OBŁOMOW

Nikt już nie zna całej twórczości Iwana Gonczarowa, natomiast Ilia Ilicz Obłomow stworzony przez pisarza na kartach powieści przetrwał wieki jako archetyp człowieka zbędnego. Gonczarow był przeciwieństwem swego bohatera, żył czynnie i nowocześnie, podróżował po świecie, nigdy się nie ożenił.
Bierdiajew wprost obwinia szlachtę rosyjską za stworzenie warunków do zrodzenia się komunizmu i wybuchu krwawej rewolucji październikowej. Zmieniona w Obłomowów skutkiem carskich ukazów przyzwalającym im na szybkie przechodzenie w stan spoczynku w młodym wieku, wracała do majątków na wsi, gdzie gnuśniała w nieróbstwie i dziwactwie. Pełno ich sportretowanych w “Martwych duszach” Gogola. Dobrolubow, którego dziewiętnastowieczna publicystyka była w reżimie komunistycznym nad wyraz przydatna – był w Polsce spolszczany i obficie drukowany – pięknoduchostwo i abnegację obłomowszczyzny potępia jako nieprzydatne społecznie zło hamujące rozwój państwa.
Gonczarow jednak przedstawił w Obłomowie człowieka delikatnego, wrażliwego, którego marzycielstwo jest szlachetne z natury i dobre. Jedna z bohaterek powieści tak go przedstawia:

“(…)Ma coś droższego niż wszelki rozum: uczciwe, wierne serce. To jego szczere złoto, przeniósł je bez uszczerbku przez całe życie. Padał pod ciosami, stygnął, zasnął wreszcie, przybity, rozczarowany, straciwszy siłę do życia, nie stracił jednak uczciwości i wierności.
Serce jego nie wydało ani jednej fałszywej nuty, błoto nie przywarło do niego.(…) To dusza kryształowa, przejrzysta: ludzi takich jest mało, są rzadcy – to perły w tłumie. Serca jego nie przekupisz niczym; na nim zawsze i wszędzie można polegać(…)”

Obłomow nie ulega wpływom przyjaciela Sztolca (Niemca stworzonego w powieści przez Gonczarowa jako przeciwwaga aktywnej postawy życiowej do pasywności Obłomowa). Umiera w młodym wieku skutkiem otłuszczenia serca, jako mąż prostej, byłej wdowy, u której wynajmuje pokój w Petersburgu, z którą ma dziecko. Jego plany życiowe były trochę inne, ale mimo wszystko podobnie je zrealizował.

W to tegoroczne tropikalne lato czytając “Obłomowa” Gonczarowa zastanawiałam się, jakie są marzenia tych wszystkich ludzi wypoczywających na plaży, leżących teraz nad jeziorem w słodkim cieniu drzew. I czy są zbędni społecznie, jak chcieli rosyjscy nihiliści dziewiętnastego wieku? Czy cywilizacja dysponująca maszynami zastępującymi pracę ludzi i zwierząt nie powinna dążyć do tego, by ludzie i zwierzęta byli coraz szczęśliwsi?

(…) – Nie, wcale nie tego – odezwał się Obłomow prawie obrażony – jak to? Czyż moja żona zajmowałaby się konfiturami, grzybami? Czy liczyłaby motki przędzy i segregowała wiejskie płótno? Czy biłaby dziewczęta po twarzy? Słyszysz przecie: nuty, książki, fortepian, wytworne meble.
– No, a ty sam?
– Sam też nie czytałbym zeszłorocznych gazet, nie jeździłbym bryką, jadłbym nie kluski i gęś, lecz wyszkoliłbym kucharza w klubie angielskim lub u jakiegoś zagranicznego posła.
– A potem?
– Potem, gdy zelżeje upał, wysłałoby się wóz z samowarem, z deserem do brzozowego gaju albo na łąkę, na skoszoną trawę, rozłożyłoby się między stogami dywany i tak można by się rozkoszować aż do chłodnika i befsztyka. Chłopi idą z pola z kosami na ramieniu; tam pełznie fura siana, które zakrywa cały wóz wraz z koniem; u góry na sianie sterczy przystrojona kwiatami czapka chłopa i główka dziecka; tam śpiewa głośno gromada bosych bab z sierpami… Nagle spostrzegły państwa, przycichły, kłaniają się nisko. Jedna z nich z opaloną szyją, gołymi łokciami, nieśmiało opuszczonymi, lecz filuternymi oczami, ledwo, ledwo,
tylko dla pozoru, broni się przed pańską pieszczotą, a czuje się szczęśliwa… Pst! Żeby żona, broń Boże, nie zobaczyła!
Tu Obłomow i Sztolc zanieśli się od śmiechu.
– W polu robi się wilgotno – zakończył Obłomow – ciemno; mgła jak odwrócone do góry dnem morze zawisła nad żytem; konie wzdrygają się, biją kopytami – czas do domu. W domu zapalono już światła, w kuchni stuka na raz pięć noży; patelnia grzybów, kotlety, jagody… Muzyka… Casta diva… Casta diva…! – zaśpiewał Obłomow. – Nie mogę obojętnie wspominać Casta diva! – powiedział zaśpiewawszy początek cavatiny. Jak ta kobieta wypłakuje swe serce! Jakiż smutek dźwięczy w tych tonach! Nikt wokoło nic nie wie… Tylko ona… Tajemnica ciąży jej; powierza ją księżycowi…
– Lubisz tę arię? Bardzo się cieszę, pięknie ją śpiewa Olga Iljińska. Przedstawię cię – co za głos, co za śpiew! A sama Olga, cóż za czarujące dziecko! Zresztą, może mój sąd nie jest obiektywny, mam do niej słabość… Ale nie odbiegaj od tematu, nie odbiegaj – dodał Sztolc – opowiadaj!
– Cóż jeszcze? – mówił dalej Obłomow – to chyba wszystko. Goście rozchodzą się po oficynach, po pawilonach; a nazajutrz każdy idzie sobie, gdzie chce: jeden łowi ryby, drugi poszedł ze strzelbą, a ktoś inny tak sobie po prostu siedzi…
– Po prostu, nic nie ma w ręku?
– A co ci trzeba? Powiedzmy, chustkę do nosa. Cóż, nie miałbyś ochoty tak pożyć? – spytał Obłomow. – Co? Czy to nie jest życie?
– I wiecznie tak? – zapytał Sztolc.
– Do siwych włosów, do grobowej deski! To jest życie!

[Iwan Gonczarow “Obłomow” fragmenty w tłumaczeniu Nadziei Druckiej]

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *