Pisarz

*
Teraz, gdy „Port Wrocław” narzuca pod karą dyskwalifikacji za nieprzyjechanie na prezentację 3 minutowego wideoklipu, który będzie wśród 75 dopuszczonych do konkursu walczyć o nagrodę, muszę ja, stara kobieta poniewierać się przez trzy dni we Wrocławiu.

Biorę więc ten duży zeszyt, gdzie zapisywałam wszystkie adresy, wszystkie kontakty międzyludzkie obejmujące kilkadziesiąt lat, ten gorący, bolesny kapownik i szukam.
Chrystus, ten trzydziestoletni urodziwy mężczyzna skarżył się, że „lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć”, a co dopiero ja, bez charyzmy i bez młodości?
Szukam, u kogo mam się przespać, u kogo mam złożyć moje członki, by nie zniweczyć czasochłonnej pracy nad videoklipem, w której mam pięciominutowy zaledwie udział wystukania na komputerze trzech zwrotek wiersza, a reszta to przecież wielogodzinna praca scalania wszystkiego do kupy, czego nie potrafię robić.

Tak więc ta praca zespołowa, te moje pięć minut łączy się z penetracją pamięci, buszowaniem w kapowniku i wydłubywaniem kandydatów, którzy wyrwani z błogiego wciągania serialu „M jak miłość”, skonsternowani, będą mnie na progu witać: kopę lat!

I jest! Jest Pisarz!
Szukam w Internecie, kim jest w świecie wrocławskiej poezji malarz, z którym studiowałam we Wrocławiu. Czytam w słupku kilkuset, może kilku tysięcy nazwisk Związku Literatów Polskich, że jest, że dostał nagrodę, że wydał i znowu wydał i jeszcze raz wydał. Jest! Jest odpowiedni kandydat na gospodarza mojego ugoszczenia we Wrocławiu.

**
Te listy pisał, gdy już wróciliśmy z pleneru, a ja zawsze z jakimś dzieckiem, zawsze w biegu, zawsze próbująca pozyskać jakieś życiowe ułatwienie, jakieś “bez płacenia”, “bez – terminowania”. Miałam roszczenia, które nigdy się mi nie powinny należeć, chociażby dlatego, że moje uzurpacje międzyludzkie były zawsze beznadziejnie bezczelne.
Wyjmuję teraz ten spory plik listów pisanych atramentem niebieskim, pochyło i czytelnie, pisanych na jednym wdechu, tylko w parku na ławce i najprawdopodobniej wrzucanych zaraz po zakończeniu parkowego siedzenia do najbliższej skrzynki.
Tam, na plenerze, a to były zazwyczaj jego wielokrotne plenery w roku, na które zawsze jeździł z żoną terrorystką, terroryzowała nie tylko jego, ale i wszystkich wokół, bał się jej strasznie i kiedyś, kiedy dopadł mnie przed jakąś fontanną sam na sam, ręce mu drżały i mówił coś nieskładnie, obracając szybko głowę w stronę, gdzie spodziewał się, że stoi jego żona, a ona rzeczywiście tam stała.

No więc podpisywał te listy i jej imieniem, że niby i ona też pisze, śle pozdrowienia z Wrocławia i życzy mi jak najlepiej, a ja z tych końcowych życzeń wiedziałam i tak tyle samo, co z całej reszty sześciu obustronnie zapisanych kartek.
Pisał, że siedzi na ławce w parku, że jesienne liście i w miarę, jak zanurzałam się już w te liście traktując je jako preludium do chociażby jakiegoś tropu, jakby tu załapać się na jakikolwiek plener malarski, by chociaż przez dwa tygodnie porządnie zjeść, a nawet nakarmić swoje dziecko, nie wychodziliśmy – ja i Pisarz – z tych liści przez całą jesień.
Niestety, zima tego roku gdy pisał była niezwykle lekka, co pozwoliło Pisarzowi kontynuować temat liści przez kolejne nie plenerowe miesiące, kiedy nagle, tając miejsce i organizatorów pleneru, na który jego z żoną zaproszono, dostawałam kolejną serię listów przyrodniczych.
Tym razem były to grzybobrania i przechadzki polno zbożowe, które to obrazy mnie – mieszkańcowi Czarnego Śląska – jak troskliwie donosił, przydadzą się najbardziej.
Pogoda plenerowa dopisywała niemal do końca czasu, gdy gminne ośrodki kulturalne zaczynały pisać kolejne postulaty donoszące dotacji pieniężnych na plenery malarskie, gdyż są one niezbędnym kulturotwórczym elementem w procesie edukacyjnym polskiej wsi.

***
Wtedy, gdy przysłał mi dwa tomiki wierszy był już po splendorze grupy poetyckiej działającej na studiach wraz z patetyczną dedykacją wykaligrafowaną na frontowej stronie. Był już czterdziestoletnim Pisarzem, zapisanym do ZLP, był wolnym bezdzietnym artystą utrzymującym się z galeryjnej sprzedaży obrazów, był tym, którego Poczta Polska przyniosła mi w skrzynce pocztowej i która zobligowała mnie, bym tą samą drogą przysłała mu, Pisarzowi – wiadomość że wiersze są świetne.

Nie były świetne.
Nie mogłam przebrnąć, miętosząc książki po wszystkich kolejkach sklepowych, po wszystkich stratach czasu, jakie wspaniałomyślnie rząd PRL zapewniał obywatelowi w latach osiemdziesiątych, przez ten żałośnie cienki tomik nudnej poezji.
Nie pamiętam, co mu odpisałam, ale widocznie nie napisałam prawdy, gdyż z podobną dedykacją niedługo znalazłam w skrzynce tomik opowiadań, identyczny jak poprzedni, tylko układ strof umieszczony był poziomo, a nie w pionie.
Tym razem chyba Pisarz zrezygnował z nadziei na przejaw mojej inteligencji, gdyż po delikatnej sugestii, że nie jestem w stanie zrozumieć jego opowiadań, ani też powodu ich napisania, ograniczył się do suchych życzeń świątecznych, pisanych oficjalnie, w trzeciej, albo i nawet w czwartej osobie.
Dopiero po latach dowiedziałam się, że jest jakaś sadystyczna metoda odchodzenia partnerów od siebie, gdy jedna strona nagle milknie, nie powiadamiając zaskoczonego towarzysza wieloletnich wzajemnych przenikań mentalnych, że odchodzi.
Toteż zawsze pisałam przy pocztówce świątecznej obszerny list z pytaniami, sugestiami i domniemaniami, z wsobnymi dyskusjami, które przecież i tak nigdy z Pisarzem nie zachodziły, pisałam nawet, jeśli po raz kolejny, na bardzo wysmakowanej artystycznie pocztówce otrzymywałam niezmiennie te same ogólne życzenia świąteczne.

****
Teraz więc, po trzydziestu latach, mogłabym właściwie potraktować naszą znajomość jako idealną sytuację hotelową.
Ale jeszcze żyję, jeszcze demokracja cmentarza nie jest możliwa i pewnie w dalszym ciągu w życiu doczesnym profesja Pisarza i Hotelarza Mentalnego różni się znacznie.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2008, donosy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *