Budynek szkolny wzniesiony w latach pięćdziesiątych na skarpie Diabliny, do której przeniesiono Ewę wraz z częścią jej klasy trzeciej, był jeszcze okazalszy i trzykrotnie większy, niż szkoła, do której dotychczas chodziła. Teraz dopiero, po dokładnym przyjrzeniu się szczegółom budowlanym widać było jak na dłoni, że jej poprzednia szkoła 36 na ulicy SDKPiL zbudowana była w tej samej, przedwojennej manierze stylistyki obiektów użyteczności publicznej z naciskiem na ich dostojeństwo i powagę. Bardzo trudno było się nie bać tych czterech kolumn podtrzymujących ciągnącego się na szerokość pompatycznego wejścia balkonu służącego chyba jedynie jako miejsce na liczne flagi polskie i radzieckie oraz transparent wyprodukowany przez Warszawską Spółdzielnię Pracy dla wszystkich polskich podstawówek o treści: PRACĄ I NAUKĄ SŁUŻYMY POLSCE LUDOWEJ. Śmieszniej byłoby, gdyby dyrektor ze świtą właśnie na tym balkonie witał i przemawiał jak z trybuny pierwszomajowej do nowych uczniów wrześniowego słonecznego przedpołudnia 1961 roku. Jednak nikt nie odważyłby się uszczknąć czegokolwiek z tej powagi fundowanej pierwszoklasistom przybyłymi tutaj z matkami i tytkami wypełnionymi słodyczami. Dyrektor w ciemnym garniturze stał przed schodami mając przed ustami mikrofon na statywie, o kilka metrów dalej grono nauczycielskie w garsonkach i garniturach, a wyżej na schodach tuż przez głównymi drzwiami wejściowymi po obu stronach dyrektora sztandar szkolny z uczennicą i uczniem w biało granatowym stroju i symetrycznie po drugiej stronie sztandar harcerski z harcerką i harcerzem.
Tłum dzieci po zakończeniu uroczystości gęsiego przekraczał próg szkoły, niejednokrotnie po raz pierwszy. Ewa, z racji swojego małego wzrostu nie wiedziała gdzie się udać i co tak naprawdę się dzieje. Jej wzrok krążył po fasadzie tego trzykondygnacyjnego ponurego budynku z zakratowanymi suterenami, którego się bała. Podążyła za Marzenką i okazało się, że ich IV b będzie miała siedzibę nad suterenami, gdzie były szatnie.
Powitała ich młoda, wysoka, szczupła szatynka o miękkim przyjemnym głosie. Ewa z Marzenką usiadły w pierwszej ławce i natychmiast, od pierwszego wejrzenia pokochały panią Szaniawską z wzajemnością.
Czwarta klasa miała już podział na przedmioty prowadzone przez różne nauczycielki. Pokochały także panią Bator od polskiego, ale właściwie wszystkie nauczycielki im się podobały. Być może, przyszły nowe czasy, kiedy nikt nikogo nie bił linijką i nie trzeba było siedzieć z rękami założonymi za siebie. Nie zrezygnowano jednak z więziennego sposobu utrzymywania dyscypliny na przerwach, z tym, że korytarze były tu o wiele dłuższe i dyżurujących nauczycielek więcej i więcej papierosowego dymu. Nauczycielki paliły „Carmeny”, „Piasty” i „Zefiry”, czekały z ciekawością na zapowiadane przez telewizję „Rarytasy”. Po kilku dniach chodzenia w parach po korytarzu dzieci rezygnowały nawet z rozmów i apatycznie przeczekiwały przerwy lekcyjne martwo przemierzając kilometry korytarzy, by wyżyć się dopiero w tych skąpych chwilach, kiedy jeszcze nauczycielka do klasy nie weszła, kiedy z całą premedytacją już z dziennikiem pod pachą kończyła palić papierosa w pokoju nauczycielskim, zagadywała koleżankę, zwlekała jak tylko mogła z rozpoczęciem lekcji. Wtedy klasy się konsolidowały, dzieci biegały, rzucały szmatą od tablicy i kredą, wykorzystywały do cna okazję do odreagowania więziennego spacerniaka. Dyżurny klasowy, wybierany w poniedziałki na tydzień z opaską na ramieniu z wyhaftowanym napisem DYŻURNY biegał ze wszystkimi zapominając o swoich obowiązkach. Jednak inicjacja społeczna Ewy nastąpiła właśnie na takim spacerniaku, a nie w klasie.
Podczas przerwy do Ewy i do Marzenki przyłączyła się pani Podolak, przysadkowata, zażywna młoda nauczycielka, która jak się okazało, była hufcową. Ewa nigdy nie mogła zapamiętać, kim była, bo kazała siebie nazywać druhną. Harcmistrz Podolak przeszła spacerując z Ewą i Marzenką na kilku przerwach kilka kilometrów korytarza mijając za każdym razem dostojne kolumny podpierające strop analogicznego korytarza, gdzie wyżej już nie tak zdominowane przez grono nauczycielskie kotłowały się klasy piąte i szóste. Pod koniec lekcji, po barwnych opowiastkach z życia harcerskiej braci, na ostatniej przerwie uzyskała przyrzeczenie, że do harcerstwa się zapiszą. Pani Marzenkowa, repatriantka ze wschodniej wsi, gdzie Ukraińcy robili czystki etniczne, a którym świadkowała z pełną świadomością już nie dziecka, gdyż była o pięć lat starsza od Krystyny, wpajała w Marzenkę wszelką możliwą niechęć do ruskich. Jednak przy naleganiach jedynaczki uległa. Ewie Krystyna też zgodziła się kupić harcerski mundurek. Do harcerstwa zapisały się też Jola, sąsiadka Mai i Basia, mieszkająca przy placu Grunwaldzkim.
Pierwsza zbiórka w harcówce na najwyższym piętrze budynku była dla Ewy oszałamiająca. Panował tam radosny zgiełk, luz i domowa atmosfera. Druhny były niejednokrotnie niezwykle rozwinięte ponad swój wiek, być może powtarzające klasy, z dużymi piersiami, umięśnionymi łydkami upiętymi czarnymi podkolanówkami. Wyrośnięci druhowie po mutacji z sypiącym się zarostem śmiali się z nimi i grali na gitarze. Sprawiali wrażenie, że właśnie wrócili z jakiegoś harcerskiego rajdu z lasu, gdzie panowała nie tyle atmosfera rodzinna, co małżeńska, a rzucone słowo wywoływało salwy śmiechu, podczas gdy wstępujący nie mieli pojęcia, o co chodzi. Ewa nieśmiało siadła z Marzenką na podłodze. I wtedy ta prowodyrka, ta najokazalsza z dziewcząt wskazała na Ewę. Ewa była dumna, że ją dostrzeżono i przysunęła się do druhny. Wtedy dziewczyna spytała o brata Andrzeja. Ewa powiedziała, że klasę Andrzeja przeniesiono do pawilonówki. Wtedy druhna, mająca zielony sznur i jakąś widać władzę, mianowała Ewę zastępową zastępu utworzonego w ich klasie, klasie IV b złożonego z Marzenki, Joli i Basi.
Ewa nie miała pojęcia, kim jest zastępowa i nie bardzo mogła się tego dowiedzieć. Była już po lekturze różnych książek młodzieżowych o podwórkowych gangach, opowiadaniach Andrzeja o „Kamieniach na szaniec” Kamińskiego, marzyła o takiej właśnie grupie zaprzyjaźnionych osób wspólnie spędzających czas na zabawie, ale nigdy nie chciała stać na jej czele. Wyrok druhny drużynowej zdawał się nieodwracalny i wzbudził hamowany sprzeciw grupy, której go narzucono. Szczególnie szemrała Jola, że takie wyróżnienie się Ewie nie należy, ale było już za późno. Ewa się zgodziła.
Krystyna nazajutrz oprócz wydatku na skórzany pas z klamrą, finką i skórzaną pochwą na finkę, chustę brązową i plastikową lilijkę do wsuwania rogów chusty zamiast wiązania, szary fartuszek z metalowymi guzikami z lilijką, szary sznur, musiała dokupić jeszcze brązowy sznur. Tylko Ewie wolno było nosić brązowy sznur, reszta zastępu pozostała przy sznurze szarym. Ewa była dumna ze swojego brązowego sznura i te wszystkie akcesoria, a szczególnie finka, wprowadzały ją w dumę i zachwyt.
Teraz przy publicznym meldowaniu obecności swojego zastępu składającego się zaledwie z trzech osób łatwych do zapamiętania, Ewa przeżywała katusze. Jej publiczne występy, mimo wykucia na blachę formułki obowiązującej przy meldowaniu zastępu drużynowej doprowadzały ją do takiego lęku, że nim zbliżyła się, ona, najmniejsza harcerka w całej szkole na placu przed szkołą na przepisową odległość do drużynowej, z pewnością powinna osiwieć, lub zemdleć. Jednak po udanym wygłoszeniu formułki i skręcie w stronę, której nie potrafiła zapamiętać, nie czuła satysfakcji przezwyciężenia go, ani wygrania sytuacji, przeciwnie, jeszcze większy strach przed analogicznym następnym meldunkiem. Torturą dla niej była musztra na boisku szkolnym, gdyż nie panowała nad stroną prawą i lewą. Po komendzie, w którą stronę mają się obrócić, niejednokrotnie wykonywała coś przeciwnego i by tego nie robić, podpatrywała sąsiadki z ominięciem zrozumienia rzuconej komendy, czym opóźniała toczące się ćwiczenia.
Jednak całą jesień Ewa skutecznie pełniła funkcję zastępowej obligowana do robienia raz w tygodniu zbiórek swojego zastępu w celu zdobywania przez niego sprawności harcerskich. Jedną z takich akcji była skutecznie zorganizowana akcja pod kryptonimem „Niewidzialna Ręka”, a polegająca na zainstalowaniu w klasie IV b kącika czystości. Dziewczynki złożyły się na zakup miednicy, wiadra do zlewania, ręcznika i mydła. Stojak na miednicę zaofiarował się wykonać ojciec Ewy. Rudek zespawał na budowie pręty zbrojeniowe i pomalował na biało lakierem, który nie chciał wyschnąć jeszcze długo po potajemnym wieczorowym dostarczeniu urządzenia do klasy. Podstawę stojaka zrobił z żelbetonu, by się nie przewracało i wykafelkował. Okazało się to tak ciężkie, że nie wiadomo, jakim cudem przynieśli to z ojcem Joli Florianem późną nocą do szkoły. Jola z Basią wykonały kartki z odciskiem czarnej ręki na wyrwanej z bloku rysunkowego kartce, i żeby nie było wątpliwości, podpisały ją „Niewidzialna Ręka”.
Na drugi dzień klasa nie tyle ucieszyła się niewątpliwie potrzebnym sprzętem klasowym, gdyż ubikacje były daleko, ile tym, że zaczarowana „Niewidzialna Ręka” zauważyła ich i ich potrzeby. Oczekiwano na akcje następne i zbytnio nie interesowano się, kim jest tajemnicza „Niewidzialna Ręka”.
Akcja została uznana jako sprawność harcerska i cały zastęp Ewy był z siebie dumny.
Ewa miała wiele powodów do zadowolenia jesienią 1961 roku. Przedsiębiorstwo Barów Mlecznych zaczęło sprzedawać lody “Calypso” produkowane w Chłodni Składowej w Gdańsku i rozprowadzało codziennie po Polce 2 tony lodów “Calypso”. Sklepiku ze słomkami wprawdzie tutaj nie było, ale można było lody „Calypso” kupić w „Dianie” na Klary Zetkin nawet w grudniu.
Równocześnie z czasów jakie nastały, zadowoleni byli nauczyciele, mimo, że klasy były w dalszym ciągu czterdziestoosobowe, to jednak zniesiono zmiany i mogli kończyć pracę wraz z uczniami. Na Dzień Nauczyciela wyróżniający się nauczyciele dostali darmowe zaproszenia na występy „Śląska” w Hali Parkowej w parku Kościuszki, gdzie odbyło się też spotkanie aktywu nauczycielskiego z członkami egzekutywy KW PZPR oraz przewodniczącymi prezydium wojewódzkiego Rady Narodowej.
W nowej szkole dbano, tak jak w poprzedniej o obowiązkowe szczepienia przeciwko Heinego-Medina. Podano wszystkim dzieciom w klasie do wypicia fiolki ze szczepionką. Również dbano o zęby. Po wstępnych oględzinach jamy ustnej na początku roku, dentystka chwaląca się pracą w wojsku i zawrotną liczbą usuniętych przez nią zębów żołnierzom bez znieczulenia, nie próżnowała. Wzywała do swojego gabinetu małych pacjentów przez swoją pomocnicę ubraną na biało w białym czepku pielęgniarki. Nie można było odmówić takiego wezwania i wizyta w gabinecie na parterze szkoły łączyła się zawsze z poczuciem niesprawiedliwego cierpienia. Kiedy Basia nie wróciła z zabiegu z gabinetu, gdzie zemdlała, wychowawczyni zwolniła ją z reszty lekcji i wysłała do domu. Jednak większość zakrwawionych uczniów posłusznie wracała do ławek.
Grudniowa wywiadówka powtórzyła wszystkie problemy klasy.
– Jeśli dwójkowicze nie wezmą się do roboty, jedna czwarta nie otrzyma promocji. Nie przychodzą rodzice takich dzieci na wywiadówki – powiedziała ze smutkiem pani Szaniawska, jednocześnie chwaląc dziewczynki za wzorowe zachowanie i postępy w nauce, w tym Ewę.
Nadciągała zima, której śniegu bano się, pamiętając zimę stulecia. Ogłoszono po klatkach schodowych zarządzenie Komitetów Blokowych żądających od mieszkańców czynów społecznych w odśnieżaniu ulic.
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia i w telewizji, jak co roku ogłoszono, że statek polskich linii oceanicznych wiezie do Polski cytryny i rodzynki, na motorowcu „Monte Cassino” też przypłyną cytrusy, a statek „Orłowo” w grudniu dostarczy cytryny i pomarańcze. Niczego z tych zapowiedzianych dostaw Krystynie nie udało się kupić. Wysyłała regularnie Ewę po rybę pod pretekstem, że Ewa lubi karpia. Faktycznie Ewa uwielbiała karpia w galarecie, chyba najbardziej z całego domu i chętnie wybrała się po niego ze sznurkową siatką do sklepów na Koszutce, gdzie wywieszono kartki, o której karpia przywiozą. Ponieważ dostawy się opóźniały, a kolejki się już formowały, postanowili ze spotkanym Edkiem, który też bardzo lubił karpia, pójść wyżej Koszutki do sklepu koło starej szkoły Ewy, tam gdzie kupowała słomki. Ale wszędzie sytuacja była podobna, zmarznięci Ewa z Edkiem wrócili do domu umawiając się, że wrócą do sklepów jeszcze wieczorem. Jednak Krystyna już nie puściła Ewy, gdyż miała przemoczone buty i na wigilię karpia nie mieli. Nigdy zresztą nie trzymali karpia w wannie jak większość domów na osiedlu, gdzie nie kąpano się przez cały tydzień karmiąc karpie chlebem. Ewa nigdy nie doświadczyła w domu takiego widoku i nie nawiązała więzi emocjonalnej z rybą. Jednak podświadomie była zadowolona, że nie przyniosła do domu ryby, której pyszczek by z pewnością zakleszczał się oczkami sznurkowej siatki.
W wigilię Ewa dostała na imieniny grubą książeczkę w kształcie dużego modlitewnika w twardej okładce z dziewczynką w bereciku z antenką na okładce ściskającą maskotkę zielonego słonia. Była to powieść Heleny Boguszewskiej „Czerwone węże” i stała się natychmiast ulubioną książką Ewy. Jak się okazało w czytaniu, słoń był broszką zbyt powiększoną na okładce, czymś tak drogocennym, że na końcu książki dziewczynka oddała ją z bólem serca swojej przyjaciółce w dowód najwyższej miłości i wyrzeczenia. Ta z kolei zrobiła podobny gest oddając jej coś najcenniejszego, co posiadała, próbki materiałów z fabryki włókienniczej w Łodzi. Ewa oczywiście chciałaby też dostać taką właśnie kolekcję z barwnymi tkaninami, gdyż cierpiała na głód pięknych materiałów dla swoich lalek, by mogła uszyć im sukienki. Te najwyżej próby zachowania międzyludzkie dziewczynek z ubogich, proletariackich rodzin polski międzywojennej, kiedy rodził się ruch robotniczy i siatka konspiratorów lewicowych zawiązywała komitety pomocy rodzinom śląskim podejmującym w kopalniach i hutach strajki, budziły w Ewie najwyższy podziw i uznanie. Ponieważ jej potrzeby uczuciowe nie zawsze satysfakcjonujące z Marzenką, zaczęły przesuwać się na pozostałe członkinie zastępu harcerskiego, a „Czerwone węże” wzbudziły w Ewie nadzieję, że jest to możliwe.
O Ewie
Ewa Bienczyckalistopad 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki