Zauważyłam, że moich wierszy nie czytam nawet ja, mechanicznie przepisując je z notesów.
Jednak poezja w jakiejkolwiek bądź formie musi zaistnieć, ponieważ dzięki niej żyje się szybciej. Najeść się na zapas nie można, nakochać też nie, natomiast kapitał poezji może zastąpić życie przyszłe.
Zanim Hölderlin pogrąży się w wygodnym szaleństwie u boku prostej rodziny, gdzie będzie z aprobatą układać wierszyki okolicznościowe w przesadnej służalczości i grzeczności, będzie w dalszym ciągu herosem.
Ostatni wielki poryw twórczy po pieszej wędrówce z Niemiec do Francji, zakończony spotkaniem z Ukochaną w agonii, zamknie też jego dziesięcioletni okres najpiękniejszej niemieckiej liryki.
Bernard Antochewicz na zakończenie tłumaczonych przez siebie wierszy napisze o mężu kochanki Hölderlina, Sussete, tak: Ciężki jest los poety – pośrednika między bóstwem i ludźmi, którym do ręki daje słowo. Nie zrozumiany, prześladowany przez otoczenie, przez bogów zaś dręczony i doświadczany, skoro przekroczy granice wyznaczone śmiertelnym. Pasmo szczęśliwej inspiracji przerywa gwałtownie ludzka zawiść i pogardliwy stosunek zazdrosnego Jakuba Gotarda. Ten filister i groszorób urządził poecie karczemną scenę, po której ów dłużej przebywać nie mógł w domu bankiera. Skutki tego rozstania dla Sussete i Fryderyka były wręcz tragiczne.
Cóż, mamy dwudziesty pierwszy wiek, a w dalszym ciągu ludzka zawiść w postaci rogacza, czy rogala, nie pozwala użytkować żony swojego chlebodawcy dłużej niż siedem lat.
I może z przyczyny pazernej obyczajowości i dzisiejszej technicznie doskonałej inwigilacji nie rozkwita tak wielka poezja, ani nie dostrzega się życia jako wielkiego, międzyludzkiego nieporozumienia: Milczysz, cierpisz, a oni nie pojmują ciebie/Istoto święta, więdniesz, giniesz w milczeniu,/ Bowiem daremnie pośród barbarzyńców/ Szukasz swoich w blasku dnia.