Śledząc od kilku lat regularnie literacką Sieć nie zauważyłam, by trzy lata temu wielka i naprawdę luksusowo wydana antologia poetów skupionych w artystycznych środowiskach Poznaniaków wywołała jakikolwiek rezonans, bądź zainteresowanie samych chociażby poetów. Jak zapewniają twórcy tej antologii, którzy ograniczyli kryteria wyboru do urodzenia, bądź pomieszkiwania w Wielkopolsce chcą jedynie dowieść – jak pisze w wstępie Maciej Gierszewski – że „Poznań to miasto, w którym na przestrzeni ostatnich osiemnastu lat zaistniały jedne z najciekawszych zjawisk twórczych w Polsce.”
Ale nie tylko ta megalomańska, ta zaściankowa konstatacja, która to robi z każdego miejsca w Polsce, gdzie uda się pozyskać jakiejś środki finansowe na uświetnienie tych, którzy na to pieniądze dali i na tych, co się dzięki nim uświetniać będą. Nie tylko ten, nie dający odbiorcy wytchnienia tytuł książki, zwalający z nóg i tak niepewnego siebie czytelnika (czy sprosta jakiemukolwiek spotkaniu z dzisiejszą poezją?), ale też i te napuszone, towarzyszące wybranym wierszom teksty uświetniające, mogą go tylko przestraszyć.
Sam tytuł antologii – mamy rozumieć obejmuje też tych, którzy poetów antologii wychwalają pod niebiosa, krytyków, którzy wychwalają tych, którzy ich wychwalają i tak dalej – nie daje czytelnikowi szansy na jakiekolwiek grymaszenie i sprzeciw. Dodając do tego obrazu zdjęcia w zupełnie niezrozumiałej manierze fotografowania poetów a la gwiazdy show biznesu na tzw. rozkładówce, nasuwające zaraz skojarzenia z Playboyem (tutaj niestety jedynie tylko formatu A3), otrzymujemy już na wstępie rzecz niestrawną i nawet nie mogącą usprawiedliwić się ironią, ponieważ dwie okładkowe głowy – Szczepana Kopyta i Macieja Gierszewskiego – sugerują, że mamy do czynienia z jakimiś materiałami propagandowymi religijnej sekty, która się z groszem nie liczy, bo i tak odwdzięczy się za to im bóstwo, na rzecz którego te egzorcyzmy wydawnicze się czyni, więc co sobie będą żałować.
Przechodząc do zawartości, czyli do części najważniejszej, dotyczącej po kilka utworów reprezentacyjnych tych 29 poetów, warto wnikliwie przeczytać posłowie. Joanna Orska słusznie w nim stwierdza umowność zamknięcia poetów granicami regionu, jest to według niej zabieg redaktorski nic nieznaczący. Poeci nie korespondują ze sobą w żaden sposób, są ze swoimi poetykami nieskończenie osobni i nie wytwarza się tutaj żadna więź ani pokoleniowa, ani regionalna. Natomiast Igor Stokfiszewski, w krótkim, iście wojskowym tekście kończącym „Antologię” dokonuje przynajmniej logistycznego przeszeregowania, które zamieszczę w cytacie, bym nie musiała o tym specjalnie pisać:
„(…)Gierszewski i Kopyt konstruują centralę, (1) przywłaszczając sobie dykcje dobrze rozpoznane i nadające rytm liryce ostatnich lat (Podgórnik, Wiedemanna, Grzebalskiego, Pasewicza, czy Sośnickiego); oraz (2) prezentując językowe ekskursje grona młodszych autorek/autorów tak, by finalnie okazało się, że mamy pełny obraz możliwości polskiego wiersza dziś: od jego wcieleń neolingwistycznych (Mueller) i cybernetycznych (Bromboszcz) przez pop–poezję (Kaczanowski), backlash’owy i lingwistyczny feminizm (Grundwald, Roszak), nostalgiczny klasycyzm (Kuciak, Fijałkowski), aż po liryczne hedone samego Gierszewskiego i eksplozywność społecznej dykcji Kopyta.(….)”
Wielość i różnorodność „dykcji” według Stokfiszewskiego jest cenna, z czym się w pełni zgadzam. Natomiast jego proroctwo nie jest wiarygodne. Ma – według widocznie jakiś ideologicznych, ewolucyjnie przypinanym sztuce poglądom – zwyciężyć jedna z nich w najbliższym czasie (już trzeci rok od wydania i nic się jeszcze nie przejaśniło).
Na razie czytelnik, jeśli przedrze się przez zasieki wszystkich komentatorów i dorwie się wreszcie do wierszy, musi wykazać niebywały hart ducha upór, i cierpliwość. Wiersze stanowią niewielką cześć tego opasłego tomu i są do niego jedynie doczepione. Poprzez, jak dochodzimy do wniosku za Stokfiszewskim, swą różnorodność, jednak poprzez ich autorski dobór twórców antologii, otrzymujemy automatycznie pewien obraz „świetności” dwóch dekad końca i początku XXI wieku liryki polskiej.
Wiersze w antologii nie są ani świetne, ani tym bardziej sławne, ani też, jaki pisze Joanna Orska, nie powstały z żadnego heroizmu czasów, gdyż wbrew jej słowom, fora internetowe pęcznieją, jeśli nie od takich samych wierszy, to im podobnych i jakościowo nie ustępujących:
„ (…)We mnie zaś budzi szacunek każdy, kto potrafi w epoce usług uprawiać bezinteresownie tak szlachetne zajęcie jak pisanie poezji. To świadczy o pewnym daremnym zapale, który pozostaje na wskroś romantyczny, a przy tym dość obcy naszym internetowym czasom.(…)”
Ale to, że nie da się o nich zbiorowo mówić – jak dawało się kiedyś o pewnych szkołach, grupach literackich, spajanych ich programami, manifestami, odkryciami – rzuca się od razu po wstępnej lekturze. Trzeba uczciwie te trzy dziesiątki poetów omawiać po kolei, co z Wandą Niechciałą spróbujemy, chociaż w części, analizując ich utwory w komentarzach, dokonać.
Wando, nie jesteś zorientowana, to tak na wstępie, byśmy się w tych meandrach autorów nie pogubiły, pooglądaj sobie witrynę Gillinga:
http://gilling.info/np-2008-05-23/index.html
No i koniecznie wpisz w wyszukiwarkę portalu niedoczytania.pl hasło „Gierszewski”. Wyskoczy Ci masa tekstów, szczególnie te „Sny” są znamienne dla tego typu literackich wypocin, bo że to są wypociny, to i tak łagodne określenie.
Nie mam pojęcia, kim jest ten człowiek, który nie mający pojęcia o literaturze sztuce, poezji, który wydał już kolejny tomik w tym roku tych samych wypocin, takie same, jakie już wydał, ten Gierszewski Maciej w tomiku „Profile” w Stowarzyszeniu Artystyczno-Kulturalnym “Portret” w 2006, teraz wydał z namaszczoną na objawienie poetyckie toku 2010 Kirą Pietrek (która te wypociny zilustrowała tym razem wypocinami plastycznymi) przez Igora Stokfiszewskiego. Ten tomik nazywa się „Luźnie związki” i wydany został w ubiegłym roku też przez Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu. Sygnalizuję Ci tylko zjawisko machiaweliczne, by niszczyć kulturę tapetowaniem wypocinami w wielkich ilościach, co cały czas robi teraz sieciowej portal niedoczytania i jego kontynuacja, portal liternet.pl. Już ślady tych piramidalnych głupot i bzdur są sukcesywnie zamazywane, a ile poszło na to czasu internautów, by się o tym wszystkim dowiedzieć, to Bóg raczy wiedzieć i nikt młodzieży wstępującej, utalentowanej i chłonącej nowe zjawiska literackie nigdy nie zwróci.
To jak z Dostojewskiego hasło nihilistów: im gorzej, tym lepiej.
Dzięki Ewo za materiały. Może uda nam się odpowiedzieć na pytanie widniejące na skrzydełku „Luźnych związków” Macieja Gierszewskiego:
„….A tak na marginesie: skąd w Poznaniu
tylu znakomitych poetów?
Jacek Gutorow”
Nie wiesz Gutorowowi, bo to taki sam klimat poetycki, ciągnie swój do swego i nie czytaj całego tomiku, bo nie zdążymy. Wystarczy, jak przeczytasz to wraz z komentarzami:
http://www.rynsztok.pl/index.php/warsztat/action/list/frmAThreadID/256/
Akurat wiersz ukazujący się w tej antologii zatytułowany „Dom” jest w niedawno wydanym tomiku „Luźne związki”, czyli żadnego rozwoju nie tylko artystycznego, ale i mentalnego, skoro wybiera do zbioru znowu ten sam wiersz, jako najlepszy. Bo przecież trzy lata, jeśli weźmie się pod uwagę eksperymentalny charakter młodzieńczych poszukiwań, to niesamowicie dużo. Gierszewski, po lekturze tych innych wierszy i tekstów portalu Liternet (są też na jego blogu). Założenie, by dokumentować śmiecie, odpadki poetyckie, to przecież też było i było właściwie wszystko już w sztuce, jeśli chodzi o eksperyment. Stąd ta mecząca nuda takiej „dykcji”. Ale nigdy dość powtarzania, diagnozowania takich zjawisk, które zwane są umownie poezją. a to przecież tekst mówiony, na dodatek mówiony przez nieciekawą osobowość. Bo jak Joyce napisał „Ulissesa”, to przecież to jest monolog wewnętrzny. Jak Joyce napisał „Finnegans Wake” to jest to spisany sen. I jeśli byśmy uważali wszystkich śniących za poetów i wszystkich mówiących coś do siebie pod nosem poetami, to na takiego Joyce by już miejsca nie było. Wiem, że w interesie wielu miernot jest, by ich nie było innych, niż oni i by nie było żadnego punktu odniesienia i by świat pokryli szczelnie tacy właśnie astronomiczni, nic nie mający do powiedzenia nudziarze. I jak teraz czytam, to portal rynsztok to wylęgarnia właśnie takich nudziarzy. Tam zostali wyłonieni, tak rekrutowali się kilka lat temu ci nudziarze i tak elity rynsztokowe ich wyłoniły. I tak to jest. Laboratorium. To tak, jak badać jakiś materiał, np. pod mikroskopem, a wyrzucać próbki dające coś badaniu i zostawić te nic nie znaczące.
Przejdźmy może Ewo do Kiry, bo faktycznie, nie zdążymy dzisiaj, a ja mam tylko jeden dzień wolny.
Wiersz Kiry Pietrek jest na blogu Gierszewskiego…
http://hajfa.wordpress.com/2010/06/16/kira-pietrek-wiersz/
to może Poznaniak Adam Wiedemann? Szkoda, że wyjątkowo obficie obecny w tej antologii Wiedemann nie wszystkie wiersze sygnuje datą. Wybrałabym wiersz z 2002 roku „Esej: zawsze, gdy myślę o poezji, siąkam”
To jest chyba credo artystyczne poety Adama Wiedemanna. I Ewo to jest chyba właśnie klucz do podjęcia problemu uzurpacji i dominacji poetyckiej. Dwójmyślenie zilustrowane wierszem Wiedemanna jest w sumie wyłącznie pobożnym życzeniem. Bo to, że podmiot liryczny, którym jest Poeta, widzi rzecz ciut inaczej niż jego otoczenie, to wcale nie znaczy, że widzi je bardziej poetycko i bardziej właściwie. Bo przecież poeta nie ma być autokratą, jedynie czułym sejsmografem. Tu jest wyjątkowo toporny, bo przecież to co bada, jest czulsze.
Tak, znam te wiersze. Cały czas się wmawia czytelnikowi, że jak poeta zacznie dawać tzw. poezję codzienności, to już jest jakiś przełom. Malarzem codzienności był i Chardin i Van Gogh i nigdy do głowy im nie przychodziło, że są twórcami jakiejś nowej „dykcji”. Wiedzieli tylko, że widzą świat właśnie tak, jak go widzą i nic więcej. Na dodatek wielu malarzy młodopolskich z nędzy malowało szmaty mając zamówienie na królewskie szaty w scenach historycznych i potrafili je tak namalować, by jednak stawały się cenną materią. Oczywiście do takiej metamorfozy potrzebny jest talent Owidiusza. Kierunek odwrotny wystarczający jest dla kalibru Wiedemanna. Jeśli wiersz nie porywa, jeśli nie rezonuje, jeśli nie prowadzi dialogu z czytelnikiem, to żadne wmawianie nic nie da. Wierzę, że Adam Wiedemann porywa, tak jak porywa Gierszewski na rynsztoku. Ale przecież wiersze tych, których porywa, też nie porywają nikogo i tak kółko się zamyka.
Brakuje tutaj wielu Poznaniaków, np. Magdy Gałkowskiej, czy Aleksandry Zbierskiej, które są przecież o wiele lepsze od Kiry Pietrek i tak samo dobre, jak Adam Wiedemann. Ale to już tak z antologiami, że wchodzą do nich poeci, o których potomni się dowiedzą jedynie dzięki ogólnym omawianiem tych czasów.
Może o Przemku Łośce? Nie sposób omówić dzisiaj wszystkich, wybierzmy tych autorów najważniejszych.
