Akcja powieści Marcina Świetlickiego opiewa rok 1993, gdy poeta jeszcze nie dostał, a miał nadzieję dostać prestiżową literacką Nagrodę Fundacji im. Kościelskich.
Akcja tej parodii, podobnie jak parodia Marka Trojanowskiego, sieciowa „PoliszFikszyn” obraca się między innymi wokół tej nagrody, zwanej tutaj Nagrodą Gnatowskich, a u Marka Trojanowskiego Nagrodą Kościotrupków.
Sieciowa powieść Marka Trojanowskiego cierpi na niedosyt informacji o realnym życiu prototypów swoich bohaterów.
Natomiast wydany w czarnym druku utwór Świetlickiego na nadmiar wiedzy o tych, których sparodiował.
I właśnie z tego przesytu wynika chyba niezamierzona lękliwość tej bardzo dobrej powieści, lekkiej i dowcipnej, przetykanej melancholijnymi zdaniami ludzi wielkich i znaczących.
Mimo, że na karty książki przychodzą duchy, zmarłe postacie odwiedzają jak gdyby nigdy nic legendarne krakowskie pismo literacko – filozoficzno – religijne, realizm tej powieści pozostaje.
Stawka bowiem jest ogromna, zamach na wysoko postawione, znaczące autorytety życia umysłowego ostatnich lat ubiegłego wieku ryzykowny, a kamuflaż w użyciu pseudonimów autorów utworu jak i w zamianie nazwisk prototypów postaci – niewystarczający.
I to hamowanie się, by nie obrazić, nie urazić, powiedzieć nie powiedziawszy, pokąsać, ale tak, by się ich nie utraciło – to wszystko czyta się równocześnie z ironiczną, bystrze biegnącą rejestracją zachowań tłumu sław, które żyją już własnym, literackim życiem, esencją wydestylowaną z krakowskiego intelektualisty, który w latach dziewięćdziesiątych zaświadczał sobą schyłkowość i odejście pewnej epoki życia umysłowego Polski.
Strach, towarzyszący zamachowi na autorytety być może został już w zarodku ujarzmiony. Załamuje się pastiszowa konwencja na korzyść daremności wysiłków twórczych współczesnej literatury.
Być może, Marianna Świeduchowska nie zaryzykowałaby nigdy wiersza, który, jak w przypadku Osipa Mandelsztama, był jedyną przyczyną dręczenia, zsyłki i unicestwienia. Parodia na lekarzy Moliera – “Lekarz mimo woli”(1666) była bezpośrednią przyczyną jego zgonu, gdyż żaden cyrulik z zemsty nie udzielił mu medycznej pomocy ratującej życie, potwierdzając tym jedynie słuszność jego ich oceny wytykając lekarzom nie przestrzeganie przysięgi Hipokratesa.
Przykłady można mnożyć. Z naszego podwórka przytaczam parodię Melchiora Wańkowicza paryskiej “Kultury” i obyczajów w Maisons-Laffitte. Melchior Wańkowicz portretuje Giedroycia (występuje, jako Piotr Kupść-Massalski) w książce pt.:” Droga do Urzędowa” (“Roy Publishers”, New York 1955), co oziębia stosunki z emigracją i jest bezpośrednią przyczyną powrotu pisarza do komunistycznej Polski.
Oczywiście polskie akty wewnętrznej wolności kończyły się niejednokrotnie o wiele drastyczniej, niż jedynie środowiskową anatemą.
Na ile Świetlicki poszedł na całość? Czy wielki, znaczący artysta, o ustalonej już pozycji przechylił się w kierunku utrwalenia, czyli w świat konformizmu?
Tak już bywało w kulturze, że zidiocenie elit, kompletna degrengolada intelektualna, namaszczona i nabzdyczona gwardia fałszywych artystów u steru i tym konsekwentniej niszcząca najdrobniejsze nawet prześwity inteligencji i geniuszu – jak w baśni Andersena – ulegało ruinie poprzez niepozorne działania niekonwencjonalnych, bez społecznego znaczenia, osobowości.
Smutna powieść Świeduchowskiej daje nadzieję na zmianę bardzo mętną.
Intelektualny ferment w prowincjonalnym, pogalicyjskim miasteczku, z dusznym, położonym na jego sercu głazie historii, skazany jest na dreptanie w kółko, a ten niewielki obszar samoograniczenia, tego intelektualnego zniewolenia, wyznaczają sztywno krakowskie Planty.
Jest w powieści taki fragment ilustrujący uświadomienie sobie potrzeb, a równocześnie ich nieziszczalność: jeden z bohaterów – gówniarz, odwiedza Kobietę, która symbolizuje nie życie, a śmierć.
Idąc do niej przypomina sobie przepiękny wiersz Marcina Świetlickiego:
– Zobaczyłem światło, więc przyszedłem.
Zadzwoniłem i otworzyłaś.
Nie przyszedłem rozmawiać.
Nie przyszedłem się kłócić.
Nie przyszedłem prowadzić odwiecznej wojny.
Ja przyszedłem się kochać.
W trakcie konsumpcji Kobiety gówniarz symuluje aktualne kierunki i postawy literackie, które nie są miłością, czyli nie spełniają wymaganych wierszem uczuć:
– To chodź – powiedziała, po czym zdjęła ostatni łańcuch i pozwoliła mu wejść.
Dosłownie. I metaforycznie.
Minęły dwie godziny. W międzyczasie Kobieta eksploatowała gówniarza, a ten dawał się jej eksploatować.
Na nachtkastliku na okładkach leżało dziewięć książeczek z oczami dziewięciu poetów. Gówniarz coś sobie umyślił. Jego młodzieńcza, perwersyjna wyobraźnia podyktowała mu ten pomysł w stosownym momencie.
Podsunął się trochę w stronę nachtkastlika i sięgnął.
Na wierzchu leżała książka Owietza. Gówniarz zakrył sobie nią twarz i wykonywał ruchy frywolne zgodnie z rytmem wierszy Owietza.
Po jakimś czasie przemienił się w Świeckiego, ponuro łypiącego z okładki, i posiadał Kobietę ponuro.
Następnie przemienił się w Romana Fasolkę Bretońskiego i zrobiło się plebejsko i zgrzebnie, choć gówniarzowi się zdawało, że to czysta metafizyka.
Przez moment stał się sobą, gówniarzem, jako że kolejna książka, książka poety Cyrkiela, spadła mu na podłogę.
Wcielił się w Starosądeckiego. Epifania bardzo działa na kobiety, na tę też podziałało. Toteż Starosądeckim postanowił być jak najdłużej.
Dopiero kiedy na twarzy kobiety zaczęło malować się lekkie znudzenie, sięgnął po tomik następny, a był to Krzyś O’Hara — trochę Ameryki w postPRL-u.
Potem epicki poeta Przesadło. Zrobiło się epicko i rozwlekle.
Kobieta poczerwieniała tam, gdzie damy z reguły się rumienią.
Gówniarz poczerwieniał już na samym początku, teraz więc dla odmiany począł blednąć.
Przez krótką chwilę był dumnym wikingiem, wpływającym swoim drakkarem do rodzinnego fiordu. A w drakkarze łupy: kosztowności zbryzgane krwią ofiar płci obojga. Tomik poety Wróblewskiego zamknął się sam.
I na koniec Syflas.
Wtajemniczeni wiedzą, co jest na okładce zbioru wierszy Syflasa.
Niewtajemniczonych odsyłamy do bibliotek szkolnych.
Przeżarci sobą i odprężeni, leżeli. Gówniarz uznał, że pora już najwyższa, żeby się odezwać.
Kobieta czuła się jak historia literatury, a gówniarz jak co najmniej prezes SPP.
— Miałaś ich?
— Kogo?
— No, tych… Tych z okładek.
— Co to znaczy „miałaś”?
— No…
Gówniarz zarumienił się, ubrał i usiadł przy stole. Popatrzyła na niego uważnie. Bezczelnie i uważnie. Gówniarz zapalił.
— Nie masz swoich, gówniarzu? — zwróciła się do niego z wściekłością.
Zgasił papierosa i powiedział:
— Ty… — brakowało mu najwyraźniej słów. — Ty… szmato…
Wzruszyła nagim ramieniem i nakryła się kocem po samą brodę.
— Kim ty jesteś? — wybełkotał gówniarz, zdjęty nagłym przestrachem.
— Śmiercią.
Twoją i tego miasta, gówniarzu. Wracaj do domu.
I taki mniej więcej jest twórczy potencjał zarówno pracowników redakcji na Wiślnej, jak i relaksujących się dyskutantów krakowskich kawiarni, przesiadywaczy ogródków piwnych, konfesjonałów, posiedzeń feministek, cmentarzy i wszystkich możliwych miejsc dominowanych przez artystów sztuką i literaturą.
Internautom z prowincji, z mocnym poczuciem przemijalności życia nigdy niedane będą frykasy krakowskiej bohemy. Pozostają jedynie symulacje na literackich portalach.
Z pewnością czas sieciowy nie jest nierealny, nieistotny i chwilowy.
Przemija postać świata, plajtują czasopisma literackie, książka mówiona przeżywa swój zasłużony renesans, świat artystyczny przenosi się do netu, gdyż duchowość nie potrzebuje ciała.
Właśnie mamy największą technologiczną szansę przewietrzenia środowisk, wsparcia młodych, nieprzeciętnych talentów bez względu na ich zamieszkanie i status społeczny, gdyż możliwości samorozwoju są technologicznie dzisiaj właściwie nieograniczone.
Ale w Polsce nic podobnego nie zachodzi. Na naszych oczach dwa ważne literackie ośrodki sieciowe odchodzą w swą prowincjonalną zagładę: pada blog kumple, uwikłany w najniższą, lepką obscenę i pada poetycki portal “Nieszuflada”, opętany kosmiczną głupotą wszystkowiedzących komentatorów, którzy w swym zadufaniu polegają jedynie na zasobach wzbogaconej intelektualnej wiedzy corocznymi rajdowymi zlotami.
I dlatego odwaga cywilna każdej formy parodii jest tak cenna.
Brawo, Świetlicki, brawo Trojanowski.
a jednak brednia sieciowa jest łatwiejsza od wydrukowanej i jest jej chyba więcej. Chociaż, jak choroby ciała, można ją zmyć naciskając odpowiedni klawisz. Mam w domu dużo książek, które powinnam już dawno wyrzucić, ale mam jakiś, wpisany w dzieciństwie, nabożny stosunek do książek. A przecież też są brudne niejednokrotnie, jak te sieciowe wypociny.
To napisz parodię kumpli, której nie ma w sieci. Tego lidera przecież znasz.
e, nie mam na to już czasu.
Tam był od nas Przechodzień, przestrzegał i nic to nie dało. W końcu na kumplach są bardzo inteligentni ludzie, jak sobie nie radzą, to pewnie radzić sobie nie chcą.
A ja przychodzę do sieci nie po to, by rozmawiać. Nie przychodzę, by się kłócić. Nie przychodzę, by prowadzić odwieczną wojnę.
Ja przychodzę, by się kochać.
No właśnie, inteligentni ludzie często otaczają się idiotami, piękne dziewczyny kumplują się ze szpetnymi itd. To są znane socjotechniczne mechanizmy kompensacyjne; w towarzystwie kretyna wypadamy inteligentniej, na tle potwora nasza uroda jakby lepsza.
Rzecz jasna za takie usługi trzeba płacić. Ale nigdy nie można przewidzieć rozwoju wypadków w pracy z żywiołem ludzkim. I tak się dzieje z tajną, o wiele trudniej sterowalny niż się kumplom wydawało, a za swój plugawy towar żąda więcej niż chcą dać.
A kumple to taka bardziej pospolita, mało arystokratyczna ( w sensie ducha) inteligencja, jak wszystko w tej kartoflandii. Inteligencja “z pierwszego tłoczenia”.
>Przechodzień
Zastanawiam się, czy nie zostało tam złamane prawo, które powinno być ścigane z urzędu, jeśli chodzi o znieważenie głowy państwa i za to powinien być odpowiedzialny administrator bloga.
Ale tak jak piszesz, wszystko jest chyba pod kontrolą i hodowane z premedytacją. Bloga czytają też i chorzy na pokazywanie narządów płciowych anonimowym osobom w celu osiągnięcia satysfakcji, liczba pewnie w skali kraju pokaźna i widocznie z marketingowych przeliczeń wydawnictwa wynika, że nie należy nią wzgardzać.
Zdumiewające w tym kontekście są narzekania, że literaci mało zarabiają.
Coś mi się wydaje, że nie jest pod kontrolą.
Ale, żeby się przekonać, trzeba czytać kumpli i śledzić dalsze dzieje tej astronomicznej bzdury, zamiast przeczytać w tym czasie dziennik Wittgensteina, który jest niezwykle cienki i wymaga dosłownie tyle samo czasu, jaki oddaje się przez dwa dni głupim kumplom, którzy, jak tej głupoty tam nie ma, to jest nuda i brak jakiegokolwiek pomysłu na blog. Ot i wszystko. Nie demonizuj Ewo znaczenia portali literackich, to tylko efekt lenistwa.
Właśnie skończyłem przesłaną mi przez Ciebie książkę, (którą przeczytałem zamiast Wittgensteina) i chyba jednak Świetlicki też niewiele wie o ludziach, których opisuje, konfabuluje i fantazjuje i dlatego pewnie nie zdołał nikogo obrazić.
Nie bądź Jacku taki sieriożny, w końcu właśnie w “dziennikach” pisarze piszą plotki i zupełnie nieważne dla twórczości sprawy, które są nieważne tylko z pozoru. Czemu, jak jest dostęp i ludzie godzą się na taką dobrowolną przeźroczystość, to, czemu nie? Może to jest odreagowanie na kontrolę życia społecznego PRL, chociaż mi to też wygląda jedynie na ekshibicjonizm i patologię, czyli ciężkie kalectwa, właściwie nieuleczalne.
Też nie odnalazłam w opisie Świetlickiego księdza Tischnera, któremu się tam przypisuje damskie zainteresowanie (feministka Greta w konfesjonale).
Ksiądz Tischner słynął na PATcie z delikatnie pisząc braku zainteresowania płcią kobiecą, raczej fama niosła, że bardzo kobiet nie lubił. Ja nie podeszłam do żadnego egzaminu, więc nie wiem, ale jak poszłam do niego do mieszkania na ulicy św. Marka prosić o zgodę na wolnego słuchacza, to wróciłam z dużym dyskomfortem psychicznym, mimo, że w końcu pozwolenie dał.
Ale byłam zakochana, jak wszyscy. Jak były wykłady na UJ, – nazwało się to Filozofia Dramatu – to młodzież spijała każde słowo, na wszystkich piętrach tej przepięknej sali wykładowej ciasno siedzieli ludzie. Tłum słuchaczy, wielka charyzma.
Może różnica dekady? Świetlicki opisuje właściwie schyłek.
Nikogo nie znam osobiście, ale jako czytelniczka wydaje mi się, że portret Jacka Podsiadły trafiony:
„(…) a przyjezdny poeta Przesadło nie na poetę raczej wyglądał, ale na ucznia technikum kolejowego (…)”.
Dziwne, że wszystkie podane przez Ciebie przykłady Ewo, to te dzieci Saturna, Walter Benjamin w pięknym eseju (mam z Literatury na Świecie):
„Jak melancholia, tak również Saturn, ten demon przeciwieństw, obdarza duszę z jednej strony gnuśnością i tępotą, a z drugiej siłą inteligencji i kontemplacji, tak jak ona zawsze grozi wszystkim sobie poddanym, choćby byli skądinąd nie wiadomo jak wybitnymi umysłami, niebezpieczną melancholią lub obłąkańczą ekstazą — on, który… by zacytować Ficina rzadko wpływa na zwykłych ludzi i zwykłe losy, natomiast dotyka tych, którzy różnią się od innych swoją boską czy zwierzęcą naturą, są szczęśliwsi lub przygnieceni większym nieszczęściem.”
A więc spod Znaku Koziorożca to Molier, Mandelsztam, Hłasko, Wańkowicz, Świetlicki.
Jacek czyta Wittgensteina, czyli logikę, a my tu astrologię.
Logiczne jest jeszcze to, że podobno i Stalin, i tajna. I ja.
Moje poważne pytanie do Was ( lepiej zorientowanych) w kwestii Kumpli: ile ten portal ma czytelników ( ale nie wejść, odsłon stron dziennie itd., tylko konkretnych czytelników ?)
Czy nie gdzieś pomiędzy 60-100?
Nie mam pojęcia, Leszku. Mogę mówić tylko za siebie – maluję tutaj przy komputerze i wchodzę kilka razy dziennie, to mnie relaksuje, potrzebuję takich miejsc w sieci, słów na żywo, aktualnych rozmów ludzi inteligentnych, nie wymądrzających się, jednak mówiących o sprawach literatury aktualnie i żywo.
I takie osoby na kumple wchodziły.
Tak mi szkoda, że chyba i to miejsce przestanę odwiedzać (zakończyłam już wizyty w Nieszufladzie).
Marne te kumple, womitują monomanią. Czytuję anonse ( nasza polska logosfera blogowa nie jest niestety nieskończona). Krok do przodu, dwa do tyłu, trzy do przodu, cztery do tyłu ( czyli obsceny). No i ten suwalski bałt. Czołg made in France wg. Amerykanów. 6 biegów – 1 do przodu, 5 do tyłu.
Chyba jednak netofil, podnieca go klikanie. Podobny do Retifa de la Bretonne. Ale wie, kto mu zaszczepił gen pisma i uderza w dobrą stronę.
Czytałem, że Kumple jawią się samym sobie jako czarna strona Nieszuflady – czyli jeszcze jedna czarna noc Jana od Krzyża? Ale diabła tu nie widzę. Copyright za obscenę powinni dostać gratis. Z drugiej strony – szyld zobowiązuje. Gdzie indziej też zresztą nie lepiej. W kontrowersji Banasiak-“straszna sztuka” “napierdalanki” nazywane są sparingiem. Do wybory masz albo więcej ciosów gdzie popadnie, albo mniej, ale celnych.
Wszystko to efekt wyliczenia dokonanego przez D. Szwarcman o edukacji Polaków i innych nacji. To trzeba przeczytać.
A Nieszuflada jest ciekawa, szkoda tylko tej entropii, rozproszenie energii, nie ma punktów koncentracji, , znalazłem wreszcie kod dostępu do portalu, może pogadam tam o tym i owym, chyba nie banują z miejsca…
Chciałem odpowiedzieć bukowi, nim zdążyłem, sam odpowiedział sobie na to poważne pytanie. Nie ma co tak pomstować na kumpli, mieszczą się znakomicie w tych niskich stanach polskiego duskursu publicznego, ale czasami są przynajmniej naprawdę dowcipni, w odróżnieniu od NS. Gdybyż jeszcze ta obscena była lepszej marki… No, ale tam od obceny człowiek, który z lepszą marką nie ma nic wspólnego. Inteligencja wybita, wywieziona, wyemigrowana, został element napływowy z bóg wie skąd-intelektualiści w pierwszym pokoleniu, czego chcieć, czego wymagać? Wystarczy wejść na galerię Gillinga i zobaczyć te poetessy od pługa i garów.
Ale liczby przedstawione przez buka, choć nie ma tam zewnętrznego licznika, należy pomnożyć przez 10. Intuicja.
…ale też literaturę można zażywać z dołu, jak Kumple, niekoniecznie z góry, na kolanach jak Banasiak…
> buk
Napisałam do Tomka, mieszka na Dolnym Śląsku i pisze bardzo dobre wiersze – by pisać na blogu Łukasza, ale on już się nie odezwał.
Więc chyba trzeba zwijać żagle, a nie rozwijać. Tym bardziej Ci życzę ich rozwijania na Nieszufladzie, szkoda, że już Ciebie tam czytać nie będę.
Chociaż, to minięcie w przebywaniu – wchodzisz, gdy ja wychodzę, może i korzystne dla mnie.
Nie łudzę się byś mnie tam obronił – raczej ze wszystkimi, dokopał.
Do Nieszuflady wrócisz ( oczami, wierszami) zanim jeszcze ja się tam odezwę, nie uciekniesz, to Twoje przeznaczenie. Czytam od miesiąca kumpli, chcę nie czytać ( dość, ile można…), nie mogę – jesteśmy bliżej św. Pawła niż myślimy, czyli chcę dobra, robię źle a może to totalność Kafki, czyli “wina sama przyciąga sąd”, tj. faktycznie – jak mówisz Przechodniu – jesteśmy przetrąceni intelektualnie jako Polacy i leziemy gdzie nie trzeba, nasze publiczne dyskusje okołoliterackie to permanentny zwichnięty Sąd ostateczny.
A “Procesu” jak nikt nie pisze tak nikt nie pisze.
Ja bym Cię Ewa wziął na swoje plecy jak Huld Józefa K. i przeniósł na bezpieczny brzeg nieszufladowy, gdybym umiał pisać wiersze. Tak samo – naprawdę mam serce, chociaż nie za dużo – kupiłbym gdzieś tajniakowi gram inteligencji, żeby po nim nie jeździli.
Ktoś tydzień temu umieścił na kumplach mój adres ze szczypanym Pułką. Skok o 40-50 wejść. Lichota ( albo nie wchodzili do podlaskiego wieśniaka – zresztą nie chcę ich).
Obscena sama im się odbija, nie ma mowy o pomstowaniu.
Inteligencja jest u D. Szwarcman – trochę taka szczebiocząca, emocjonałkowa.
Piszesz, że idziesz do Nieszuflady nie umiejąc pisać wierszy. Zawsze podejrzewałam, że jest to główny powód bytności użytkowników na tym portalu.
Właśnie kończę czytać obszerny wątek
http://kultura20.blog.polityka.pl/?p=487#comments
na blogu laureata tegorocznego konkursu na najlepszy blog literacki 2008, gdzie z kilometrowych dywagacji o powodach przebywania na forach Naszej klasy, z których absolutnie nic nie wynika, wyłuskałam takie jedno znane stwierdzenie: Nie podoba się? To napisz se lepiej!
I po co tyle pisać? Skoro można było to zdanie napisać na początku i czas blogowy zaoszczędzić.
Taki jest mniej więcej schemat naszej dyskusji.
