Najlepszy z tego debiutanckiego arkusza poetyckiego zawierającego 13 wierszy, które wygrały „Połów” jest wiersz „Mój przyjaciel Sawa” (publikowany na stronach Biura Literackiego). Najlepiej bowiem charakteryzuje osobowość autora, jak i całą późniejszą jego twórczość. W wierszu tym podmiot liryczny spotyka w knajpie dawnego przyjaciela Sawę i bardzo się z tego cieszy:
„(…)objąłem na przywitanie postawiłem piwo
a on mi na to spierdalaj brachu nie chcę cię znać
więc go poczęstowałem papierosem postawiłem pierogi(…)”
Zmaganie niechcianego z obojętnym i wrogim jest motywem całej twórczości Michała Piętniewicza. Ogólnie wszystko sprawia wrażenie, że Piętniewicz się garnie, a jest ciągle odtrącany i odrzucany. Stawką w walce ze światem są drobne okruchy poetyckie jak uśmiech Melanii Królik, potargana dusza szaleńca w szpitalu, świergoczące ptaszyny, czy uśmiechające się aniołki. Cała infantylna rekwizytornia jednak czemuś służy, bo mimo masochistycznych pragnień, by dziewczynka zjawiła się z biczykiem, podskórnie drży nadchodzące i niewytrzymujące tej niedojrzałości niesforne ego i nadciąga bunt. W wierszu „ Moje plemię” bohater wiersza wręcz grozi (…) „kiedy kolejny raz sięgnę po tasak” (…).
Wnikliwemu czytelnikowi nie umknie huśtawka neurotycznych nastrojów, które od wiersza do wiersza przybierają różnorodne dobrotliwe maski poety, który zrezygnował już z walki ze światem o wartości, niemniej sam je w sobie nosi i jest tego świadomy. Dlatego też, prócz uładzonych strof pedantycznie ułożonych w regularne słupki nie można wycisnąć z nich niczego więcej, oprócz estetycznych obrazów w oparach papierosowego dymu. Tu mamy kobietę w żółtym szlafroczku na balkonie („o papierosie, kawie i miłości”), tam pielęgniarkę podlewającą szpitalne kwiatki („Marta”), ówdzie białe sale szpitala psychiatrycznego w zimnym zimowym pejzażu („podróż zimowa”). Podmiot liryczny panicznie próbuje skryć się w tych obrazach sennych i leniwych, w tym błogim marazmie nicnierobienia, w tej klasztornej kontemplacji samego siebie, wnętrza, które i tak goni resztkami jakiegokolwiek przeżycia. Wiersze wampirycznie wysysają z czytelnika nawet i tę energię, którą heroicznie przeznaczył na przeczytanie trzynastu kilkuzwrotkowych wierszy.
Jak kiedyś doszedł do wniosku Cesare Pavese, że „Praca męczy”, to po lekturze poezji Michała Piętniewicza wiadomo, że uchylający się od niej też porażają zmęczeniem innych pisząc wiersze.