Wando, 113 wierszy Przemka Łośki jest na portalu Rynsztok tutaj:
http://www.rynsztok.pl/index.php/warsztat/warsztat/action/list/frmFilterWByAuthorId/175/
tak… wiem, może link dla tych, co rozpoczęli czytać Twój blog… Przecież już tutaj razem omawiałyśmy wiersze Przemka Łośki. W antologii jest reprezentowany zaledwie przez trzy krótkie wiersze. W jednym chyba jest klucz do osobowości autora:
„… jest we mnie taki głos. którego się boję. jest uwodzicielski
i zły, i tylko on jest dość silny, aby się przeciwstawić
zmiennej losowej; w każdym razie potrafi rzucać rękawice.”
[NON-TEXT PORTIONS OF THIS MESSAGE HAVE BEEN REMOVED]
i wiesz, te wiersze, które są tak owacyjnie witane na portalu Rynsztok, mają ten uwodzicielski i pożądany przez czytelnika odczyn, ale to nie są wiersze pisane przez wolnego człowieka. Maskowane jest to zniewolenie barokowymi, jak ktoś się tam trafnie wyraził, ozdóbkami. I to nie znaczy, że te „ozdóbki” to jedynie wersyfikacyjny ornament. Nie, one tam bardzo dobrze są kompozycyjnie ulokowane. A jednak zaryzykowałabym „ukryte”, a nie są budulcem wiersza. Pozornie infantylny ton wiersza to też maska, mistyfikacja i ukrycie. pytanie, czysto artystycznej, a nie logistycznej natury, jest: po co. Bo wiersze podejmują i tak zawsze bardzo bezpieczne tematy, rejony są raczej peryferyjne, bardzo luźno nastawiane na odpowiedzi o zagadkę bytu. Ale to przecież wola i potrzeba autora, o czym się w swojej twórczości zajmuje. To są naprawdę bardzo urodziwe wiersze i błyszczą i skrzą się i mają te wszystkie cechy wierszy, które nawiązują do wielkiej światowej poezji do wysiłków jej wielkich, ale te wiersze są cały czas zablokowane. Nie piszę przeciwko nim, piszę dla ich uwolnienia. One nawet nie mają otwartej konstrukcji, zamykają się w sobie samych. Bo wiesz, w ukryciu się za językiem i obrazowaniem dziecka jest zawsze jakaś moim zdaniem groźba. I tak naprawdę, to ja się nie czuję z nimi bezpieczna. Ja się ich autentycznie boję.
A Szczepan Kopyt?
Widziałam, że omawiałaś na blogu kilkakrotnie tego poetę. Od czasu antologii tkwi w dalszym ciągu w młodzieńczym buncie. To poeta typu „serwus jestem nerwus”. Nie każdy ma przyjemność się witać. My, z racji czytania antologii w pewny styczniowy czwartek witać się musimy.
Cóż, awangarda jak się nie przeobrazi w klasycyzm, zawsze będzie jedynie oczekiwaniem. W międzyczasie, jak jej nie wykorzysta jakaś ideologia, będzie się spalać jedynie sama w sobie. Wypada jedynie czekać.
To ja może napisze słówko o Agnieszce Kuciak, którą znam z jej tomików i już omawiam. Z ciekawością przeczytałam te wiersze, które weszły do antologii, które poleca Stokfiszewski jako klasyczne, czy klasycyzujące. Niepojęte jest to, że jak ktoś używa rymu, to od razu jest klasykiem. Byłoby to niesłychanie łatwe, tak sobie rymować i już siup, jestem klasykiem! Na dodatek pisać rymy jest niesłychanie łatwo, przy pewnej wprawie jest to automatyczne. To jest tak prosty mechanizm jak szydełkowanie. Dla kogoś, kto nie pracował szydełkiem, to czarna magia (ja się nigdy nie nauczyłam szydełkować i zawsze podziwiam z absolutną szczerością szydełkujące kobiety, wyczarowujące na dodatek symetryczne wzory). I przede wszystkim poezja Kuciak charakteryzuje się tym, że jest poezją pełną nonsensów. To nie żaden pure nonsens, nie żaden absurd, nie żadna ironia, ale najczystszy i najbardziej naiwny i szkodliwy tym bardziej, bo nieświadomy siebie nonsens. Np. w tym wierszu, poświęconym Jackowi Dehnelowi Agnieszka Kuciak napisze:
„(…)Wiersze należy pisać po angielsku.
Marek Aureliusz je smażony ser.(…)”
i w następnej zwrotce:
„(…)I ser smażony jada sama śmierć.(…)”
[ARS POETICA]
Odsyłam do wiersza, nie chcę cytować całego, bo nie wiem w dalszym ciągu czy wolno. Ale tak na chłopski rozum, to wiersz poświęcony poecie Dehnelowi mówi o heroicznej pracy translatorskiej podobnego mu poety, którego w wierszu zrównuje do greckiego filozofa Marka Aureliusza, który w przerwach nad innym angielskim poetą je ser. Oczywiście ser może być bardzo wielofunkcyjnym przykładem poetyckim i w tym właśnie wierszu jest.
Czytając ten wiersz przyszło mi na myśl, że nie wiadomo, dlaczego, nie zaproszono do antologii poety Jacka Dehnela, bo przecież nie wierzę, by przynajmniej pociągiem raz w życiu nie przejeżdżał przez Poznań. A nic gorszy od Agnieszki Kuciak nie jest. Chyba, że w 2007 roku, jak formowano antologię, nie spełniał według jej autorów już tych założeń jakie Maciej Gierszewski wymienia na wstępie: „W przypadkach, kiedy nie byliśmy pewni poziomu artystycznego, mimo bogatego dorobku, woleliśmy postawić na debiutantów, niż na autorów, którzy naszym zdaniem niezbyt dobrze rokują na przyszłość.”
Ewo, nie mogę kontynuować, przenieśmy proszę dyskusję na za tydzień.
ok, dzięki. To ja w międzyczasie napiszę o tegorocznym Paszporcie “Polityki”, o filmie Pawła Sali “Matka Teresa od kotów”,
A za dwa tygodnie antologia „Poeci na nowy wiek” (wybór, red. i posł. Roman Honet) Biuro Literackie 2010.
Jakoś widzę Ewo wszystkich wymiotło z Twojego bloga. Chyba nie odstrasza temat poezji współczesnej.
Zastanawia w tej dyskusji fakt, że jak się pojawiały antologie – przecież w założeniu nie rzecz skrzyknięcia kilku kumpli i kumpelek, by za pieniądze biblioteki miejskiej dużego polskiego miasta się uświetnić – tylko, by udokumentować, tak jak napiłaś, aktywność prawnego pokolenia poetów w pewnym czasie kultury pewnego kraju. I to we wstępie, to chlubne założenie, jest.
Natomiast – kto wchodzi, jakie nazwiska do tak reprezentacyjnej próbki pokolenia – jest niesłychanie ważne, bo przecież to właśnie pozostaje. Chociażby w postaci wyłożenia papierem kredensowej półki, jednak dłużej, niż wiersz na wirtualnym portalu, który można usuwać jednym naciśnięciem palca. I zastanawia ten zupełny brak odzewu, nie tylko na twoim blogu.
Przeczesałem właśnie całą sieć.
Nie, no, ważne, niesłychanie, bo przecież nikt po latach nie będzie już wiedział, jak doszło do tego, że jacyś poeci wkręcili w antologie poetki z którymi mieli jakiś przelotny romans, natomiast nasi późni wnukowie będą zachodzić w głowę, kim taka osoba która napisała wiersz na okoliczność tego romansu stała się reprezentatywną poetką pokolenia.
Nie mam pojęcia, dlaczego poeci tak odpuszczają, tak potrafią walczyć personalnie, tak potrafią się na śmierć obrazić, jak się im zwróci uwagę, albo się tylko niewinnie spyta, dlaczego usuwają wiersze na portalach w trakcie dyskusji o nich i to entuzjastycznych, dlaczego są tak absurdalnie nieracjonalni, natomiast jeśli rzecz dotyczy wspólnego dobra, to nic ich to nie obchodzi. Bo nie jest prywatną sprawą Macieja Gierszewskiego i Szczepana Kopyta decyzja w tak poważnej sprawie. To nie jest żadne prywatne wydawnictwo, tylko publiczna sprawa za pieniądze nas wszystkich.
A że wymiotło… Miałam wczoraj ponad trzysta wejść. Faktycznie, jak się tylko pojawi Profesor, to zaraz mam dwie setki więcej. Ale myślę, że Polonia ma swoje sprawy i te nasze polskie niuanse nie są jej potrzebne, grunt, że śledzą literaturę anglojęzyczną i że nie tkwią w tym polonijnym i polskim miazmacie.
A że nie wchodzą polscy poeci, to przecież całe szczęście. Jak wchodzą, to tylko by mi nawrzucać. Pamiętasz, jakość tych wejść. Ja przecież też już nie mam siły, by im grzecznie i tak samo jałowo, odpowiadać.
Teraz po latach można już prześledzić drogę twórczą debiutantów i tych wtenczas uznanych. Bo z jednej strony taka antologia w CV pewnie otwiera jakiś drzwi, chociażby w zaproszeniu do pism literackich i drukowaniu poszczególnych wierszy, a z drugiej strony w grupie skupionej w antologii zależy też, by była ona wiarygodna i by te decyzje werbunku były słuszne. Tak działają antologie – jako też grupy wsparcia.
Dlatego między innymi przerwałyśmy wymianę wrażeń po lekturze wierszy ujętych w antologii, bo wysłałam Wandzie tak dużo nowych materiałów, że nie dała rady się z nimi zapoznać. Staram się zawsze poszukać więcej utworów danego poety, tak rozumiem funkcję antologii. Wszystko jest ważne – zaproszeni i zapraszający. Oczywiście, trzeba zawsze zakładać, że to nie jest wymiana usług, bo przecież dobrze pamiętam, jak się akurat w tych latach mówiło, że to Śląsk obfituje w największe talenty. I okazuje się, że Marta Podgórnik nie jest żadną poetką z Gliwic, a z Poznania. I to jest właśnie fenomen polskiej poezji – relatywizm słów. Dlatego ja mam takie monstrualne problemy komunikacyjne na blogu, bo ja jak ten klasowy głupek, nigdy nie wiem, w co się aktualnie bawi klasa.
“Wiersze w antologii nie są ani świetne, ani tym bardziej sławne” – a co z wierszami wychwalanego przez Panią pod niebiosa Edka Pasewicza? 🙂
btw tytuł antologii nawiązuje do wiersza Mariusza Grzebalskiego, gdyby zadała sobie Pani odrobinę trudu i znalazła oraz przeczytała ten wiersz, zapewne nie wyciągnęłaby Pani tak bzdurnych wniosków 🙂 najbardziej jednak ubawiła mnie ta religijna sekta. Proponuję również – przed zajęciem się poszczególnymi autorami (bo na analizę utworów nie ma w Pani przypadku co liczyć) – przećwiczyć składnię, ponieważ ostatnie zdanie Pani (sama nie wiem jak to nazwać) notatki dotyczącej “Słynnych i świetnych” to majstersztyk nieporadności językowej :). Jest jeden plus – leżę złożona grypą, okazuje się, iż naprawdę śmiech to zdrowie, już czuję się lepiej 🙂
Będziemy z Wandą omawiać „Pruski poemat” Edwarda Pasewicza w ten czwartek. Natomiast wiersze Mariusza Grzebalskiego omawiałam kiedyś na blogu Marka Trojanowskiego i nie chcę się powtarzać. Kto chce, to sobie wyszukiwarką znajdzie, nie ma sensu tego wszystkiego dublować w Sieci, jeśli oglądalność blogów jest duża.
I życzę Pani Magdo powrotu do zdrowia, bo grypa wbrew zazwyczaj lekceważącego do niej stosunku jest bardzo niebezpieczna. Moja szkolna koleżanka w ubiegłym roku zmarła po dwumiesięcznym szpitalnym leczeniu. Zdjęcie moje nad jej grobem na cmentarzu krakowskim powinno być jeszcze na Nk.
Zastanawiam się dlaczego wpisała się p. Gałkowska, skoro w antologii ją pominięto?, a nadto, ciepło się o niej Pani Ewa wyraziła. Nic polemicznego nie wniosła, nie próbowała podać choćby jednego powodu, dla którego mielibyśmy uważać tak bombastycznie wydaną antologię za ważny głos pokolenia młodych poetów, a nie za partyjny lub sekciarski druk do użytku wewnętrznego. Dlaczego tak już słynni i świetni, uświetnieni jeszcze tą cegłą, nie wywołują żadnego rezonansu polemicznego? Nawet nie próbowano sfingować takiego dyskursu.
Czyż ten fakt właśnie nie jest mocnym dowodem tez Pani Ewy?
Pani wpis tutaj, Pani Magdo, rozumiem jednak jako lojalkę wobec swojego środowiska, którą składa Pani w obawie, by nie padł na Panią choćby najmniejszy cień jakiejkolwiek wspólnoty z Panią Ewą, bo przecież kolejne antologie się szykują…
Myślałem, że ta niewydolność polemiczna i ten charakterystyczny belferski i chamski sposób dezawuowania gramatyki, składni, interpunkcji itp., to język tego schodzącego garnituru, poetów – jakich mogliśmy tu poznać – tych strażników post-bolszewickiej twierdzy z całym bogactwem inwentarza. Myślałem, że młodsze roczniki bardziej gramotne i szanują swój głos, nawet jeśli chwilowo złożone niemocą. Jakie niemiłe rozczarowanie.
Panie Robercie – “pominięto” z oczywistych przyczyn, gdyż p. Gałkowska debiutowała w 2008r 🙂 taki nieistotny szczególik 🙂 nie bardzo wiem z czym miałabym polemizować? z przytoczonymi w notce p. Ewy wypowiedziami innych na temat antologii, czy może z opinią w kwestii fotografii oraz okładki? Ponadto panie Mrówczyński proszę wskazać gdzie w swoim wpisie uznałam “Słynnych i świetnych” za dobrą antologię? Gdzie napisałam cokolwiek o zawartości tej antologii? 🙂 Odniosłam się jedynie do – przepraszam za wyrażenie – bełkotu p. Ewy . Widzi Pan, by można było polemizować, trzeba mieć z czym/kim, a jeśli już się piszę o literaturze, to warto byłoby chociaż pisać sensownie, bez sadzenia kwiatków.
Gdyby zdjął Pan z oczu klapki, dostrzegłby Pan, ze z jakimkolwiek środowiskiem mam tyle wspólnego, co z zakonem Sióstr Urszulanek. Traf Pan w końcu, bo na razie pudłujesz 🙂
a w zasadzie p. Gałkowska faktycznie debiutowała w 2009 🙂
To rzeczywiście nieistotny szczególik, z pewnością nie był powodem pominięcia Pani twórczości w antologii. Wstęp zawiera bardzo długą i dwuznaczną listę kryteriów jakimi kierowano się w doborze wyróżnionych poetów, jak również tych pominiętych, ale w żadnym punkcie tej wyliczanki nie ma Pani nazwiska. Można powiedzieć, że pominięto Panią nawet wśród pominiętych. We wstępie nic o kryterium “przed debiutem” czy “po debiucie” nie znalazłem.
Po drugie: nie napisałem, że uznała Pani antologię za antologię dobrą. Napisałem jedynie, że tym miażdżącym wpisem odcina się Pani publicznie od działalności krytycznej Pani Ewy, (nawet jeśli o Pani jest życzliwy akcent) tak by nikomu nie przyszło do głowy podejrzenie sojusznictwa czy komitywy.
Czyta Pani niechlujnie i tendencyjnie. W dalszym ciągu nie rozumiem w jakiej sprawie Pani tu zabiera głos, skoro to taki bełkot i brednie i nie ma z kim/czym polemizować. Osobiście też jestem uczulony na bełkot i brednię, tudzież fałsz i wazelinę, ale nigdy w miejscach gdzie to zjawisko występuje głosu nie zabieram. Dlatego np. nie wchodzę na liternet.
Nie będę się już użalał, że i mnie oraz innych komentujących tutaj Pani obraża taką maglową retoryką. Miała Pani okazję błysnąć intelektem i dowcipem, a zdobyła się Pani jedynie na impertynencje. Naprawdę Pani Magdo, jestem bardzo zawiedziony.
ps. tak z ciekawości, dlaczego pisze Pani o sobie w trzeciej osobie?
Panie Robercie, dla powołania tej antologii zniesiono wszelkie możliwe kryteria ustanawiając wszechpanującą samowolkę namaszczeń i uwzniośleń, o czym bez żadnych skrupułów we wstępuje Maciej Gierszewski donosi.
Absurdem jest rozpatrywanie, czy kandydatura poetki Magdy Gałkowskiej do namaszczania w mieście Poznań jest aktualna, czy kolejkowanie jest mechaniczne, czy na modłę carskich czynowników należy czekać i być dyspozycyjnym.
Wie Pan, czytam teraz „Muzykę na Kubie” Alejo Carpentiera, gdzie cudownie Carpentier pokazuje proces przechwycenia wrażliwych dusz kubańskich i potem całego świata muzycznego poprzez czarnoskórą ludność. Bunty niewolników, bunty właśnie artystyczne najniżej stojących w hierarchii społecznej Murzynów, którzy w przywleczoną z półwyspu hiszpańskiego muzykę potrafili wlać swój przyrodzony temperament i ją do takiej doskonałości po dziś dzień rozwinąć, zdołały złamać prymat białych artystów na wyspie. Władza nudziarzy, drętwych kantorów kolonijnych katedr, gdzie panowała segregacja rasowa, gdzie Murzyn nie miał wstępu do świata muzyki warstw wyższych, musiała się poddać, bo tej muzyki nie dało się słuchać. Jeśli w Sieci poetka Maria Kościuszko, perfekcyjna znawczyni polskiej składni, której genialna poezja na liternet pl jest tak ceniona, jeśli na tym portalu w tej chwili poeta Jarosław Trześniewski pełni tam taką samą rolę, jak poetka Aga Hofik na portalu nieszuflada.pl, to przecież to musi kiedyś runąć. A jak widać, ruch oficjalny bez sieciowej klaki już nie istnieje.
Murzyni nie znali nut, nie mieli pojęcia o niczym, ale nagle na Kubie zaczęły powstawać skrzypce z tubylczego drzewa przewyższające dźwięki skrzypiec europejskich, a guwernantki sprowadzone z Europy zaczęły uczyć nut. Oczywiście, gdzieżbym śmiała prosić o korepetycje poetkę Magdę Gałkowską.
A ja jako podglądacz… podglądam jak wygląda tzw “współczesne życie literackie”… m.in w poszukiwaniu jak powstają oraz formują się poetki i poeci obejrzałem sobie video
http://www.mmlodz.pl/2966/2008/12/14/bierezin—laureatka-magdalena-galkowska-wideo
akurat Pani Magda jest na końcu tego video
a po zakończeniu pojawiają się do wyboru 1-15
w tym Kawiarnia Literacka w T.Nowym (z 2008)
i słynny były poeta
O, dziękuję Panie Marku! Nawet wizerunek poety Zdzisława Jaskuły z tego filmu użyłam do mojego komiksu „Kasztany jadalne”, znam te materiały. Ale dużo jest odwiedzających mnie, szczególnie z amerykańskiej Polonii, którzy nie znają tych filmów, więc po stokroć, dzięki, bo o nich zupełnie zapomniałam.
I jakby Pan mógł wyjaśnić zjawisko dwucyfrowej liczby odwiedzin Facebooka na moim blogu, (sygnalizuje mi to wnętrze bloga), to byłabym wdzięczna. Nie zapisałam się do Facebooka, bo Nk jest już wystarczająco molestującym portalem, a ja na to czasu nie mam. A Facebook ma pozamykane fora dla nie zapisanych. Jeśli Pan jest zapisany i na dodatek znajomym poetów, np., Pani Magdy, to niech Pan, Panie Marku mi coś tu powie! Proszę…
Nikt mi nie chce powiedzieć, co piszą o mnie na facebooku, ale za to znalazłam właśnie na portalu nieszuflda w kometarzach do artykułu Tomasza Sobieraja. Całosć tutaj:
http://www.nieszuflada.pl/klasa.asp?idklasy=155274&rodzaj=2
Przeklejam kometarze dotyczące dialogu Magdy Gałkowskiej z Jackiem Dehnelem:
Ten tekst jest pełen generalizacji, a działalność “krytyczna” P. Sobieraja obfituje w takie kwiatki; niestety, to typowe filisterstwo strojące się w piórka artystycznej duszy 🙂
Jacek Dehnel | 2011-01-23 10:59:19
aczkolwiek tak sobie kombinuję, czy jednak taki folklor (Sobieraj, Bieńczycka itp) nie jest jednak potrzebny? równowaga w przyrodzie być musi. podobno 🙂
szpieg Izraela (magda gałkowska) | 2011-01-23 11:16:17
P.szpieg:
Ależ oczywiście! Uważam, że folklor okołoliteracki jest bardzo ważny.
Jacek Dehnel | 2011-01-23 14:00:35
Skusiłam na przeczytanie tych wypocin i aż dech mi zaparło w piersi. Urocze, pochodzące rodem z nowomowy partyjnej truizmy, którymi cały tekst jest nafaszerowany to tylko preludium. Proszę spojrzeć na takie zdanie:”jakiś ideologicznych, ewolucyjnie przypinanym sztuce poglądom”. Co my tu mamy? I to tylko w warstwie składniowej? Celownik zgrzytnął, do tego jest okrasa w postaci przemiłego zaimka nieokreślonego”jakiś”, gdzie powinno być”jakichś”, a do tego sam zaimek jest tu zbędny, bo albo”ideologiczne i ewolucyjnie przypinane albo “jakieś” Mamy tu też tak zgrabne sformułowania jak:”.Ale to, że nie da się o nich zbiorowo mówić – jak dawało się kiedyś o pewnych szkołach, grupach literackich, spajanych ich programami, manifestami, odkryciami – rzuca się od razu po wstępnej lekturze.” Czy się, prosze pani kiedyś dawało czy nie dawało to już tylko pani wspomnienia, podobnie jak to czym i w kogo pani rzuca, bądź co rzuca się na panią…W warstwie merytorycznej najbardziej zwraca uwagę traktowanie czytelnika jak idioty, który zostanie zaatakowany treścią antologii, co niewątpliwie zrujnuje mu odbiór poezji, a może i widzenie świata. “Niektórzy lubią poezję”jak to słusznie pisze Szymborska(Wisława, noblistka)i niekoniecznie trzeba tych niektórych prowadzić za rękę przez wszystkie meandry liryki. A o Agnieszce Kuciak później…odeślę ją do tego chłamu, uzurpującego sobie prawo do bycia kompetentną krytyką tekstu-może się zlituje i da parę wskazówek autorce jak pisać.
Wątpię, by Pani Kuciak tu zawitała, pisałam o jej tomiku osobno i nic. Mam nadzieję, że się przynajmniej podpisze.
Ale czekam z niecierpliwością na kolejne popisy. Niech świat czyta, jakim językiem przemawia polska poetka współczesna.
Nie można po polsku powiedzieć: “skusiłam na przeczytanie tych wypocin”, skusiłam to czasownik zwrotny, więc poprawnie powiemy: “skusiłam się.., ewentualnie “skusiło mnie”, a najlepiej “coś mnie podkusiło”.
Jak Pani widzi, nawet taki mistrz polskiej mowy jak Pani musi się ciągle uczyć.
Albo weźmy takie zdanie: “Urocze, pochodzące rodem z nowomowy partyjnej truizmy, którymi cały tekst jest nafaszerowany to tylko preludium.”
“Pochodzące rodem” to masło maślane. Wystarczy pochodzące, albo rodem.
trudno, żeby an tym video Gałkowskiej nie było, skoro to video z Bierezina, a Gałkowska te nagrodę otrzymała – czego dowodem ma być to video? 🙂
panie Mrówczyński – to proszę zadac sobie trud przeczytania choćby tytułu postu Pani Ewy :))) no i widze, ze nadal jest Pan lepiej poinformowany ode mnie, dlaczego mnie wiec pominieto? 🙂 jestem niezmiernie ciekawa 🙂
Nie do mnie Pani komentarz, ale wyjaśnię, dlaczego ucieszył mnie link Pana Marka ilustrujący Wielkich Nieobecnych w antologii. Czyta mnie teraz w połowie emigracja amerykańska, najczęściej mojego pokolenia, niezorientowana w brutalizacji dzisiejszej sceny literackiej i dość zniesmaczona wydarzeniami ostatnimi na moim blogu. Więc zawsze są to, takie materiały sieciowe, pewną ilustracją. Pani przed Nagrodą Berezina była znana w Sieci i pewnie w środowisku poznańskim, jako poetka i jeśli uważa Pani, że daty się nie zgadzają, to przecież ma Pani już słuszny wiek i nie pojawiła się Pani na literackiej scenie dopiero po 2008 jak antologię wydawano. Upominając się o Pani uczestnictwo w antologii, która zawiera przecież wiersze np. Kiry Pietrek, zupełnie nieznanej, według mnie nie rokującej – a założeniem antologii było właśnie wyłonienie rokującego potencjału poetyckiego na przyszłość (pani Kira wydała w listopadzie 2010 roku w tym samym wydawnictwie co antologia nic nie znaczący tomik) – naprawdę pisałam w dobrej wierze. Dlatego zranił mnie wysłany tutaj w nocy komentarz pod nickiem „Aleksandra” którego IP zawierał ten sam numer, jak maile, które słała Pani do mnie. Być może, że posądzenie jest niesłuszne i jeśli to nie Pani, to bardzo Panią przepraszam za to publiczne pomówienie.
Przykro mi jest, bo wkładam bardzo dużą pracę w to, co piszę i zawsze jak świat światem były różne oceny zjawisk artystycznych i każdy miał prawo to robić. Nie było Internetu i takie ślady mamy w listach prywatnych wymienianych między artystami. Jeśli materią mojego bloga jest często cudza twórczość (a robię to dlatego, bo czuję się cząstką świata artystycznego przypadłego na mój żywot), to staram się zawsze ją zrozumieć i poprzez moją recepcję dać temu wyraz. Nie moją jest winą, że nie odbieram jej tak, jak większość poetów sieci literackiej. Nie uważam też, że mój głos, który uznała Pani z Panem Jackiem pejoratywnie jako „folklor”, jest głosem marginalnym, czy niszowym. Wczoraj miałam 455 wejść (podobno jest możliwe sprawdzić to od zewnątrz jakimiś narzędziami, czy nie kłamię i się nie przechwalam), ma Pani też swojego bloga i ma pewnie Pani więcej odwiedzin, ale nie sądzę, że jest tym, co Pani raczyła w nim z Panem Jackiem widzieć. Jeśli teraz oglądam właśnie powstałe londyńskie wydawnictwo:
OFF_press http://off-press.org/main/ mieniące się jako „niszowe”, „offowe”, „non profit”, to co te nazwy, zniszczone już i sprofanowane teraz znaczą? Co znaczy jakieś emigracyjne wydawnictwo dzisiaj mające, jak czytam w wywiadzie z ich twórcami, czelność powoływać nazwisko Jerzego Giedroica? Trochę uczciwości, Pani Magdo, bo bez niej żaden dialog nie istnieje. A mój blog jest dla dialogu, a nie dla magla.
Zjadło “się” Mrowczynski, Ty napuszony durniu…Zamiast sie wysilac na przepisywanie slownikow pomysl jak przestav byc klakierem i lizodupem.
Nie usuwam na razie Pani wpisu, by wszyscy zobaczyli, jakiego gatunku „pisarze” zajmują się literaturą piękną.
Ale potem usunę. Więc proszę się nie wysilać.
To bardzo śmieszny suplement do tej bardzo intelektualnej dysputy, proszę tego nie usuwać.
To przecież namacalny dowód, że się Pani nie myli w swoich ocenach tego środowiska, jest Pani raczej zbyt łaskawa, bo trudno sobie wyobrazić, żeby komuś niezainteresowanemu właściwą recepcją poetów wielkopolskich chciało się tak kompromitować, a tym samym kompromitować środowisko, które tu, chyba wydelegowana/y, reprezentuje jak umie najlepiej. A jak umie, każdy widzi.
Ale czy to pisarz? Wątpię. Pisarz jednak nie pozwoliłby się tak łatwo wyprowadzić z równowagi, a zanim straciłby kontrolę nad nerwami, zanim puściłyby zwieracze użyłby najpierw czegoś z arsenału środków perswazyjnych jakich pisarzom zazwyczaj nie brakuje. Stawiam bardziej na polityka.
Usuwać, ale dopiero jak będzie systematycznie nękał.
Jeszcze raz przepraszam Panią, Pani Magdo, wiem już, że to na pewno nie Pani jest Aleksandrą. Żadna kobieta by się do czegoś podobnego nie posunęła.
Ok, Panie Robercie, jak będzie napierał.
Mnie ten język bardzo wygląda na kogoś z Młodzieży Wszechpolskiej.
Zapraszam Pana, Panie Robercie do kontynuacji dyskusji pod tym wątkiem w czwartek. Ślę na maila materiały.
komentarz usunięty z powodów podanych wyżej.
Pani Magdo, tu ta odpowiedź na Pani pytanie jest bardzo wyraźnie, kawa na ławę, wyłożona w kilku miejscach, że lepiej się nie da. Gdyby zechciała Pani na chwilę przymknąć oko na złą składnię, zaimki, na te wszystkie nieporadności językowe, przestała choćby na chwilę odgrywać rolę belferki zobaczyłaby ją Pani o własnych siłach bez mojej pomocy.
Nie ograniczyłem się do przeczytania tytułu postu, zadałem sobie trud przebrnięcia przez wstęp pp. redaktorów. Gdyby Pani również zechciała to zrobić, przekonałaby się, że tam kryteria już tak płynne, że bez większego nadużycia mogłaby Pani się w antologii znaleźć. Tak jak się znalazła Marta Podgórnik mieszkająca w Gliwicach, jak się znalazł Przemek Łośko z dorobkiem jedynie dwóch arkuszy, które tu uznano jako debiut, a w przypadku Przemysława Witkowskiego, gdy kandydował do Bierezina, nie uznano arkuszowego debiutu i nagrodę dostał, nadto Łośko pisze, że jest przeciwko ruchowi oficjalnemu, więc nie pogniewałby się gdyby go zastąpić Panią, która nic przeciwko temu ruchowi nie ma.
Ale pojęcia nie mam, dlaczego Panią akurat pominięto i niczego nie sugeruję i niczego się nie domyślam. Napisałem jedynie, że pominięto Pani nazwisko wśród pominiętych, a nie powinni. Ale jeśli się trzymać literalnie tytułu antologii, jak to sobie Pani życzy, to ma Pani całkowitą rację.
Panie Mrówczyński – nie mogłam sie tam znaleźć z bardzo prostej przyczyny, otóż trzymam właśnie na kolanach wspomnianą antologię i nie wiem jaki pan ma tytuł, ale tytuł mojej brzmi: “Słynni i świetni” Antologia poetów Wielkopolski debiutujących w latach 1989 – 2007r – zważywszy na fakt, iż zadebiutowałam w roku 2009r sprawa jest chyba prosta, proszę czytać ze zrozumieniem 🙂
proszę się nie martwić, radzę sobie, niebawem moje wiersze ukażą się w antologii pod redakcją Karola Maliszewskiego i Przemysława Witkowskiego, zupełnie nie czuję się pominięta 🙂 zważywszy na fakt, ze sa również w antologii “Solistki” nie mam na co narzekać 🙂 dzielny z pana rycerz pani Ewy, tylko z trafianiem do celu ma pan problem, ale podobno ćwiczenie czyni mistrza 🙂
Pani Ewo – Ola nie jest pisarką, jest czytelniczką i nie jest mną (jeśli coś pani sugeruje) , co można łatwo udowodnić 🙂
Pani Gałkowska (osobiście nie znoszę, ale jeśli czuje się Pani lepiej w konwencji belfersko-protekcjonalnej, niech będzie…) z żalem stwierdzam, że rozmowa z Panią to jak rozmowa z władzami Chin o prawach człowieka i demokracji, a Pani komentarze usłane infantylnymi emotikonami (18 fałszywych uśmieszków!) przypominają noty dyplomatyczne ze sztancy i prawdę mówiąc mogłyby być wklejone hurtem, jeden po drugim, bez szkody dla dialogu. Choćby nie wiem jak się człowiek starał i wysilał, wszystko odbija się o Panią jak o beton. Nie tylko ze mną, ale ani z Ewą, ani z Niechciałą, ani z Ryśkiem, nie nawiązała choćby śladu rozmowy. Siedzi Pani za tą betonową ścianą, w tym swoim megalomańskim samozadowoleniu i samozachwycie i niczym pies Pawłowa reaguje, kiedy pojawia się Pani nazwisko w dwuznacznym kontekście.
Nie mam pojęcia z czego czerpie Pani materię do swojej twórczości, bo na pewno nie z kontaktu z ludźmi. To musi być jakiś chory wsobny mechanizm samorództwa. Bardzo słusznie, że Panią pominięto wśród pominiętych, niezależnie od powodów, nie rokuje Pani zupełnie, ani przed, ani po debiucie.
Każdy ma takiego rycerza na jakiego zasługuje i na swoje możliwości. Szymborska ma Rusinka, Ewa ma mnie, a Pani ma takich jak “czytelnik Aleksandra, vel Ola”.
kometarz usunięty z tych samych powodów.
Widzę, że dyskusja przez ten tydzień ani na milimetr się nie przesunęła i będziemy mieć dzisiaj znowu Ewo tak dużo pracy. Poszukam jeszcze w Sieci wierszy Kiry Pietrek, jest kilka na portalu Niedoczytania i przeczytałam jeszcze raz, czyśmy poetki przypadkiem nie skrzywdziły, bo nie nadesłałaś mi jej ostatniego tomiku. Ale nie. Poetą nie może być ktoś, kto niczego nie wie, który właśnie wchodzi w dorosłe życie i odpowiada na pytania kogoś, kto sie urwał z choinki. Odbiorcy, czytelnika przecież nie może obchodzić to, czego poeta nie wie, nie dowiedział się jeszcze, bo młody, głupi i nieciekawy życia. Takich abnegatów chodzi po świecie mnóstwo i nie wiadomo dlaczego uparli się, że muszą to cały czas o tym donosić. Taki jest wiersz antologii „Zagadka”.
Myślę, że powinnyśmy to jakoś starać się uporządkować i tych poetów poporcjować, bo nie wybrniemy z takiej dużej ilości nazwisk, z której każdy w końcu jest osobną indywidualnością, jednak pisze w określonej manierze. Zapytałabym, jak ma się ta segregacja do mody, a jak do tej wewnętrznej potrzeby wyartykułowania własnego ja na tle czasu i prądów panujących w sztuce. Do tego nurtu Kiry Pietrek, lansowanego przez Marcina Gierszewskiego, zaliczyłabym poetów, którzy do antologii nie weszli, czyli Michała Płaczka i Agnieszkę Mirahine, też Julię Szychowiak, Szczepana Kopyta, słowem to pokolenie najmłodszych poetów, które już z całym cynizmem poezję dożyna, to, co jeszcze resztką uczciwości próbuje zatrzymać Edward Pasewicz i Przemek Łośko. Dojdziemy do dalszych nazwisk przynależnym tym zjawiskom, ale na przykładzie brutalizacji języka „rewolucyjnego” Szczepana Kopyta, który jest bliski właśnie grupie Gierszewskiego, łatwo prześledzić taki sposób perswazji nad godzeniem się z tym procesem. Bo burzą, ale absolutnie NIC nie dają w to miejsce, tak jak działo się to zawsze po następujących po sobie epokach artystycznych.
Dziękuje Ewo za wklejenie komentarza, nie udawało mi się wejść na serwer.
Masz rację z tym porządkowaniem, ale tak może będziemy skakać w trakcie rozmowy, bo jednak poeci nie zamierzają być jednoznaczni. Ale ogólnie panuje tendencja postmodernistyczna tak jak piszesz, zamazywania i bardzo trudno ten proces wytropić, ponieważ poeci skrywają swoją mizerię pod podszywaniem się pod czyjś głos, często chamską kradzież i trzeba bardzo dużej czujności, by to wyśledzić. Np. fenomen Marty Podgórnik, która należy do kategorii poetów nie mających nic do powiedzenia, skrywających się pod maską poety przeklętego, który cierpi dla tego, że nie ma nic do powiedzenia („Mały Nostradamus”). I właściwie z czystym sumieniem można już przyporządkować buńczucznemu pokoleniu Szczepana Kopyta, którzy nie mają nic do powiedzenia i skrywają się pod maską Marty Podgórnik, często stosując taką samą, pełną ordynarnych słów tzw.”dykcję”. Panuje cały czas tendencja, by wyśmiać prawdziwego poetę jak w baśni Andersena, gdzie matka mając trzy córki: trójoczkę i jednooczkę i dwuoczke, faworyzuje wszelkie anomalie, natomiast dwuoczki nienawidzi. Jest w antologii zjawisko preferowana anomalii poezji.
Dobrze, że łamiesz te prognozy i przyporządkowania jakie Stokfiszewski zawarł na końcu antologii w proroctwie zwycięstwa poezji o niczym lub poezji o krytyce kapitalizmu. Też uważam, że Marta Podgórnik promieniuje najbardziej swym poetyckim nihilizmem, ponieważ potrafi go wprowadzić absolutnie we wszystkie dziedziny życia, podczas gdy skupione w antologii „Solistek” (Grunwald, Roszak) poetki jęczą tylko pod jarzmem współczesnego męskiego buta. Akurat Joanna Roszak w antologii zajmuje się eksperymentami awangardowymi („Nauka pływania”), ale to kolejny dowód na odmowę kontaktu z czytelnikiem, jedynie na kontakt z twórcą antologii, Marcinem Gierszewskim, który swoim wstępami do poszczególnych osobowości poetyckich działa jak Bianka Rolando: pisze, pisze, pisze… A co pisze, to już dla tych, co się chcieli przekonać jedynie pułapka. Tu cały czas jest ten problem czekolady, dawno zjedzonej, którą się daje na kolejne imieniny i głupi ten, co ją odpakuje, bo nie będzie mógł już z czystym sumieniem jej dawać dalej.
Takim kolejnym obszarem podobieństw byłby Sośnicki, Wiedemann i Grzebalski. W tym wypadku podobnie Stokfiszewskiemu ich dzielę. U Dariusza Sośnickiego jest cały czas motyw nie przeczytanych książek, zamknięte czytelnie, skupienie się na banale życia, jednak nie jak pisze Stokfiszewski z wyboru, bo ich to bierze, fascynuje, ale z wygody. Wybranie obskurantyzmu, dowodzenie, że można bez edukacji, bez tych dwustu lat ciążącej na nas kultury, to taki znamienny demoralizujący program poetycki poetów starszych. I oni się starzeją i te wiersze, te seksualne ekscytacje stają się lubieżne w taki sposób, jak starzy harcerze ubrani w krótkie spodenki nawiązują do skautingu.