Czwartego listopada 2008 roku świat rozpoczął próby.
Liście, których obfitość z roku na rok przybywa wskutek miejskich nasadzeń gatunków wybujałych i nie zwężonych klimatem który w Seattle roślinności sprzyja wyjątkowo, próbowały bezskutecznie oderwać się od gałęzi. Te, którym się to powiodło, otulały szczelnie niższe rejony miasta, tworząc niemal identyczne, lustrzane skołtunienie z jeszcze bujnymi koronami.
Próby wszelkich mechanicznych urządzeń do ich usuwania były jedynie pozorne. Traktory i dmuchawy przejeżdżając odsysaczami pozostawiały po sobie identyczną jak wcześniej sytuację, gdyż liście to nie śnieg i tak duża powierzchnia każdego liścia, pokrywająca miarowo wszystko wokół, nie znikała.
Wśród nich sterczały sylwetki wolontariuszy starających się stać w widocznych miejscach, by tablice z napisem” Obama” zobaczyli w przejeżdżający w samochodach ludzie.
Podobne tabliczki wbite w trawniki prywatnych domów obok poukładanych kilka dni temu ogromnych, pomarańczowych dyń zasypywały liście. Tylko krawat we wzór flagi Stanów Zjednoczonych u dentysty w swoim gabinecie dawał gwarancję, że w tym dniu chociaż ci, co przyszli tego dnia, będą wiedzieli, że trzeba głosować.
Nad wodą w studio baletowym miał próbę najnowszy spektakl baletowy, w którym Donald Byrd wróciwszy właśnie z Jerozolimy postanowił na płaszczyźnie sztuki, czyli tańca, rozwiązać problem bliskowschodni zapraszając do współpracy izraelickiego choreografa i palestyńskiego kompozytora. Spoceni tancerze, którym kazał maksymalizować ekspresję mającą symulować skutki konfliktu politycznego na przykładzie męskiej agresji i kobiecej rozpaczy, posłusznie próbowali sprostać jego każdej twórczej ekstrawagancji.
W przerwie spróbowaliśmy sushi z zielonym japońskim chrzanem wasali w ogromnej restauracji, gdzie po całej sali zamiast wagoników, na krętej taśmie, kursowały barwne talerzyki z ogromną ilością wariantów sushi. Jechały na talerzykach na poziomie ust i majestatycznie przesuwały się wolno nęcąc i zachęcając do ich spróbowania. Piękna Japonka dolewała co jakiś czas wrzątku do kubków z zieloną herbatą a na wysokich ścianach wyświetlano tańce na ulich Tokio Japończyków przebranych za Presleya. Tancerze w czarnych skórzanych kurtkach i włosach zaczesanych na kaczy kuper próbowali imitować ruchy Presleya i tym łączyć się z Ameryką.
Ponieważ jest to jedzenie tańsze od amerykańskich hamburgerów, warto było spróbować kilka gatunków sushi i równocześnie podjąć na zapas próby nauczenia się jedzenia pałeczkami.
Próbowałam w tym dniu z biblioteki przynieść niemal wszystkie książki dotyczące San Francisco, ale plecak tak wielkiej ilości książek nie wytrzymał. Wybrałam kilka z nich i próbowałam wklepywać angielskie hasła do Internetu, ale szybko zrezygnowałam, gdyż odnalazłam w zbiorach internetowych „Próby” Montagne i próbowałam po przeczytaniu poezji Darka Foksa przywrócić ich lekturą wewnętrzną równowagę.
Próba zwielokrotnienia ilości przepływanych basenów powiodła się, co zastąpiło codzienną dawkę ćwiczeń na przyrządach, które to ćwiczenia lepiej niż w greckim gimnazjonie aplikowali sobie wszyscy, bez względu na wiek, rasę i płeć. Na ekranach telewizorów próbowano śledzić przebieg wyborów, ale szybko rezygnowano pogrążając się w muzyce dostarczanej przez słuchawki, której rytm pozwalał na łatwiejsze pokonywanie wyznaczonego sobie dziennego limitu.
I kiedy ogłoszono bezsprzeczne zwycięstwo jednego kandydata nad drugim i to, że już nikt próbować kandydować na najbliższy czas nie będzie, wszystko w tym kończącym się dniu nagle przestało mieć już charakter próbny i przyjęło bezwzględną formę determinacji i jednoznaczności.
svgallery=prooby