Joe Wright “Pokuta” (Atonement)

“Pokuta” jest kiczem pierwszej wody, nie tylko scenariuszowo, chociaż zazwyczaj filmy oparte na powieściach są przeważnie lepsze od tych, pisanych tylko dla filmu.
Widocznie nasz religijny kraj musi w Wielkim Poście (Mel Gibson „Pasja”) doświadczać tego rodzaju pokuty – i faktycznie skutecznej.
Udręka intelektualna, jak to bywa na torturach, wzmagana jest sukcesywnie, by zadać końcowy cios w postaci kolejnej metamorfozy głównej pokutnicy, która poprzez wcielenia aktorek w różnym wieku zamienia się nagle w starą Vanessę Redgrave. Grając sławną pisarkę, aktorka wygłasza kuriozalne memento dotyczące stanu dzisiejszej sztuki. Sztuka jest bowiem zobligowana do, wg jej słów, naprawy życia popsutego przez grzesznych ludzi.

Bohaterowie pisarki, obarczonej winą wobec ich pierwowzorów i nie zrekompensowaną i pogłębioną z powodu ich śmierci w pożodze II wojny światowej, na kartach powieści obcują miłośnie i cieleśnie, kąpią się w morzu i żyją długo i szczęśliwie.
A wszystko poprzedzone kosztownym freskiem filmowym z bukolicznych wakacji w angielskiej, bogatej posiadłości i wojennym, surrealistycznym i realistycznym (na przemian) koszmarem.

Mimo mieszania gatunków, film jednak ustatkowuje się, postanawiając grać na najtandetniejszych uczuciach sentymentalizmu i schematach.
W wywiadach reżyser wprawdzie zwierza się, że największą dla niego trudnością techniczną było słowo, które tłumacze ścieżki dźwiękowej spolszczyli na słowo „cipa”, ale chyba to tylko kokieteria. Niepokojący jest u reżysera, dysponującego tak wspaniałymi środkami filmowymi – piękne kadry, doskonali aktorzy, muzyka – wymowa moralna filmu.
Artysta, wbrew przesłaniu filmu nie tworzy dlatego, że zawinił i rekompensuje to pisaniem spłacając dług.
Zresztą w filmie obłudny wątek pracy intelektualnej nijak się ma do zwykłego świństwa, które zakochany podlotek wyrządza dojrzałemu mężczyźnie. Grzechy, popełniane nagminnie w scenariuszu skutkują nawet nie kalectwem, ale śmiercią i nic dziwnego, że pozostała przy życiu winowajczyni nie wie, co z sobą począć.
Ogłasza więc rzecz światu w formie słownej spowiedzi książkowej, lekko ją przekłamując, czyli kończy happy endem.

Ta niesłychana modyfikacja spowiedzi przyda się wielu dzisiejszym grzesznikom, którzy traktują spowiedź świętą jako najkorzystniejszą drogę to ponownego grzeszenia.
I dlatego może taki zachwyt u widzów, którzy już film zobaczyli.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

21 odpowiedzi na Joe Wright “Pokuta” (Atonement)

  1. Anonim pisze:

    Zgadzam się z wieloma Twoimi zarzutami względem filmu, ale chyba są zbyt ostro wyartykułowane. Wiesz, porównując z innymi produkcjami to tak źle to nie wygląda.
    Ale fakt, z początku uważałem ten film za śmieszny. W nowym TP jest recenzja, dość pochlebna, tego filmu.

  2. Patryk pisze:

    To, co wyżej, pisał Patryk

  3. Ewa pisze:

    Pisząc recenzję, przeczytałam wszystkie (entuzjastyczne!), które udało mi się w necie znaleźć, fakt, jeszcze nie było Anity Piotrowskiej, której zdanie w Tygodniku Powszechnym bardzo cenię.

    Nie zobaczyłabym filmu, gdyby nie zwrócił mi na niego uwagi 28 letni absolwent polonistyki w prywatnym liście:
    „A propos kobiet i miłości, wczoraj jakoś odżyłem po ostatnim „secie” spania dwutygodniowego non stop, i byłem w kinie na znakomitym filmie. Niemal kiczowaty, wręcz hollywoodzki, ale jednak obiera jak jajko, ciągnie po kręgosłupie, zapiera dech w piersiach – „Pokuta”. I o co chodzi? Oczywiście o ten cały mit miłości romantycznej, czyli takiej na zawsze. Skąd to w człowieku, skoro wszystko naokoło, uparcie mówi: daj sobie spokój. Zaskakujący film. Kiczowaty w najlepszym tego słowa sensie, tej na granicy sztuki. A przecież nawet cwani chłopcy z popcornem w rzędzie z tyłu w pewnym momencie się uciszyli.”

    Tak więc mężczyźni lubią taki skłamany scenariusz laureata Nagrody Brookera.

  4. Rysiek listonosz pisze:

    Tak, Tygodnik Powszechny ostatnio żyć nie może bez gloryfikacji takiej sztuki:

    http://tygodnik.onet.pl/1548,1466101,dzial.html

  5. Patryk pisze:

    Pomyliłem autorów, tekst napisał Bartosz Oleszczyk: http://tygodnik.onet.pl/4200,1467928,dzial.html

    Rysiek listonosz: Dokładnie tak, pławi się TP w Wiśniewskim, Dodzie i gołych babach.

  6. Gabe pisze:

    ja probowalem czytac ksiazke i nie przeprnalem przez pierwsze 150 stron czyli ekspozycje.

  7. Rysiek listonosz pisze:

    Tak przecież nie napisałem.
    Artykuł jest zdecydowanie pro serialowy, podlizujący się.
    Po prostu TP stać na to, by być bardziej radykalnym, jednak tego nie robi.

  8. Ewa pisze:

    Michał Oleszczyk w przesłanym przez Ciebie Patryku artykule „Tygodnika Powszechnego”, cytuję: „Wielkie pytanie, jakie ta historia pomaga postawić, brzmi następująco: czy fikcja literacka może się stać przestrzenią odkupienia? Czy rany zadane żywemu ciału mogą się zagoić na zadrukowanej stronie?”
    Ja odpowiadam: Nie.
    „Tygodnik Powszechny” swoim recenzentem odpowiada: Tak

    Niestety, Gabe, nie czytałam powieści Iana McEwana, co może byłoby jednak odpowiedzią na dzisiejsze pytanie, gdybyś ją dokończył, a nie poprzestał na tylko 150 stronach.
    Bo nie wiem, na ile autorzy filmu zmienili bądź ugruntowali przesłanie, a raczej posłanie powieści i czy rzeczywiście jest ono tak niemoralne?

    „Posłaniec” Josepha Loseya chroni posłańca, tam posłaniec jest nośnikiem moralności, tam dziecko zostaje zniszczone poprzez wmanewrowanie go w zepsucie i matactwa dorosłych. Posłaniec w końcowej scenie jest dorosły, jest wrakiem, mężczyzną popsutym właśnie tym incydentem noszenia listów kochankom w dzieciństwie.
    Trzydzieści osiem lat później kręci się film, gdzie posłaniec wyrasta na sławną pisarkę, człowieka wygranego, człowieka sukcesu, wmawiając publiczności, że akt twórczy, bycie artystą (pisarzem), to pokuta, oczyszczenie. Używa się więc najwyższych wartości w sensie pierwotnym, greckim (katharsis), by nobilitować fikcję (szmirę), tylko dlatego, że dostanie Oskara, bo ogromne pieniądze, jakie wydano na film muszą się zwrócić.

    I to wspiera właśnie Tygodnik Powszechny.
    A mógłby się do tego wszech chóru piewców nie przyczyniać, zostawić tę robotę kolorowym pismom, niczego by mu nie ubyło.

  9. Jacek pisze:

    Zachwyt nad robotą artystyczną (chociaż te zachody słońca są według mnie niestawialne) nie ratuje nigdy dzieła, jako całości.

    Przykładem jest Leni Riefenstahl i jej sławny, piękny film „Triumph des Willens”, arcydzieło gatunku.

  10. Ania pisze:

    Gołe baby w “Playboy’u” nie zaszkodziły arcydziełom literatury światowej – drukowanym tam opowiadaniom o głębokim przesłaniu moralnym.
    Moralny niepokój jest w innych rejonach. Też w kinie. Mimo, że ma różne nazwy.

  11. Patryk pisze:

    Ewo, ta książka (“Pokuta”) jest do wygrania w konkursie z TP z Książek w Tygodniku (od dziś w kiosku).

    Jacku, Triumf woli to jeden z najnudniejszych filmów jakie widziałem.

    “TP” nie wspiera. Każdy redaktor ma swoje zdanie, jak sądzę. Nikt im nie płaci za pozytywne recenzje. Poza tym to pismo ogólnodostępne, nie periodyk literki, artystyczny, religijny, który kupuje 500 osób, a który finansuje jakiś Goethe Institut czy inny Cervantes. Oczywiście, można krytykować wszystko co się w TP drukuje, on po to jest, ale na jakim gruncie? Czy słabością jest w “Tygodniku” to, że nie boksuje się ze światem? Kiedyś istniał jako jakaś tam oaza wolnego słowa, w PRL-u, dajcie mu więc prawo istnieć teraz jako oazę wolnego słowa w czasach wolnego rynku. To wcale nie jest łatwiejsze – po prostu narastają inne problemy. Taki “Playboy” ma coś, czego “TP” nie ma i nie zanosi się na zmianę – pieniądze. No, a jeśli chce się ktoś boksować z pieniędzmi… Utrzymanie gazety to nie kupienie najtańszej herbaty.

  12. Ewa pisze:

    Patryku, ja na moim blogu nie dostaję żadnych pieniędzy, ani małych, ani dużych. I nie zanosi się, bym je kiedykolwiek dostawała (a bardzo bym chciała). Nie piszę tutaj też dla zaistnienia i sławy, piętnując Bogu ducha winne pismo, by zbić jakiś kapitał.

    Masz rację. TP jest po to, by emitować, czytelnicy po to, by zastanawiać się nad jakością tej emisji.
    Jako orędownik TP bardzo chwalebne, że czytasz mój blog i zwracasz uwagę na nasze tu wyrządzane „Tygodnikowi” szkody.

    Zwróć jednak uwagę na absurd tej sytuacji, na nierówne siły i zupełną marginalność mojego bloga w którym, po pół wieku braku takiej możliwości mogę nareszcie wyartykułować swoje zupełnie wolne, niegrożące na razie więzieniem, myśli (Co uważam za lepszą ludzką aktywność niż budowanie fałszywych misji filmowej „Pokuty”.
    Moją misyjność już zresztą Doktor Charles Kinbote dostatecznie na „kumplach” wyszydził).

    I nie bój się. Jeśli rzeczywiście coś jest w stanie zaszkodzić „Tygodnikowi Powszechnemu”, to na pewno nie mój blog.

  13. Ewa pisze:

    Acha, jeszcze jedno, wróciłam właśnie od Leszka, gdzie mój blog tam obgadujecie, nie mam siły ponawiać prób, by tam się wpisać.

    Nikt tutaj Ciebie nie atakuje, jedynie wypowiadamy się na temat pisma, którego ani nie jesteś właścicielem, ani też, jak tu napisałeś, odpowiedzialnym za prace w nim redaktorów. Bardzo się Cieszę, że mnie odwiedzasz i nawet komentujesz.
    Bardzo Ci zawsze za to dziękowałam i w dalszym ciągu dziękuję.
    Ale postawa zranionego aktywisty jest niepotrzebna.

  14. Patryk pisze:

    Nie wiem z których słów wywnioskować tę postawę zranionego aktywisty, nie ma to nic wspólnego z prawdą. Wiesz, mnie to tak bardzo nie interesuje co kto myśli o “TP” – przecież przekonań (bo przecież nie racjonalnej krytyki, z argumentami, takiej tu nie ma) nie zmienię.
    Nigdy nie obgadywałem Twojego bloga, z reguły też nie obgaduję ludzi.
    Nie boję się też o “Tygodnik”. Przecież to jest tylko blogowa dyskusja, z ludźmi “TP” nic wspólnego nie mająca. Nie staram się wszędzie wykrywać spisków, ataków, dlatego nie boję się “zagrożeń”. Jeśli piszesz o nierównych siłach, robisz to bardzo na wyrost – ja nie reprezentuję “TP”, ja po prostu o nim piszę.
    Bez sensu jest także porównywanie “TP” do blogów. “Tygodnik” jest pismem wychodzącym od 63 lat, wciąż trzymającym się na powierzchni za własne pieniądze – nie żadne państwowe, Kościelne czy inne. Blog to blog, nie kosztuje nic, rozdźwięk też ma o wiele mniejszy. Nikt też nie prowadzi tu ataków ze strony pisma.
    Rysiek napisał komentarz do tekstu o serialach. “Tygodnik” jest pismem, które zajmuje się prawdziwymi sprawami. To, że ludzie na potęgę ściągają seriale z Internetu jest faktem. Kiedy na potęgę zaczną ściągać opery, na pewno “TP” o tym napisze. Warto zaglądać na strony kulturalne w ogólności, nie nizać niektórych artykułów ze z góry założoną tezą. Mam wrażenie, że w Polsce istnieją dwa rodzaje pism czy programów: takie z żenującym poziomem, równaniem w dół i takie bardzo chwalone, przez nikogo nie czytanie i nie zrozumiane. Tak to wygląda z perspektywy przeciętnego polskiego “wykształciucha”, który ogląda amerykańskie seriale, a chwalbą obejmuje kino offowe czy tzw. ambitne (nieoglądane, oczywiście).
    Inteligentów w Polsce będzie, nie wiem, ze 100 tysięcy (zaniżam pewnie), periodyki literackie, filozoficzne mają nakład 500, 1000 – nigdy też na siebie nie zarabiają. Oczywiście łatwo obiegową opinią je uwielbiać, ale ktoś przecież za nie płaci – by 500 osób (pewnie 300 sprzedanych egzemplarzy, jakieś 100 przeczytanych, jakieś 20 przeczytanych ze zrozumieniem – reszta na półkę dla ozdoby) mogło powiedzieć “TP” piszący o serialach, a fe!

  15. Ewa pisze:

    Tak, tylko Ty cały czas z pozycji reprezentanta jakiejś zbiorowości, tutaj – TP.

    Tłumaczę, że blog mój jest moim głosem i nie musi chronić niczyich interesów, od nikogo nie dostaje pieniędzy i niczego nie sprzedaje.

    Natomiast Ty sugerujesz, że TP musi robić ukłony komercyjne, by się utrzymać. Ja tu piszę, że właśnie jego siła mogłaby być w bezkompromisowości i żal mi, że TP zaprzepaszcza taką szansę.
    Ale, jak zauważasz, te dwa ciała nie są kompatybilne – nikomu nieznany blog i legendarny „Tygodnik” – wołałabym więc, byś występował tutaj we własnym imieniu, a nie w charakterze jakiegoś mafijnego wysłannika broniącego interesów zleceniodawcy. Wierzę, że ciosy zadane Twojemu chlebodawcy Cię bolą, ale przecież nie robimy tego dla rozrywki, tylko, jak napisał Doktor Kinbote, by misji stało się zadość!

  16. Rysiek listonosz pisze:

    Artykuł w TP jest o serialach i jest afirmujący, wręcz entuzjastycznie nastawiony do tego zjawiska, od którego odchodzą już ludzie nowej cywilizacji, którzy nie muszą być skazani na programy telewizyjne.
    Nie wiem, czy rzeczywiście TP sam się finansuje, z artykułu Jerzego Pilcha wynikało, że nie.
    Myślałem, że „Tygodnik Powszechny” jest przeznaczony dla jaśniejszych, bardziej wyrafinowanych, dla specjalnego odbiorcy. Ale widocznie się mylę i faktycznie, nie ma sensu sadystycznie go zaczepiać.
    Kończy się przecież zdaniem:

    „Może ten fakt stanie się zachętą dla rodzimych telewizji, by najbardziej wartościowe pozycje, którymi dziś pasjonują się amerykańscy telewidzowie, jak najszybciej trafiały i do nas”.

    A to przecież nie nasza blogowa działka.

  17. Patryk pisze:

    Na prośbę Ewy kończę więc pisać o TP, nie ma to sensu, jakże mi być mafijnym wysłannikiem.

  18. Ewa pisze:

    Przepraszam Cię Patryku, nie chciałam nikogo obrażać. Ale niestety zawsze wszelka kontrowersja ujawnia blogowy schemat: brak potrzeby spotkania blogowego, jedynie obronę interesów kogoś, kto akurat jest omawiany. A to Nieszuflady, a to Pułki, a to TP.

    A ja się nieodmiennie zachwycam samym fenomenem bloga, jego możliwościami właśnie artystycznymi, a nie interwencyjnymi.

  19. Przechodzień pisze:

    Kilka zdań w kwestii tych prawdziwych spraw, którymi zajmuje się TP, w odróżnieniu od reszty pism, które rzecz jasna zajmują się nieprawdą.
    Otóż Patryk myli się, jednak są ludzie którzy ściągają z netu opery, znam nawet jednego wybitnego znawcę tego gatunku, sam ściągnąłem dla niego kilkaset oper, a jednak TP o nim się nie zająknie, a szkoda wielka, bo spora z niego indywidualność i dla czytelników TP niepowetowana strata przemilczenie takiego rzadkiego i wartościoweg zjawiska. Gdyby tylko zechciał, a pismo z takim ambicjami (ale właściwie jakimi?) powinno takie rzeczy robić obligatoryjnie, szalenie wzmocniłby tę niewielką grupę, zepchniętych obecnie na zupełnie mikroskopijny margines, pozbawianych z dnia na dzień w zawrotym tempie racji istnienia prawdziwych znawców sztuki. Niestety robi coś zupełnie przeciwnego; staje się rzecznikiem tego co w kulturze najgorsze, owych “wykształciuchów” wazelinując się im w rzeczonym artykule, wzmacnia ich, i tak już nie do ruszenia pozycję, namaszcza obskurantyzm intelektualny, rozgrzesza lenistwo umyłowe, nie mówiąc już o bezwstydzie nieczytania literatury wartościowej. 20 lat temu się tego jeszcze ludzie wstydzili, dożyliśmy czasów, a TP niestety ma w tym swój udział, kiedy człowiek nieoglądający seriali, jeśli nie chce być odrzucony przez swoje najbliższe otocznie, musi się z tym ukrywać, i to dobrze ukrywać. Zdemaskowany, jest towarzysko skończony.
    Patryk przedstawił dwa typy pism; samofinansująca się wielkonakładowa żenada i niskonakładowa perła dla 20 czytających ze zrozumieniem osób, za którą to fanaberię “ktoś przecież płaci”. Do żadnej z tych grup, w świetle tego co napisał Patryk, TP zaliczyć nie można.
    Do jakiej zatem kategorii można, skoro nie jest wielkonakładowym brukowcem, i nie jest jednocześnie na garnuszku jakichś ktosiów?
    Mówienie, że to pismo samo sobie zawdzięcza swoje 63 letnie istnienie, to jakaś naciągana propaganda, skoro wszyscy wiedzą iż to organ kościoła i przez niego finansowany. Po 90 roku kościołowi udało się przerzucić ciężar płatności na MKiDN. Teraz ma być, lub już jest wykupione przez ITI (Pilch) co się będzie wiązało z mocnym przeprofilowaniem. Wiadomo też, że również wychodziło w niewielkich ilościach i czytelnikami (ze zrozumieniem) było “20” tych samych zresztą osób. Jako pismo niszowe, non-profitowe, utrzymywane z pieniędzy publicznych, ma psi obowiązek tę publiczność bronić przed nią samą. To, że przestał to robić i przyłaczył się do barbarzyńców kultury oznacza wielką zmianę, chyba a konto tego przeprofilowania prawicowego.
    Choć starannie ukrywana, zmiana została właśnie tu ujawniona, na tym skromnym non-profitowym blogu.
    A Patryk, gdyby tylko zechciał odejść kilka metrów od siedziby TP, zauważyłby ją natychmiast.

  20. Ann pisze:

    Chyba nie Pani recenzować filmy….Tandetna to jest ta wypowiedź….Niech artyści malarze malują swój świat i wyrażają opinie poprzez obrazy – może to będzie do zaakceptowania…

  21. Ewa pisze:

    > Ann
    Uprzejmie proszę wyjaśnić, co się Pani nie podoba w mojej recenzji, a nie niegrzecznie wchodzić na cudzy blog i obrażać autora. To nie jest gazeta.
    I proszę się przedstawić i wyjawić, jaki ma Pani zawód.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *