Nobel 2015 Swietłana Aleksijewicz „Ołowiane żołnierzyki” (1989)

Trudno się zorientować, o co chodzi w wojnie w Afganistanie, bo wojna ta ma przebieg chroniczny, a wszelkie dochodzące stamtąd wieści, często nieprawdziwe, znieczulają swoją monotonną nudą. Swietłana Aleksijewicz nie tyle przypomina jej wagę, co stara się, jak i w każdym swoim utworze pokazać wojnę nie tam gdzie ona się toczy, ale tam, skąd pochodzą jej ofiary, w tym wypadku wojownicy.
W tym celu autorka przemierza Kraj Rad wzdłuż i wszerz, by spotkać się z rodzinami „ołowianych żołnierzyków”, którzy albo wrócili z Afganistanu w ołowiowych (cynowych) trumnach, albo, jako kaleki fizyczne, bądź psychiczne, jednakowoż niezdolni realnie wrócić do rodziny, czy społeczeństwa skutkiem ciężkiej wojennej traumy.
Różnorodność rozmów jest wielka, tak jakby autorka rozpaczliwie poszukiwała jakiegoś chociażby cienia optymizmu, jakiegoś zahaczenia w obłudnych powodach jej prowadzenia, czyli tego, co wmawia się od wieków rekrutom opowiadając o wojnach sprawiedliwych, toczonych w obronie uciśnionych, w obronie ojczyzny, która bez tej profilaktyki zostanie napadnięta.
Wojna w Afganistanie wchłonęła ołowianych żołnierzyków z całego obszaru ZSRR korzystając z ustawy o przymusowym wcielaniu do wojska na okres pięciu lat chłopców, którzy ukończyli 18 rok życia.
Swietłana Aleksijewicz rozmawia z matkami, którym siłą zabrano do wojska wypieszczonych jedynaków. One krzyczą na wieść o skierowaniu ich do Afganistanu, próbują coś wyjednać u zwierzchników, krzyczą w ich gabinetach. Krzyczą w salach szpitalnych. Krzyczą na widok metalowej trumny. Krzyczą, jak syn wraca cały, ale już na zawsze z nieodwracalną psychiczną aberracją. Krzyczą żony żołnierzy i oficerów oglądając ich zgon w szpitalach, lub otrzymując o nim powiadomienie. Krzyczą ich babcie, siostry, dzieci. Krzyczą też ich zwierzchnicy:

– To nie podlega rozpowiadaniu — dowódca rozeźlił się i krzyczał. – A pani chodzi i wszystkim gada, że syn zginął. Nie wolno rozgłaszać.”

Wielka reporterska praca momentami przerasta samą autorkę. Zwierzenia nigdy nie wysłuchanych kobiet i mężczyzn okaleczonych na całe życie utratą synów, ojców i braci są tak dramatyczne, że nawet ten zimny, reporterski zapis traumy wojennej wstrząsa czytelnikiem. Rozmówcy na moment wywiadu przeżywają swoje cierpienia, które z całą siłą wracają nigdy nie utulone, nigdy nie zagojone. Zmarnowane życie poraża swą martwotą nie tylko zmarłych, ale żyjących. Poraża bezradnością słuchających i wysłuchanych.

Swietłana Aleksijewicz w tej, jak i we wszystkich swoich publikacjach oddaje głos skrzywdzonym. Być może nie po to, by się wreszcie wygadali, bo ich nikt nie chce wysłuchać. Być może, ku przestrodze. Może po to, by ujawnione, raz na zawsze przetrwało w krwiobiegu światowej kultury, gdyż taka jest rola literatury i tak jej rolę autorka pojmuje.
[tłumaczenie Leszek Wołosiuk]

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *