Nagrody: Nobel 2005 – Harold Pinter

Nie będę dużo o pisać o laureacie, kompromitację wszystkich bibliotek mojego miasta, gdzie nie ma ani jednej pozycji tegorocznego noblisty z pewnością natychmiast zrehabilitują wydawnictwa. Zimno potraktowała nas telewizja, nie emitując ani mojego ulubionego „Posłańca”, ani „Służącego”.

John Fowles gloryfikując geniusz Pintera pisał, że wobec napisania scenariusza do własnej powieści był zupełnie bezradny. „Kochanica Francuza” nigdy nie zamieniła by się w film bez mistrzowskich dialogów i umiejętności skomasowania za pomocą oszczędnych środków bardzo pojemnego przesłania.

Ale oprócz wspaniałego rzemiosła Pinter przede wszystkim jest ważny z uwagi na podjęty trud uzmysłowienia cywilizacyjnej degradacji komunikowania się międzyludzkiego. W wywiadzie sprzed pół wieku za rzecz katastrofalną uzna tragedię dzisiejszych ludzi, ich rozmyślne uchylanie się od komunikowania się z drugim. Ten brak wysiłku, odwieczny dla natury człowieka w miarę wspaniałych środków technicznych zdumiewająco się nasila.

„Urodziny Stanleya” (1958), to sytuacja przymuszenia do dialogu. Dwóch nieznanych mężczyzn wdziera się do pokoju niespełnionego pianisty pod pretekstem jego urodzin, które i tak są w innym terminie i zmusza go do świętowania.

Harol Pinter jest z Kafki, a przede wszystkim z Becketta. To o nim pisał do przyjaciela dwudziestoczteroletni pisarz: Im dalej idzie, tym bardziej mi się podoba. Nie chcę żadnych filozofii, traktatów, dogmatów, credo, wyjść, prawd, odpowiedzi, niczego z działu wyprzedaży. Jest najodważniejszym, najbardziej bezlitosnym spośród współczesnych pisarzy i im bardziej wpycha mi w nos gówno, tym bardziej jestem wdzięczny. On nie pierdoli mi głupot, nie oszukuje mnie, nie puszcza do mnie oka, nie narzuca mi na nic recepty, ani drogi, ani objawienia, nie podsuwa mi miski pełnej okruszyn chleba, nie sprzedaje mi niczego, czego ja nie chcę kupić, on w ogóle nie dba o to, czy ja to kupię czy nie, nie zaklina się. W porządku, kupię jego towar, jego haczyk, żyłkę i ciężarek, bo on nie zostawił kamieni nie przewróconych, u niego żaden robak nie zostaje samotny. On wydaje na świat piękne rzeczy. Jego dzieło jest piękne.

I może w dobie mizdrzenia się, autolansu, wzajemnego kadzenia i wymiany adoratorskich usług warto zastanowić się nad rozpoznaniem, zachwytem, hołdem i uznaniem współżyjącego geniusza.
alkowa.jpg

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

11 odpowiedzi na Nagrody: Nobel 2005 – Harold Pinter

  1. najlepsza uczennica klasy po maturze, pisze:

    Podobno Samuela Becketta antycypował Witkacy. Czy teartr absurdu, rezygnujący z ilości słów na rzecz milczenia, gestu, jaki uprawiał Beskett rzeczywiscie był bliski młodemu Pinterowi, którego sztuki są zupełnie inne. Beckett to podobno najtrudniejszy pisarz pokolenia. Ja nic z niego nie rozumię. A z Pintera tak.
    ~Najlepsza uczennica klasy, 2005-10-20 11:06

  2. Piniol pisze:

    Chciałbym tylko dodać, że czytając wszystkie notki w Internecie o tegorocznym nobliście się powielają i tak, jakby jeden dziennikarz przepisywał od drugiego, nie zadając sobie trudu ani

    tłumaczenia tekstów zachodnich, których przecież literackie periodyki są pełne. Nie dość, że nic nie ma w księgarniach, że jeden monograficzny Kwartalnik artystyczny z tego roku skupia się na polityce, a nie na literaturze, to jeszcze przeznaczone do tego niesłychane ilości polskich gazet piszą same banały.
    ~Piniol, 2005-10-20 20:14

