Dworki amerykańskie II: Seattle – dworki na wodzie (by Przechodzień)

no images were found

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii obrzędy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

25 odpowiedzi na Dworki amerykańskie II: Seattle – dworki na wodzie (by Przechodzień)

  1. Ania pisze:

    Gratuluję Przechodniowi konsekwencji badań wolności Tomków w dworku.

    Czy takie domki na wodzie to slumsy, czy szczyt egzystencjalnej fanaberii? To nie Wenecja i ciasnota miasta nie zmusza mieszkańców do ostateczności.
    Maszyna do mieszkania, habitat, home; wybór, czy egzystencjalny przymus?

    Człowiecza nora coraz ważniejsza, gdy praca urzędnicza przenosi się do domu, likwidując cudze pomieszczenia, gdzie się żyło, a we własnym tylko spało.
    Ile dzisiejszy mieszkaniec planety daje za widok z okna?

  2. Jacek pisze:

    Pamiętam, jak właściciela malucha stawiano za przykład człowieka pracy, który ma to, o czym marzy dzięki wytrwałości i nie uleganiu wstrętnym nałogom jak picie alkoholu i palenie papierosów.
    Ponieważ wszyscy normalni ludzie pili, gdyż inaczej się nie dało żyć, a w telewizji nie można było uświadczyć sławnych autorytetów bez papierosa, papieros był zawsze synonimem mądrości (wszystkie fotografie pisarzy), udowodnić marzycielom, że są sami sobie winni, było niesłychanie łatwo. Więc problem wolnego wyboru był rozwiązany.

    Z wyborem mieszkania było podobnie, co zresztą Bareja w „Alternatywach” zilustrował. Tam przecież w blokowisku skomasowano wszystkich po społu, jaśniejszych i ciemniejszych, tych, którzy coś ze swoim życiem wartościowego usiłowali robić i tych, którzy im to skutecznie niszczyli.

  3. Ewa pisze:

    To nie jest blog geograficzno – przygodowy, więc póki Przechodzień się nie odezwie, nie ma sensu pisać, jak tam z tymi domkami jest. Wszystkiego w necie można się dowiedzieć.
    Ja się dowiedziałam – od razu mi powiedziano, że wymyślam – że to miasto po wykupieniu od wodza Indian za puszkę coca – coli zaczęło natychmiast wprowadzać wszelkie najnowsze udoskonalenia, przede wszystkim kanalizację i profesjonalne, porcelanowe klozety. Po pierwszym gwałtowniejszym przypływie całe miasto zostało zalane szambem. Wtedy mieszańcy nadbudowali je niesłychanym wysiłkiem (pozostając jednak przy opcji porcelanowych klozetów, a nie drewnianych premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego), stąd ta malownicza postać dzisiejszego miasta, gdzie spać się nie chce.

    Więc Jacku nie tylko bolszewia. Podobno Józef Piłsudski specjalnie nie budował dróg, spekulując większe utrudnienie dla najeźdźcy, nie przyzwyczajonego brnąć w polskim błocie.

  4. Przechodzień pisze:

    Nie mam pojęcia, ja tylko robię zdjęcia, nie pytam nikogo czy to slums czy szczyt marzeń. Ale na zdjęciach widać jachty i motorówki, więc nie są to biedni, których tutaj, mimo bogactwa miasta, dość sporo (ale to jest pojęcie względne, a nie dysponuję danymi statystycznymi), widać biednych i bezdomnych na sposób drastyczny. Podobno większość tych bezdomnych nędzarzy to weterani wojny wietnamskiej, trwale okaleczeni psychicznie, którymi już nikt się nie zajmuje, a przybywa następna generacja kandydatów na bezdomnych, z nowej bushowej wojny.
    W każdym razie domki na wodzie (jakby się ktoś przymierzał) są nie do kupienia, bo to wielopokoleniowe dziedzictwo. Ale tak jak wszędzie, cena dworku zależna od położenia, czyli widoku, i przebicia mogą być wielokrotne. Od miliona do czterech milionów za podobny dworek, ale z lepszym widokiem.

    Z maluchem to właściwie od razu się rypło, bo nie mogli (jak zresztą wszystkiego) nastarczyć z produkcją i ten polski samochód dla Kowalskiego (to Gierek, więc niekoniecznie chodziło o robotnika) był oddalającym się mirażem, bo cena ciągle rosła, i kiedy w latach 90 sprokurowano wolny rynek, okazało się, że circa 200 000 kowalskich, mimo pełnej wpłaty-przedpłaty nie może posiąść-dosiąść malucha, ktory zdążył osiągnąć cenę giełdową. Był okropny skandal i zdaje się państwo interweniowało przy pomocy, jak zwykle pieniędzy podatnika.
    Tu jest zupełnie inaczej, mimo iż to miasto gejów, artystów i hipisów, czarnych, niebieskich, żółtych, czerwonych i białych czuć jedną tożsamość narodową. W Polsce mimo wybicia Żydów i dalszego ich prześladowania, mimo całkowitej homogeniczności społeczeństwa nikt nie ma sentymentu do swojej państwowości, a najwartościowsi wyjechali i dalej wyjeżdżają. Tu niesłychany tygiel, a czuć jedność i dumę z przynależności. Podobnie z drogami, są tak robione, aby najeźdźcy ułatwić, by od razu czuł się jak u siebie w domu.

  5. Anonim pisze:

    To odnośnie mozaiki kulturowej w różnych państwach, przeklejam z blogu kumple, bo ucieknie, śmieszny news na temat edukacji polskich dzieci:
    jakobe |
    2008-01-23 09:19:36 | 83.25.73.195
    http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,4857912.html

    artykulik raczej paranoiczny i przesadzony, ale jeden fragment szczególnie daje radę:

    “Wiceprezes zarządu łódzkiego Związku Nauczycielstwa Polskiego Jadwiga Tomaszewska uważa, że trzeba zweryfikować listę lektur pod kątem treści antysemickich (…)
    Te książki, które je zawierają, przesunąć do kanonu lektur uzupełniających”.

  6. Przechodzien pisze:

    Tu na Hawajach pierwszy raz mam naprawde poczucie, ze Ziemia to kuliste cialo niebieskie zanurzone w bezkresie kosmosu. W Polsce przesladowalo mnie wrazenie, ze Ziemia to plaski twor, podtrzymywany przez 4 zolwie.

  7. Ewa pisze:

    A ja jestem tak przywiązana do tych żółwi (chociaż sadyści twierdzą, że to są krokodyle).
    Czy nie uważasz, że tak późne przejście na heliocentryczny ogląd wszechświata grozi demoralizacją?
    Jak teraz wrócisz?

  8. Ewa pisze:

    Boże, Przechodniu, skasowałam Twój ostatni komentarz pomyłkowo. Wyjątkowo w nocy spamer z Amsterdamu dał tyle komentarzy, że przy ich kasowaniu zlikwidował się Twój.
    Czy mógłbyś go jakoś odtworzyć? Piszesz w mailu, że tam na wyspie Internet na darmo jest w powietrzu.
    Więc może nie problem?
    Tak mi przykro…

  9. Ania pisze:

    To szkoda że nie zdążyłam przeczytać tego komentarza.
    W oczekiwaniu na dworki hawajskie Przechodnia wklepałam na You Tube hasło „Hawaii House” i wyskoczyło kilkanaście dworków, niejednokrotnie tubylców, a czasami małżeństw mieszanych.
    Ciekawe, czy wyspy archipelagu Hawaje, dzisiejszy stan USA to taki stan Kuby, gdyby nie było tam Rewolucji i Fidela Castro?

  10. Ewa pisze:

    Kuba nigdy nie chciała być amerykańskim burdelem, ale nie wiadomo, co to teraz, w dzisiejszej cywilizacji oznacza.
    Też byłam na You Tube i Honolulu wygląda jak Nowy Jork. Nie wiem, czym to mierzyć. W końcu pisarze nawet jak są, to z Kuby emigrują, a na Polinezję raczej kultura przychodziła z zewnątrz (Gaugin). Może nie wszystko społeczeństwa mogą mieć równocześnie. Mimo wszystko, jak jest bogactwo, to zawsze ludzie jakoś się dzielą, niekoniecznie równo.
    Najgorzej, jak nie ma materii do podziału wcale, a jedynie dzielony sprawiedliwie jest terror.

  11. Ania pisze:

    A wdziałaś na you tube te arystokratyczne twarze monarchii hawajskiej?
    Nie szkoda takiej zamiany na twarz Buscha?

  12. Ewa pisze:

    Nie wiem.
    Czytam w „Galerii Potworów” Agnieszki Osieckiej że w trakcie wypuszczenia na rynek piosenkarski piosenki z jej tekstem „A dziś księżniczka Anna spadła z konia” właśnie delegacja rodziny monarchii angielskiej wizytowała Warszawę i księżniczka Anna poczuła się obrażona.
    Autorka rzecz komentuje brakiem humoru u córki królowej Wielkiej Brytanii, a humor angielski ceni najwyżej.
    A jednak ton lekceważenia nie jest ironiczny. I mino całego dystansowania się do siermiężnej kultury PRL-u na kartach tej 400 stronicowej książki jest jej wielką afirmacją i hymnem na cześć tych czasów.

    Zamiana królowej Hawajów na prezydenta Stanów Zjednoczonych jest chyba czymś innym, niż wprowadzenie na Kubę komunizmu, gdzie monarchii nigdy nie było. Nie było też nigdy niepodległości, Kuba nigdy nie była samodzielnym państwem, a mając teraz absolutną wolność państwową nie jest w stanie się utrzymać.
    Wracając do Agnieszki Osieckiej, można zadać pytanie, czy dzisiejsza kultura jest gorsza od kultury PRl- u.
    To tak jak pytać, czy państwowość hawajska jest gorsza od kubańskiej.

  13. Rysiek listonosz pisze:

    Chyba chodzi przede wszystkim o możliwości samorealizacji o czym świadczy dzisiejszy boom literatury postkolonialnej. Czytam w Wikipedii:

    “Na Kubie dostęp do przeglądarek internetowych jest zablokowany. Można odbierać jedynie pocztę internetową, która jest cenzurowana do około 2 tygodni, w takim też okresie odbierane są wiadomości w obie strony”.

    W PRL-u było podobnie.

  14. Ania pisze:

    No właśnie Rysiu, taka jestem szczęśliwa, że chociaż po trzydziestu pięciu latach na You Tube mogę zobaczyć Elvisa, jego słynny koncert, gdy miałam dwadzieścia lat:

    Wikipedia: (Elvis Presley)”14 stycznia 1973 roku dał porywający koncert charytatywny na Hawajach, był to pierwszy w historii koncert transmitowany na cały świat przez satelitę. Zgromadził wtedy przed telewizorami ponad miliard widzów, (co 6 człowiek na Ziemi oglądał jego koncert).”

    I co rok ów, zapoczątkowany taką techniczną, światową rewelacją, zapoczątkował w Polsce?
    Za Wikipedią:

    “…Powstał koncern wydawniczy RSW “Prasa-Książka-Ruch”, centralna organizacja wydawnicza PZPR;
    … krajowa narada aktywistów organizacji młodzieżowych z udziałem Edwarda Gierka. Podjęto decyzję o szybkim powołaniu Federacji Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej;
    … podjęto uchwałę o tworzeniu dzieł kultury w “oparciu o ideały socjalizmu”. Przewodniczącym został ponownie Gustaw Holoubek;
    …Edward Gierek przyjął przewodniczącego Komitetu Ekspertów, Jana Szczepańskiego, który wręczył I sekretarzowi raport o stanie oświaty. W raporcie postulowano “tworzenie jednolitego frontu kształcenia i wychowania”.
    …Biuro Polityczne KC PZPR podjęło uchwałę w sprawie rozwoju informatyki;
    …VIII Kongres ZSP. Utworzenie Socjalistycznego Związku Studentów Polskich…”

  15. Przechodzien pisze:

    Nie szkodzi tego komentarza, chodzilo mi tylko o to, ze po tych doswiadczeniach kosmologicznych, bardziej nie rozumiem jak sie tu dostalem, niz jak stad wyjade.
    Cale te Hawaje, zostaly zawlaszczone i ludnosci miejscowej sie to nie podoba i trzeba dobrze wybierac miejsce na kamping, bo podobno wyzywaja sie tubylcy na turystach, z ktorych zyja, ale nie lubia. Na razie nie okazali nam negatywnych uczuc. Ale nikt nie chodzi nago jak na Kubie za Batisty.

  16. Ewa pisze:

    Cieszę się, że odezwałeś się z kawiarni, my tu piszemy o Hawajach korzystając z zasobów Internetu, a nie wiadomo, czy ta turystyczna autopsja jest bardziej prawdziwa.
    Warto to wszystko zweryfikować.

    Myślę, że nikomu z prawych ludzi, tych, którym nasza planeta miła, nie podoba się przekształcanie jej w wesołe miasteczko. W końcu Pinokio zawsze zamienia się w osła prowadzonego na rzeź.
    Wiem, że krakowiacy nienawidzą turystów, tej całorocznej stonki z całego świata, może dlatego ich anty gościnność jest sławna na całą Polskę, może tubylcy na Hawajach też mają już dość.

    Ale fenomen doświadczenia egzotycznych wysp tak wielu ludziom, przecież nie tylko bogaczom, w naszej cywilizacji jest zachwycający.
    Podobno między wyspami kursują tylko samoloty, bo promy zlikwidowano. Więc wszystkie dobra techniczne wykorzystane na maksa.

  17. Rysiek listonosz pisze:

    To chyba bardzo racjonalne, że w miejscach najpiękniejszych, geograficznie przynależnych wakacjom i odpoczynkowi robi się właśnie to, a nie wprowadza przemysł ciężki, jak było na Kubie.
    Mam do dzisiaj szybkowar z ciężkiej stali wyprodukowany na Kubie.

    Dlatego zastanawia mnie dzisiejsza notka na kumplach detronizująca wielkości pisarzy tak wielkich, jak Pawła Huelle, Olgi Tokarczuk, Jerzego Pilcha, Magdaleny Tulli i Doroty Masłowskiej na łamach tygodnika “Newsweek Polska” przez pisarza o o wiele niższej randze w rankingu polskiej prozy.
    Czasami przecież literackie wyspy zamieszkałe, a często gwałtem zaanektowane, zasiedziałe od lat, mogą po prostu produkować nie ten towar.

    Może nasi pisarze – bracia mniejsi – mają czasami słuszność, niekoniecznie w celach zamachu stanu?

  18. Ewa pisze:

    Cóż, kultura starożytnej Grecji powstała na wyspach, a towarzysząca jej melancholia to ciągła obawa przed barbarzyńskimi okrętami z zewnątrz.
    Ale wyspy to też przecież wewnętrzne choroby i społeczne zniekształcenia.

    Czytam na Nieszufladzie, że poeta Jacek Dehnel będzie ścigał (sądownie?) Marka Trojanowskiego, jeśli parodia jego osoby „PoliszFikszyn” wyjdzie z blogu autora na inne portale lub ukaże się w druku.
    Ponieważ zrecenzowałam tę powieść sieciową u mnie na blogu, mam obawy, czy nie łamię polskiego prawa, skoro czyn nadaje się do sądu.

    Więc broni się wysp różnie.

  19. tajnapolska pisze:

    powieść przednia

  20. Ewa pisze:

    Wiesz tajna, żeby nie było, że skandalicznymi okolicznościami podwyższam czytelność mojego bloga.
    Faktycznie, najwięcej wejść zaobserwowałam przy okazji tej marginalnej notki, podczas gdy moje egzaltowane i uczone wynurzenia przeszły bez echa.
    Myślę, że Marek Trojanowski musiał to napisać i teraz obserwuję na jego blogu coś w rodzaju spowiedzi, myślę, że są to bardziej akty oczyszczające (czego w Twojej twórczości nigdy nie było). Na mój gust obscena jest brudna, ale jest i bardzo gwałtowne przeżycie, i mimo wszystko zdystansowanie, rodzące pierwszorzędny humor.

    Czytałam jeszcze wczoraj w Nieszufladzie projekty kolejnych restrykcji, mających jakoby obniżyć poziom agresji tego portalu zabiegiem przymusowego podpisywania się pełnym imieniem i nazwiskiem. Podobno przyłapano poetów na wpisywaniu się pod własnymi wierszami – zmieniając nicki – gloryfikujących samych siebie, a udających, że robi to ktoś inny. Ten przecież tak fatygujący dla autora zabieg, energochłonny i pełen bądź, co bądź twórczej inwencji, został bezwzględnie potępiony.
    I właśnie ubolewając, że w sieci parodia Nieszuflady tak szybko się skończyła, miałam na myśli to, że autor zamknął sprawę na jednym bohaterze, podczas gdy drugim, wspanialszym, jest cała społeczność portalu, z jej absurdem, podlizywaniem, składaniem hołdów i buntem.

    I powracając do wiodącego ten ciąg komentarzy problemu wyspy, jako metafory wolności bądź zniewolenia nasuwa mi się tygodnik „Nie” Urbana, którego do ręki nie biorę i nie czytam, a dla wielu z mojego pokolenia jest synonimem wolności słowa (patrz „Galeria potworów” Agnieszki Osieckiej”).

    I myślę, że zostały tu w sieci pomylone granice tej wolności, których na całe szczęście sieć nie posiada: sieć, jako możliwość artykulacji własnego szaleństwa, jako możliwość wyspy. A czy świat to szaleństwo przyjmie, czy odrzuci, to już sprawa świata.

  21. Anonim pisze:

    A Pani uważa, że banowanie na portalach jest słuszne?

  22. Ewa pisze:

    To różnie. Ja tu kasuję tylko spamy.

    Jeśli chodzi o moje doświadczenie, to podzielam zdanie Jacka Podsiadły: wymagam od ludzi, by mnie lubili, jeśli mam z nimi mieć jakąś sprawę. Wczoraj bezskutecznie próbowałam dać komentarz na jednym blogów i dzisiaj próbę powtórzyłam. Czy była to tylko sprawa techniczna, to i tak się już nie dowiem, bo nie powtórzę tego więcej.

    Jest aż nadto blogów w sieci, by znaleźć obopólną sympatię.

  23. Bolek Kalafior pisze:

    To zapraszam na mój blog, nie chcę się tu reklamować, adres bloga wysyłam mailem.

  24. tajnapolska pisze:

    Moją pierwszą powieść “Dzicy detektywi” czyta właśnie maro i jakaś grupka ludzi, którym plik, ode mnie dostał wydruk 100 stron A4 pisanych 11. Czy gdzieś około 150 stron w książce foramtu ha!art?
    Jak mi tego maro nie wyda, to będę miał kłopot ze znalezieniem wydawcy. A druga moja powieść ma tytuł “Czarna mafia” i też jest zaangażowana społecznie

  25. Ewa pisze:

    To może się uda! Życzę powodzenia!
    Będę miała o czym na blogu pisać!

    Za tydzień napiszę o „Rebelii” Mariusza Sienkiewicza (nie zostawię suchej nitki).

Skomentuj Bolek Kalafior Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *