Dworki amerykańskie III: O’ahu (Hawaje) by Przechodzień

no images were found

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii obrzędy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

17 odpowiedzi na Dworki amerykańskie III: O’ahu (Hawaje) by Przechodzień

  1. Ania pisze:

    O, już są dworki hawajskie. Widzę dużą różnorodność w porównaniu z formą, którą Witkowski w „Barbarze Radziwiłłównie” nazwał klocem polskim.

  2. Rysiek listonosz pisze:

    Tak, wygląd domów jest papierkiem lakmusowym czasów, w których przyszło nam żyć.
    Polacy nie mogą mieć wyrzutów sumienia, że nie wykazali się architektonicznym smakiem i pokryli swoją ojczyznę identycznymi brzydkimi domami, ponieważ prawo budowlane PRL –u nie dawało zezwoleń na żadne indywidualne smaki.

    Czytaliście opinie Jerzego Pilcha o dzisiejszym Tygodniku Powszechnym?

    http://www.dziennik.pl/opinie/article117007/Symbol_nowych_czasow.html

    Zastanawiają te wyrzuty sumienia czytelników Tygodnika, którzy kupują go dla ich wywołania poprzez nie przeczytanie, a kupienie. Ten masochizm obywatelski wiąże się zapewne z ich uwiezieniem albo w klocu polskim, albo w bloku. Dlatego wyrzuty sumienia lokuje się w obiekcie zastępczym. Językiem psychiatrii, jest to przeniesienie.

  3. Bolek Kalfior pisze:

    Bardzo symboliczny ten komentarz.

    A ja mieszkam w mieszkaniu z zabudowy lat pięćdziesiątych na osiedlu pierwotnie zaprojektowanym na wzór koloni robotniczych budowanych w Europie przed wojną, ale z pomysłami Bieruta.

    A Tygodnik Powszechny czytam i kupuję od 1945 roku, od pierwszego numeru od deski do deski. Więc wyrzutów sumienia nie mam.
    Myślałem, że prawem fizycznym zmniejszenie formatu spowoduje powiększenie czcionki, ale o tym nie pomyślano. Więc chyba bedę je już mieć, prenumeratę wykupuję w dalszym ciągu.

  4. Ania pisze:

    To ile ty masz lat, Bolku, jeśli można wiedzieć?

  5. Przechodzień pisze:

    Ryśkowy trop jest częściowo trafny, bo wyrzuty sumienia są stymulantem nie tylko mieszkańców kloca polskiego, jak i szerzej, bloku betonowo-polskiego, ale wszelkich społeczeństw zbudowanych na lęku i poczuciu winy. Z grubsza państwa basenu śródziemnomorskiego czyli judeochrześcijańskie “jadą” na wyrzutach sumienia. W tym basenie dobro, bycie dobrym nie są wartościami samymi w sobie, a jedynie warunkami do wartości wyższych, jak życie wieczne. W tej koncepcji nawet seks może stać się jakimś dopustem bożym, uwłaczającym obowiązkiem, a co dopiero czytanie TP. Ale to tylko wiedzą czytelnicy tegoż pisma.
    Rzeczywiście jest dla mnie zagadką jak przez 20 lat misyjno-heroicznej pracy tego zacnego tygodnika, pontyfikatu największego Polaka, etosu Solidarności, mógł zrodzić się fenomen faszyzującego Rydzyka z jego radiem i 5 milionową armią moherów. Czy to z powodu nieczytania TP?

  6. Bolek Kalfior pisze:

    We wrześniu skończyłem 92 i po śmierci Danusi kupiłem komputer. Część artykułów Tygodnika Powszechnego czytam programem czytającym dla niewidomych.

    Tropiki znam, przed wojną wydałem własnym sumptem książkę o moich przeżyciach w Afryce. Ale w Armii Andesa poznałem moją żonę Danusię i nie było już czasu na literaturę.
    Dopiero teraz.

  7. Ewa pisze:

    Słowa Przechodnia i Bolka świadczą o jakiejś głębokiej alienacji tego Tygodnika.
    Za moich czasów warto było „Tygodnik Powszechny” mieć na biurku, co podobno robiło tak dobre wrażenie, jak egzemplarz „Play Boya” w krajach zachodnich (ale Kisiela czytało się zawsze i czekało niecierpliwie na następny tydzień).

    Szkoda tylko Bolku, że Twoich potrzeb literackich „Tygodnik Powszechny” nie zdołał zagospodarować przez taki szmat czasu. Wygląda, że jesteś tym koniem z Orwella na osiedlu Bolesława Bieruta.

    Witaj w klubie niedrukowanych!

  8. Maciek pisze:

    Podobno Jerzy Urban w czasie swojej pamiętnej pracy w polskim rządzie namawiał generała Jaruzelskiego, by budował dla młodzieży byle jak i byle co, tanio i z najgorszych materiałów, a i tak odciągnie ich tym od „Solidarności”.
    Nie wiem, na ile te rady się zmaterializowały i czy takie architektoniczne obiekty powstały, chyba w małym stopniu, bo rząd upadł.

    Skoro jesteśmy w karnawałowych tropikach to warto sobie przypomnieć obraz “Skąd przybywamy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?” Paula Gauguina i gdzie się podziewamy podczas stawiania tych pytań.
    „Tygodnik Powszechny” stawiał na hodowlę ludzi dobrych.

  9. Jacek pisze:

    Tak, pamiętam z lat osiemdziesiątych taki polski melodramat filmowy: ona zaciążona, u niej w domu przeludnienie, on skłócony z rodzicami. Grozi aborcją i zakochani postanawiają zamieszkać w domku pracowniczych ogródków działkowych.
    Film kończy idylliczny kadr takiego dworku wśród pnącej fasoli w pełni lata.
    To chyba o takiej zabudowie dla młodych myślał Jerzy Urban.

  10. Przechodzień pisze:

    Kim jesteśmy?
    Bolszewia wyhodowała człowieka duchowo i myślowo zwężonego. Dzięki podwójnej moralności, którą gwarantowało państwo wyrzuty sumienia były w nim, niczym dusza nieśmiertelna, obecne niemal od chrztu świętego. Do kompletu dodawano mesjanizm, ksenofobię i antysemityzm. Mnożył się tym sposobem dość przrażający i lepki twór, który niesłusznie i stronniczo ks. Tischner nazwał homo sovieticus, melanż ten należało nazwać raczej homo sovieticus-katholikos. Organem prasowym tego przedsiębiorstwa był TP i Niedziela (kontrolowane ściśle przez aparat paryjny), dwa pozornie różne pisma dla celowo spolaryzowanej klienteli; “intelektualnej” (dziś politycy używają terminu wykształciuchy) i “ludowej” co w cywilu odpowiadało podziałowi na umysłowych i fizycznych, ale w obu wypadkach grupy te pokrywały się mniej więcej. Nota bene ta polaryzacja widoczna była również w lżejszych kalibrach; “Przekrój”-“Panorama”, “Szpilki”-“Karuzela” itd. Podział ten był istotnym składnikiem systemu -wielokrotnie napuszczano jednych na drugich – dogadzał obu siłom i zapewniał im trwanie. A TP działał jak wentyl bezpieczeństwa, tworzył i podtrzymywał mit MY-ONI (w istocie nie było żadnych MY) W warunkach realnego socjalizmu przy totalnej reglamentacji wszystkiego i pełnej kontroli mógł z woli aparatu i KK, tak jak to Pilch zauważył przebywać w wymiarach jedynie symbolicznych. Nie było ważne czy się czyta TP czy nie, bo treści tam jałowe i oderwane od życia. I z wyjątkiem ostatniej strony gdzie przez pewnien czas ludzkim głosem mówił Kisielewski nikt przy zdrowych zmysłach reszty nie czytał. Chodziło (wykszałciuchom rzecz jasna, jak bardzo liczebnej nie wiadomo, z pewnością dość małą) o kupienie za umiarkowaną cenę poczucia przynależności do lepszego towarzystwa, a nawet jakiejś bezpiecznej opozycyjności w granicach prawa. Dzięki temu, przy nowym rozdaniu kart nawet kolekcjonerzy TP mogli czuć się współautorami przemian.
    Ponieważ proces dekomuniazcji się tu nie odbył (właśnie z tego powodu, że nie było żadnych MY i nikomu nie jest na rękę ten proces) mechanizmy się powtarzają, hasła, podziały, a co najważniejsze ten typ człowieka nie znika. Widać to jak na dłoni na Nieszfladzie, przy okazji hasła ZLP ujawnili się mentalni beneficjenci komuny i jej zdecydowani wrogowie. Uważają oni, że nie byli komuchami, a jedynie przyszło im żyć w komunie. (Gilling)
    Obie strony nie rozumieją, że w złodziejskim i zdeprawowanym, amoralnym systemie nie można było zachować cnoty, jak na wojnie ludzie dotąd łagodni stają się mordercami, i bynajmniej nie z rozkazu, ale w akcie wolnej woli. (E. Junger “Sturm”)
    TP, jednak jestem na nie, może będzie dobrym pismem prawicowym, po wykupieniu go przez ITI, ale przez te lata nie był pismem wolnym i realizował wytyczne. Odchodzili najlepsi, Kisiel, Pilch, Król…
    Ale na razie starczy, bo i tak za dużo i zdaje się nie na temat…

  11. Bolek Kalafior pisze:

    Dlaczego – bardzo na temat.
    Wątek w Nieszufladzie (Zielone Buty „Przyznam się, że jestem zaskoczony…”) ujawnił oprócz zewnętrznych mechanizmów rozpraszania sił intelektualnych w komunistycznej Polsce zupełnie uniwersalne, odwieczne mechanizmy międzyludzkie, gdzie widać jak na dłoni wyłącznie walkę o własne interesy pod pretekstem ogólnego dobra.
    Polecam wszystkim siedemnastowiecznego Jeana de La Bruyère „Charaktery, czyli Przymioty Teofrasta” – mam przedwojenne tłumaczenie Jana Potockiego – gdzie analiza strategii ludzkiej jest przeprowadzona od strony dworu, a nie jak w “Księciu” Niccolo Machiavellego, od strony władzy.
    Ponieważ mieliśmy zawsze Władców zazwyczaj – jako osobowości – bardzo miernych, poczynając od Bolesława Bieruta, odium win spada na Dwór. Myślę, że sugestie Pilcha niszczenia pisma od wewnątrz są słuszne. Ale, co może wiedzieć czytelnik, skoro, jak pisze Pilch, nie ujawniono nawet tego, co zazwyczaj się w krajach demokratycznych ujawnia.
    To w końcu nie Nieszuflada, która powoli traci swoją informacyjną wartość poprzez symboliczne wmawianie uczestnikom, że ich wiersze są najważniejsze na świecie i wyalienowane ze wszystkich odwiecznych mechanizmów międzyludzkich.
    Młodzi odgradzają się od toksycznego starego poprzez budowanie kolejnej fikcji.

    Polskie domy intelektualne zawsze będą domami z bajki o trzech świnkach.

  12. Ania pisze:

    Jesteś Bolku mniej buntowniczy, niż Jerzy Giedroyc, któremu dane było żyć w wolnym kraju.
    Czy życie w komunistycznej Polsce, oprócz permanentnych wyrzutów sumienia, dawało pokorę?

  13. Bolek Kalafior pisze:

    Oczywiście, można przy tak długim życiu zawsze posadzić człowieka o sentyment.

    Po utracie wszystkiego, a ukończyłem Lwowską Politechnikę, zatrudniłem się w biurze projektów jako kosztorysant, podjąłem więc pracę poniżej moich umiejętności i możliwości. Ale dawała w stalinowskich czasach poniekąd wolność. I dawała też, paradoksalnie prestiż, zwracano się do mnie z szacunkiem.
    Obserwuję teraz na portalu Nieszuflady, jak osoby z tytułem doktora, posiadacze dyplomów po humanistycznych kierunkach napadają na siebie na poziomie przekupek, strach bierze o tych młodych ludzi i o te czasy.
    W czyich rękach jest teraz literatura?

  14. Rysiek listonosz pisze:

    To może jeszcze ja wtrącę swoje trzy grosze.

    Tęsknota za sporami Turgieniewa typu „Ojcowie i dzieci”, jest jak napisał Przechodzień niemożliwa, ponieważ pozostał sam nihilizm i nie ma co z czym się spierać.
    Wszelkie wartości wyższe zostały wyśmiane i zdegradowane, na polu boju pozostały jakieś bardzo relatywne wytwory poetyckie, których wartość można sofistycznie analizować w nieskończoność, jeśli się potrzebuje udowodnić zupełnie zielonym urzędnikom struktur kulturalnych o potrzebie wyróżnienia, by sfinansowały ich upublicznianie.
    Oczywiście w ten sposób wprawiona machina w ruch zawsze będzie jak ognia bała się prawdziwych talentów i fermentu rozsadzającego bardzo wygodne nie tylko posady w tygodnikach literackich, ale i stada poetów współpracujących.

    Zdumienie Bolka Kalafiora na sowiecki styl dyskusji na Nieszufladzie nie powinien dziwić, jest to w końcu bardzo konsekwentne, nawet i to, że w Tygodniku Powszechnym Nieszufladę się gloryfikuje, a poetów tam publikujących, drukuje.

    Więc i nawet trzeci dom porządnej i przewidującej świnki nie ma sensu w dzisiejszych czasach.
    Zbudowany jest wprawdzie solidnie ale martwo i mimo, że najnowsze materiały budowlane dostępne to i tak zabawa skończona. Wołk też pisze wiersze i nie poluje na wieprzowinę, bo może ją sobie kupić w hipermarkecie.

  15. Anonim pisze:

    Zdaje się, że te “przekupki”, to nauczyciele. Pamietam taki styl dyskusji ze szkoły. Szczególnie ta dialektyka erystyczna – pomniejszanie przez wytykanie błędów ortograficznych nawet jak ich nie ma, typowo belferska.

  16. Ewa pisze:

    Dopiero dzisiaj udało mi się ukończyć czytanie omawianego tutaj wątku nieszufladowego, gdzie się dowiedziałam, że największym poetą jest Arkadiusz Burda.

    Ale pora już skończyć z karnawałem, nim Przechodzeń wklei po powrocie do Seattle następne Dworki, zapraszam, a szczególnie Ciebie, Bolku Kalafiorze, ze względu na wiek, do omawiania „Rebelii”.
    Mam nadzieję, że przesłaną Ci książkę przeczytałeś i odnalazłeś się w jej klimacie.

  17. Bolek Kalafior pisze:

    Oj, Ewo, to nie moje pokolenie w „Rebelii” Mariusza Sieniewicza.
    Za naszych czasów takich popojek nie nazywano prywatkami, nie słuchaliśmy Ireny Santor ani Mieczysława Fogga.
    Nie paliliśmy gandzi. Najwyżej opium i Ella Fitzgerald.
    Tam jest pokolenie pięćdziesięciolatków, widocznie pisarz nie przewiduje istnienia starszych ludzi w swoim twórczym planie.

    Ale chętnie będę komentować, jako osoba wiekowo w powieści nie ujęta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *