Cesare Pavese zakończy czterdziestodwuletnie życie w turyńskim hotelu po wydaniu kilku zbiorów wierszy, powieści i licznych przekładów literatury amerykańskiej.
Był to zaledwie wstęp wielkich jego literackich możliwości. Ostatniego wpisu w dzienniku, wydanym pod tytułem „Rzemiosło życia”, dokona na kilka dni przed samobójstwem.
Oszczędne zapiski, rozpoczęte przez dwudziestosiedmioletniego poetę rozpoznają życie jako rzecz niemożliwą. Echa Leopardiego i Vico pobrzmiewają wpływami, ale wszystko co napisze, z czym się będzie wadził i uprawomocniał, będzie jego. Zakwestionuje każdy etap ludzkiej egzystencji, pracowite w samopoznaniu dzieciństwo i odartą z czasu przyszłego starość. Niesmakiem napawa go każdy fałsz twórczości, mający życie pokonać i życie, uniemożliwiające tworzenie.
Zapewniający swą indyferencję polityczną, wyrzucony na zewnątrz dziennika napierający faszyzm zabarwi kartki niemożnością działania. Samotności nie przełamią też ani seks, ani miłość. Zniszczą je narosłe, europejskie role rozdane dla poszczególnych płci, mające na celu bądź dominację, bądź społeczne uporządkowanie.
Ratunek, jaki upatrywał w micie, który na jego oczach stawał się też narzędziem politycznym, działa jedynie na polu sztuki, zawodzi w osobistym życiu. Fakt, że znamy nasz styl, oznacza, że udało nam się poznać część naszej tajemnicy.
Uważał, że jedynie wewnętrzny rytm, poprzez jednostkowy styl, ujawni intelektualną strukturę piszącego. Poprzez rygor, powściągliwość, a nie szaleństwo i żywioł. Rozważania o cierpieniu prowadzą go jednak do innych wniosków.
Zabił się z powodu wzgardy swojej ostatniej miłości, amerykańskiej aktorki, która wzbudziła w nim szaleństwo i oszołomienie. A gazetowa informacja ujawniająca powód odebrania życia, sprowadziła na jego pogrzeb wielki, zapłakany tłum, nie mający pojęcia o jego twórczości.