Nikifor

Dzisiejsze odwoływanie świeżo upieczonego prezydenta do dziedzictwa po Józefie Piłsudskim, miejmy nadzieję, nie będzie dokładnie realizowane.

Pyszna, wolna i bogata sztuka światowa lat międzywojennych miała swojego reprezentanta w postaci polskiego Nikifora. Te małe, wielkości dłoni obrazki, malowane na znalezionych na śmietnikach kawałkach papieru, są szyderstwem i dowodem wielkości sztuki i materii, z jakiej została stworzona. Ta sztuka, ten desperacki akt malowania mimo wszystko, to jedynie dowód, że i za Piłsudskiego i za Bieruta artysta miał się podobnie.

„Mój Nikifor” nie jest filmem dobrym i nawet, jeśli Krystyna Feldman rzeczywiście przekazała swoim rewelacyjnym aktorstwem i powierzchownością historycznie istniejącego człowieka, to film tego nie zrobił. W wydanej równocześnie z premierą filmu książce żony reżysera i autorki scenariusza filmowego dowiadujemy się, jak pisze z naiwną beztroską, że film powstał w poszukiwaniu ciekawego tematu dla niedawno poślubionego męża i to pod wpływem książki Andrzeja Banacha. Szkoda, że o malarstwie mówią ludzie, którzy malarstwa nie są w stanie przeżyć.

Zjawisko Nikifora, nawet pokazane przez pryzmat losu człowieka, losu Łemka, który doświadczył akcji “Wisła”, jest w filmie jedynie socjologiczne. Nędza ulicznego artysty, z przedwojennego krynickiego kolorytu (moja ciotka Olga też wróciła przed wojną z krynickiego sanatorium z obrazkiem Nikifora) wchodzi w nędzę komunistycznego reżimu. Ta nędza jest już inna i stary, schorowany człowiek skonfrontowany z “wypasionym” artystą „na gwizdek”, Artystą Miejskim, mającym obowiązek służyć lokalnej władzy w jej propagandzie, ma aspekt tylko biograficzny. Joanna Kos przyznaje, że 80-letni dzisiaj, prawny opiekun Nikifora w ostatnim etapie życia, Marian Włosiński swój związek z Nikiforem, idealizuje.

Film o realnie istniejącym sławnym człowieku, ma prawo być indywidualną wizją reżysera. Problemem moralnym przedsięwzięcia jest jednak zawsze, a tutaj szczególnie w wypadku skrzywdzenia, pytanie: czy to hołd, czy aby nie umniejszenie?

Kim jest Nikifor Krauzego? Tym, za kogo go pospolicie mamy, pogardliwie odbierając malarstwo naiwne. Nawet celne uwagi w scenie na ławce, w czasie oglądania albumu hitów malarstwa polskiego, nie pokazują cech, jakie artysta tej miary posiada.

Najcenniejsze byłoby przesłanie sienkiewiczowskiego wątku Janka Muzykanta, o zmarnowaniu talentów w każdej epoce, o zwycięstwie oficjalnego salonu i anektowaniu outsidera, nośnika prawdziwej sztuki do uświetnienia jedynie siebie.

Tajemnicę Nikifora o wiele bardziej odsłoni wystawa muzealna. Tam, małe, wielkości pocztówki obrazki oprawione w duże, szlachetne passe – partout oddzielają lata 20 od lat pięćdziesiątych. Sakralna tematyka twórczości Nikifora, papież, świątynie, święci, portrety, marzenia (statua wolności z napisem Ameryka i nieosiągalny statek) na rzecz urzędniczej architektury miast, dworców kolejowych i okropnej nowej, architektury, ilustruje etapy artysty jako barometru polskich przemian. Oprawiony w szkło i ramki list żebraczy Nikifora, który przynosił mu o wiele większe zyski niż ta wielka, (40000) liczba namalowanych prac, jest jakimś metafizycznym oskarżeniem ludzkości.

Oryginalny artykuł z pisma „Stolica” z lat 60 tych opisuje piórem dziennikarza Zbigniewa K. Rogowskiego, nadmiarowym, rozgorączkowanym językiem tamtej epoki odwiedziny Nikifora w stolicy, co kamera w filmie Krauzego odnotowała w scenie w Zachęcie. Nikifor maluje stolicę! – pisze entuzjastycznie dziennikarz. Nikifor maluje stolicę w kapeluszu, podarunku Andrzeja Banacha z Paryża! – zachwyca się dalej. Jakie to wszystko znane, jakie żałosne, jak dzisiaj.

Fotografie Nikifora w różnych etapach życia i ta ostatnia, wielkości naturalnej, to sylwetka inteligentna, szlachetna. Oczy mówią o tym, że wie o wiele więcej, niż my kiedykolwiek będziemy wiedzieć.

Nasze Nikifory
Kos Joanna, Krauze Krzysztof
Świat Literacki 2005

nikifor.jpg

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na Nikifor

  1. Piniol pisze:

    Nie wiem na ile marszałek sejmu i wice marszałek może wpłynąć na kulturę w Polsce, ale jak wiadomo, pierwszy domagał się bicia dzieci, by skruszały, a drugi chyba nie ma pojęcia, co to słowo oznacza. Więc chyba dziewiętnastowieczny obraz kultury będzie kontynuowany. Moze taka staroswieckość w tej zepsutej do cna Europie jest pożądana.
    ~Piniol, 2005-10-27 17:23

  2. Pamela pisze:

    Nawet we wpisach do księgi pamiątkowej do wystawy obrazków Nikifora w Muzeum ludzie piszą z wyższością i pogardą dla tej sztuki stawiając litery duże i koślawe, pełne błędów ortograficznych. Faktycznie nie wiadomo czy ten film jest za czy przeciw. I nie wiadomo za czym i przeciwko czemu. Zastanawia mnie, dlaczego taki talent nie ma być pełnym oskarżeniem lub pełny gloryfikacji, tylko tak na “pół gwizdka”.
    ~Pamela, 2005-10-27 18:52

  3. Przechodzień pisze:

    Film oparł się na wątpliwych i dość życzeniowych wspomnieniach, a nie na wyobraźni, której reżyser po prostu nie ma. Widzimy Nikifora złachmanionego, dogorywającego dziada, który jako tako dokulał się do końca swych dni dzięki heroicznej, choć wcale nie bezintersownej, postawie aparatczyka z pionu kultury. Widzimy Nikifora, ale nie można odpędzić myśli, że to tylko babcia kiepska. Tu właśnie widać jak absurdalne jest użycie konwencji filmu fabularnego z udziałem tzw znanych aktorów, jak bardzo ten wielki i gorący temat przerasta łokciowe miary i konwencji i samego reżysera.
    Konia z rzędami (jak mówi buk) temu kto wyjdzie z kina olśniony Nikiforem. A przecież Nikifor to czysty duch poezji, to miłość i uwielbienie życia wobec obojętności, letniości, nijakości otoczenia, czy wręcz pogardy. W tej konfrontacji widz powinien boleśnie odczuć swoją gorszość, ale dzieje się przeciwnie. Ma więc rację Pamela: ten konformistyczny film opowiada się za tym pospolitym i nijakim widzem, który wpisał się do książki pamiątkowej kulfonami i z błędami.
    A więc, nie żegnaj Pamelo, wróć tu.
    ~Przechodzień, 2005-10-28 00:36

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *