W KOŃCU („At last” Etta James)

W końcu
jest miłość…

i nie zamienia
sensu imienia
tym mikroświata makro zawłaszczeń.
Znikania czegoś co było próbą,
wzrastania po to, by móc wyrastać
z miejsca nadmiaru pierwotnych źródeł.

A więc…
nadeszła miłość…

więc tylko powiedz
dlaczego powiek
nie da się w bezruch wprowadzić. Niesmak
tylko jest z zewnątrz, tylko umyślny.
Reszta precyzją, jak sposób świata
tworzący wieczność, lecz ciągle inny.

Uśmiech głos uśmiech. Posłanie skryte. Niepowtarzalne czasem jednania:
życie to głupstwo w śladowym bycie. Ślad to potrawa. Danie w zadaniach
zbyt prostych, żeby przypominano. Stoczę bój – wygram tylko pierwotnie.
Uśmiech i głos twój, to materialność. Której nie będzie, kiedy mnie dotkniesz.

W końcu…

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii Nie daję ci czytać moich wierszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *