Anna Odell “Zjazd absolwentów” 2013

Szwedzka artystka umieszcza sztukę w pospolitych momentach życia (kto nie chodził do szkoły…) czym jej ani nie uwzniośla, ani jej nie stwarza. Sztuka staje się tu jedynie kluczem otwierającym zatrzaśnięte raz na zawsze zamki ludzkiej pamięci. O tym, że ich się nie da otworzyć nawet pozornie, traktuje ten film będący z założenia porażką narratorki-reżyserki, która robi go dla siebie, przetrawia dzięki dostępnym jej środkom, czyli narracji filmowej.
Wbrew karkołomnym założeniom, powstał film fascynujący, ze wszech miar prawdziwy prawdą artystycznego kunsztu i przesycony wrażliwością społeczną autorki.
Film jest niezwykle prosty. O szkolnych czasach napomyka tylko najazd na wnętrze budynku szkolnego, po którego korytarzu przesuwa się milcząco kamera. Wzdłuż są wejścia do klas jak do więziennych cel. Sterylny korytarz nie budzi grozy, jest bezduszny w swej neutralności.
Pierwsza cześć filmu to zlot absolwentów po dwudziestu latach, ale zlot sfingowany z udziałem aktorów. Ta swoista psychodrama, rozgrywająca się w trakcie zlotu, zakończona rękoczynem czyli wyrzuceniem koleżanki Anny (reżyserki, gdyż ona odgrywa tę postać) jest skonfrontowana w drugiej części filmu z uczniami „prawdziwymi”, czyli postaciami z lat szkolnych bohaterki, tych, których odgrywali aktorzy w jej filmie.
Konfrontacja sztuki z realnym życiem wcale – jak można by przypuszczać – nie powoduje zwycięstwa żadnej opcji. Po prostu, domniemany zlot absolwentów, wymysł artystki-reżyserki w swojej wymowie nie różni się niczym od spotkań z „prawdziwymi” koleżankami i kolegami klasy. Są, po dwudziestu latach tacy sami wobec niej, kiedy po obejrzeniu filmu została w nich złamana obłuda społecznego konwenansu, wzajemnych powierzchownych grzeczności i resentyment wspomnień szkolnych lat. Są wrodzy, podli i źli.
Kara, na jaką los skazał bohaterkę filmu Annę nie jest w filmie dość opisana, ale możemy się domyślać, że był to kilkunastoletni ciąg być może nawet subtelnych, niezauważalnych środków przemocy; codziennych upokorzeń, rozmawianie ponad nią, obojętność, odbieranie pewności siebie poprzez wykluczanie, nie wybieranie, nie akceptowanie. Nie wiadomo, w jakim stopniu Anna była kozłem ofiarnym, na ile wmówiono jej winę za takie koleżeństwo, na ile była karana jedynie za banalną „inność”. Nie mamy tu opisów jak z „Niepokojów wychowanka Törlessa” Roberta Musila, czy „Władcy much” Williama Goldinga. Autorka filmu nie ma ambicji nakręcenia horroru w stylu „Carrie” Stephena Kinga. A jednak dzięki artystycznym środkom widz współodczuwa z bohaterką-artystką koszmar, przez jaki przeszła chodząc do szkoły z pozornie niewinnymi dziećmi.
Zastanawia, że tylko Anna nie mieści się w szkolnej normie, że na niej kumulowała się szkolna nikczemność doznana nie od strony grona nauczycielskiego, ale właśnie od jej kolegów.
W drugiej części filmu Annie udaje się spotkać z jednym z bojkotujących ją w latach szkolnych kolegów, a ten nie tylko nie czuje się winny, ale wręcz jest dumny ze swojej postawy sprzed lat. Można domniemywać, że w klasie Anny były jednostki władcze, opętane rywalizacją, pozbawione skrupułów, manipulanci gardzący uczciwością, indywidua, których krwiożercze cechy w dorosłości zostały nagrodzone prestiżem społecznym i karierą zawodową, a on był jednym z nich. Pogarda z jaką zwraca się jej były kolega do niej jako do jednostki niżej stojącej w hierarchii społecznej, do niezaradnej i psychicznie okaleczonej, jest w dalszym ciągu tak samo mocna, jak w szkole sprzed lat.

Anna nie zapomniała upokorzeń, bo nie sposób zapomnieć i nie zapomnieli jej koledzy, mimo, że nie przyznają się do tego teraz bagatelizując czyny, które wyrządzili będąc w szczenięcych, niewinnych latach. To, że w agresorach nie ma wyrzutów sumienia, świadczy jedynie o tym, że nimi byli, gdyż u prawdziwych kanalii ludzkich nie ma mowy o chrześcijańskim pojęciu winy i kary. Klasa nie wyraża skruchy, gdyż byli w niej nieprzemakalni agresorzy i milczący świadkowie dziecięcych zbrodni. Anna w drugiej części filmu daje im szansę, są władni przywrócić jej godność, jednak tego nie robią.
Nie wiadomo, na ile Annę upokarzano dla przyjemności. Z pierwszej części wynika, że upokarzanie Anny mogło stanowić wyborną zabawę klasową, gdyż cała klasa wspomina czasy szkolne jako najszczęśliwszy okres w swoim życiu. Następuje, zarówno w pierwszej, jak i w drugiej części, powolny, z początku niepewny, potem oswojony proces oskarżania Anny o to, że sama tego chciała, że miała zły charakter, że psuła im zabawę swoim histerycznym zachowaniem. Można przypuszczać, że traktowano ją jako trening przed dorosłym życiem, w którym trzeba dominować, podstępnie manipulować, wyeliminować stojącą na drodze „konkurencję” wzmacniać się grupą, czyli klasą. Charakterystyczna jest – co pięknie, metaforycznie pokazano sceną na dachu szkoły – w obu częściach filmu odmowa komunikacji. Najprawdopodobniej nikt w szkole z kolegów o jej problemach nie chciał rozmawiać, teraźniejsi oprawcy tym bardziej. Osaczona, nie mająca żadnej informacji z jakich powodów była atakowana, bez możliwości obrony i znalezienia rozwiązania, bez możliwości dialogu, czuła się podwójnie winna: że się nie broni i że winę zwalają na nią. Nie mając pojęcia, o co im chodziło, miała do czynienia z całym wachlarzem niechęci, które trudno uchwycić wprost, jak spojrzenia, niepatrzenia, odzywki lekcyjne, nie odpowiadanie na pytania, przywitania, złośliwe uwagi, kpiny, zdumienia, zdziwienia, aluzje do ubioru, wyglądu, szyderstwa. Nie omieszkano rozprowadzać, pewnie w formie żartu, nieprawdziwych plotek, wszelkie bolesne przygnębienia Anny powodowały jedynie wzmożone ataki i wmawianie jej, że jest, wiadomo, wariatką, osobą niezrównoważoną. Izolacja w grupie, zerwanie wskutek pomówień wszelkich więzi z grupą, sianie strachu jeśli ktoś się będzie przyjaźnił z Anną też padnie ofiarą fałszywych doniesień i oszczerstw. Nie była zapraszana, tajono przed nią wszelkie pozaszkolne spotkania, starano się izolować od zadań lekcyjnych lub skazując ją na zadania niewykonalne.
Z drugiej części filmu widać, że istniał w klasie wspólny front przeciwko Annie, skaperowano jednostki niezdecydowane i uległe które w normalnych warunkach by zachowały się przyzwoicie. Nie wiadomo, kto był prowodyrem, być może, że nie wiedziała o tym także Anna. Rozmawiała po latach z kolegą nikczemnym, jednak mógł być tylko jednym z wykonawców perwersyjnego ucznia, czerpiącego ze stworzonej sytuacji przyjemność, traktujący człowieka jak zabawkę. Strach i terror po latach przetrwał jedynie w zgodnym milczeniu klasowym, gdzie nikt nie odważył się powiedzieć Annie jak było. Tchórzostwo otoczenia i skazanie Anny na niszczące ją osamotnienie pozostawiło w niej trwałe, destrukcyjne rany.

Teraz, po latach, uczniowie z jej klasy zdają się tacy sami jak wtedy: są bezrefleksyjnymi, zadowolonymi z siebie, nobliwymi obywatelami. I całe szczęście, że powstał film, który opowiada nam o pewnej klasie w pewnej szkole, film, który ma moc sprawczą odreagowania lat straconych, lat nieukojonych, dającym artystce to, czego żaden śmiertelnik jej nie da – stworzy ją na nowo w filmie, nietykalną, wyzwoloną i władającą materią filmu według własnego artystycznego uznania.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *