Dzisiejszy protest na Facebooku przeciwko ustanowieniu na mocy testamentu zmarłej pisarki Stypendium im. Adama Włodka przyznawanego przez Fundację Wisławy Szymborskiej z noblowskich pieniędzy dla pisarza do czterdziestego roku życia w wysokości 50 tys. zł., jest dowodem na zdrową reakcję Sieci na narzucaną nieetyczność zawodu pisarza.
15 stronicowy donos Adama Włodka do UB udostępnia przestrzeni publicznej Maciej Gawlikowski:
Równocześnie w dyskusji wokół stypendium na portalu Nieszuflada poeta Jacek Dehnel broni małżeństwa Włodków:
http://www.nieszuflada.pl/klasa.asp?idklasy=167704&rodzaj=2
Równocześnie wszczęto przygotowania do przeforsowania pomysłu, by 2013 rok był rokiem Edwarda Gierka.
Ciekawe, czyja czujność zwycięży. Czy postawa poety, który pamięta i spisuje czyny i rozmowy dla potomnych, czy wręcz przeciwnie, tych, którzy nie chcą pamiętać, a czyny i rozmowy spisują dla doraźnego zysku i których w żaden sposób poetami nazwać nie można.
Dehnel broni Włodków, bo jest przed czterdziestką i pewnie nagrodę miał obstawioną, a teraz to jakoś niesporo się do niej modlić, a na dodatek nie wiadomo czy wznowią. Ale walczy o dobre imię Włodków jak lew więc może liczyć na dobrą pamięć Rusinka i chyba tylko o to tu chodzi. Jak się przeczyta ten donos to wzbiera w człowieku tak wielkie obrzydzenie, że trudno sobie wyobrazić uczynek, który mógłby jakoś skompensować to skurwysyństwo jakiego dopuścił się mąż Szymborskiej. Nie mniej nie więcej ten patron nagrody chce wysłać Słomczyńskiego na szubienicę, sugerując ubecji, że jest on agentem wywiadu angielskiego i sprawę należy zbadać. Musiał doskonale wiedzieć, jak takie badania wyglądały i czym się kończyły. Z donosu wynika, że to nie pierwszy taki donos i nie ostatni. Powołuje się na swój donos na Kisielewskiego, na którego mieli wspólnie donieść ze Słomczyńskim, ale który jednak się z tego wycofał co ma rzekomo wzmacniać podejrzenia agenturalnej działalności Słomczyńskiego. Sofistyka Dehnela, który broniąc Włodków powołuje się na zasadę domniemania niewinności, polega na tym, że nie było, nie ma i nie zanosi się na żaden proces Włodka i jemu podobnych, dlatego będą mogli po wsze czasy korzystać z tej pięknej rzymskiej maksymy ciągle przywoływanej przez Dehnela. Tak jak jest zjawisko w gospodarce znane pod nazwą “prania brudnych pieniędzy”, tak funkcjonuje tu zjawisko legitymizowania zdrajców, potwarców, donosicieli przy pomocy powoływania takich kuriozalnych fundacji jak ta która powołała do życia nagrodę im. Włodka.
Wszyscy na pogrzebie Szymborskiej byli zaskoczeni klepsydrą z nazwiskiem pierwszego męża. Ja myślę, że z ta nagroda to jej zemsta za to, że żeby funkcjonować jako pisarka musiała się skurwić i to nie raz, a właściwie przez kilka dekad żyć w zakłamaniu. Ustanawiając ją chyba chciała, aby jej następcy, żyjący w wolnej Polsce też zasmakowali podobnych rozterek moralnych, związując jednocześnie im ręce i zmuszając do milczenia, czyli aby sprzeniewierzyli się najświętszej wartości artysty: służenia prawdzie i wolności.
Protest trwa już od dłuższego czasu, a ja dopiero dzisiaj to wszystko przeczytałam i jestem wstrząśnięta. Tak jak piszesz, to chyba zemsta zza grobu, by nikt tu w wolnej Polsce nie odczuwał komfortu należnego przecież pisarzowi po tych wszystkich brudnych latach obywatelskiego życia w PRL-u. Dlatego grozą wieje, jak tzw. „Dzieci Sieci” nie wyczuwają całej niestosowności Szymborskiej, nawet jak była, jak pisze Jacek Dehnel, młoda i głupia, głupia, bo młoda, to przecież nad grobem, pisząc ten testament, znowu stara i głupia, głupia bo stara. Jeśli wiek pisarza może usprawiedliwić jego nieetyczne czyny, to stypendium twórcze nie powinno być przyzwane ani ludziom przed czterdziestką, ani po siedemdziesiątce, czego jawnym dowodem jest przypadek Szymborskiej. Proponuję ustawę na szczeblu państwowym by w Polsce, z uwagi na bardzo nietypowy charakter tego państwa, stypendia były przyzwane w najmniej niebezpiecznym dla czynów pisarza okresie między sześćdziesiątką a siedemdziesiątką, kiedy wiekiem niczego się usprawiedliwić już nie da.
Trudno mi się dziś składa słowa, bo wieczorem idziemy z Kasią odwiedzić pieska, którego mamy zaadoptować i jestem tym cały rozemocjonowany. Ale do rzeczy. Domniemanie niewinności chyba obowiązuje wówczas, gdy brak jednoznacznych dowodów winy. Ten skan, który Ewa podlinkowała, winę Włodka rozstrzyga chyba dość jednoznacznie. Marnym usprawiedliwieniem jest tu też specyfika czasu. Bo nawet ideowa wiara w komunizm (w tamtych latach w Polsce w ogóle jeszcze możliwa?) nie usprawiedliwiała aż tak głębokiej żarliwości w denuncjowaniu, z jaką w tym tekście mamy do czynienia. Przynajmniej tak sądzę. Nie jest to więc raczej rzecz ducha dziejów, a raczej osobistej formacji.
W książce Andrzeja Friszke “Anatomia buntu” jest mowa o młodych ludziach ze środowiska Komandosów łamanych przez bezpiekę. To niejednokrotnie były naprawdę tragiczne historie – choćby przypadek Andrzeja Mencwela. Tu raczej mamy do czynienia z potwornym cynizmem, który doskonale wie, w co gra, a mimo to do tej gry wchodzi. Tyle że u nas relatywizowanie historii podnosi się do rangi szlachetnego sprzeciwu wobec lustracyjnych sabatów.
Jeśli Szymborska rzeczywiście w ten sposób chciała sprawić psikusa młodym literatom, zmuszając ich do stanięcia przed takim samym dylematem, przed jakim ona stanęła, to mogła się – mam obawę – przeliczyć. Prawdopodobnie znajdzie się niejeden, który nawet nie wzbudzi w sobie cienia wątpliwości.
Lepiej tego ująć nie można. Całe szczęście, że są w życiu przyjemne chwile, jak adopcja pieska, bo od takich włodkowych wieści zwariować można. Bardzo się Wam chwali taki czyn.
Domniemanie niewinności ma tu zastosowanie i wszędzie indziej, mimo oczywistych dowodów, ale to właśnie sąd, proces służy weryfikacji tych “oczywistości”. I tak powinno być, tyle tylko, że Dehnel nie domaga się procesu, dochodzenia do prawdy on z tytuły tej maksymy ich uniewinnia i rozgrzesza, co jest prawniczym humbugiem. I uważa, że to domniemanie jest rękojmią słuszności tej nagrody.
Ale najgorsza jest jakość tego człowieka, tego donosu, które żadną miarą nie może być poczytywany za błędy młodości, ani starości, nie jest też wynikiem zastraszenie. To jest jakiś szczyt gorliwości, akt wolnej woli, aż kipi Włodek, żeby każdy przytoczony fakt świadczył o winie Słomczyńskiego, jakaś pasja, żeby pozbyć się raz na zawsze tego wielce utalentowanego pisarza z pola widzenia, któremu czytelnik polski tak wiele zawdzięcza w odróżnieniu od tego donosiciela, który przejdzie do historii tylko donosem. Co do udziału Szymborskiej w tej hucpie, istnieje możliwość, że nie ma z tym nic wspólnego, że cynicznie wykorzystano ją politycznie w ramach zacierania śladów po komunie. Trudno uwierzyć w taką absurdalną woltę, bo przecież przezornie się rozstała z tym Włodkiem. Choć pewnie nie dlatego…
Uważam, że to państwo polskie powinno na mocy ustawy, bądź procesu zabronić ustanowienia tej nagrody, bo byłaby ona niezwykle deprawująca jako szyderstwo z tych wszystkich ofiar systemu komunistycznego i gloryfikacja jej katów, jakieś realne zwycięstwo postkomunistów. I naprawdę nie można zwalić winy na przyszłych laureatów tej nagrody, potępić ich, że nie “wzbudzili w sobie cienia wątpliwości” przyjmując ją. Skoro w majestacie prawa uchwala się taką zbrodniczą nagrodę, jeśli żaden państwowy, ani kościelny autorytet nie sprzeciwił się to czego wymagać od “biednego” poety?
Bycie artystą zobowiązuje do etyki i absolutnie żadne okoliczności (chyba, że w obronie swojego lub bliźniego życia) nie zwalniają z tego. Nie wolno się sprzedać, bo wtedy twórca staje się nie twórcą a pospolitą, zużytą kurwą… Sorry, Pani Ewo, że nazywam skurwysyństwo literackie po imieniu, ale nie umiem przymykać oczu na takie niemoralne postawy.
O, u Pani Ewy Rewolucyjna Czujność nie słabnie. Skoro już posługują się Państwo moimi słowami, to proszę ich nie zmieniać, nie przekłamywać, nie przerabiać.
Na Nieszufladzie Wisława Szymborska została określona najplugawszymi słowami, ponadto napisano, że “wszystko wskazuje na to, że o donosie wiedziała”. I wtedy właśnie napisałem o domniemaniu niewinności. W przypadku Włodka nie ulega wątpliwości, że sam donos był plugawy; ale zwracałem uwagę, że cała sprawa nie została przebadana, że Słomczyński też składał donosy na UB i zanim wyda się sądy etyczne, warto by było zrobić należyte badania, tak, jak robiło się to w przypadku innych “uwikłanych” w system stalinowski, i tyle.
Jeśli nie wiedziała, to tym gorzej dla niej, powinien Pan wiedzieć, że niewiedza to okoliczność obciążająca w polskich sądach. Nic nie zostało przekręcone, jest Pan adwokatem diabła i nic tego zmienić nie może. Pytanie tylko dlaczego?
Jeśli tak będzie, jak piszą na GW: (…)Stypendium im. Adama Włodka przyznawane będzie zawsze ze środków własnych fundacji, a “decyzję o ubieganie się o nie każdy podejmie na podstawie osobistej oceny”.(…)
podzieli to świat artystyczny, chyba, że właśnie dąży się do takich podziałów…
Bardzo to smutne, bo wygląda na to, że Polska złożona jest z samych konfidentów i nikogo „czystego” nie udało się znaleźć do firmowania tej nagrody. Widocznie sama noblistka uważała, że jest niegodna utrzymać ten ciężar i że jej były mąż mimo wszystko etycznie stoi od niej wyżej. Niepojęte są te testamentowe decyzje złośliwej staruszki. Przecież jak młody poeta dostałby stypendium od Wisławy Szymborskiej, znanej na cały świat poetki, to przynajmniej by to coś znaczyło, a nie od jakiegoś Włodka, o którym dopiero niedawno dowiedzieliśmy się, i to jak!
Panie Jacku, co ja znowu przekręciłam? Przeczytałam ten tasiemcowy wątek w którym ani razu nie wziął Pan pod uwagę dobra środowiska literackiego. Przecież, jeśli sprzeciw byłby jednogłośny i jednoznaczny, zmusiłby Rusinka do zmiany testamentu. A tak Pański znaczący głos wsparł tę brudną sprawę. Dlaczego w wolnej Polsce nie może wstępujący literat dostać nagrody od kogoś czystego? Dlaczego nie firmuje jej Szymborska, tylko właśnie Włodek?
A że piszą na Nieszudfladzie coraz bardziej plugawo, to też mi się nie podoba. Myślę, że laureaci stypendium Adama Włodka też będą pisać plugawo.
Właśnie Pan pierwszy powinien postulować takie badania i oprotestować taką nagrodę w formie listu otwartego odczytanego w radiu i innych mediach, do których ma Pan łatwy dostęp, jako wielce szkodliwą i deprawującą rzecz, a nie zastanawiać się czy może Słomczyński zasłużył sobie na donos Włodka, bo sam miał za uszami i roztrząsać czy Szymborska wiedziała czy nie o tym co wyrabia jej mąż.
Odnoszę dziwne wrażenie, że wielu młodych zaczyna gloryfikować komunizm i czasy stalinowskie, nierozumiejąc ich pomroczności. Niejeden twórca tamtych czasów uważał, ze poddańcze usługiwanie „jedynej, poprawnej ideologii” pozwoli na zrobienie literackiej kariery… i niestety miał rację. Obawiam się, ze dojdziemy do takiego paradoksu, że stalinowscy oprawcy będą wynoszeni na piedestały, a ich ofiary będą nazywane szumowinami, przestępcami i ludźmi zbędnymi. Naiwność i głupota są bardzo niebezpieczne.
Ma Pani rację Pani Elu. Niepokojąca brutalizacja życia literackiego, którą niestety mylnie poczytałam przed laty na blogu Marka Trojanowskiego jako protest i bezradność, nasila się i Sieć literacka staje się, jak słusznie Jacek Dehnel napisał, plugawa.
Czytałam kiedyś w “Literaturze na Świecie” o tym jak po prejestroce pisarze rosyjscy pisali ordynarnie, bo musieli odreagować zakaz używania w komunistycznym ustroju niecenzuralnych wyrazów. Ale, jak w wywiadzie donosili, odeszli od tego, kiedy już uznali, że ten rytuał odreagowania się dokonał i nasycił. W Polsce jak widać, zjawisko się nasila, i na Nieszufladzie i na Liternecie, gdzie brudzi się język w zupełnie nieuzasadnionych wypadkach i poczytuje się to za wolność artystyczną. I myślę, że to ma związek z tym, o czym Pani pisze – o łatwym odwróceniu ról, o tym, że winien jest zamordowany.
To, że w obronie Adama Włodka cynicznie na GW pisze się, że był dobrym człowiekiem, że o drugiej w nocy potrafił młodym poetom pomagać w ich twórczości, że oddał swoje mieszkanie potrzebującej koleżance i zamieszkał w kawalerce… Co to za banialuki! Do poetów o drugiej w nocy to dzwonił wtedy Stalin i wszyscy wiedzieli, że to jest wyrok. Ciekawe, co tym poetom mówił o drugiej w nocy stalinowiec Włodek. I kto wtedy miał w domu telefon? Przecież nieliczni! A co dopiero młodzi, początkujący poeci. I czyje były te mieszkania, którymi jak Janosik dysponował Włodek? I o tym wszystkim tak mądra kobieta, właśnie ceniona za mądrość , nie wiedziała?
Jak wymagać od młodego poety, by nie był plugawy, kiedy nikt z reprezentantów literackiego życia publicznego nie widzi w tym nic zdrożnego?
Dobry wieczór.
Przegapiła Pani, Ewo, przemkowy wątek Świętego (aczkolwiek wiarygodnego w wypadku Łośki) Oburzenia na Rynsztoku o “kanaliach w literaturze polskiej”. Na Nieszufladę zawlokła temat ryniowa maseczka skadinnąd znanego nam Ojca, podrabiając nawet momentami przemkowy styl. Takie oburzenie z drugiej ręki straciło nieco na świeżości i wygląda raczej na ochotę zaistnienia sobie przy okazji.
Co zresztą obserwuje się na fejsbuku. Proszę zwrócić uwagę na zróźnicowanie tonu wypowiedzi – obok mądrych, zasmuconych i namyślnych, ukazują się pospolite plucia na wszystko, poczynając od sąsiada w dyskusji.
Podzielam gorąco Pani sympatię do netu; to potęga, która może cudownie przyspieszyć nadejście lepszego. Jak każde narzędzie może być też nadużywane, np. w sprawie Szymborskiej wielu poetów włączało się w każdą dyskusję, aby oznajmić swoje jakże istotne zdanie na temat niedoskonałości poezji noblistki.
(Jest coś w polskiej duszy, co każe jej “włączać przester” przy tematach, na które przedstawiciele innych nacji wypowiadają się z dumą, coś z interpretacji Sex Pistols “God save the Quinn” wchodzi w każdą dyskusję o polskiej literaturze, jakby ważniejsze było nie to, co w niej dobre, ale to, co zasługuje na naganę – zauważyła Pani?)
Mieszkając od dawna za granicą, a od kilku lat na granicy, i mając możliwość porównania tonu i sposobu podejścia do trudnych tematów w obu krajach, traktuję dyskusje na polskich forach z pewnym przymrużeniem oka (początkowe traktowanie serio każdego dyskutanta doprowadzało mnie momentami prawie do płaczu, bo, nieuodporniona, nie byłam w stanie wchłonąć tyle jadu na raz). Ale nawet stosując taryfę ulgową (gorąca głowa, fantazja ułańska, duch ruchu oporu etc.) trudno cenić np. onet czy fejsbuk za opiniotwórczość. Najgłośniej krzyczą, najbardziej lajkują i powielają wzajemnie swoje posty ci, którzy w gruncie rzeczy najmniej mają sensownego do powiedzenia.
Dyskusja konstruktywna nie powinna zawierać insynuacji, sprawa jest dostatecznie przykra.
Tutaj zaoponowałabym Panu Robertowi Mrówczyńskiemu, szczególnie odnośnie tej części wypowiedzi: “Ja myślę, że z ta nagroda to jej zemsta za to, że żeby funkcjonować jako pisarka musiała się skurwić i to nie raz, a właściwie przez kilka dekad żyć w zakłamaniu.”
Proszę wybaczyć ale to absurd. Dysponowała pieniędzmi i ostatnią wolą jako stara, doświadczona kobieta. Zdawała sobie raczej sprawę z tego, że większość ubiegających się o nagrodę nawet nie będzie się interesowała samym Włodkiem, a może nawet będzie się mówiło o “nagrodzie Szymborskiej”. Zapewne Włodek w jej pamięci pozostał nie jako człowiek, który doniósł na Słomczyńskiego, a jako ten, który popierał młodych twórców. Może po prostu, po ludzku, gdy sięgnęła pamięcią w przeszłość, był tym, który najbardziej zasługiwał na zostanie patronem stypendium? Proszę zwrócić uwagę na inną stronę osobowości Włodka: (cytat za gazetą)
“Profesor Jacek Baluch, bohemista, zachęcony przez Adama Włodka do tłumaczenia czeskiej poezji i prozy, uważa, że sprawa jest bardzo przykra, zwłaszcza dla tych osób, które znały Włodka osobiście. – Adam miał bowiem niewątpliwe zasługi jako wieloletni opiekun Koła Młodych Związku Literatów Polskich i – co tu dużo gadać – miał wyjątkowego niucha w odkrywaniu talentów literackich! Był też prawdziwym przyjacielem młodych, można było do niego zadzwonić w środku nocy – jak to napisał w swoim wierszu Leszek Moczulski – pod warunkiem że… się pisało wiersze. Potrafił też przekazać swoje mieszkanie, otrzymane przez ZLP, młodej poetce z rodziną, a samemu zamieszkać w maleńkiej garsonierze…”
Spójrzmy bowiem racjonalnie i z ludzkiego punktu widzenia: jedynie chorą, psychotyczną osobowość stać byłoby na perfidię przy pisaniu testamentu. Nic nie wskazuje na to, że Szymborska była taką osobą.
Proszę Pana, ona znała Adama Włodka z jego ludzkiej, niekonfidenckiej strony. I całkiem mozliwe, że w ogóle nic o niej nie wiedziała, jak uważa np. Maciej Gawlikowski, reżyser filmu o Słomczyńskim, który ujawnił donosy Włodka.
Na razie nie mamy przesłanek, aby twierdzić coś przeciwnego. I szanujmy net, jego opiniotwórczą siłę, na tyle, aby nie mącić jej i osłabiać kolejnymi podejrzeniami bez pokrycia, jak to: “Ustanawiając ją chyba chciała, aby jej następcy, żyjący w wolnej Polsce też zasmakowali podobnych rozterek moralnych, związując jednocześnie im ręce i zmuszając do milczenia”.
Polska jest krajem teorii spiskowych, ale spisek zza grobu??!! Tego jeszcze nie było.
Acha, na wszelki wypadek, Panie Robercie: jestem wolna od podejrzeń ubiegania się o nagrodę ze względu na wiek. I też mam psa z adopcji 🙂
Pani Ewo, właściwie i tak miałam zajrzeć, aby napisać, ze czytam Pani wspomnienia. Nie będę krytykować, czytam po prostu. Proszę oddać pełną kronikarską sprawiedliwość czasom i ludziom, na ile to możliwe uwolniona od negatywnych emocji. To ciekawe czasy, a poza tym fantastyczne i jedyne – bo żyłyśmy w nich. Nasze dzieci nie będą miały takich tematów literackich, będzie im trudniej – bo łatwiej.
“WŁODEK” – donosiciel nie jest i nie może być w żadnej mierze autorytetem.
Nagroda jego imienia byłaby jak podpisanie “paktu z diabłem”. Ale czy dziś coś znaczy jeszcze godność, szacunek dla samego siebie? Liczy się kasa, nie ważne jaka, byle była nawet ta „ubabrana”. Godność powinien mieć każdy: Polak, Żyd, Ukrainiec, Rosjanin czy Niemiec; prawicowiec i demokrata; wierzący i niewierzący. Nikt nie jest zwolniony z etyki.
Ależ Pani Małgosiu, jestem zdumiona, co Pani tu pisze! Przecież te czasy są opisane w „Twarzy Tuwima” Matywieckiego, w „ Dzienniku” Janki Kowalskiej, w „Dziennikach” Marii Dąbrowskiej, w „Lawinie i kamieniach. Pisarzach wobec komunizmu” Joanny Szczęsnej i Anny Bikont, u Kisielewskiego, który tam przecież mieszkał w Krakowie… Ja te wszystkie książki mam, uzupełnię potem jak znajdę cytatem. Nałkowska, która prowadziła Koło Młodych była przerażona tymi „pryszczatymi”. Pisała, że to bandyci!
Czy już wszyscy zapomnieli, jak po wojnie formowano Związek Literatów? To absurd, że Pani, w moim wieku opiera się na notce z GW jako najlepszej w tym wypadku źródle wiedzy. Mogę usprawiedliwić Jacka Dehnela, moi synowie też nie interesują się tymi czasami, ale Pani? Jak można usprawiedliwić noblistkę za to, że nagrodziła czasy stalinowskie, że je usprawiedliwiła namaszczając stalinowca Włodka, że jego toksyny przeniosła do naszych czasów i zainfekowała nim młodych wstępujących twórców. Że tego łańcucha pokarmowego nie przerwała, wręcz przeciwnie. Potępiono Mo Yana, że w mowie noblowskiej nie upomniał się o więzionych decydentów chińskich i ja dzisiaj też potępiam publicznie Wisławę Szymborską za ten pasztet, jaki zafundowała naszym dzieciom.
Mam nadzieję, że Robert jeszcze Pani odpisze, bo kieruje Pani komentarz głównie do niego.
A cykl moich obrazków o latach siedemdziesiątych nie jest ani wspomnieniami, ani kroniką i broń Boże nie będę się uwalniać od negatywnych emocji, nie piszę tego dla moich dzieci, które się tym kompletnie nie interesują, ale dla siebie, dla potrzeby wyrzucenia z siebie właśnie tego. Jest to fikcja literacka, kompilacja wielu miejsc i ludzi, nie jest żadną realistyczną narracją.
Natomiast posty Przemka Łośki o kanaliach w polskiej literaturze wszystkie czytałam, zgadzam się z Przemkiem Łośko. Ale nie ma to nic wspólnego z postem o „Włodkowej” na Nieszufladzie bo ten jest o konkretnej sprawie palącej, nagłej, ostatnio zaistniałej, którą powinni, tak jak przy ACTA, Dzieci Sieci oprotestować , co robię na moim blogu.
O Wlodku wiem zapewne tyle, ile Pani czy Pan Robert, czyli z wypowiedzi innych. Mam zwyczaj brać pod uwagę róźne zdania, dlaczego więc nie to prof. Balucha czy Moczulskiego. Zwróciłam jedynie uwagę na to, że człowiek ma wiele stron i nie Wlodek – konfident był w zamyśle Szymborskiej odpowiednią twarzą na patronat nagrody – stypednium, ale ten inny Włodek, którego znała ona i osoby, którym pomagał. Wypowiedź Pana Mrówczyńskiego odnośnie tego uważam za absurdalną.
Rozmawiamy tutaj o nieudowodnionej winie Szymborskiej. Dopisywanie premedytacji do najzwyklejszego ukłonu w stronę człowieka, którego znała jako popierającego młodych literatów jest moim zdaniem błędem.
“Te czasy są opisane” – znam je, podobnie jak Pani, przede wszystkim osobiście. W takich relacjach jak Pani proza szukam nie tyle faktów i nazwisk, co klimatu tych lat, ich trudnego portretu, jeśli rozumie Pani, o co mi chodzi.
Zaproponowano mi wstąpienie do ZLP w stanie wojennym czy krótko po, już nie pamiętam. Odmówiłam, wtedy już wszyscy zresztą byliśmy madrzy. W ZLP bylo jednak wielu dobrych pisarzy, którzy nigdy niczym sie nie splamili. Przez dziesięciolecia nie bylo innej alternatywy, a ludzie żyli tam i wtedy. Brali, co się dało wziąć, stypednia i wyjazdy na plenery. Niewielu odmawiało. Pani, jak czytam, też nie?
Hłasko pisał o zbliżeniu z dystansu, czy jakoś tak. Że dopiero oddalając się od tego, w czym się żyje, widzi się pewne rzeczy wyraźniej. Swoją najlepszą książkę, Pięknych dwudziestoletnich, napisał “z dystansu”, z emigracji. Jednak czym innym jest pisanie tendencyjne, wybiórcze. Właśnie dlatego, że nasze dzisiejsze podejście do tamtych czasów zmienione przez nasz dzisiejszy światopogląd, ważne wydaje mi się beznamiętne, kronikarskie przedstawianie tamtego świata. Tę cechę, wydawało mi się, zauważyłam w Pani prozie, i dlatego mnie wciągnęła. Jeśłi to fikcja literacka, to nieżle podrabia pamiętnik, jakkolwiek można się przyczepić o postacie w c/b. Ale też czasy były nie w pełnym kolorze, więc dość się wpasowuje.
Mam nadzieję, że nie robi Pani tego celowo tutaj myląc czasy, robiąc coś takiego, co znienawidzony przez Panią z wzajemnością Tadeusz Borowski, nazywając mnie politrukiem. Jak Włodek donosił na Słomczyńskiego, miałam rok, jak mogły to być moje czasy? Jak Anka Kowalska, której „Dziennik” opiewa lata 1927- 1969 może pisać o moich czasach? Znam je właśnie z książek, z rodzinnych opowieści, z tragedii rodzinnych.
Jeśli jak Pani sugeruje, fanaberia Szymborskiej polegała na ustanowieniu akurat patronem jej nagrody takiego, a nie innego człowieka bo łączył ją z nim sentyment, to jej prawo, moim prawem jest potępić ten wybór i z niego tutaj korzystam.
Tutaj na razie znalazłam taki fragment o tych czasach, nie bardzo reprezentatywny, ale na razie:
„(…)17 [VI 1954] Dużo myślę o tym, jak dziwnie mało znaczy trud ludzi „terenu” dla Warszawy. Związek, a w szczególności Janina Broniewska, przerażony, spłoszony był reakcją ośrodków prowincjonalnych, domagających się większego udziału. Mimo wszystkich różnic po dziesięciu latach znowu ukształtowała się „Warszawka”.
Ważykowie, Kottowie etc. żyją jak burżuazja przedwojenna. Ich żony chodzą w zagranicznych materiałach, wedle tamtejszych mód. Dziwne to wszystko. Wypłynęło to, co było najgorsze przed wojną. Znikła natomiast moralność i uczucie społeczne. Nikt z młodych nie drgnie, by zrobić coś za darmo. Są okrutnie trzeźwi, aż do cynizmu.(…)”
[Anna Kowalska „Dziennik”]
Natomiast ja opisuję na blogu lata siedemdziesiąte, ale mieszam z latami dziewięćdziesiątymi. Lata osiemdziesiąte, stan wojenny też będę opisywać.
Należałam jedynie do Związku Polskich Artystów Plastyków w sekcji malarstwa od dyplomu, czyli od 1976 roku. W stanie wojennym Związek był zawieszony i wtedy nigdzie nie należeliśmy, ale funkcje socjalne przejęła „Sztuka Polska”, która wypłacała nam bardzo niskie, kilkunastozłotowe „rekompensaty”. Po wznowieniu działalności ZPAP byłam tam członkiem do niedawna, ze dwa lata temu się wypisałam.
Korzystam moich zapisków z tych lat, listów i dokumentów, więc ten hłaskowy dystans nie jest zachowany. Zresztą u Hłaski tez najlepsze są obserwacje na gorąco. Ale wie Pani, każdy pisze o swoim warsztacie co innego, a co innego robi.
Ja też.
P. Mrówczyński: Nieznajomość prawa nie jest okolicznością łagodzącą. Natomiast to, że Iksiński nie wiedział o przestępstwie Igrekowskiego nie czyni go współwinnym. Mówi Pan od rzeczy.
O tym, co powinienem, a czego nie powinienem, decyduję – Pan pozwoli – sam. Pan może decydować za siebie. Ja uważałem i uważam, że powinienem zaprotestować, kiedy Wisławę Szymborską określa się najplugawszymi słowami. Co do badań: owszem, postulowałem takie badania.
P. Ewa:
Tradycyjnie już nie doczytała Pani, niedoinformowała się, ale leci po całości. Otóż, i owszem, nagroda im. Szymborskiej będzie przyznawana. Najlepszej książce poetyckiej wydanej po polsku w danym roku, w wys. 200 tys. zł. Nagroda im. Włodka ma być niejako pomocnicza czy podrzędna w jakimś sensie – dla młodych twórców, jedna czwarta tej kwoty.
Michał Rusinek może zmienić swój testament. Podobnie jak Pani – swój. Testamentu Szymborskiej nikt nie zmieni, bo został on zapisany, a testatorka zmarła. Włodek został uhonorowany przez nią nie jako poeta, nie jako donosiciel, nie jako „stalinowiec”, tylko jako facet, z którym spędziła ileś lat swojego życia (nienajszczęśliwszych), ale który najwyraźniej był dla niej jakimś wzorem opieki starszego pisarza nad pisarzami młodszymi. I nie była w tym odosobniona, sądząc z rozmaitych wspomnień. Można się dziwić takiej decyzji, ale nazywanie jej „złośliwą staruszką”, która chciała „
„Nagroda od kogoś czystego” – no to może siostra Faustyna, ona chyba nie obcowała płciowo, ma Pani czystą. Tylko pisała dość koślawie.
P. Galoch:
Niech Pani tak nie gardłuje, że jak się przyjęcie nagrody im. kogoś o „nieczystym życiorysie” jest jak podpisanie „paktu z diabłem”. Ale czy dziś coś znaczy jeszcze godność, szacunek dla samego siebie? Liczy się kasa, nie ważne jaka, byle była nawet ta „ubabrana”. Godność powinien mieć każdy. Co jeżeli się okaże, że przyjęła Pani nagrodę imienia jakiegoś faceta, który był antysemickim propagandzistą, hitlerowskim żołnierzem, komunistycznym propagandzistą, który podpisał list potępiający księży kurii krakowskiej w trakcie ich procesu stalinowskiego albo który był PRLowskim politykiem? Hm? Czy będzie to oznaczało, że nie ma Pani godności i szacunku dla siebie i pazernie wyciąga łapy po ubabraną kasę? Trochę powściągliwości w tej krucjacie.
*która chciała “nagrodzić czasy stalinowskie” wymaga nie tylko złej woli, ale i bezmyślności.
“Natomiast to, że Iksiński nie wiedział o przestępstwie Igrekowskiego nie czyni go współwinnym. Mówi Pan od rzeczy.”
Jeśli się sprowadzi relację Szymborskiej i Włodka do relacji jakiegoś abstrakcyjnego Igrekowskiego z abstrakcyjnym Iksińskim, czyli do braku jakichkolwiek relacji, to od biedy taką linię obrony można przeprowadzić. I tak się rzeczywiście w sądach robi. Niemcy, jako zbiór iksińskich twierdziły, że nie wiedziały co robią tam różni igrekowscy, ale nikt nie dał temu wiary. I w końcu Niemcy uznały swoją winę i nie mówią publicznie o zaletach i sentymencie do igrekowskich, a co najwyżej mogą tylko myśleć.
W tym przypadku nie mamy do czynienia z żadnymi igrekowskimi, to małżeństwo ze wspólnotą ducha i ciała. Dlaczego mam zakładać, że Szymborska nic nie wiedziała co robi mąż? Jeśli się wczytać w donos, to pomijając iż powołuje się na słowa żony, nie odczujemy żadnego zawstydzenia, że robi to co robi, że robi z bólem serca, bo stoi przed jakimiś potwornymi dylematami moralnymi, że jest zmuszony i chciałby to wszystko ukryć i zapaść się pod ziemię. Nic podobnego, jest dumny ze swojej czujności, przekonany o słuszności tego co robi, czystości swoich intencji, więc dlaczego miałby się przed żoną wstydzić i ukrywać?
W świetle prawa długi męża przechodzą na żonę, i sądu nie obchodzi, że nie wiedziała. Przecież napisałem, że niewiedza nie jest okolicznością łagodzącą, mając na myśli niewiedzę w sensie szerszym, moralnego obowiązku poety (powinna wiedzieć), ale zawiera także nieznajomość prawa. Dlaczego się Pan zatem czepia, że mówię od rzeczy? Niech się Pan wsłucha w to co sam mówi:
“Włodek został uhonorowany przez nią nie jako poeta, nie jako donosiciel, nie jako „stalinowiec”, tylko jako facet, z którym spędziła ileś lat swojego życia (nienajszczęśliwszych), ale który najwyraźniej był dla niej jakimś wzorem opieki starszego pisarza nad pisarzami młodszymi. I nie była w tym odosobniona, sądząc z rozmaitych wspomnień.”
To jakaś potworność, bo przecież i Pan nie wie czy znała prawdę o tym wzorze opieki czy nie, a mimo to obstaje przy tej nagrodzie nawet w świetle tak kompromitujących faktów. Właśnie po to jest prawda potrzebna, by Pani Ela Galoch i inni poeci nie byli nagradzani nagrodami “imienia jakiegoś faceta, który był antysemickim propagandzistą, hitlerowskim żołnierzem”. Pyta Pan: a co jeśli się tak stanie? Wtedy przyzwoitość nakazuje taką nagrodę oddać, nie przyszło to Panu do głowy? Tu, jeśli jednak dojdzie do wznowienia tej nagrody, będziemy mieli sytuację postawioną na głowie, bo na dzień dobry nagrodzony będzie wiedział jaki pasztet dostaje.
Dlatego postulowałem, aby Pan, jako celebryta to publicznie oprotestował, zamiast jałowo odpierać plugawe słowa o poetce innych poetów. Jeśli Pan nie odczuwa takiej powinności, trudno. Może jednak znajdą się przyzwoici ludzie, którzy temu zapobiegną.
P. Dehnel
Mamy inne skale wartości. Dla Pana istnieje autorytet Włodka, dla mnie nie. Jeśli nie mamy pełnej świadomości, kim był patron danej nagrody, to czy możemy mówić o braku godności przyjmującego nagrodę? Nie! Ale ogół świata literackiego poznało drugie oblicze Włodka – i teraz od nas zależy, jak na to spojrzymy. Co będzie warta ta nagroda? Tylko tyle, co kasa przelana na konto?
Zło zawsze będzie złem, nie ważne jakiego wybielacza użyjemy.
………………………………………………………….
Pani Ewo, między wierszami daje się wyczytać, że P. Dehnel chyba rzeczywiście myśli o tej nagrodzie dla siebie. Mam nadzieję, że moje przeczucia będą tylko przeczuciami. A co do świętej Faustyny, fakt nie umiała pisać, ale Julia Kowalska, której pradziadek był bratem świętej, zapowiada się na doskonałą poetkę. To jedna z najbardziej utalentowanych osób, jakie spotkałam. Teraz jest studentką. Ma szansę rozwinąć skrzydła.
P. Robert Mrówczyński:
“Właśnie po to jest prawda potrzebna, by Pani Ela Galoch i inni poeci nie byli nagradzani nagrodami „imienia jakiegoś faceta, który był antysemickim propagandzistą, hitlerowskim żołnierzem”. Pyta Pan: a co jeśli się tak stanie? Wtedy przyzwoitość nakazuje taką nagrodę oddać, nie przyszło to Panu do głowy?”
Zgadzam się z Panem, Panie Robercie.
Pani Ewo, ani czasów tutaj nie mylę, ani nijak Pani nie nazywam. Nie rozumiem, skąd nieufność.
Po prostu, jak łatwo można sprawdzić, mój post dzieli się na część “szymborską”, wiadomo, że lata 50-te aż do dzisiaj, i ta była reakcją na post p. Mrówczyńskiego, oraz na część “bieńczycką”, dot.Pani prozy, o latach 70-80-ych.
P. Galoch:
Ależ Pani właśnie przyjęła nagrodę imienia faceta, który był antysemickim propagandzistą, hitlerowskim żołnierzem, komunistycznym propagandzistą, podpisał list potępiający księży kurii krakowskiej w trakcie ich procesu stalinowskiego i był PRLowskim posłem wielu kadencji. Zainkasowała Pani też pieniądze. 2 tysiące złotych, czyli – używając Pani terminologii – niedrogo się sprzedała. Chodzi o “Złote Cygaro Wilhelma” (Wilhelma Szewczyka). Fakty z jego życia są powszechnie znane (http://pl.wikipedia.org/wiki/Wilhelm_Szewczyk) ale Pani, takiej krzepkiej moralistce, jakoś to nie przeszkadzało. Co nam Pani teraz powie o swojej godności i szanowaniu samej siebie?
I znowu: nie jestem przeciwko Wilhelmowi Szewczykowi. Nie za to jest konkurs jego imienia (z bardzo ładną zresztą nagrodą i świetnymi laureatami), że walczył w Wehrmachcie, że działał w ONR i postulował wyrzucenie Żydów z życia kulturalnego i gospodarczego, czy że był stalinowskim propagandzistą. Po prostu mimo wszystko musiał na Śląsku zostawić po sobie dobre wrażenie: barwna postać, tłumacz, prezes ZLP; musiał być lubiany, skoro zostawiono po nim taką pamiątkę. Ludzie, którzy go znali, taki zrobili bilans tego kontrowersyjnego życia. Moim zdaniem przyjęcie tej nagrody w niczym Pani nie uwłacza i nie pozbawia Pani godności. Ale może niech tak się Pani nie miota w świętym oburzeniu.
P. Mrówczyński:
O, to już z donosu przeszliśmy na obozy koncentracyjne! Ho, ho! Ma Pan skalę!
Otóż dlatego mogła nie wiedzieć, że – teraz, skoro ponoć już padło to w TV, mogę chyba o tym publicznie mówić – Włodek pod koniec tego małżeństwa podejrzewał Słomczyńskiego o romans z żoną, a donos był aktem zemsty. Nie wybiela to winy Włodka, jak sądzę, natomiast rzuca inne światło na sprawę.
A co jeśli się okaże, że jakiś poeta – człowiek przyzwoity ogólnie, stawiany często jako wzór, coś tam poplagiatował i sfingował swój udział w AK? Co wtedy robimy, moralisto, z taką nagrodą? Oddajemy, brzydząc się? To już skala donosu i obozów koncentracyjnych, czy jeszcze nie?
Teraz na siłę się szuka usprawiedliwień dla nieetycznych czynów. Tylko, ze w donosie jest wzmianka o wcześniejszych donosach na innych twórców. Czy też był to akt desperacji na zdradę żony? Wyjdzie na to, że Szymborska prowadziła bardzo rozpustne życie 🙂
O, Pani Galoch. Moja odpowiedź do Pani się nie wyświetla, czeka na akceptację moderatora – może dlatego, że jest z linkiem do Wikipedii. Powtórzę zatem, bez linku:
P. Galoch:
Ależ Pani właśnie przyjęła nagrodę imienia faceta, który był antysemickim propagandzistą, hitlerowskim żołnierzem, komunistycznym propagandzistą, podpisał list potępiający księży kurii krakowskiej w trakcie ich procesu stalinowskiego i był PRLowskim posłem wielu kadencji. Zainkasowała Pani też pieniądze. 2 tysiące złotych, czyli – używając Pani terminologii – niedrogo się sprzedała. Chodzi o „Złote Cygaro Wilhelma” (Wilhelma Szewczyka). Fakty z jego życia są powszechnie znane (tu link do hasła “Wilhelm Szewczyk” w wiki) ale Pani, takiej krzepkiej moralistce, jakoś to nie przeszkadzało. Co nam Pani teraz powie o swojej godności i szanowaniu samej siebie?
I znowu: nie jestem przeciwko Wilhelmowi Szewczykowi. Nie za to jest konkurs jego imienia (z bardzo ładną zresztą nagrodą i świetnymi laureatami), że walczył w Wehrmachcie, że działał w ONR i postulował wyrzucenie Żydów z życia kulturalnego i gospodarczego, czy że był stalinowskim propagandzistą. Po prostu mimo wszystko musiał na Śląsku zostawić po sobie dobre wrażenie: barwna postać, tłumacz, prezes ZLP; musiał być lubiany, skoro zostawiono po nim taką pamiątkę. Ludzie, którzy go znali, taki zrobili bilans tego kontrowersyjnego życia. Moim zdaniem przyjęcie tej nagrody w niczym Pani nie uwłacza i nie pozbawia Pani godności. Ale może niech tak się Pani nie miota w świętym oburzeniu.
I, dla wiadomości Pani i Pana Mrówczyńskiego, którzy dość swobodnie zmyślają mi intencje: nie wiem, nie czytałem nawet regulaminu na stronie fundacji jakie trzeba spełnić warunki. Dostałem w życiu parę ważnych nagród i nie muszę mieć kolejnej.
A już usłyszeć o swoim rzekomym czyhaniu na jakąś nagrodę od – of all the people – od Eli “Wyślę na każdy konkurs w Polsce” Galoch – bezcenne.
“A już usłyszeć o swoim rzekomym czyhaniu na jakąś nagrodę od – of all the people – od Eli „Wyślę na każdy konkurs w Polsce” Galoch – bezcenne.”
Ale na “Włodka” bym nie wysłała, mając pełną wiedzę o jej patronie. Drogi Panie D. to o Panu w kuluarach imprez literackich szepczą, że „za złotówkę gnałby Pan sukę do Berlina” – jak mówi przysłowie. Wysyłam wiersze, a nie czyhałam na 2000 zł. (2000 zł to nie 50 000 zł)Skoro mi dali nagrodę, to chyba teksty się broniły. Poznałam córkę Wilhelma Szewczyka i jakoś nikt, nigdy mu nic oficjalnie nie zarzucał i nigdy nie kwestionował. To była XII edycja. Mi akurat Szewczyk nie przeszkadzał, chociaż mam żydowskie korzenie. Czyż nie jest to z mojej strony akt miłosierdzia? Wybaczam mu antysemityzm. 🙂
To zabawne, co Pani mówi, bo tak się składa, że od czasu nagrody Kościelskich nie wysłałem wierszy na żaden konkurs, a było to ponad siedem lat temu. Ale w Pani ucho do plotek i pomówień chętnie wierzę.
Jakoś nikt Szewczykowi oficjalnie nie zarzucał? LOL. Pani sobie poczyta to hasło w Wikipedii.
Ależ piękny pokaz podwójnych standardów. Miodzio!
Pani Galoch do P. Mrówczyńskiego:
<>
Pani zwróci tego Szewczyka, Pani Elu, a potem pogadamy dalej o wybiórczym wybaczaniu z okazji.
Pani Galoch do P. Mrówczyńskiego:
do P. Robert Mrówczyński:
“Właśnie po to jest prawda potrzebna, by Pani Ela Galoch i inni poeci nie byli nagradzani nagrodami „imienia jakiegoś faceta, który był antysemickim propagandzistą, hitlerowskim żołnierzem”. Pyta Pan: a co jeśli się tak stanie? Wtedy przyzwoitość nakazuje taką nagrodę oddać, nie przyszło to Panu do głowy?”
Zgadzam się z Panem, Panie Robercie.” (koniec cytatu, wklejam raz jeszcze, bo coś się nie udało.)
Pani zwróci tego Szewczyka, Pani Elu, a potem pogadamy dalej o wybiórczym wybaczaniu z okazji.
Małgorzata Köhler
Jak możesz podważać konkurs im. Wilhelma Szewczyka Ty, która odrzuciła Polskę i wybrała życie w Niemczech. Obrzydliwa hipokryzja. Obrażasz rodowitych Ślązaków. Oddać to Ty możesz, ale polskie papiery. Nie ucz nas robić konkursów. A Włodek był donosicielem. Teraz nie wyżywaj się na Szewczyku, bo Ci nie przeszkadza donos Włodeka. Podwójna moralność. Nie życzę sobie wieszania psów na naszym artyście. Dupę Ci żal ściska, że nie dostałaś takiej nagrody.
P. Galoch nie jest jedyną nagrodzoną w tym konkursie. Dlaczego ma zwracać nagrodę, skoro nikt przed nią i po niej tego nie zrobił?
przepraszam, nie było mnie w domu, nie mam nawet komórki, ale już link uaktywniłam.
Natomiast wiem, czytałam, że Szymborska ustanowiła jeszcze jedną nagrodę firmując ją własnym nazwiskiem, co przecież nie wyklucza ustanowienia kilku nagród, szczególnie, że chodzi w wypadku Włodka o stypendium.
Na całym świecie nobliści ustanawiają rożne nagrody, rezydencje, też dla plastyków, dają swoje domy do dyspozycji i wszystko firmują swoim nazwiskiem, a nie nazwiskami nikomu nie znanymymi kochankami, psami czy małżonkami.
Zarzucanie Pani Galoch, że przyjęła nagrodę Wilhelma Szewczyka z Pana strony, jak i Pani Małgorzaty Köhler jest zwyczajnym świństwem i w tej dyskusji, posunięciem niskim i nie na temat. Akurat jest to teren Śląska, Szewczyk był tutaj od mojej podstawówki najczęściej pojawiającą się postacią w życiu kulturalnym Górnego Śląska, nie jest to wątek po temu, kim był i czy się zasłużył czy ześwinił, fakt był tylko taki, że nikt nie wiedział o przeszłości Szewczyka niczego więcej, czego propaganda komunistyczna nie podała, bo i skąd. Gdyby Pan tego linka nie dał, nie miałabym pojęcia, kim był naprawdę, znałam go jako autora biografii Lou Andreas Salome którą w liceum przeczytałam i jako autora 150 pozycji o historii mojego regionu. Nie każdy może co pięć minut sprawdzać w Wikipedii do czego się posunęli nasi ulubieni pisarze. Pewne konotacje trzeba rewidować, nie zawsze jest powód, jak przy Włodku, kiedy o tym jest w telewizji i na facebooku.
Podobnie było z Szymborską. Była to Pierwsza Dama Poezji Polskiej i jak nosiłam jej moje wiersze, to nie miałam pojęcia o tym, że pisała panegiryki na cześć Stalina, a na dodatek dałam jej wiersze w Klubie Inteligencji Katolickiej w Krakowie na jej spotkaniu autorskim.
Natomiast o czynach niechlubnych Pana Włodka i Pani Szymborskiej jak się teraz dowiaduję – skazanie na śmierć za szpiegostwo jej domniemanego kochanka Słomczyńskiego i za to ona jeszcze upamiętnia jego nazwiskiem swoją nagrodę – to przecież w żaden sposób obronić nie sposób.
Podsumowując, tylko Internet ujawnił naszą przeszłość, nikt z mojego pokolenia nie mógł o tym wszystkim wiedzieć. Natomiast usprawiedliwianie Szymborskiej, że nie wiedziała, skoro wiedziała to, czego nie wiedziało UB i czego Włodek musiał się od niej dowiadywać, jest usprawiedliwieniem nielogicznym. Cyniczne nawoływanie do zwrotu nagrody Pani Eli w tej sytuacji jest tylko po to, żeby tę dyskusję, która ma na celu zapobiec – takim okropnym sytuacjom wyborów i rezygnacji nie przez organizatorów, ale właśnie przez poetę – na moim blogu ośmieszyć i zmarnować cenny czas, jaki tutaj daliśmy wszyscy. Typowe Polaków wredne rozmowy.
Myślałem, że z Pana lepszy propagandzista, ale czy w Pana sytuacji można wyjść z twarzą, można tak przegrane sprawy wygrać? Problem jest natury jakościowej, a nie ilościowej, nie chodzi o obozy koncentracyjne, ani nawet o ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej, ja przecież o tym nie wspominam. Chodzi o pamięć i wiedzę, którą tu chce się zatrzeć, a wiedzę sfałszować. Zupełnie nie jest ważne czy Szymborska wiedziała czy nie wiedziała co robi mąż, nie ważne czy Włodek zapisał się we wdzięcznej pamięci wielu młodych poetów, nie dowiemy się dlaczego wymyśliła testament z nagrodą Włodka. W świetle ujawnionych rewelacji wszystko ulega unieważnieniu, anulowaniu, bo to czyny spoza skali ludzkich zachowań do zaakceptowania. To też uwaga do retoryki Pani Kohler, która uporczywie optuje za wyważeniem i uwzględnianiem szarości w ocenach moralnych.
I nie chodzi o pastwienie się nad Szymborską, osiągnęła wszystko co można, zdobyła szczyty, ale czy dla tej przyczyny musimy sobie dać narzucić standardy moralne, a raczej amoralne, które być może są wynikiem jej niewiedzy? Możliwe, że nic się nie poradzi na taką samowolkę, że każdy może sobie robić stypendia i nagrody jakie chce, ale jeśli chcemy aby ta Poetka, będąca własnością narodu, symbolem wielu wartości, coś znaczyła, żeby jej imię nie było plugawione, nie możemy się na takie szyderstwo z uczciwości i przyzwoitości zgodzić. I tu powinien wkroczyć właśnie Naród poprzez swoje władze i sprawę zawetować.
Przytoczył Pan nagrodę Szewczyka, nawet zapomniałem, że coś tak haniebnego jest, swoją drogą gdzie my żyjemy i ile takich nagród jeszcze? Myślałem, że nagroda Włodka byłaby precedensem, ale widzę że nie. Przy akceptacji Szewczyka, Włodek to pikuś jakiś, szlaki przetarte…
Tak Pani Elu, niepotrzebnie Pani ją przyjęła, nie osądzam Pani nie namawiam na oddanie, każdy lubi być doceniony, ale rację ma tu Pan Dehnel, że w tej sytuacji nie może się Pani oburzać.
Jeśli nie ma w Polsce żadnych uczciwych artystów wówczas nie należy powoływać nagród ich imieniem. Można dawać przecież bezimienne. Nie było by potem wytykania sobie wzajemnie nagród, jak robi to Pan w stosunku do Pani Galoch.
Zabranianie komuś woli zamieszkania tam, gdzie chce, jak i woli kochania się, z kim chce, jest w dwudziestym pierwszym wieku jawnym wstecznictwem, bo trzeba pamiętać, że i te swobody musiały też być wywalczone. Walczmy o życie publiczne jasne, czytelne, grane fair, przynajmniej na polu sztuki, bo jak powiedziała tutaj podobnie Pani Ela, skurwiony artysta może tworzyć tylko skurwione dzieła, kość z kości. Chodzi przecież o wyłonienie lub tylko uratowanie samorodnych talentów, a nie wyścig szczurów, o czym ustawiając stypendium dla twórców, dla których epoka stalinowska jest już prehistorią, ufam, Szymborska myślała.
P. Bieńczycka:
Nie zarzucam Pani Galoch, że przyjęła nagrodę Szewczyka. Jak pisałem – to szacowna nagroda, pomysłowa, ze świetnymi laureatami. Zarzucam, że – choć sama przyjmowała nagrody imienia patronów o, delikatnie mówiąc, kontrowersyjnej przeszłości, nadaje sobie prawo do tego, żeby odmawiać godności osobom, które takie nagrody przyjmują. Tak, jak jestem w stanie po ludzku zrozumieć Szymborską i Włodka, tak jestem w stanie po ludzku zrozumieć Szewczyka (równocześnie jasno określając, że niektóre fakty z ich biografii uważam za moralnie nie do przyjęcia). Życie ludzkie jest długie i nie ma ludzi bez grzechu -gdybyśmy chcieli ustanawiać wyłącznie nagrody im. bezgrzesznych, to nie byłoby ani jednej nagrody.
Panie piszą “skurwiony artysta może tworzyć tylko skurwione dzieła” – nic bardziej durnego. Najwspanialsze (a często i moralnie najdonośniejsze) dzieła tworzyli ludzie antypatyczni, zachowujący się podle i niegodnie.
P. Mrówczyński:
A, i Pan jest tym Narodem, który wkracza?
Pan może najwyżej wkroczyć na własne konto i do własnego testamentu. I tam czynić zapisy, jakie Pan sobie życzy.
Już Pan się rozsierdza, już wychodzi z roli, poziom obniża, znak to, że należy kończyć. Trudno sobie obiecywać coś po tej rozmowie, Pan Dehnel jest równie opiniotwórczy co nieprzemakalny, to z jego zdaniem się liczą i pewnie nagroda zostanie wznowiona, jak już dopiszą, uzupełnią ten portret bandyty o “ludzkie, sympatyczne rysy”. Jak widać już piszą. Ale opór stawiać trzeba, żeby wiedzieli przynajmniej, że się wie i pamięta. Za tyle niewdzięcznej pracy, za tyle cierpkich, a często ordynarnych słów jakie musiał Pan usłyszeć, za tylu wrogów jakich zaskarbił Pan sobie broniąc tak beznadziejnej sprawy – nagroda Włodka należy się w pierwszej kolejności właśnie Panu. I Pan ją dostanie.
Nie, nie i jeszcze raz nie!. Nie wolno Panu zrównywać sytuacji Pani Galoch z tym tutaj omawianym skandalem światowym, bo Szymborska nie jest poetką regionalną, ale wywyższoną ogólnoświatową nagrodą. Bój toczy się w sytuacji, kiedy jeszcze nie ma żadnego laureata, kiedy wykonawca testamentu – Wydawnictwo, się wycofało. Jak Pan może porównywać te dwie sytuacje! I sprzeciw Pani Galoch jako poszkodowanej, bo wolałaby być laureatką konkursu firmowanego przez człowieka prawego, jest tutaj właściwy! Właśnie Robert ma rację: w tym proteście jesteśmy Narodem, nawet jak Pan opluje to swoją pogardą i wyśmieje. Właśnie my, Internauci zabieramy tutaj głos w bardzo ważnej spawie dotyczącej nas wszystkich, a nie jakiegoś prywatnego testamentu i prywatnego konta bankowego. Nagroda Wisławy Szymborskiej nie będzie nagrodą u cioci na imieninach, czy portalu Nieszuflada, tylko będzie wizytówką kultury polskiej, do której Ministerstwo Dziedzictwa Narodowego Kultury będzie dokładało nasze, obywatelskie, narodowe pieniądze .
A charakter autora, jego nikczemność i dobro, to już inny wątek. W każdym razie dzieje ludzkości (Vico) wskazują na preferencję dobra i walkę o nie. Pisarz, penetrujący ciemną stronę natury jest cenny, ale to jest też zazwyczaj ekspiacja. Państwo zabrania np. książek antysemickich i słusznie.
Przepraszam p. Ewo, trafiłem tu przez przypadek, przeczytałem dyskusję i muszę się z Panią nie zgodzic. Wytykając p. Galoch nagrodę Szewczyka p. Dehnel wcale nie obniżył poziomu dyskusji i jest to argument absolutnie merytoryczny. W swoich komentarzach p. Galoch grzmi przeciwko Włodkowi z pozycji morlanego puryzmu. Jest to absolutnie jej prawo i ma wszelkie prawo do takiej opinii. Ale skoro przeszłość patrona nagrody ma zastosowanie w przypadku do Włodka – to dlaczego nie ma mieć zastosowania do nagrody Szewczyka? Czyżby dlatego, że akurat tę nagrodę p. Galoch otrzymała? Anglicy mają takie powiedzenie, że ludzie w szklanych domach nie powinni rzucać cegłami. Jeśli Pani Galoch chce stosować absoultystyczne miary w stosunku do innych, powinna zacząć od siebie samej. Inaczej jest – jak to pokazał grzecznie i kulturalnie p. Dehnel – Świętoszką.
P. Mrówczyński:
Przeciwnie. Na Pański rozsierdzony wywiad odpowiedziałem krótko, bo nie ma co po próżnicy klawiatury strzępić.
P. Bieńczycka:
Sytuacja jest taka sama (prócz długości trwania i poziomu finansowego). Nagroda miała być nie ogólnoświatowa, a dla polskich twórców, dokładnie jak nagroda Szewczyka (Cygaro Wilhema). Instytut Książki się wycofał, żeby Wydawnictwo – nie słyszałem, co ma wydawnictwo do tego? Ministerstwo Kultury – tu kolejne Pani przeinaczenie – nie będzie wydawało ani grosza, cała nagroda jest ze środków Fundacji.
Pani Galoch posłała wiersze na konkurs Szewczyka, którego biografia jest powszechnie znana i dostępna. Teraz broni tych 2 tys. mówiąc, że “wiersze się obroniły” “poznała córkę Szewczyka” i “rozgrzesza go z antysemityzmu”. I tutaj właśnie całkowicie zgadzam się z P. Galoch: jeśli wiersze były najlepsze, to powinny były wygrać. O nagrodzie świadczy tak naprawdę nie patron, ale lista nagrodzonych przez lata wierszy.
Pani Ewo, raczy Pani sie liczyć z rozsierdzonymi słowami, a przede wszystkim doczytać. Nie czuję się winna żadnego “świństwa”.
Nie zarzucałam Pani Galoch przyjęcia nagrody im. Szewczyka. Wytknęłam jej jedynie niekonsekwencję i to dwa posty zaraz po tym, jak podpisała się pod apelem Pana Roberta o zrzeczenie się tejże w wypadku ujawnienia brzydkich danych o patronie. Zostału ujawnione, i co? Pani Ela wspaniałomyslnie wybacza antysemityzm. Powdójna moralność, “na gorącym uczynku”., żenada, jak wiele zdań w tej dyskusji.
To ostatnie tyczy się też Ciebie, Ślązoku. Najpierw doczytaj a później grzmij. Ani słowem nie podważałam decyzji samych Ślązaków o zachowaniu nagrody im. Szewczyka.
Owszem, ze smutkiem przyjęłam wiadomoość o jego antysemityzmie. Jako Ślązak jest chyba rozgrzeszony z Wehrmachtu, znam śląskie losy, nie były łatwe. Samego Szewczyka znałam, był przesympatyczny i zawdzięczam mu stypendium literackie w 79 bodaj, mimo, iz nigdzie nie należałam, ani do ZLP ani do Koła Młodych, ot, dane, bo mieszkalam wtedy na Śląsku, miałam książki na koncie, pisałam i potrzebowalam pieniędzy. Oprócz tego, że był dowcipny i palił cygara, nic nie wiedziałam o ówczesnym prezesie oddziału ZLP, nie interesowało mnie to, szczerze mówiąc, a grzebać wtedy i tak nie było jak, ludzie ukrywali skrzętnie przeszłość i wielu miało tylko teraźniejszość. Znam przypadek, gdy żona przez dobrych kilka lat po ślubie nie wiedziała o niemieckim pochodzeniu męża.
Nie mam pojęcia, czy Pani Galoch mogła dzisiaj wiedzieć, kim miedzy innymi był Szewczyk, (chyba tak, skoro jest to w Wikipedii?) i niezbyt mnie to interesuje zresztą.
Odniosłam się do czczych zapewnień w dyskusji, to wszystko.
Przepraszam, chodziło o nie o Wydawnictwo, a o Instytut Książki (o wykonawcę testamentu), który przecież jest w całości finansowany nie przez Szymborską, a przez Ministerstwo. Poza tym laureat korzysta potem z wielu zaproszeń sponsorowanych przez Ministerstwo, jak jurorowanie, dotowanie jego książek, rozgłaszanie itp.
Natomiast podtrzymuję istotną różnicę, między Szewczykiem, a Włodkiem. Przyznanie Stypendium Włodka na ten rok wstrzymano. Nie dlatego, że odmówił jej ktoś pokroju Pani Galoch, tylko postanowiono odgórnie. Nie wymagajmy od wiecznie potrzebujących (nawet w jaskiniach jedni malowali, inni polowali) artystów tak wielkich poświęceń. Wystarczy, kiedy będą upominać się, by ramy, w jakich mogą zaistnieć dzięki cudzej pomocy będą przejrzyste. Rozmawiamy tutaj nie o winie i karze, ale o prewencji.
I jeszcze jedno, Pani Ewo. Nie są Państwo Narodem. Są Państwo małą drobinką w narodzie, która uzurpuje sobie prawo do wypowiadania się za całość. A to istotna różnica.
P. Ewa:
Znów Pani przeinacza, Pani Ewo. A to tak łatwo doczytać. Wykonawcą testamentu Szymborskiej jest Michał Rusinek, całością spraw nagrodowych zajmuje się Fundacja i jej zarząd (Rusinek, prof. Walas, mec. Bukowski). Instytut miał pełnić wyłącznie rolę pomocniczą, to znaczy pomagać w wybieraniu kandydatów.
Pani Galoch nie upominała się o ramy. Pani Galoch szermowała tym, kto jest przyzwoity i ma godność, a kto – nie. I ładnie na tym wyszła, jak w pewnej pięknej przypowieści mądrego Żyda sprzed 2 tys. lat, co to opowiadał o drzazdze i belce w oku.
To smutne, Pani Małgosiu, że wykorzystała Pani tę niezręczność słowną przeciwko Pani Galoch, nieetyczne to i brzydkie w wypadku słów jakie Pani potem napisała o Wilhelmie Szewczyku. I co to wniosło do dyskusji? To, ze Pani Galoch opowiadając się w ewidentnie słusznej spawie ma zwrócić dwa tysiące złotych? Za karę, by sprawiedliwości stało się zadość?. Brzydzę się taką sofistyką, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Wątek jest o tym, by nie stawiać człowieka przed dylematem matki, które dziecko ma pójść do gazu, jak było w „Wyborze Zofii”. Jesteśmy suwerennym państwem, nikt nam nie każe fundować młodym nagród Lenina. Skąd nagle ten paskudny Włodek? Po co to komu? Szymborska na nikogo nie donosiła, wielką poetką była, może swobodnie taka nagrodę firmować. Drobna redakcyjna kosmetyka. I o tym jest ten wątek.
Pani Ewo,
jesteśmy suwerennymi jednostkami i nikt nam nie każe starać się o nagrodę – ani Włodka, ani Szewczyka.
Jeśli natomiast ktoś nadaje sobie sam prawo do tego, by odsądzać od czci i wiary osoby, które taką nagrodę otrzymały, jeśli grzmi o przyzwoitości i godności, to warto by było, żeby sam nie miał na koncie takie samej nagrody.
Nie wymagam, żeby Pani Galoch (czy pozostali laureaci) oddawała te pieniądze; namawiam ją tylko, żeby nie postrzegała świata w kategoriach czarno-białych, żeby nie sadziła się na moralistkę, kiedy sama nie jest gotowa spełniać standardów (moim zdaniem – przesadnych), które w świętym gniewie ustanawia wobec innych.
Wola testatora jest święta. Jeśli Szymborska chciała tym patronatem nagrody spłacić jakiś swój osobisty dług wobec Włodka, czy – wiedząc na przykład, że w latach stalinizmu zachowywał się niegodnie, ale pięknie zachowywał się później wobec młodych twórców – zachować pamięć o jego przemianie, to miała do tego prawo. Pani ma swój majątek i ma Pani prawo nim rozporządzać, natomiast nie ma Pani prawa do “drobnych redakcyjnych prac” przy cudzych testamentach.