Idę w komentarze, nie w otchłań wierszy.
A w ogóle to wolę mówić: nie umiem pisać wierszy, wejść do nieszuflady z wierszem i usłyszeć: dobry wiersz, niż wejść tam z przekonaniem “umiem pisać” a wyjść po publikacji z przekonaniem “jednak nie umiem”.
Więc zaczynam publikować wiersze. Winiarski ścierpi wszystko.
U Marka Trojanowskiego w „PoliszFikszyn” jest taki instruktaż, jak bezboleśnie poruszać się na portalu Nieszyflady, skoro, jak piszesz, nieumiejąc pisać wierszy, bądź, jak dobrze zrozumiałam, sytuacji nie zapeszyć w wypadku gdybyś jednak tę umiejętność posiadał, potrzebujesz pomocy:
„Nie chciał jednak pozostawiać przeczytanych tekstów bez swojego komentarza. W końcu, w statystykach jako user o nicku „Dżak Menel” miał na koncie trzy tysiące sześćset dwadzieścia osiem napisanych komentarzy. Ciągle wszystkich w tym zakresie deklasował o jakiś tysiączek. Tak miało pozostać, miał być pierwszy w każdej dziedzinie. Nie chciał się jednak zmuszać do jakiejkolwiek produkcji intelektualnej. Postanowił zastosować wypróbowaną i wielokrotnie stosowaną metodę. Otworzył dokument WORD, w którym miał napisane wzory komentarzy w stylu: „ad kosz”, „grafomania”, „dno”, „tak się nie bawią starszaki”, „dziecinne”. Następnie metodą wytnij-wklej skomentował dwadzieścia pierwszych wierszy. Warto zauważyć, że skojarzenie tekstu z komentarzem było tu kwestią przypadku. Bardziej przewidywalne jest typowanie liczb w lotku, aniżeli rozrzut komentarzy Dżaka Menela.”
Przyjmij ten fragment ode mnie, jako nieszufladową wyprawkę. Wiem, że chciałbyś mnie i tajnej pomóc. Ale tego nie robisz.
Ja chcę Ci pomóc i pomagam, jak potrafię.
Z tymi wierszami – żartowałem. Nie pisuję. Ale czytam. Winiarski robi naprawdę dobrą robotę – jego jest połowa splendoru nieszufladowego. Parcie na komentarze chyba już się skończyło w internecie ( to była przelotna choroba). Tak gryziono J. Grzelę, że usunął opcję komentarzy – i ma 300 wiernych czytelników co dzień. To więcej niż tysiąckrotne szczebiotanie w komentarzach uwiedzionych dam.
Pomagają Ci inni – ta swobodna transpozycja Twojego wiersza “Niemoralna propozycja” przez komentatora, ten rytm i ścieśnienie, robi na mnie wrażenie – cięcie w stylu Pounda schylonego nad tekstami Fenelossy. Tak to odczuwam – jako pomoc.
Może masz rację Leszku, ja widzę to inaczej. Komentatorzy i autorzy produkcji literackich to ci sami ludzie. Nie ma sensu tego wartościować. Zły komentator to zły artysta, nic na to nie poradzę, tak to zawsze w necie widziałam i się jeszcze nie pomyliłam śledząc nieszufladową twórczość. Amputacja komentatorów to nie życzenie sobie, by nas nie czytano, co jest przecież absurdem, demokracja w odbiorze musi być, nie tylko, by nie zdechnąć z głodu, jeśli się tym zarobkuje, ale też całkiem dosłownie, by nie zwariować z opuszczenia, wykluczenia, zaszczucia.
Liczba odwiedzin? Zdziwiłbyś się, kto szuka po googlach i jakich wyrazów, wchodząc na mój blog. Wąchacze majtek, perwersyjne emerytki, loitki, spódniczki, wszystko, cały śmietnik znajduje w moim blogu ukojenie. Mam dużo wejść, ale co z tego.
Dlaczego Jacek Dehnel niemal codziennie konferuje z bandą idiotów, wytracając czas na pracę twórczą pięknie rozpoczętą przecież i prognozującą prawdziwy rozkwit – tego może tutaj nie zdiagnozuję, bo co mi do tego. Natomiast twórczość Jakuba Winiarskiego, próbująca grzecznie Nieszufladę naprowadzić na pozytywistyczną pracę u podstaw jest oderwana od całego nieszufladowego żywiołu i przyznam się, z początku, czytałam, a teraz szkoda mi czasu. Dlaczego? Ponieważ tam zachodzi to samo, co w plastyce: Każdy niemal potrafi się nauczyć się rysować. Dowodem są np. licealiści, którzy pobierają nauki rysunku przed pójściem na architekturę. Obserwowałam ten proces, będąc po liceum plastycznym, gdy zaczynali maturzyści liceów ogólnokształcących, bez takiego przedmiotu, jak rysunek. W ciągu roku swobodnie opanowywali umiejętność rysowania, rysowali fantastycznie, zdawali na studia, kończyli je, wypełniali plenery malarskie, pili i deflorowali uczennice liceów plastycznych. I nigdy nie zostawali artystami. I tak jest z Jakubem Winiarskim.
A niemoralna propozycja? Miałam niemoralną propozycję, by stworzyć z utalentowanych ludzi w necie silny, literacki blog, byłam gotowa to robić na blogu Łukasza. Ale propozycja okazała się zbyt niemoralna, jak na sieciową przyzwoitość.
Ostatnio przyglądam się Rynsztokowi. Tam natomiast została tak starta siła słów ordynarnych, że powinno się chyba wprowadzić ich ochronę, jak ustawowo się to robi w przyrodzie. Ja jestem z innej epoki i szanuję sobie siłę słów ordynarnych, ich pierwotne, wzniosłe znaczenia.
Niestety lub stety nie czytam tak wiele, prawie wcale komentarzy, mało sparingów, Gillingów ( mam patrzeć na rozbieranego pokera roczników sprzed II wojny…? (Pascal patrzył na hazardzistów i wymyślił rachunek prawdopodobieństwa, a tu… może gdybym był wąchaczem majtek, to poprosiłbym rozebraną o przesłanie mi flakoniku z zapachem…)
Banasiak potykał się o te kroniki towarzyskie z Kowalczyk? Rozrywka czy substytut sztuki?
Ale najgorsze to te acefalie i ukrzyżowane kobiety na drzwiach i emblematach patriarchalności. Ile można tego aplikować!?
Dwie kobiety za karę na jedną perykopę Jana Turnau?
Zawsze przypomina mi się ostatnia chwila Watteau, któremu podano marnie wykonany krucyfiks: “Kto tak spartaczył mojego Pana?”. Kiedy A. Graff nocowała kiedyś u mnie, znalazła w domu wiejskim, który kupiła, stare panjezuskowe obrazy. “Są cudowne”, powiedziała ( w sensie: cudownie naiwne i przesłodzone). Ale tak sobie myślę, że nawet ona, skrajna feministka, wie, że Pan nie został na nich spartaczony i założę się że nie wymieni ich na obrazy pokazywane przez Araszkiewicz, bo te ukrzyżowane kobiety można znieść wszędzie, tylko nie w promieniu swojego osobistego życia.
Dla Winiarskiego mam szacunek. Solidna robota.
Tak naprawdę każdy chce rzetelnej analizy. Nie ma dzieła bez krytycznej analizy – 40 lat Lnś to pokazuje.
Mając, jak piszesz, tak nikłe powody czytania komentarzy, nie oddawałabym resztki takiej aktywności na Araszkiewicz, czy Kowalczyk są w necie lepsze blogi, chociażby blog Pink not dead!
Podobnie jest z krytyką literacką. Solidność nie zawsze chodzi w parze z potrzebą solidności. Z pewnością budowniczowie mostów muszą jej przestrzegać, kraina ducha rządzi się prawami nieważkości. Stąd budowa mostów powietrznych jak najbardziej zasadna. Fakt, że absurd analizy utworów artystycznych niepodlegających żadnym przyporządkowaniom do żadnych kategorii jest przedsięwzięciem absurdalnym, czyli artystycznym, ale nie zwalnia wtedy krytyka od lojalności. Musi przysłonić materię, o której mówi, czyli analizowany utwór literacki. I przejąć funkcję artysty. U Winiarskiego to nie zachodzi.
A co do słabizny wizerunków i zabieranie się uzurpatorsko za obszary nieosiągalne (sztuka sakralna), zgadzam się całkowicie z Tobą i Watteau. Ale jak ktoś kocha, „to widzieć chce choć cień postaci”.
Jak mus, to mus.
Natomiast siłą Lnś sa niestety analizy obce.
Te różowości chyba widziałem – ale to koncept raczej pozapolski, introdukcja.
Gdyby się przyłożyć, każdy z nas mógłby symulować blog o sztuce współczesnej – zasoby są potężne, trzeba tylko otworzyć skrzynkę z narzędziami pojęciowymi – gdy np. symulacja muzykologicznej wiedzy D. Szwarcman jest niemożliwa. Po prostu sztuka jest wszystkim tylko nie sztuką. Coś jak psychoanaliza Freuda wedle Blooma: jest wszystkim tylko nie nauką. Z latami ciąg imion Freuda byłby inny: Późnooświeceńczy apostoł-ekstremalny mizogin- wreszcie biblijny prorok. W sztuce np. feministycznej szłoby w wielu przypadkach ostrzej: geniuszka feministyczna-przewrotna ateolożka-stara wariatka pokazujące obwisłe cycki..
Co do Winiarskiego, idę za Kafką: sztuka o wiele bardziej potrzebuje rzemiosła niż rzemiosło sztuki. On solidnie czyta, analizuje, pyta, jest niezbędny, odrabia pracę domową za wielu.
Wszystko w gestii smaku, jak mawiał Herbert. Obwisłe cycki najlepiej się malowało na studiach, co zresztą potwierdził rysunkami Van Gogh. Mieliśmy też do rysowania dwie córki modelki (tej, którą się dobrze rysowało), o parametrach ciała tak smakowitych, że natychmiast wyszły za mąż za Szwedów, co w PRL- u było partią wyśmienitą.
I nie dawało ich się narysować właśnie z powodu nieharmonijności ciała. Na starość wszystko jest harmonijne.
Nie wiem, do czego służą feministkom cycki, nigdy nie rozumiałam tego ruchu.
Poleciłam Ci blog dla mężczyzn, po co katujesz się damskimi blogami. Mój mąż mówi, że mężczyźni oglądają, taki jest temperament tej płci. Po co go zmieniać.
Wszystko teraz służy do wszystkiego, żyjemy w totalnym zamazaniu i erozji znaczeń, pewnie przyjdą czasy purystyczne i ortodoksyjne, jak po każdym rozpasaniu, ale to też będą złe czasy dla sztuki, bo sztuka nie znosi żadnego zniewolenia, żadnego odrabiania lekcji, co nie znaczy, że brak jej dyscypliny. Dyscyplina jest zawsze w pasji, w zakochaniu, zakochany pies systematycznie dzień w dzień siedzi na tej wycieraczce, na której ma siedzieć i nikt mu nie wytłumaczy, że mógłby się lenić.
O tym zresztą pisał Kafka i używał metafory psa.
Bardzo Ci dziękuję, że mnie tu komentujesz, Leszku.
Ja próbowałam to też kiedyś robić, ale Twój blog odmówił mi komentarzy.
czytam pogawędkę i tak się z nienacka jakby postanowiłem wtrącić.
otóż:
1) Nieszuflada kompromituje się nieuzasadnionymi banami. zasada jest taka: “kto jest przeciko Dehnelowi, jest przeciwko nam – i wylatuje”. Mimo owej kompromitacji buja się jeszcze, ale to zasługa piaru.
2) recenzje Winiarskiego – o ile można nazwać to recenzjami – to nic innego jak bryki. czyta i streszcza gazetki. sa takie porywcze, takie wnikliwe, takie krytyczne, że pierwsze trzy akapity zwykle usypiają.
3) rynsztok.pl jest dobrym portalem, ale ostatnio kombinują coś. chcą się stowarzzyszyć – próbuja zmienić coś co działa. nie wróżę temu przedsięwzięciu niczego dobrego.
4) kumple – to brukowiec. wiedza o nim zainteresowani i tyle. należy spodziewać się, że opublikują niedługo zdjecie np. Dehnela z Pułką jak się ściskają, lub cos w tym stylu – jak na prawdziwy brukowiec przystało.
5) nie uważam, żeby idea jakiegos silnego ogólnego blogu literackiego wypaliła, bo niby co to miałoby być? ktoś czyta ksiązki, ktoś je streszcza, ktoś dyskutuje, kktoś moderuje dyskusje?? nie wyobrażam sobie tego.
blogami ludzie sie interesują, bo blogi są interesujące, albo nie. jeżeli nie, to giną. jeżeli są interesujące, to je czytają – i to jest prosta zasada.
z socjalistycznym pozdrowieniem
Uważam, Szymonie, że jak najbardziej by wypaliła. Musi być blog o zdecydowanym profilu, opiniotwórczy.
Dodałabym do tej charakterystyki, że kumple są zbyt zainteresowane reklamą produktów wydawnictw bardzo często nie do obronienia i tam zachodzi jakieś działanie na wyrwę, jakieś desperackie brnięcie w niemożliwe. A szkoda, bo mino wszystko kumple stanowią poprzez samonegację i autoironię zabezpieczenie przed osunięciem się w całkowitą fuszerkę.
Tez czytam Rynsztok i niepokojące są tam te ozdrowieńcze ruchy, ale Rynsztok jest zbyt płytki, by mogło mu coś zagrażać jeszcze. Zmarnowany jest ten dział Newsów, to jest za duża estetyzacja, w moim odczuciu zupełnie pusta. Ja z moją poezją tam nie pasuję, jestem też za stara do takiej ekspresji, której nie czuję, szczególnie nurt hip-hopowy nie dla mnie, mnie to boli, chociaż doceniam w nim wolność.
Niedoczytalnia jest zbyt wylizująca.
Myślałam o takim silnym blogu, robionym przez kila osób, ja sama nie daję rady, mam tak dużo materiału, który chcę tu dać, że życia nie starczy i w konsekwencji wszystko jest takie niedorobione. Ale to marzenia.
Dzięki za wpis, pozdrawiam, nie socjalistycznie, lecz symboliczno – egzystencjalnie. Może być?
dzielnie będę sekundował takiemu blogowi, chociaz – tak jak pisałem – nie ma żadnych szans. tu juz jest wszystkiego za dużo. taki kolektywizm jak np. na nieszufladzie, gdzie stars w stylu paris dehnel i britnej czerniawski robią za tło niezbędne, nie ma żadnej szansy na powodzenie.
internet jako medium ma jedną wadę: wszytsko już jest w internecie. przeciez FAZ otworzył online dla czytelników reading room – to już jest od dawna. można online czytać i dyskutowac i to nie z wackiem, jackiem, mietkiem, cześkiem, markiem, ziutkiem – jeżeli wiesz, co mam na mysli.
oczywiście, że można zrobić dobry blog literacki (nie wiem, czego twojemu blogowi brakuje do bycia dobrym blogiem? jest dobry). tylko jest maluteńki szkopuł:
1) kto, jak i za co zrobi piar?
2) kto, za ile (bo nie za frajer) bedzie pisał teksty?
(sama nie dasz rady, a nawet jak dasz, to nikt nie bedzie brał tego poważnie – no bo wszystkie wpisy bedą twoje)
3) kumple mnie nie obchodzą, bo tam się nic ciekawego nie dzieje.
4) rynsztok nie jest hiphopowy – jest wulgarny, kapryśny, nieznośny, obrzydliwy, ale jest magnetyczny – bo póki co broni się przed zmanierowaniem poetyckim, w który chcą go wtłoczyć założyciele. jeżeli to zrobią, a do tego wszystko zmierza, to rynsztok się skończy.
pozdrawiam marksistowsko-leninowsko
ps.
egzystencjalizm jest obrzydliwy! a symbolizm to już katastrofa bleeee. to dobre dla nastolatek, a przecież tu chodzi o porządna rewolucję! trzeba powiedzieć kiedyś głośno: “panowie i panie, kurwa mać! wystarczy!”
To, czemu Szymku piszesz, że to dobry blog, skoro masz inne poglądy? Ja rewolucją się brzydzę, marksizm mam przerobiony, uważasz, że wszystko jest w blogu, a nie w autorach? I co z tego, że jest w sieci wszystko? Wiesz ilu było w dziewiętnastowiecznym Paryżu malarzy? A przecież to chyba najlepszy okres malarstwa na świecie, to każdy z nich stworzył odrębny świat. Podobnie jest z blogiem.
Co Czerniawski? Dla poezji Nic. Naprawdę nic i jeśli jest dobrym administratorem (bo, jak piszesz spełnia wolę, a to też nie jest łatwe w tym nieszuladowym gąszczu, tam są jakieś jeszcze wewnętrzne frakcje), to przecież i tak dobrze. Inne portale nie mogą nawet sprostać temu. Ja tu zbanowałam jedną osobę z dużym żalem, ale przecież nie da się nic zrobić inaczej, gdy ktoś się do bloga przyczepi. Więc jak najbardziej banowanie.
To szkoda, że jesteś z innej krainy mentalnej, z innego świata. Szukam mi ludzi pokrewnych.
Może jednak kiedyś przyjdą i stworzymy silny blog. Sieć jest taka ogromna.
jakie inne poglądy? jakie inne poglądy? jacy malarze? jaki 19 w? czy ty wiesz ile w 19 w. było takich krzeseł eklektycznych, szaf albo bieliźniarek? fornirowanych orzechem kaukaskim, piękne, drewniane! cudo! ale dzisiaj już tego nie ma (czasami się coś trafi, ale rzadko i nadjedzone przez kołatka)
nie można porównywać teraźniejszości do historii, bo historia już się zdarzyła, a teraźniejszość własnie się dzieje. jest nieporównywalna. dopiero jak już się wydarzy, będzie można ja porównać. ale póki co, to ona się dzieje i tak ją nalezy traktować.
inna sprawa:
masz dwa wpisy i po dwóch wpisach dzielisz światy na mój i twój. zdumiewające ale jednoczesnie kobiece, bardzo kobiece. a gdyby się okazało, że jestem kobietą, tak jak ty? że mam wysciełaną złotem waginę miedzy nogami, czy też byś tak łatwo dzieliła światy na mój i na twój?
rewolucją nie ma co się brzydzić, bo póki co marksizm, który przeżyłaś był jakimś polskim bełkotem. wiesz, że chłopcy urodzeni nad Wisłą potrafią wszystko zepsuć – tak tez się stało z ideą rewolucji. chociaż z drugiej strony, to miło oglądać njusy telewizyjne, w których dziennikarze mówią o rewolucjach, to pomarańczowych, to bezkrwawych – ale rewolucjach. ewo, prawda jest taka, że pojęcie rewolucja wywodzi się z łacinskiego: “revolutio”. pamiętasz kop[ernika: der revolutionibus orbium coelesti? zmiana w postrzeganiu ruchu ciał niebieskich – o to chodziło! bo kopernik nie chciał pisac o circum agere, ale o revolutionibus! zmieniła się metafizyka, zmieniła się rzeczywistość. i o takie coś chodzi. jeżeli chcessz stworzyć blog, silny bog, potężny! opiniotwórczy! to nie możesz bać się takich pojęć, jak “rewolucja” – bo tylko nowa, rewolucyjna jakość, może być w tej papce opiniotwórcza, ma szanse na zaistnienie, które nie będzie tylko zwykłym byciem.
banuj sobie kogo chcesz, jak chcesz i ile chcesz – nie musisz mi się z tego zwierzać, no chyba, że sama czujesz taka potrzebę. o szufladowcach też nie musisz mi pisac, bo mnie z nieszuflady oficjalnie wywalili za nick
A wiesz ilu ludzi jest Szymku na świecie?
Przecież to jakaś sofistyka. Masz życie i to „nad Wisłą”, nie masz innego życia, prawda, nie obchodzi Cię inna wielość.
Ale przecież przejście jest tylko ważne, przechodzisz przez marksizm, odrzucasz, przechodzisz przez wszystko, co Cię tworzy, doświadczasz, smakujesz.
Jaka złota wagina? Normalna, kobieca, słodka wagina się liczy. Nic więcej.
Kasa jest tylko ważna, by mieć wolność w przechodzeniu, w nie robieniu świństw, krzywdy, w ocaleniu siebie, by być czystym. Chcesz dostawać kasę za bloga? Chcesz dostawać pieniądze za możliwość życia? Przecież twórczość to życie. Jeśli Ci się uda ją spieniężyć to wielka radość, ale nie zawsze się daje. Jeśli odpada druk, koszty żadne, to dla samej radości sieciowego istnienia nie warto? To jest przecież cały czas wewnętrzna praca, bardzo uczciwa, to wszystko dzieje się nie dla publico bono, lecz dla pewnej koncepcji osobowej twórczości.
To jest właśnie symbolizm egzystencjalny. Może neo, a nie post.
popatrz, popatrz jaka dialektyczka z ciebie wyszła : ) to heglowsko-marksistowskie “Aufhebung”, jako zasada twórcza własnego ja, no, no.
co do kasy: wyobraź sobie, że internet umożliwia publikację niemalże za darmo. bo rejestrujesz sobie domene (to jakieś 20-30 zł/rok), opłacasz hosting (ja mam 4 gb – nigdy tego nie zapisze, ale tak na wszelki wypadek [mam kilka domen] – to mnie kosztuje 120 zł/rok ) i moge sobie pisac ile chce i jak chce. zatem to nie jest kwestia pieniedzy. chyba, ze jestes przyzwyczajona do jakiegos standardu w stylu: sniadanie (parmenska, woda perier, trufle), II śniadanie (to samo+kawior z bieługi), obiad (perliczki nadziewane pasztetem francuskim+jakies dorogie wino) itp.
co do” twórczości to życie” – to nie jest tak. twórczość (i tu jeszcze możnaby sie pospierać, jak ją rozumieć należy) jest wypadkową życia. jednakże między życiem a twórczością nie można postawić znaku równości.
ale wyobrażam sobie tytuł jakiegoś czasopisma kulturalnego pt. “twórczość to życie”
Bardziej odpowiada mi z lasu niż z obory, jestem wegetarianką.
Więc ważne skąd przychodzisz, Szymku. Cóż mam Ci na pierwsze odpowiedzieć – nigdy nie potrafiłam zarabiać pieniędzy, zawsze mnie jakoś marginalizowano, okradano, pracowałam za kogoś. Ale nie są to lewicowe skargi, tylko egzystencjalne. Nie badam społeczeństw, nie jest też mi zbyt bliski personalizm.
Jest pewien typ ludzi, dla których dobrodziejstwo cywilizacyjne w postaci blogostanu jest jego ostatnią deską ratunku.
Jestem zafascynowana netową erupcją wolnościowych dążeń, uwolnieniem języka, jego bezpośredniością, komunikacją bliską ideału zbliżenia się dwojga ludzi w czystości intelektu, a nie seksualnych intencji.
I dlatego bardziej traktuję to jak być, niż stwarzać, ale twórczość jest tym byciem. Nie wiem, nie chciałabym wygłaszać tu mojego credo by ono nie zaistniało jako program, manifest, by zniewoliło się w pewnej pozie, ale dokładnie wiem, o co mi chodzi.
Widzisz – dla jednych twórczość nie jest życiem. A dla innych tak. Szkoda tylko, że ci pierwsi zajmują miejsce tym drugim.
zacznę od końca.
u mnie na wsi powiadają: szkoda, to jest jak ci krowa nasra do mleka.
po mojemu to wyglada tak: jest nieskonczenie wiele możliwości przeżywania życia.
można zaprogramować się na artystę. np. kupić czarną kapotę retro, połyskujący cylinder, laseczkę, przechadzac się po okolicy, wzdychać do skowronków, słonka a wieczorem przy biureczku pisać wiersze. ogłosić światu, że w życiu czerpie się przyjemność z dwóch źródeł: z kontemplacji swego boskiego, zajbiście bogatego i kolorowego wnętrza, oraz z bólu odbytu, który pojawia się wówczas gdy parnter został szczodrze obdarzony przez naturę a pod reką nie ma akurat wazeliny.
oczywiście można tak żyć, co więcej – empiria uczy, że taki modus vivendi jest popularny i przesądza o błyskotliwej karierze medialnej.
—-
widzisz, dla ciebie internet to uwolnienie, dla mnie internet to medium. wyobraź sobie, że gdybys była Grossem, to może czytałoby twoje teksty w druku tyle samo ludzi, co teraz w necie. o to własnie chodzi. prawda jest taka: tylko mały procent ludzi czyta papier, mamy do czynienia z rewolucja, w której treść przenosi sie do sieci – tu juz nie ma mowy o profitach (np. NYT udostępnia za darmo swoje archiwa) – w tej rewolucji liczy się przede wszystkim treść i jej jakość. nie ma mowy o proficie.
i jeżeli chcesz założyć superblog literacki, to musisz znaleźć idealistów-ale z mózgiem między uszami – którzy za darmo będą pisali i to b.dobre teksty. nie takich Winiarskich, bo on jest cieniasem. Musisz znaleźć takich, którzy porwią ludzi, na których teksty będzie się czekało z niecierpliwością, o których tekstach będzie się dyskutowało. Ale takich, którzy nie wezmą za to złamanego grosza, bo i ty nie masz co liczyć na zysk z takiego bloga, nie będziesz mogła im zapłacić.
nie wiem, czy widziałaś racjonaliste, to bardzo mizerny portal, na którym teraz publikuja wszystko, jak idzie i ile wlezie. zero dyskusji, zero sporów – tylko taka drukarenka: byle dużo, byle więcej. ten portalik powinien nauczyć, że należy bardzo, ale to bardzo dbać o jakość tekstów. i nie chodzi o to, by pisać supermądruchne analizy, w których ważne bedą interpretacje przecinków po “że” a nie przed, tylko o teksty z ogniem (kurwa, nie wiem, jak to określić, ale pewnie wiesz o co chodzi.) rzecz w tym, że superblog ma byc superjakością, wówcza ma małe szanse, ale ma na to, by przeniknąć do sfery ogólnej.
Szymku, z tego klimatu, który tu wniosłeś wnioskuję, że jesteś w jakimś wiosennym kryzysie i radziłabym wyjść z tego chlewa i przyjrzeć się jednak dokładnie otaczającej przyrodzie.
Jeśli jesteś młodym człowiekiem sfrustrowanym tym, że jak za mojej młodości nikt nie chce Ci za Twój talent zapłacić, to pamiętaj, że nam też nie zawsze płacono, trzeba było się sprzedać, terminować, zabiegać.
Byłam 4 lata w nieszufladzie, teraz tam nawet nie zaglądam, wiem już, że nie znajdę tam nikogo mi bliskiego, bo nie znalazłam.
Więc jestem tutaj i w dalszym ciągu szukam. Tobie też życzę znaleźć.
no popatrz, popatrz, na początku trzy wpisy i pierwsza analiza. po 6 wpisach całkowita dekonstrukcja osobowosci “szymka”.
to chyba także należy do folkloru internetu, że w trakcie dyskusji ktoś nagle stawia diagnozy psychologiczne.
wiesz ile takich analiz juz przeczytałem:
najpierw, ze pisze pseudointelektualne bzdury, ze jestem pseudointelektualista, później, że mam kompleksy, później że jestem sfrustrowany. ewo! do diaska! bądź bardziej kreatywna! ty masz w planach superblog! nie daj się tak łatwo zwodzić zmysłom. gdzie jak gdzie, ale własnie w internecie nic nie jest takie, jakie sie wydaje, że jest
co do zarabiania:
nie można utrzymywac się w polsce z pisania (mowa o czywiście o “pisaniu” literatury) – taka jest prawda. dlatego dzielnie sadzę las między 11-19, a nad ranem czytam sobie RSS.
z anielskim pozdrowieninem
To nie wiem Szymku, skąd to nawiedzenie.
Też przecież nie odebrałam żadnego mną zachwytu. I myślę, że jednak z piekła.
Może się wszystko zmieni, trzeba czekać, pracować nad sobą nie dać się uwieźć internetowym hochsztaplerom.
Z moich skromnych internetowych badań, czego dałam wyraz w moim tu cyklu „BLOGI”, struktura jest taka, że zbiera się paczka ludzi, którzy chcą zaistnieć medialnie (a ilość wejść to czyni) i od razu, jak zresztą napisano na Rynsztoku, robi się jakiś układ feudalny lub pastwisko i kolejność dziobania.
Marzę o blogach złożonych z osobowości odrębnych, żaden Zelig, żadna wspólna opcja polityczna, religijna, seksualna, wszystko ma być odrębne, wtedy można rozmawiać. Inaczej zamiera, nie ma kompresji, przestrzeni intelektualnej, wnoszenia spojrzeń z wielu aspektów. Wtedy jest ferment twórczy, przecież nic tak naprawdę nie jest wiadome, ale trzeba ratować istotę rzeczy, którą się teraz tak spłyca i relatywizuje. Inność, to nie relatywizm.
Wiem, że praca fizyczna to ciężka praca, dla pisarza ważna jest rotacja zawodów, to bardzo twórcze, bardziej, niż ciepła akademicka posadka. Ale żal, że nie ma stypendiów, żal życia. Wiem coś o tym, ja jestem malarką, to jest bardzo wymagające. Inaczej – nic.
że niby zbierze się kilku ludzi? a kto niby ich połaczy? co? idea?
i że ci ludzie zaczną pisać i to zacznie fermentować? że później coś sie wydarzy? jakieś bum!?
tam gdzie zaczyna się tłum (a tłum powstaje gdy do jedności doda się jeden), powstaja struktura. ktoś jest pod, ktoś nad – tak to juz bywa. ciekawy jestem jak to będzie na tym superblogu, jak unikniesz podstawowej realicji “pan-niewolnik”
dla pisarza najwazniejsza jest wyobraźnia – fakt, jeżeli ktoś jej nie ma, to musi posiłkowac się doświadczeniem. ale moim zdaniem – najważniejsza jest wyobraxnia i tu zawody nie maja nic do rzeczy. można wywalac gnój, mozna sadzić drzwa, mozna prawić godzinami o Wittgensteinie póxnym.
blog złożony? a niby jakby to miało wygladać? zbiera się grupa znajomych i sobie publikują na wspólnym blogu? blog, to blog – a idea wspólnego pisania, to domena zagrabiona przez portale literackie.
na zakończenie, zeby było juz całkiem prozaicznie:
każdy, ale to każdy, kto napisał chocby jedno zdanie w internecie, kto opublikował jedno zdjęcie, rysunek cokolwiek – chciał/chce zaistnieć. własnie po to jest internet. nie ma tu pisania sobie a muzom. sobie a muzom można pisać wówczas, gdy tekścik wpada do szuflady, gdy obrazek kończy w szafie.
z ziemskim pozdrowieniem
Szymku, tak, ale widzisz, co się dzieje. Papier pada, wszystko się przenosi do netu i teraz ci, co padli, zajmują miejsce niszy przeznaczonej dla samotnych wilków. I teraz żeby nie zaginąć w tej jałowiźnie, w tej masie miernot wyuczonych pisać o niczym którzy opanowali bezbłędnie socjotechnikę i adaptują się doskonale w każdym środowisku – potrzebny jest społecznościowy blog dla tych, którzy i tak samotnie tworzą. By właśnie zaistnieć w necie, być opiniotwórczym, by na nas klikano, jak nie wiedzą co sądzić. I my mówimy, że my o tym tak. Żadna dydaktyka, żadna perswazja socjologiczna, jedynie język sztuki.
Pamiętaj, że oprócz filmu, to wszystkie artystyczne aktywności są samotnicze, nie zespołowe. Samemu się jest, wspólnota nam potrzebna tylko dla zaistnienia. A zaistnienie jest potrzebne, by artysta nie uległ degeneracji.
Widzisz, na NS tam właściwie jest podział bardzo sprawiedliwy. Dehnel daje nazwisko i ludzie płacą adoracją za grzanie się w jego bliskości. Uważam, że to uczciwe, jeśli się założy z góry. Natomiast, jeśli tam zaprzeczają, piszą o demokracji, to jest to obłuda.
Musimy się w innych przeglądać. Jesteśmy tylko ludźmi. To nie żaden super blog. To tylko niszowe zaistnienie dla podobnych.
okej, okej. wsjo kapuje. tylko z jedną kwestią mam mały problem: jak zamierzasz powiadomić ludzi, że istnieje taki blog?
no i dalej:
kto miałby na nim pisać, gdybys mogła 1-2 nazwiska dla przykładu. rozumiem, ze ma byc opiniotwórczy, zatem to maja być nazwiska, a nie Kowalscy.
NS (Nationalsozialismus), to portal jednej osoby – masz rację z tym dehnelem, ale on juz sie tak rozdrobnił, że nie wydaje mi się mozliwe jakieś resurectio. miał swoje 5 min i sie skonczyło. teraz pisze jakies wersy dla wp. w zasadzie to bardzo ciekawe, jak poeci uciekają w proze. Lalka, to przecież nuda do potęgi, ale słyszy sie głosy, ze jest jeszcze 19 powiesci, ktore napisał Dehnel, tylko do tej pory nie wynegocjował odpowiednich warunków ze ZNAKIEM.
Drugi przypadek to “śmierc w darkroomie” Pasewicza. Znakomite wiersze pisze, a mimo to ucieka w p[roze i to na dodatek w kryminał (ten mu nie wyszedł i nie nalezy się spodziewać, że następny wyjdzie).
widzisz droga EWO – ci, którzy uciekaja w proze, wiedzą, że wierszem nie zarobią na chleb. ale nie wiedzą jeszcze, że aby być Dżoan Rołling, trzeba napisać książkę dla dzieci i młodzieży, po angielsku i wydać ją w USA.
z piekielnym pozdrowieniem
Kto ma pisać? Przecież piszę, że czekam. Na razie nie ma nikogo chętnego. Myślę, że przyszli maturzyści tu przyjdą. Moje pokolenie jest tak umoczone, nie ma chyba uznanego nazwiska, by się od razu nie natknąć na coś w życiorysie. To wszystko są zapłaty za możliwość bycia. Artyści jak plemniki startują wszyscy, nie można nikomu zabronić startu, przewidzieć, że nosi materiał genetycznie uszkodzony. Nie ma na całe szczęście żadnych zabezpieczeń, inaczej to faszyzm, Bóg wie, co.
Właśnie chodzi o ludzi bez nazwisk, bez przeszłości, bez dokonań, bez CV. To wszystko na blogu wychodzi, każde oszustwo, każda imitacja, każde działanie bez pokrycia, kumoterstwa, wsparcia, ułatwienia. Musi być artysta nagi, bez społecznych podpórek, to daje blog, taką transparentność. To arena na wypowiedź, to ta maleńka możliwość, gdzie jest szansa na stworzenie siebie. To nie medialne pięć minut, to nie potrzeba wejścia w osobowość Malkovicha, to ekspozycja siebie.
Tak, dla mnie poezja to podstawa, nie da się tego sprzedawać, ale nie wytrzymuję psychicznie, gdy wierszy nie piszę. Być może, że Pasewicz robi to dla pieniędzy, ale ja nie znam jego twórczości, gdybym się zachwyciła, pewnie bym znała. Inaczej: raczej mam przerobione czytanie sieciowe i jestem wierna, jeśli się zachwycę. To nie nastąpiło, co być może jest moją wielką pomyłką. Ja jestem twórcą i ja ściągam dla siebie witaminy mi tylko potrzebne. Widocznie nie są.
Mojej poezji też nikt nie wciąga, a przecież nie mogę jej zmienić, jest mną.
na zakończenie naszej przyjemnej pogawędki (nie wiem ewo, ale zauwazyłaś, że pod koniec nie było już portretów psychologicznych, ale rozmowa i to śmiem przypuszczać, że szczera z obu stron) chciałbym powiedzieć, że te nazwiska na które czekasz, te osoby pewnie się nie pojawią. chociaż pewnie należy mieć taką nadzieję. a wiesz skąd wiem? bo te młode tkanki się degenrują, są wchłaniane przez stare struktury, nasiąkają zwyczajami, rytuałami i już po nich. zwróć uwagę na jeszcze jedną rzecz: ci, którzy w necie się przebiją, wydostaną się na papier, ci już do neta nie wracają, albo tylko tak jak dehnel, by wpisać komentarz w stulu: “ad kosz” – zwróć uwagę, że on już wierszy nie publikuje w necie. (wiesz, niby że wydawcy, że taką ma umowę, że sprzedał już wszystkie swoje przyszłe teksty Czytelnikowi czy Znakowi).
ale oczywiście ja jestem inny hiehie
trzymaj sie i głowa do góry!
ze spadającym pozdrowieniem spadający szymek
Do widzenia Szymku!
Dziękuję za odwiedziny. Z tym czekaniem, to przesada.
Cieszę, się, że mam bloga i że czasami ktoś fajny wpada.
Życzę powodzenia!