wiem, Kant był w Królewcu, a teraz tam tylko du…y gwiżdżą w oddali

    A może przy okazji miłego spotkania w sieci odśpiewać tutaj wspólnie jakąś pieśń?
    Znam nawet jeden niezły kawałek,każdy głupek chyba zna. Odśpiewamy?
    Bardzo proszę!,

  39. Antoni Głupekstrupek pisze:

    Nie doczekam się pewnie żadnej nawet tyciej osóbki, ni ptak nie zakwili.

    Czy w tym kraju już nikt nie zaśpiewa?, ni okruszyna chleba?, ni kawał sera?

  40. Antoni Głupekstrupek pisze:

    Nie pomyliłem się w swoich ocenach strategicznych sytuacji na planie. Wcale.

    Pragnąłem zaintonować starą pieśń: jeszcze polska nie zginęęłaaa… ła, łaaa, ułłaaa…
    W szerszej kupie raźniej z czymś do ludzi wystąpić na fali.
    Jak nie to nie, bez łachy. Tylko mnie potem nie proście, bo będzie za późno na kajanie. Tak!

    (kawał życia, jeno blizny na du…pie, do lustra ma co pooglądać zegły w konwulsjach. A ona matka czuła po glacy narobiła wydra… lilia parszywa, kaszalot rozwalony)

    No więc tyłkiem bęc, wystarczy wyć samotnie przed kompem – trzycztery
    – nie wymiękać!
    Moja noga już tutaj więcej nie postanie. Nawet palcem nie tknę!
    Dzień Dobry.

  41. Antoni Głupekstrupek pisze:

    Ja też nic z tego nie rozumiem niestety, ale na szczęście porywa mnie patos naszych czasów, naszych sukcesów. Umiem się z nich cieszyć oraz kocham ten skisły naród jak jakaś zawleczona ciężka cholera, ten plankton.
    Amen.

  42. Może zainteresuje:

    Sieroty, outsiderzy i celebryci, czyli shine on you crazy diamond. Po projekcji filmu „Totart, czyli odzyskiwanie rozumu” na All About Freedom

    http://www.gazetaswietojanska.org/index.php?id=2&t=1&page=49979

  43. Antoni Głupekstrupek pisze:

    Panie Wyszomirski owszem i dobrze napisane po całości. Wybrałem cytaty “znaku”.
    Dzięks Panie Piotrze za ujęcie z brei w rys bardziej przejrzysty i sensy w zrozumieniu. Rozumienia bywają przerozmaite na stypach.

    Znakiem naszych czasów jest pełna, niespotykana wcześniej relatywizacja wszystkich uniwersaliów. Nieważne co się mówi, ważne, kto mówi i gdzie. Zawiedli intelektualiści, nie ma opinii publicznej i niezbędnych dla zdrowego funkcjonowania społeczeństwa autorytetów i wojowników. Aktem odwagi stał się anonimowy wpis w komentarzach. Głosy w obronie wartości są szybko kasowane a ich autorzy marginalizowani, etykietowani, oznaczani jako frustraci czy jednostki niebezpieczne, odsuwani, tępieni – stosowane środki zależą od skali zagrożenia. Społeczeństwo obywatelskie nie istnieje, większość tzw. organizacji pozarządowych to przyklejone do konsorcjów korzyści firmy lub wręcz agendy, w których nie ma choćby cienia niezależności. Wszystko jest kontrolowane przez władzę i polityków.
    Nie ma woli zmiany porządku, obywatele stracili kontrolę nad krajem, idea solidarności dzieli a nie łączy.

    Żyjemy w kraju, który się wymknął obywatelom spod kontroli – powiedział Antoni Szymański, siedzący wśród realizatorów filmu. Po jego słowach, nagrodzonych brawami, zakończono w pośpiechu spotkanie, mimo że zapowiadano dyskusję do ostatniego głosu. Bardzo wymowne, prawda czasu i prawda ekranu, jakby rzekł klasyk.

    Amen.

    • Zbigniew Sajnóg pisze:

      Koniecznie! Nie: Antoni Szymański ale Antoni hr. Kozłowski! Przyjaciel wspomniany w moim liście. Poeta, autor albumu o Gdańsku i wielu innych utworów. Notorycznie spychany – bowiem wypomina bezkompromisowo złe rzeczy w mieście etc.

  44. Polecam:)

    Totart czyli odzyskiwanie rozumu – dyskusja o filmie dokumentalnym

    Dawni działacze Totartu Paweł Konjo Konnak i Paweł Paulus Mazur oraz trójmiejscy dziennikarze ocenili film dokumentalny o grupie trójmiejskich studentów z przełomu lat 80. i 90. Młodzi ludzie w akcie desperacji przeciwko PRL organizowali kontrowersyjne artystyczne happeningi.
    Bartosz Paduch stworzył film o dawnym ruchu, którego przywódcą był Zbigniew Sajnóg. Obraz, emocje i zamieszanie wywołane gdańską premierą ocenili podczas audycji na żywo Konnak i Mazur, którzy wzięli udział w produkcji oraz dziennikarze: Łukasz Rudziński z Trojmiasto.pl, Piotr Wyszomirski z Gazety Świętojańskiej i Konrad Mielnik z Radia Gdańsk.

    http://www.radiogdansk.pl/index.php/audycje-rg/dokumenty-i-reportaze/item/17569-totart-czyli-odzyskiwanie-rozumu-dyskusja-o-filmie-dokumentalnym.html

    • Ewa > Gazeta Świętojańska pisze:

      bardzo dziękuję za link, Konnak najlepszy i tylko on mówi do rzeczy, ale
      bardzo proszę wyjaśnić, bo nie rozumiem: “List otwarty”, który tutaj udostępniłam i o którym rozmawiamy już dziesiąty dzień, został odwołany. Po rozmowie Zbigniewa Sajnóga z Tymonem Tymańskim? I ja nic o tym nie wiem? Kiedy odwołany? W jakim monecie naszej tu rozmowy? Po co w takim razie rozmawiamy… Co z listu jest odwołane? Całość? Fragmenty?

    • Ewa > Gazeta Świętojańska pisze:

      też bym wolała, by film, którego jeszcze nie widziałam, jednak łączył, a nie dzielił. I wszelkie pojednanie jest pozytywne, bo dowodzi ważności tych lat, tych buntów z narażeniem życia, zdrowia, najbliższych, scalających wszystkich uczestników i sympatyków ruchu.
      Wiem, że to był zbiór indywidualistów i nic dziwnego, że Wasze dojrzałe lata przejawiają się w odmiennych postawach i dążeniach.

      Nie zgadzam się z rozmówcami, że Paweł Konnak to tylko „inteligentny i uroczy klaun”, bo nawet, jeśli zarabia pieniądze na takim wizerunku (ciekawe, jak zarobić na chleb na poezji), to jest to przecież wielki wysiłek sprzeciwu wszechpanującemu disco polo (i pochodnymi takiej mentalności kiczu), na którym pieniądze zarabia się o wiele większe. Konnak robi zawsze coś, czego nie musi się wstydzić. I jest to scheda po Totarcie, który w moim pojęciu był szerszym zjawiskiem niż bezpośrednia walka o wartości, bo wartości można przywracać różnie. Właśnie tak, sprzedawać w wszechpanującej głupocie i złym smaku swoją inteligencję i dowcip.
      Hołd złożony latom sprzeciwu końca ubiegłego wieku, latom nie odzyskiwania rozumu – bo cóż po rozumie w trybach Historii – ale odzyskiwaniu wolności – to przecież wartość sama w sobie.

      Czytam właśnie „Szamana” Egona Bondego, gdzie analizowany jest bunt w postaci stworzenia alternatywnej wspólnoty w otaczającym wszech panującym totalitarnym reżimie. I taka był droga Zbigniewa Sajnóga.

  45. Ewa > Gazeta Świętojańska pisze:

    Konnaka? Nic Was wszystkich nie obchodzę, jak i mój blog.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *