Nic tak nie karze, nic nie boli, i nic nie staje się, choć musi.
Nic też nie będzie wbrew i w woli, co niepotrzebne, co nie kusi.
Nic nie wypowie nie wypapla i nic milczeniem nie dowiedzie.
Kąciki ust i śmiech rozjaśnią. A połączenie gdzie? Jak wiedzieć!
Nic się nie będzie doskonalić, gdyż nie ma go, nie będzie nigdzie,
a słowa? Słowa są w uskoku, słowa nie przyjdą.
Nic się nic stanie, będzie trwanie i będzie w końcu i pogoda.
Nic nie pomoże z ciała branie obcego. Puchar, zapomoga,
pożyczka, wszystko, co synonim przyniesie dobrze zastępczego
i nic nie będzie spasowane. A jednak uśmiech się powiedzie.
Nic nie rozdrapie i nie skrwawi niczego gwałtem nie posiądzie,
bo się niczego nie spodziewa. W swojej higienie życie przędzie
pajęcza nić piramid mieszkań nory i gniazda i świątynie,
a przecież nic to nie namiastka; to nagi byt w swojej goliźnie
jest uświęcony nie sakralnie i nie mocami sposobiony:
jest samoistny i wulgarny jak ktoś, wbrew sobie poślubiony.
I nie jest skórą i nie Drugim, nie futerałem, nie połówką.
Jest ogniskową w pyłku ciała. Szeptem otwiera przestrzeń słówko.
Bardzo ładne komentarze pod Freddiem:
“Thank God it is Christmas, I can play this song over and over. Love you Freddie.”
Bardzo dobry wywiad z Dukajem w dzisiejszej sieciowej GW zakonczony takim mądrym komentarzem:
“Żyjemy w czasie najlepszym dla Polski od wieków i najlepszym jak dotąd dla świata w ogóle.”
Dlatego trudno mi tu zacząć wątek Laszló Krasznahorkai, by nie psuć euforycznego nastroju.
Zabili Benazir Bhutto, taką piękną kobietę…
Nasze pokolenie…