30 listopada 2016, środa. Górny Śląsk, jak się okazało, z Niemcami ma marną komunikację. Pociągi jadą z przesiadkami przez Poznań, bezpośrednie autobusy Katowice-Stuttgart jadą na noc, by o 5 rano wjechać do miasta, nie miałabym się gdzie podziać. Syn przylatywał z Los Angeles dopiero o 19 i kupił w końcu bilet przewoźnika niemieckiego DB na autobus do Berlina, a stamtąd na pociąg do Stuttgartu, by mnie z dworca o 23 móc odebrać.
Autobusowy dworzec na Piotra Skargi jest zabytkiem historycznym epoki Gierka z obskurną poczekalnią, w której czekałam z przeziębionym Markiem na przyjazd niemieckiego autobusu, by się jakoś osłonić od zimna, co było ryzykowne tak się oddalać, gdyż autobusów zagranicznych, jak powiedziała kasjerka w okienku, nie wyczytują przez megafon, a one wjeżdżają na stanowiska jak wyda, czyli na to, które jest wolne. Mimo, że na bilecie wymagano by pasażer zjawił się 20 minut przed odjazdem autobusu, autobus wtoczył się na peron dwie minuty przed porą odjazdu, zabrał mnie i jedną jeszcze pasażerkę i natychmiast odjechał.
Jechałyśmy do Wrocławia w pustym autobusie, z kierowcą i pilotem było nas czworo, a autobus pruł szosą szybko, planowo i komfortowo z dostępnym Internetem i gniazdkami z prądem. Na polach leżał śnieg, w autobusie było ciepło i autostrada przed Wrocławiem już nie podrzucała jak kiedyś, kiedy zrobiona była z betonowych płyt przez więźniów obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu i przez cały PRL nie remontowana. Teraz Hitler Autobahn, czyli A4 doczekała się pieniędzy unijnych i jest gładka jak lustro. We Wrocławiu dosiadają się nieliczni Niemcy i w autobusie słychać już tylko język niemiecki. Kiedy dojeżdżamy do Berlina jest już ciemno i autobus z trudnością pokonuje wielki tłok na ulicach przedzierając się do dworca. Pada deszcz i wszystko zlewa się, okna parują, oprócz mnóstwa kolorowych świateł i nie kończących się łańcuchów aut niczego nie mogę dostrzec. Autobus jadący błyskawicznie autostradą z jednym przystankiem we Wrocławiu, teraz w Berlinie traci czas na dojazd do placu przy Berlin Hauptbahnhof. Jest trochę opóźniony ale i tak mam jeszcze pół godziny na pociąg do Stuttgartu. Wystarczy przejść przez jezdnię wraz z tłumem zmierzającym do gigantycznego wieńca adwentowego zawieszonego nad wejściem do dworca, który teraz, mimo, że nie ma jeszcze 18-tej pogrążony jest w absolutnej czerni nieba, w ciemności jarzy się światłami i bożonarodzeniowymi ozdobami. Budzi strach taki szklany gigant, złożony z dwóch wieżowców połączonych łukowatym dachem i jest coś w tej architekturze nieludzkiego. Zaraz po wejściu na ruchome schody rozglądam się, kogo spytać o “gleis” 13, by nie zakłócić tempa przemieszczania się podróżującym i wypatruję dwie kobiety ubrane w fosforyzujące kamizelki, najprawdopodobniej sprzątaczki, które na mój angielski i podsunięty bilet, wyciągnęły z kieszonki okulary i na migi pokazały mi windę i kierunek. Peron był na samym szczycie dworca, pode mną przejeżdżały ruchome schody w różnych kierunkach i ten moloch, łagodzony kaskadami choinkowych świateł budził we mnie w dalszym ciągu irracjonalny lęk, czego nigdy nie odczułam na lotniskach. Przeszklony, gigantyczny dach, to kolebkowe sklepienie przy czarnym niebie budziło dodatkowo grozę swoim kosmicznym ogromem. Pociąg do Stuttgartu właśnie się wyświetlił, ludzie już stali po horyzont wzdłuż peronu i ciągle nadchodzili, a ruchome schody cały czas dostarczały na peron nowe transporty podróżnych. Kiedy wyłonił się jak biały wąż pociąg, nie mający podziałów na wagony, będący jednolitym, opływowym tworem i cicho się zatrzymał, wsiadłam wraz ze wszystkimi w miejscu, gdzie się pociąg na moment otworzył. Pociąg natychmiast ruszył wraz z tą ogromną ludzką masą, którą błyskawicznie wchłonął pociąg pozostawiając za sobą pusty peron. Tymczasem wewnątrz nie znalazłszy wypisanego na bilecie miejsca siadłam gdzie bądź, skąd od razu zostałam wyproszona, gdyż okazało się, że to klasa pierwsza. Przeszłam przez wagon restauracyjny i poszukałam swojego miejsca w klasie drugiej, ale siedzącego tam młodego człowieka nie udało mi się wyrzucić, powiedział po angielsku, że miejsca nie są rezerwowane. Pociąg był napchany, ze zdziwieniem zobaczyłam, że podróżni usadawiają się na podłodze, co przecież chyba już się nie zdarza w pociągach, że to jakaś daleka przeszłość kiedy pociągi były tak zapchane, że nie dawało się wejść do śmierdzącej toalety, bo tam też było wszystko zajęte. Przeszłam jeszcze dwa wagony dalej i napotkałam jedno miejsce siedzące obok nieruchomo siedzącego mężczyzny ze słuchawkami w uszach. Nie poruszył się i nic nie odpowiedział. Udało mi się przepisać z pociągowej ulotki z kieszonki siedzenia hasło do laptopa i połączyłam się z Internetem. W dalszym ciągu nie wiedziałam, czy mogę tu siedzieć, ale zmęczona rozsiadałam się i mościłam. Konduktor sprawdził bez słowa bilet i to mnie uspokoiło. W wagonie nikt ze sobą nie rozmawiał i ponownie przeczytawszy ulotkę dowiedziałam się, że to jest cichy wagon, gdzie nie wolno rozmawiać przez komórkę, ani z sąsiadem. Kiedy po jakimś czasie wyszłam na korytarz i wróciłam do wagonu restauracyjnego, w odróżnieniu od mojego cichego wagonu tętniło tam życie, a przy bufecie stała gigantyczna kolejka za piwem. Bufetowa uwijała się bardzo sprawnie, ale ludzie wciąż nadchodzili i czekali na swoją kolej i nikt nie odchodził. Wszyscy, którzy je już kupili stawali w grupach i głośno dyskutowali, śmiali się i przyjemnie spędzali czas.
Nie wiedziałam, jak spotkam syna w takiej ciżbie ludzi, gdyż wprawdzie dużo wysiadło we Frankfurcie, a potem w Main, to i tak na peronie w dalszym ciągu było ich mnóstwo i wszyscy wysiadający kierowali się w tym samym kierunku. Podążyłam z nimi i wpadłam w ramiona syna, który tłumaczył mi, że przecież nie dało się zgubić, skoro był tylko jeden kierunek.
Syn pożyczył na lotnisku dużego volkswagena, gdyż już jutro o szóstej zawiezie nim całą ekipę filmową do pracy, a w mniejszym by się nie zmieścili i poszliśmy na parking.
Jechaliśmy na zachód przez tunel, w miarę jechania gubiliśmy miejski zgiełk i sznur samochodów, na przedmieściach było już całkiem pusto i kiedy ukazał się neon hotelu Marriott, odeszły ode mnie wszelkie lęki i reisefieber i poczułam się jak u siebie w domu.
O Ewie
Ewa Bienczyckalistopad 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki