Skoro dla artysty, Artura Żmijewskiego oczywistym jest poświęcenie starca dla nauki (w czasie kręcenia filmu były więzień obozu koncentracyjnego lat 90, nie wytrzymuje sytuacji psychicznej i odmawia odnowienia wytatuowanego na przedramieniu numeru obozowego. Artysta przymusza go, szantażując, że nie dotrzymuje wcześniej zawartej umowy. Gdzie zatem przebiega granica wpływu na obserwowanego? Czy poświęcając spokój starca, ta granica nie została przekroczona?– pyta reporterka. – Została przekroczona. “Spokój starca” nie jest zbyt wysoką ceną za wiedzę – odpowiada artysta), postanowiłam bez żadnych skrupułów poświęcić swoją wnuczkę.
Kolekcję Malarstwa Polskiego Muzeum Narodowego w Krakowie przepłynęłyśmy na naszej tratwie zwiedzających przy nieskazitelnie pogodnej pogodzie.
Niespełna dwuletnia wnuczka z radością wchłonęła dzieci Makowskiego, anioły Malczewskiego i sceny huculskie Tetmajera.
Ogromne witraże ze szkieletami Królów Polskich Wyspiańskiego oglądała z uwagą. Podobały jej się powykrzywiane twarze pasteli Witkacego, sala z rozwałkowanymi ciałami kobiet z włókien żywicy Haliny Szapocznikow przyjęła obojętnie. Nawet młodzieniec dorodny, zupełnie nagi w całej okazałości, w skali jeden do jeden tejże autorki nie zainteresował. Drewniane rzeźby Jerzego Beresia wzbudziły jednak emocje i radość z absurdalnej, ogromnej machiny nie miała granic.
Ale już kolekcji “Dar Jana i Suzanne Brzękowskich dla Muzeum Narodowego w Krakowie”: surrealistyczne kolaże Maxa Ernsta abstrakcyjne rysunki Hansa Arpa, rysunki i gwasze Fernanda Légera abstrakcyjne kompozycje Sophie Taeuber-Arp i Michela Sephora oraz akwareli Raoula Dufy’ego nie pozwoliła mi zobaczyć.
Samo wejście w wygodny i atrakcyjny dla dziecka korytarz i spojrzenie na wiszące na ścianie małe, zazwyczaj czarnobiałe prace, napawały ją najwyższym lękiem i drżeniem.
Ale horror się dopiero zaczął, gdy zjechałyśmy oszkloną windą, co stanowiło dodatkową dla dziecka atrakcję, na parter, gdzie prezentowana była sztuka artystek izraelskich p.t. “Tratwa Meduzy”.
Bardzo chciałam zobaczyć tę wystawę, nagłośnioną nie tylko wielką płócienną płachtą wiszącą na fasadzie Muzeum, ale i w mediach, jako wyjątkowo okazałą okazją przeglądu wybitnych, wiodących artystek Izraela.
Wystawa miała właściwie pokazać nie tratwę, a Meduzę i wszystkiego, co wiemy o tej mitologicznej siostrzyczce w kontekście poszukiwań sztuki awangardowej – było aż nadto.
Nie wiem, co spowodowało atak histerii mojej wnuczki.
Musiałyśmy salę opuścić natychmiast, więc i ja niewiele zobaczyłam, ale nie było nic drastycznego.
Np. na ekranie monitora tańczył tylko wycinek ręki, tylko przegub łudząco przypominający plecy tancerki.
Albo na całej ścianie jeden jedyny makaron “muszelka”, ok 2m. Tylko leżał…i dyszał.