Po powrocie z wakacji ostatniego sierpnia, gdyż Krystyna chciała, by dzieci były jak najdłużej na świeżym powietrzu, spojrzała smutno na dwa nieporadnie obite czerwonym materiałem fotele, które jeszcze bardziej zagraciły duży pokój, ale nic nie powiedziała, co zabolało Rudka. Dwie szafy wzdłuż dłuższej ściany i na sąsiedniej ścianie tapczan, na którym spały z Ewą, a do którego Andrzej przysuwał składane łóżko polowe, przytłaczały pokój. Pionowe łóżko spuszczane na czas przyjazdu Wandy, do którego wnętrza wkładało się na dzień polowe łóżko Andrzeja, pod oknem stolik dzieci do odrabiania lekcji i kwietnik ze spawanych drutów zbrojeniowych, okrągły stół rozsuwany na środku, było przeładowaniem nie do zniesienia po przemyskich, zdawało się, latyfundiach trzypokojowego mieszkania.
W połowie sierpnia w Przemyślu Emil dowiedział się słuchając Wolnej Europy, że Anglicy owinęli pomnik Żołnierzy Radzieckich w Tiergarten w Berlinie Wschodnim drutem kolczastym na znak protestu przeciwko budowaniu muru. Rudek był tam we wrześniu 1958 i widział ten ogromny pomnik.
Zaczęto budować mur o drugiej w nocy w niedzielę 13 sierpnia 1961. Berlińczyków obudziły pojazdy wojskowe wiozące szpule drutu kolczastego, które rozwożono do wcześniej zaplanowanych stanowisk rozładunku. Kolej S-Bahn została zamknięta i tą drogą nie można już było przekroczyć granicy. Rozpoczęto nocą wznosić barykady z drutu ustawiwszy reflektory wzdłuż Bernauer Strasse, gdzie biegła granica między sektorami francuskim i radzieckim. Na Potsdamer Platz, na najbardziej ruchliwym ze wszystkich przejść granicznych zaczęto młotami pneumatycznymi kuć bruk ulicy i stawiać betonowe filary. Wstający dzień odsłonił widok zasieków z drutu kolczastego ciągnącego się wzdłuż granic sektorów wojskowych amerykańskiego, brytyjskiego i francuskiego, przebiegającego niejednokrotnie środkiem ulicy. Ludzie chcący rano pójść do pracy w poszczególnych sektorach zostali zawróceni. Ktoś podobno w nocy zasnął w S-Bahnie i nie udało się mu wysiąść z pociągu na ostatniej stacji w sektorze brytyjskim, został zatrzymany na kilka godzin przez milicję i przetrzymany w NRD. Podobnie zatrzymano żołnierzy, którzy nie zdążyli wrócić z nocnych hulanek po enerdowskich knajpach.
Ulice Berlina nagle opustoszały. Rozpoczął się koszmar reflektorów, wież strażniczych, stanowisk karabinów maszynowych i pól minowych… Czołgi radzieckie stały wokół miasta i czekały.
Mimo tych wstrząsających wieści grożących III wojną światową, Krystyna szybko otrząsnęła się pozostawiając je jakby już za sobą, w Przemyślu. Teraz martwiąc się o dzieci rzuciła się w wir katowickich spraw dnia codziennego. Opłaconego na miesiąc mleka butelkowego w sklepie na Klary Zetkin nie przynoszono, nawet jak kiedyś, w kratkę. Zawsze, kiedy nie przynieśli, na drugi dzień stały pod drzwiami dwie butelki za dzień poprzedni, a teraz nic. Podobno winne były Zakłady Mleczarskie w Nowym Bieruniu, ale co to Krystynę mogło obchodzić. Sąsiadki jeździły do Czeladzi, ale tam stało się od 5 rano w kolejce, a o 8 już go nie było. W Sosnowcu było mleko do nalewania, ale nie było butelkowego. W sklepach kolejki, obsługuje tylko jedna osoba. Na chleb “zakopiański”, bo tylko ten daje się jeść, trzeba polować, a bułek nie ma wcale. Podobno wszystkie dzieci w Katowicach miały dostać kubek mleka w szkole, ale jeszcze nie uruchomiono Zakładów Mleczarskich przy ulicy Dąbrówki, gdyż Katowickie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego nie oddało obiektu na czas i nie dało się zwiększyć produkcji mleka butelkowanego.
Zresztą, sklepy w Katowicach nie mając czym handlować, wykpiwały się często wywieszkami „remanent”. Krystyna będąc w mieście w ciągu piętnastu minut naliczyła wywieszkę „remanent” w „Delikatesach”, w sklepie papierniczym przy Mickiewicza, w księgarni przy 3 Maja 12, obok remanent miała perfumeria, kiosk „Ruchu”, na poczcie okienko zasłonięte kotarą „nieczynny”, na króciutkiej 15-go Grudnia zamknięte były aż trzy sklepy.
Całe szczęście, że Krystyna przywiozła z przemyskich ciuchów zimowe płaszcze dla dzieci i sobie amerykańskie futerko. W październiku Katowicki Dom Mody „Elegancja”, placówka prowadzona przez Katowickie Przedsiębiorstwo Krawiecko-Kuśnierskie posiadające własne biuro projektowania odzieży wystawiła wprawdzie własną kolekcję jesienno zimową, ale tylko na pokaz i to podczas rewii mody w Śląskiej Filharmonii. Krystyna nigdy na takich pokazach nie bywała, jednak zawsze się jakoś o nich dowiadywała, czy w kolejkach w sklepie, czy od Zosi i jej sąsiadek. W klatce schodowej Krystyny też nikt na te w każdym sezonie odbywające się pokazy nie chodził, a jednak się o nich mówiło. Podobno w jakąś niedzielę październikową był tam występ piosenkarzy z konferansjerką, a na wybiegu modelki w płaszczach, kostiumach, kompletach składających się z sukien i narzutek, sukien wyszczuplających sylwetkę, a także zwiewnych, szerokich, naszywanych cekinami… W rewii uczestniczył też Dom Mody Męskiej “Adam”, pokazał ubrania sportowe, wizytowe, płaszcze, smokingi, i fraki… Na końcu losowano trzy nagrody w postaci kołnierzy futrzanych i talon na bezpłatne uszycie ubrania i kostiumu przez Dom Mody „Elegancja”. Krystyna słuchała tego bez żalu, gdyż nie znosiła wszelkich takich estradowych występów, najlepiej czuła się z Zosią na sztukach Teatru Wyspiańskiego. Poszła tam jednak po raz pierwszy po wakacjach z Zosią dopiero w grudniu, by od razu zobaczyć gazetę świetlną, tak szumnie zapowiadaną w telewizji. Uruchomiono ją na barbórkę i zapewniano, że czytać można z odległości aż 200 metrów dzięki 500 zainstalowanym żarówkom na budynku przy ulicy 15 Grudnia, na wysokości piątego pietra. Świetlne litery miały mieć 1,5 metra wysokości i każdego wieczoru przynosić najnowsze wiadomości i serwis reklamowy. To druga tego typu gazeta oprócz warszawskiej, jednak miała przewyższać ją walorami technicznymi. Niestety, początkowa eksploatacja nie obywała się bez licznych awarii i Krystyna z Zosią jej nie zobaczyły. Nie wiedziały też, że 7 grudnia rozpoczął się w Katowicach XII Zjazd Związku Literatów Polskich, na który przyjechało 88 delegatów. Goście zwiedzili kopalnie, huty i zakłady pracy, a potem mieli spotkania z robotnikami. Następnego dnia odbyły się obrady zjazdu w sali marmurowej Wojewódzkiej Rady Narodowej gdzie prezes ZLP Jarosław i Iwaszkiewicz i Prezes oddziału katowickiego Wilhelm Szewczyk wygłosili referaty. Tego samego dnia miała odbyć się impreza z udziałem 25 poetów.
Krystyna z Zosią na drzwiach Teatru przeczytały:
Dziś “Wieczór poetów”
Miłośników poezji zapraszamy dzisiaj o godz. 19 do Teatru im. Wyspiańskiego na “Wieczór poetów”, zorganizowany z okazji Zjazdu Zw. Literatów Polskich. Weźmie w nim udział 25 autorów: A. Baumgardten, R. Brandstaeter, St. R. Dobrowolski, R. Danecki, J. Ficowski, J. M. Gisges, M. Hillar, S. Horak, J. Huszcza, J. Iwaszkiewicz, K. A. Jaworski, A. Kamieńska, K. Koszutski, J. Koprowski, T. Kowalczyk, L. Lewin, R. Liskowacki, A. Międzyrzecki, T. Nowak, M. Piechal, S. Piętak, S. Pollak, A. Słucki, J. Zagórski i J. Zawieyski. Wstęp wolny.
Krystyna z Zosią nie były zainteresowane tak spędzonym wieczorem i szybko wróciły do domu.
Zaczęły się już wywiadówki w szkołach i Krystyna poszła po raz pierwszy do pawilonówki Andrzeja, której uroczyste otwarcie 2 września w sobotę 1961 roku obchodzone było tak hucznie, że słyszała je na balkonie.
Jej pierworodny syn Andrzej dostąpił szczęśliwego losu. Jego klasę szóstą wytypowano do przeniesienia do supernowoczesnej szkoły pawilonowej – pomnika 1000-lecia na Osiedlu Marchlewskiego – najpiękniejszej pod względem architektonicznym i wyposażenia szkoły tysiąclecia w województwie katowickim.
W samo południe, a był wtedy jeszcze letni upał, na dziedzińcu szkoły słychać było przemówienia Przewodniczącego Rady Miejskiej towarzysza Antoniego Wojdy, przewodniczącego Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej towarzysza Jerzego Ziętka, I sekretarza PZPR towarzysza Tadeusza Raczyńskiego, komendanta Chorągwi Katowickiej ZHP towarzysza Jana Hensela, przedstawicieli kuratorium, Związku Nauczycielstwa Polskiego, Frontu Jedności Narodu. Joanna Kawalcowa, wdowa, po Janie Kawalcu, gdyż liceum ogólnokształcące numer 5 miało nosić jego imię, przecinała wstęgę. Podstawówka nr 57, do której miał chodzić Andrzej dostała imię Juliana Marchlewskiego, jak i całe osiedle, której starą nazwę Koszutka i tak zazwyczaj używano.
Witano 1200 uczniów.
Teraz w grudniu, jak już było ciemno na dworze, oświetlona rzęsiście szkoła prezentowała się okazale, gdyż pawilony miały szklane ścinany. Projektanci budynku położonego na południowo-zachodnim skraju osiedla wykorzystali spadek terenu i dwukondygnacyjne pawilony rozmieścili na różnych poziomach wiążąc je bryłą wejściową. U wejścia ściana z błękitnych odcieni kafelków ceramicznych wprowadzała optymistycznie w kolorowe korytarze pełne na oknach doniczek z kwiatami.
Cała konstrukcja sprawiała wrażenie lekkości, gdyż w 1/3 długości został wybudowany podcień, z którego wchodziło się do obu szkół oraz na wspólne podwórko.
Krystyna podążyła najpierw do auli, gdzie nastąpiło powitanie wszystkich klas przez dyrektora. Następnie odbyła się pogadanka szkolnego psychologa o kształceniu woli dziecka i młodzieży, o sposobach usuwania niepożądanych nawyków i sposobach wypełniania wolnego czasu dziecku.
Krystyna była zachwycona szkołą. Na dodatek, gdy poszła wraz z innymi rodzicami do klasy Andrzeja, dowiedziała się od wychowawczyni, że Andrzej jest najlepszym uczniem w klasie i nie szczędzono jej pochwał za tak wspaniałego syna.
Jednak po powrocie do domu, Krystyna była niezadowolona. Krzysztof, który potajemnie spotykał się z Andrzejem nosił coraz wykwintniejsze ciuchy i jeździł na wszystkie występy zespołu Marino Mariniego, jak tylko ten włoski piosenkarz pojawiał się w Polsce. Krystyna nigdy nie dała Andrzejowi na bilet, gdyż uważała, że wystarczy, że go widział w telewizji. W listopadzie kwartet „Marino-Marini” występował w Sali Kongresowej w Pałacu Kultury, gdzie śpiewał piosenki włoskie i po raz pierwszy w Polsce pokazał taniec twist. Na ten koncert pojechał Krzysztof, o niczym innym Andrzej w domu nie opowiadał, jak o tym wyjeździe Krzysztofa do Warszawy. Okazało się, że teraz Marino Marini wystąpił w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu, dał tam dwa koncerty na barbórkę, potem przez dwa kolejne dni cztery koncerty, a sala była tak przepełniona, że wybito parę szyb w drzwiach wejściowych. Ponieważ zobaczyło go już 18 tysięcy ludzi, Krystyna nie miała wątpliwości, że Andrzeja na takie niebezpieczne koncerty wysyłać nie należy, a i też nie miała zamiaru dawać mu na kosztowny bilet.
Rudek był w domu pogrążony w słuchaniu Wolnej Europy. Gazety i telewizja nie pisnęły słówkiem o budowie muru berlińskiego, a zagłuszane radiostacje donosiły o strzelaniu do berlińczyków, którzy chcieli się przedostać na zamkniętą już drutem kolczastym stronę. W dzienniku telewizyjnym mówiono sporadycznie o prowokacjach Zachodniego Berlina. Doniesiono, że Magistrat Wielkiego Berlina podjął na posiedzeniu w dniu 13 listopada 1961 uchwałę o przemianowaniu berlińskiej alei Stalina na aleję Karola Marksa na odcinku od Alexanderplatz do Frankfurter Tor. Dalsza cześć alei otrzymała nazwę Frankfurterallee. Ponadto magistrat postanowił usunąć pomnik Stalina. Rudek widział ten pomnik w 1958 i się ucieszył.