Wczorajsza śmierć Ryszarda Kapuścińskiego jest też i odejściem intelektualnego i duchowego pogotowia ratunkowego.
Kiedy w latach siedemdziesiątych spijaliśmy wręcz odcinki „Cesarza” ukazujące się w „Kulturze”, w Polsce panował Gierek. Mimo, że pojawiły się w sklepach rodzynki, a mieliśmy, dzięki Brzechwie w „Pchle Szachrajce” od przedszkola zakonotowane, że „rodzynków brak na rynku”, to ich pojawienie się jednak budziło nieufność. Spijaliśmy więc te odcinki, z tygodnia na tydzień wiedząc, że pozyskanie całej książki Ryszarda Kapuścińskiego i tak będzie marzeniem ściętej głowy.
I jeśli dzisiaj w Wikipedii mogę dowiedzieć się wszystkiego, co narozrabiał Haile Sellasie i wszystkiego, co narozrabiał Gierek, i też powiązać religię rastafarian z ciągle pojawiającymi się wśród młodzieży w Polsce karnacjami religijnych apologetów spraw wydawało się, już skompromitowanych i przerobionych (Slavoj Žižek), to mogę zawdzięczać jedynie Słowu, o którym tak pięknie oddając hołd Kapuścińskiemu, przypomina „Gazeta Wyborcza”
Wtedy, gdy w „Kulturze” pisali Jerzy Urban „krytykujący” komunizm niszcząc proletariat jako leniwy i złodziejski (słynne nabijanie się ze sprzedawczyń i kelnerów), a Krzysztof Teodor Toeplitz wynajdował drugorzędne cechy płciowe intelektualnego życia polskiej kultury, bicie gierkowskiej piany przerywał przejmujący głos Ryszarda Kapuścińskiego, odległy geograficznie, a jak bliski duchowo.
Bowiem „Cesarz” to nic innego, jak odwieczne mechanizmy cesarskich zagrożeń, pożerających państwo w którym nie ma wolności. Analogie do przerostu aparatu kontroli, zachwiania równowagi obywatelskich swobód nad histerią utraty władzy były czytelne dla nas i wśród niewiarygodnie dużej ilości kabaretów, krążących dowcipów, co z wielkim talentem rozkwitło w Polsce tamtych lat, słowa pojawiające się w oficjalnym obiegu warszawskiej, komunistycznej „Kultury” i silne wobec bezsilności cenzury, przedarły się nagle do nas, przemówiły, dały pewność, że wielka światowa hucpa w środku Europy, wielkie sprzeniewierzenie międzyludzkie ma jednak swój kres.