Jak zamarznięty kwiat w ogrodzie,
pragnienia lata dozna przechodzień
w listopadowym spleenie krańcowym
gdy neon „Żabki” na szmaragdowy
zabarwi postać, twarz, włosy w chłodzie…
Chwilowo wyrwie z otchłani nocy…
Przecież go nie ma. A my jesteśmy! Jak bliźnięta,
bo obrys ciała gest zapamięta
i pakt jedności będzie w mocy,
ubiegnie to, co wam, prorocy
chodzi po doświadczonych głowach
by z dwojga ludzi robić odwach,
co się nie mieści i w twórczości
i zwykłym racjonalnym trwaniu,
we wspólnym domu i mieszkaniu.
Być może, że to anachronizm
przebywać razem i to po nic.
Człowiek jak ogień, liczby mnogie
mu są nieobce, nie wie po co,
do czego Drugi przed północą.
I nawet ten za pan brat z Bogiem,
nie zna znaczenia współistnienia
mając wciąż głowę czymś zajętą,
nie wie, czym jest powszednie święto.