Wczoraj minęło dziesięć lat od śmierci Susan Sontag w szpitalu na Manhattanie. Syn David Rieff w spolszczonych niedawno „Dziennikach” matki pisał, że matka nie przewidywała odejścia tak szybkiego. Była pewna, że wróci ze szpitala i podejmie nie ukończoną pracę literacką.
Właśnie na YouTube udostępniono ważny dokument powstały w mijającym roku 2014 o najbardziej wpływowej i prowokującej myślicielce 20 wieku „W sprawie Susan Sontag”. Nancy Kates, autorka filmu, zakochana podobnie jak Sontag w literaturze wysokiej (przeczytały na uniwersytetach wszystko, co było warte przeczytania), usprawiedliwia Sontag dowodząc, że ta apoteoza capmu, kultury popularnej, nie miała na celu zburzenie gmachu kultury wysokiej i rzucenie w kąt literackiej klasyki. Przeciwnie, Sontag stawiała jedynie jej mały domek…
W latach sześćdziesiątych Sontag przebywając głównie w Europie Zachodniej uchwyciła jak nikt inny przemiany kulturowe, gorący okres w klubach gejowskich i występach zespołów muzyki rock and rollowej. Sontag świadkowała wojnie w Wietnamie, zimnej wojnie w Europie, terroryzmowi, segregacji rasowej, walce o prawa dla homoseksualistów i dla kobiet. Ze względu na lewicowe przekonania, odpowiednio spreparowana dostępna była i w Polsce już w latach siedemdziesiątych we fragmentach drukowanych w Literaturze na Świecie. To stamtąd dowiedziałam się o jej minimalizmie życiowym, że jedynym umeblowaniem jej mieszkania jest szczoteczka do zębów, zawstydzając nasze w takim kontekście wygórowane potrzeby. Jednak, jak się potem okazało, Susan Sontag potrzebowała do funkcjonowania między kontynentami środków o wiele więcej, niż rocznie spożytkowywał cały nasz akademik.
Dopiero w stanie wojennym przypomniano Susan Sontag jako gorliwą opozycjonistkę, przyjaciółkę Josefa Brodskiego, Czesława Miłosza i Zbigniewa Herberta.
Ukończywszy wczoraj drugi tom Dziennika Susan Sontag, ujrzałam ogrom jej niesłychanej pracy nad sobą, jej niezłomną wiarę w siłę artyzmu i literackiego słowa, i w to, że obcowanie z najszlachetniejszymi duchami epoki uszlachetnia czytelnika i uwzniośla. Jej pochylenie się i oddanie sprawiedliwości nad osobowościami pełniejszymi, genialniejszymi od niej jak Simone Weil jeszcze bardziej przybliża jako kogoś, kto przezwycięża niezrozumienie czasów w których żyjemy. Mówiła, kiedy wymagało to obywatelskiej odwagi i obywatelskiego nieposłuszeństwa.
W filmie magnetyczny jest jej perlisty, szczery śmiech melancholijnej kobiety spod Znaku Koziorożca.