György Spiró „Szalbierz” 1983 Polska 1987

Mieczysław Dobrowolny wydał w „Dialogu”, nr 7/1987 tłumaczenie dramatu, którego zakończenie różni się od tego, które wystawiano potem w polskich teatrach. Niestety w Sieci można znaleźć jedynie oryginalny tekst dramatu, czyli po węgiersku, natomiast żadna polska biblioteka sieciowa go nie udostępniła.
Porównując spektakl węgierski (osiągalny w całości na YouTube) ze sztuką Teatru Telewizji z 21.01.1991 wyreżyserowaną przez Tomasza Wiszniewskiego (jest na Chomikuj), widać, że Antoni Rybak wraca z carskiego komisariatu zakrwawiony i dotkliwie pobity, w podartym ubraniu, podczas gdy w polskim spektaklu jedynie rozczochrany. Złagodzona wymowa zakończenia polegająca na niewielkim uszczerbku ciała Rybaka posądzonego o to, że z nożem zamierzał rzucić się na portret cara, jak i satysfakcjonującym widza usunięciu z pracy w teatrze inspicjenta Wróbla, który był donosicielem zdaje się w polskiej sztuce ratować nasze dobra narodowe za wszelką cenę. To, że Bogusławski kosztem dotkliwego pobicia Rybaka przez policję spowodował, że wystąpił on w kompromitującym go w Wilnie carskim mundurze – zdaje się czynić go wielkim w przebiegłości.
Nie wiadomo, na ile sztuka by straciła w oczach polskiego widza, gdyby jej twórcy trzymali się wiernie pierwowzoru. W latach dziewięćdziesiątych z uwagi na niebotyczną cenę odtwarzacza video, na który niewielu mogło sobie pozwolić by mógł oglądać, co chce – siedział jeszcze posłusznie przed telewizorem i był masowy, wciągał przecież wszystko bez gadania.

W każdym razie, po obejrzeniu obu wersji doszłam do wniosku, że sztuka nie została napisana dla legendy węgierskiej sceny Tamasa Majora, fizycznie łudząco podobnego do wizerunków Bogusławskiego, ani dla Tadeusza Łomnickiego o podobnym do węgierskiego idola sceny teatralnej życiorysie artystycznym. Według mnie bohaterem i najważniejszą postacią komedii jest właśnie ten poturbowany Antoni Rybak, w „Iksach” występujący jako Antoni Fiszer, a tak naprawdę jest samym György Spiró, czyli alter ego autora.
Spiró rozwinął w dramacie epizod z powieści „Iksowie” dotyczącej tourne, a raczej chałtury trupy teatralnej do Wilna, gdzie uszczuplony zespół wskutek zapicia się, bądź ucieczek poszczególnych aktorów wystąpił tam w rozlatującym się teatrze przy również zapitym wileńskim dyrektorze Macieju Każyńskim.
Bogusławski jadąc z Warszawy do Wilna, czyli do innego państwa, borykał się z astronomicznymi problemami urzędowymi nie mogąc dostać paszportów dla aktorów, jak pozwolenia na przewóz tekstów sztuk nieposiadających aktualnych pieczątek carskiej cenzury. Sam opis w „Iksach” tych piętrzących się problemów dla pozbawionego funduszy Bogusławskiego, który w rezultacie do całej wycieczki jeszcze dopłacił zamiast zarobić, przypomina nie tylko „Listy z Rosji” Astolphe de Custine, ale i lata osiemdziesiąte dwudziestego wieku. Aktorzy, by przetrwać, szmuglują przez granicę wódkę i tytoń, które w Wilnie sprzedają po wyższej cenie. W końcówce PRL-u wożono z Węgier makaron w Polsce (niepojęte z perspektywy lat) sprzedając go tak drogo, że zwracała się podróż. Zresztą takich analogi całkiem prawdopodobnych – mimo, że Spiró cały czas powtarza w wywiadach, że to fikcja literacka – jest i w „Iksach” i w „Szalbierzu” mnóstwo. Adoracja najświętszego obrazu cara Mikołaja I Romanowa kończąca przy fanfarach występ Bogusławskiego w Teatrze w Wilnie odwołuje się przecież bezpośrednio do liturgii świąt państwowych w bloku państw zaanektowanych przez ZSRR.

„Szalbierz” jest też jest śmieszny. Dlatego, że czerpie pełnymi garściami z komizmu Szekspira, Bułhakowa, Czechowa. Marazm litewskiej prowincji jest czechowowski, duet pomocników technicznych filozofujących na stronie szekspirowski, diabelskość Bogusławskiego posługująca się złem w tzw. dobrej sprawie, bułhakowowska.

Wolę jednak Wilno z „Iksów”, niż Wilno z „Szalbierza”. W „Szalbierzu” udaje się do Wilna Bogusławski sam, (mimo, że gra w Wilnie z trupą teatralną z Warszawy jest historycznie udokumentowana) i gra tam „Świętoszka” (podobno słowo francuskie Tartuffe zawiera w znaczeniu oszusta). Ten Świętoszek ma też być zarazem tożsamością Bogusławskiego, który w konsekwencji nie waha się przed żadnym świństwem i na dodatek wycygania z wileńskiego teatru monstrualne honorarium, które nienaruszone zabiera do karety i do Warszawy. W „Iksach” Bogusławski nie ma nic z bezwzględności pazernego artysty scenicznego, jest tam bardziej melancholijny i egzystencjalny. Ale, jeśli Fiszer=Rybak to alter ego autora (mój trop!) to może musiało tak być.
Spiró napisał przecież tę sztukę po to, by mogli ją zagrać naczelni aktorzy scen komunistycznych i dyrektorzy najważniejszych teatrów budapeszteńskich i warszawskich. Spiró, podobnie jak Antoni Fiszer w „Iksach”, przychodzi do teatru nie po to, by grać, ale by pisać. Nie jest to łatwe, nikt jego prób literackich czytać nie chce, mimo że terminowanie u Bogusławskiego w zawodzie inspicjenta przed dostaniem się na studia, które mogą go uratować przez wezwaniem do wojska nie było czasem straconym dla młodego pisarza. Fiszer cały czas obserwuje życie aktorskiej bohemy. W „Szalbierzu” Antoni Rybak też przychodzi do Bogusławskiego z tą sama prośbą, prośbą o przeczytanie jego dramatu.

I w końcu Spiró napisał. Ale tak, jakby ten trud możliwości pisania był o wiele cięższy, niż zaistnienie aktorskie. Tak, jakby Spiró zakpił nie z polskości, ale z Wojciecha Bogusławskiego, z Tamasa Majora i z Tadeusza Łomnickiego równocześnie przyjmując w odwecie za młodzieńcze upokorzenia pałeczkę.
Niech teraz grają tak, jak on każe.
https://www.youtube.com/watch?v=iB_7vI91PoE

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *