Ireneusz Kania w eseju dodanym do wydania spolszczonego „Złego demiurga” przytacza kontr argument tym, którzy oskarżają Ciorana o wspieranie samobójstwa w postaci przykładu dziewczyny, która przypadkowo zauważyła go w witrynie księgarni i czytając całą noc, zrezygnowała z ostatecznego kroku.
Być może, Cioran działa według zasady, że samobójcę trzeba zachęcać do samobójstwa, a nie odwodzić i wtedy go nie popełni.
Słowa Ciorana są magnetyczne i paradoksalnie niosą ukojenie.
W odróżnieniu od „Zeszytów” trudne w odbiorze, skondensowane mentalnie wydane w Polsce inne utwory, będące głosem z najgłębszych pokładów łkań udręczonego ducha, nicują nie tylko możliwość wyjścia – jako rozwiązanie nie pułapki, ale wolności – z sytuacji, w jaką uwikłało nas przyjście na świat.
Analizie poddana jest też miłość.
Bardzo oględna, daleka od cienia chociażby sentymentalizmu czy romantycznego kompromisu.
Z całą bezwzględnością, umieszczona wśród odrazy do gatunku ludzkiego, do wszystkiego, czym człowiek zainfekował świat.
W hierarchii wartości życia na ziemi człowiek zajmuje zawstydzające miejsce ostatnie, najgorsze. Miłość, której efekt fizycznego zbliżenia, sięgający po bataille’owski lazur bliski jest nirwany i mistyce świętych, nie dana i niemożliwa, pełna jest rezygnacji i buddyjskiego spokoju.
W bezkompromisowości bliskiej Leopardiemu, na którego się co i rusz powołuje, w histerycznej nerwowości przejętej od Dostojewskiego, którego podziwia, u Ciorana nie ma jednak nic, oprócz konieczności ich wydobycia, wykrzyczenia i spełnienia artystycznego warunku konieczności.
Koniecznością jest bowiem zaświadczenie człowieczej godności w słowach obrazoburczych, odnajdowanych w obszarach zakazanych, niebezpiecznych, po które sięga w niebezpiecznym trudzie wewnętrznych wędrówek, mogących w każdej chwili okazać się bezpowrotnymi. Ale innej drogi nie ma.
„Zmierz myśli” to świadectwo śmiertelnie zakochanego człowieka beznadziejnie i osobno. Wspólnoty z obiektem niespełnienia tu już nie ma. To wycie udręczonego artysty, który po napisaniu odnajduje dopiero spokój i wyzwolenie.
Nieszczęściem ludzi, którzy szukali się przez całe życie, jest to, że nie odnajdą się nigdy, nawet w Bogu. Wielka, spokojna pokora jest jedynym sposobem, by zmienić zmęczenie byciem w cnotę.
Kto nie chce już więcej być, wyraża, choć odwrotnie, swoje dążenie do wszystkiego. Pragnienie nicości to skromny wyraz sekretnego, nieuświadomionego pożądania boskości. Znikamy w Bogu, by stać się Bogiem. Mistyczne wezwania przechodzą przez najboleśniejsze tajemnice ludzkiej dumy.
Dlaczego w nieodwracalnym błysku śmierci czuję się mniej samotny niż w środku życia? Świadomość, że zaraz umrzemy, jest katastrofą tak nieuniknioną, że przestaje doskwierać brak ludzi wokół i brak prawdy w sercu.
22 maja 08:27, przez Przechodzień
23 listopada Moim przeznaczeniem jest skończyć jak pies, powiedziałem sobie, budząc się dziś rano. Nie mając siły wstać, pozwoliłem błądzić pamięci i oto ujrzałem siebie jako dzieciaka wspinającego się na góry wokół Rasinarii. Pewnego dnia natknąłem się na psa przywiązanego do drzewa, najwidoczniej od dawna, tak chudego, tak przezroczystego i wyzutego z życia, że nie potrafił ani szczekać, ani ucieszyć się moją obecnością. Miał tylko tyle siły, żeby patrzeć na mnie bez ruchu — a jednak stał. Odkąd tam tkwił? Nie byłoby bardziej miłosiernie zabić go niż skazywać na śmierć z głodu? Spoglądałem na niego przez parę chwil, a potem, ogarnięty lękiem, uciekłem.
Informację taką znajduję przy końcu Zeszytów i w jednej chwili cała moja miłość do Ciorana pierzcha. W gruncie rzeczy człowiek w normalnych warunkach niezbyt często poddawany jest próbom “odruchów serca” miłosierdzia czy zwykłej litości. Cioran tej próby nie zdaje, choć ten dzieciak już jest bytem świadomym. Mnie prześladowałoby to do końca życia, nie mógłbym na siebie patrzeć. Ale Cioran kwituje to następująco:
We wszelkiej obawie jest coś z tchórzostwa. Ostatecznie przecież nic nie może skończyć się dobrze; powinniśmy to wiedzieć, a jednocześnie mieć odwagę niemyślenia o tym.
Obawy Ciorana okazały się fałszywe, wcale nie kończy tak jak ten pies, kiedy to pisze ma 7 garniturów i chce więcej, umiera w sławie i dostatku.
22 maja 10:57, przez Ewa
To w takim razie mówię Cioranowi stanowcze nie.
Ale ile on miał lat, kiedy się dopuścił tak haniebnego czynu? Skoro dręczyło go to do sześćdziesiątki i umieścił w” Zeszytach”? Nie pisze. Ale ja jeszcze o nim tu pisać będę.