KASZTANY JADALNE

Gorące są tylko w enklawie. Smak, dobry smak. Ot, niebywałe!
Smak utrzymany wieki całe i parametry: talia, kolce,
a przecież zmieniał się garnitur pokrzykujących. Świata dworce
ludźmi jak czerwiem zaczerniano. Jedli kasztany jak smakołyk
i jak głodomór, i jak świnia, co w lesie pasie się, bo nie ma
nic do jedzenia już w zagrodzie. O! Relatywizm jest na Wschodzie
i na Zachodzie w strefie Gazy. Kasztany piekły się dwa razy
aż je spalono z dziećmi w szopie. Marony, to jest przysmak, chłopie
purée do mięs. I na papierze każdy w Paryżu tutkę bierze,
wykwintnie gryzie na ulicy. A smak wyborny jest, gdy kona
listopad w włoskich drzew koronach i je się chrupie na surowo
leżąc na liściach. Tyraliera najemnych je do worków zbiera,
a tobie wolno leżeć jeszcze. Śpij, aż odsłonisz kolców przestrzeń
śnij, aż się lakier kasztanowy zaiskrzy słońcem i las stanie
w twojej obronie! Tak bywało. Pójdzie na nogach, bo bezprawie
dawniej się Makbet nazywało. To w końcu teraz ciało. Prawie…
Nie, nie, nie jeszcze! Kasztan w trawie to nie jest pocisk, lecz jedzenie!
A erotyczne ma korzenie w włochatej, włoskiej wyobraźni.
I w tej scenerii mrzeć jest raźniej. Z ludzkim po ludzku i jadalnie.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii Nie daję ci czytać moich wierszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *