Viola ogrodniczka
3.
Mama zadzwoniła wcześnie rano powiadamiając Violę, że lekarka do niej zadzwoniła.
Viola nie spała całą noc, gdyż noga napuchła i bolała. Przespała się nad ranem i wtedy obudził ją telefon.
– I co powiedziała? Dopytywała się Viola.
– Nie wiem, bo ten telefon przy łóżku to nie najlepiej działa. Ale podziękowałam jej za troskę.
– Po co ci ten telefon, skoro nic nie słyszysz?
– Coś słyszę, odbieram dla osób nieważnych.
– Kto jest dla ciebie nieważny?
– Reklamy, czasami jak nie chcę z kimś rozmawiać…
Faktycznie, to, że lekarz przychodni dzwoni do pacjenta i pyta o zdrowie było faktem niebywałym i pewnie wzruszenie matki Violi było uzasadnione. Natomiast Viola pomyślała, że może boi się, że jej pomoc tak starej osobie wczoraj była niewytaczająca i boi się w wypadku zgonu, prokuratora.
– To ja tam do niej pojadę. I przywiozę ci lody.
Wczoraj maż robił jej okłady z kwaśnej wody a ona leżąc pospiesznie sprawdzała literackie blogi, gdzie wakacyjnie wszystko toczyło się niemrawo, a jej blog jak zwykle stał samotnie bez żadnego ciepłego słowa.
Tym bardziej chciała jak najszybciej wszystko tutaj w tym okropnym, przemysłowym mieście pozałatwiać i jak najszybciej wracać i pisać. Tylko pisać. Była od wewnątrz rozrywana tekstami, słowa wydobywały się na zewnątrz, a jak myślała, to tylko zdaniami, które zaraz napisze.
Nic jednak nie wskazywało na to, że to szybko nastąpi.
– Daj mamie nasz z przenośną słuchawką. Może się nauczy. Taki głośnomówiący – pozwiedzała do męża. Pojadę na rowerze.
W tym mieście nie można było jeździć samochodem w ciągu dnia, wszystko załatwiali na rowerze, mimo, że miasto było górzyste.
W przychodni znowu nie było nikogo i lekarka przyjęła usprawiedliwienie Violi na jej wyrzut, że jej matka w połowie rozmowy odłożyła słuchawkę.
– Ależ była bardzo wzruszona, że pani doktor do niej zadzwoniła! Ale zdaje się, że ten telefon przy łóżku działa nie najlepiej i mama go podnosi tylko dla osób nieważnych. Ponieważ ma zaburzenie błędnika, bała się przejść do kuchni, gdzie telefon jest w porządku.
Lekarka się udobruchała. Viola wiedziała, że jak lekarze się oswoją z pacjentem, to natychmiast zaczynają mówić o swoich chorobach.
– Gdy wczoraj zbierałam wiśnie – rozpoczęła opowieść lekarka – też miałam kłopot z kręgosłupem.
– Ja stosuję taką poduszkę w kształcie litery C jak siedzę przy komputerze – powiedziała grzecznie Viola.
– No, ale na drzewie – lekarka zdawała się lekko rozdrażniona wtrętem Violi.
– No, nie, profilaktycznie…Viola straciła już pewność siebie. Przemknęło jej przez myśl, ze mogłaby pokazać lekarce swoją nogę, która napuchła tak, że ledwo rzep chwytał drugą część, by zapiąć sandał. W tej sytuacji wprowadzonej lekarki w stan rozdrażnienia nie miała śmiałości.
– Nie wiem, czemu mama nie przeszła w porę operacji stawu biodrowego – rozpoczęła Viola z innej beczki delikatnie robiąc aluzję lekarce, która jest jej lekarzem domowym od dwudziestu lat.
– Widocznie nie chciała! Lekarka była coraz bardziej rozdrażniona.
Mogę zapisać laskę. Jest dofinansowanie, ale to grosze. Mnie do okularów wypadło kilka złotych i dzieci zabroniły mi korzystać z tak upokarzających ulg. Pozwiedzały, że mi okulary kupią.
– A ja bym prosiła o to dofinansowanie – powiedziała niespodziewanie Viola.
– To niech pani idzie po pielęgniarki po druk – rzuciła lekarka niechętnie, już obco i obojętnie.
Wypełniwszy dwie strony druku ponarzekała na biurokrację poinstruowała, że trzeba jeszcze pozyskać pieczątkę. Niespodziewanie szczegółowo poinformowała Violę, gdzie jest budynek Funduszu Zdrowia.
– Do końca parku i za mostem w prawo.
– To ja jestem na rowerze i zaraz tam pojadę.
Upał był okropny i po tym górzystym mieście na rowerze poczuła wolność.
Mijając dzielnice willowe i aleję kwitnących drzew, Viola pomyślała, że warto zobaczyć kamienicę tego, którego zamknęła w pewnym opowiadaniu i który zwabiając ją tam pod pretekstem otwarcia na dole galerii i sprzedania jej obrazów, miał wobec niej wyraźne zamiary matrymonialne nie biorąc po d uwagę zupełnie tego, że była w stałym, udanym związku małżeńskim.
Minęła gmach szkoły średniej i cmentarz, gdzie leżała część mieszkańców klatki schodowej jej mamy. I ogromny budynek potentata handlowego śrub, który zamówił u niej duży obraz i którego realizacja z powodu wymogów, co miała na nim umieścić, była kuriozalna.
Właściwie cokolwiek mijała, wszystko nadawało się na opowiadanie, wszystko dzieliło się na moduły czasowe, a w każdym z nich tkwiło poszczególne opowiadanie.
Ale, gdy dojechała wreszcie do parku ludzie powiedzieli jej, że to jeszcze dziesięć kilometrów i że Fundusz specjalnie położony jest daleko, by jak najwięcej ludzi zrezygnowało z upominania się o ulgi do sprzętu ortopedycznego. Nie wiedziała, czy ma jechać dalej, czy w połowie drogi zrezygnować.
Właściwie noga na rowerze nie bolała, a dotarłszy do celu, napiła się też w ekskluzywnym budynku z plastikowego kubka źródlanej wody przeznaczonej dla wizytujących gmach petentów i miała już siły na powrót.
c.d.n.
Nie wiem, co się dzieje, ale mam codziennie kilkaset komentarzy spamu. Musiałam zamknąć komentarze. o oczekują akceptacji, bądź kasowania.
Wyjeżdżam na 3 dni, jeśli ktoś coś skomentuje to niech się nie gniewa, że komentarz nie ukaże się natychmiast.
To jest chwilowe utrudnienie, czekam na przeinstalowanie bloga, gdyż ta uciążliwość jest podobno technicznie możliwa do usunięcia.
Wracam w piątek.