  3. buk pisze:

    Prawdopodobnie nagroda straciła kompletnie znaczenie ( stąd banały gazetowe). Jeśli bez zażenowania wręcza się nagrodę komuś, kto winien ją otrzymać 20 lat wcześniej, potrzeba podwójnego wysiłku: cofnięcia się o 20 lat i odzyskania ważności autora w tamtych czasach i odzyskania tej samej ważności z roku 2005. Ta druga ważność akademikom zdaje się łatwa. To antyamerykańskość ( niestrawna w wydaniu pinterowskim, jak castrowskim). Kiedy usłyszałem w Wiadomościach za co Pinter otrzymał Nobla ( lektor uśmiechnął sie, czytając te akademickie mądrości), zrozumiałem, że po takich intelektualnych węzłach gordyjskich odechciewa się czytać książki. Swoja drogą, Bereza również powienien dostać zdrowo za swoje metafizyki i ontologie w sentencji werdyktu jury NIKE. W ten sposób odpędza się od literatury ostatnich czytelników.
    ~buk, 2005-10-20 22:39

  4. Ewa pisze:

    Nie wiem, jak to jest z tym czasem, skoro sztuka niesie podobno wartości ponad czasowe. W PRL – u grano na okrągło Becketta, mimo, jak słusznie zauważa Uczennica, był niezrozumiały i trudny tak, jak teraz. A jednak właśnie dlatego dla reżimu był idealny, a przecież to pisarz w swej krańcowej postawie wręcz religijny. Myślę, że antyamerykańskość Pintera jest człowiecza, a nie polityczna, taka moralna postawa musi być w artyście, artysta musi być przeciw. Jednak czemu broni zbrodniarza Slobodana Milosevica, to nie wiem, my przecież nic dzięki gazetom nie wiemy.

    Ale chciałam nawiązać do artykułu Łukasza Baduli, który za pośrednictwem uaktualnionego PER – JODYKU w całości nam swój drukowany drugim numerze “Arte” nam udostępnia. Łukasz pisze o listach Witkacego do żony, można się na tej postawie zorientować, że jednak miazmat międzyludzki jest uniwersalny, że mimo takiego upływy lat, ta tragiczna komunikacja między niekochaną żoną a genialnym dramaturgiem teatru absurdu jest w dalszym ciągu fascynująca i aktualna. I dramaty Pintera też. Może czarny osąd relacji pisarz – czytelnik Buka jest tymczasowy. Ludzka patologia i przetrawiona nieszkodliwie w literaturze dla osób realnie żyjących, jest jakimś wyjściem. Szkoda tylko, że pisząc “Wariata i zakonnicę” Witkacy dysponując idealnie zasznurowaną seksualnie żoną, potrzebował mieć jednak prawdziwą kochankę. Pewnie literatura wszystkiego nie uniesie.
    ~EwaBien, 2005-10-21 04:51

  5. Ewa pisze:

    Powracając jeszcze do wątków Uczennicy, to Beckett był poza modą bardzo konsekwentny w swojej integralności, ale snobowanie się na Becketta było powszechne. Pamiętam “Końcówkę” wystawioną przez wrocławski teatr z Mają Komorowską w męskiej, głównej roli. Była identyczna jak dzisiaj, coś tak bliskiego, jak Krystyna Feldman w Nikiforze. Czasami sztuka potrafi bardziej utożsamić aktora z rolą , niż by on sobie tego życzył. Podobnie jest chyba pisząc. Te wszystkie różnorodne nicki, rozpady na różne osobowości na portalach literackich już nie będą bezkarne. Ta niebezpieczna machina rozpadu osobowości postmodernizmu, o którym trwożnie pisze Baudillard, już chyba na naszych oczach zbiera żniwo. Pseudonim, dawniej używany dla autentycznego skrycia swojej prywatności dzisiaj działa odwrotnie. On żyje cudzą znana prywatnością , zniekształcając, ją niszczy. O tym jest też Vuarnet w “Filozof artysta”. O sobowtórach, o podmianach, o imitacjach.
    Poszukując daremnie ekstazy kobiecej, nie trzeba szukać jej egzotycznie w dziełach sztuki. W ogóle nie trzeba szukać ekstazy. Dreszcz duchowego przeżycia jest na płaszczyźnie o wiele głębszej niż jakakolwiek ekstaza. Dlatego studiowanie powierzchni i efektu jest zawsze jałowe.
    ~EwaBien, 2005-10-21 07:27

  6. buk pisze:

    Darowałbym sobie te “rozpady osobowości”. Mamy okazję czytać 700 stronicową biografię Foucaulda, którego ja nie powinno istnieć. Eribon tłumaczy, jak to możliwe, że książka, której nie powinno być, jednak powstała. Jak widać, śmierć autora ma swoje płycizny i głębokości.
    Ta, jak mi się zdaje, przestarzała formuła postmodernistycznego rozpadu ja to kompres na obolałe miejsce “ja” lewicowych intelektualistów, padających na kolana przed Mao i Castro. Wszyscy analitycy 60. lat mówią to samo: śmierć autora nie przeszkadzała uśmierconym autorom ściskać rąk Castro. W opowiadaniu Puszkina “Trumniarz” trupy przyszły do nieuczciwego trumniarza upomnieć się np. o dębową trumnę, którą ów zamienił na sosnową. Nie wiem, czy ojcowie postmodernizmu nie będą kiedyś nawiedzani przez duchy, których ja miało umrzeć w złoconej oprawie “śmierci ja”, a skończyło się na krętactwach.

    W obliczu potężniejącej liczby piszących, wystąpienie pod nickiem, czy prawdziwym nazwiskiem, zatraca sens. Jeśli będę się podpisywał: “Jan Kowalski”, to czy będzie to prawdziwe nazwisko, czy nick? A szukanie innych osobowości ( podszywanie się pod inne tożsamości) to przecież istota człowieka. Czy nie cudownie napisał Bellmer: “Kiedy wszystko, czym człowiek nie jest, dołączy do niego, wtedy wydaje mu się, że jest sobą”.

    A propos “Filozofa-artysty” Vuarneta. Czy nie paradoksalna książka? Z serca ducha deleuzjańskiej różnicy i święcenia nietzscheńskich ekstaz, rozpuszczeń tożsamości itd. ( z roku 1977). Ale książka-pułapka, książka, moim zdaniem, porażka. Narracja książki aż pęka od powtórzeń, od kołowania przy tych samych sentencjach. Czy koło jest dobrą figurą rewolucji? Policzmy, ile razy pada tam słowo: naśladownictwo, parodia, trawestacja błazeńska. Przypomina się Kafka: “Przygotowano cię na wspaniały poniedziałek. – Tak, ale niedziela nigdy się nie kończy”. Przygotowano nas na świecenie różnic, transgresji, unicestwienie autorytetu, ojcowskich dyskursów… Tak, ale jak widać, obrządek przygotowań do święta różnicy nigdy się nie kończy. I znowu przychodzi na myśl genialny Kafka: “Lamparty wpadają do świątyni i wychłeptują cała zawartość dzbanów ofiarnych; wciąż się to powtarza; w końcu staje się przewidywalne i zostaje włączone do ceremoniału”. Lamparty postmodernizmu to przecież tylko cząstka ceremoniału literatury.
    ~buk, 2005-10-21 13:11

  7. Ewa pisze:

    Cóż, zdaje się ze musimy tu kończyć, bo szef aktywu partyjnego każe nam mówić o bardzo konkretnej Kobiecie konkretnego Artysty mającej za duże Usta, czyli i o konkretnym wizerunku fotograficznym.
    Ja tam jednak wolę staroświeckie konfrontacje z kimś, kogo mogę sobie chociaż mgliście wyobrazić. Kiedy pod moim ostatnim wierszem w “Nieszufladzie” – ” zwierzątko mojej mamy” napisało mi, że mój wiersz jest typowym objawem starczej zgryźliwości (cytuje z przypomnienia, bo już nie pamiętam), to bardzo mnie ten nick zaintrygował. Być może bardziej, niż napisałby to np. Szymborska. Ale już spotkać bym się na pewno nie odważyła. A z Szymborską owszem.
    Szkoda, że Vuarnet jest porażką. Zawsze uważałam za porażkę tę jego książkę o erotomankach zamkniętych w klasztorach. Ale niech będzie. W końcu nie zawsze powinno się istnieć. Jak Foucault.
    ~EwaBien, 2005-10-21 17:51

  8. Przechodzień pisze:

    Banaly gazetowy nie dlatego, że straciła znaczenie. Pismacy, zamiast odpisywać jeden od drugiego, powinni się uczciwie przyznać, że nie wiedzą kto zacz, pierwsze słyszą itd. Bo niby skąd? W największych bibliotekach uniwersyteckich na palcach jednej ręki do wglądu i to na miejscu scenariusze do kilku filmów. Czytelnik polskich gazet mógł odnieść wrażenie, że jedynie poważnymi kandydatami do nagrody są nasi: Lem, Kapuściński, Różewicz. Na szczęście komisja noblowska ma siedzibę w Szwecji, a jej członkowie nie należą do polskich salonów literackich i mają jako takie rozeznanie co kto wart. A że nie wcześniej, że zwlekano? Nobel to nagroda nierychliwa, ale sprawiedliwa. W innych dziedzinach (nauki ścisłe) zdarza się poślizg 20 i 30 letni i wcale nie z gapiostwa. Sprawy muszą się uleżeć i dojrzeć do zastosowania. Czy w sztukach pięknych jest inaczej?
    Może wolta polityczna Pintera (antyamerykańskość [i co w tym złego?]) właśnie przesądziła o przyznaniu? Czy można było dać Szymborskiej Nobla w latach 50? Czy kandydaturę Konwickiego można było wówczas zgłosić? Odpowiedź brzmi nie. I bynajmniej nie chodziło wówczas o antyamerykańskość. Trzeba wolty, bo polityka okazuje się ważniejsza od sztuki. Bo od polityki giną ludzie, a od lireratury nie, co najwyżej odejdzie od niej ledwie jakiś czytelnik. I Pinter dzisiaj rezygnuje z literatury na rzecz polityki.
    ~Przechodzień, 2005-10-22 02:15

  9. buk pisze:

    Ale nawet frankfurccy wydawcy zamilkli na wieść o Noblu 2005. Myśmy żyli w aurze dwojga noblistów. Baliśmy się naruszyć świętą substancję nagrody. Tymczasem nagroda to katastrofa. Już od wielu, wielu lat. Przechodzi kryzys jak papiestwo X wieku czy czasów Borgii. Paralelnie do otrucia i zabicia młotem (Sykstusa X) lokuje się walenie młotem prozy Jelinek i zatruwaniem narracją Dario Fo. Możnaby usunąć Nobla jak papież wyrzucił lektykę. Jak można wyborom 18 szwedzkich akademików przydawać tak monstrualnie wielkie znaczenie? Nie powinniśmy czcić bałwanów. Otrzymujący Nobla może być dumny, że stoi obok Camusa, jak obrażony że współdzieli miejsce z tym czy innym falsyfikatem. Dziś właśnie GW drukuje wściekłego byłego akademika. Dostaje się Jelinek. Nie jestem w stanie przeczytać tej filipiki ( znieść wzrok bladej Jelinek z telebimu to już dla mnie dosyć). Ale “Za dużo pisarzy” musi tekst przeczytać (ten sam soczysty styl). Jest w nim przytoczono sentencja nagrody dla Jelinek. Czy aby nie napisał ją Henryk Bereza? W każdym razie dwa potopy powikłanego banału. Jarosław Mikołajewski opłakuje w tejże GW zniknięcie z “Twórczości” Oniriady Berezy. Dość jest oniriady w zimnej Szwecji, żeby jeszcze płakać na ubytkami rodzimej. Redaktorze nowej “Twórczości” ( graficznej i powoli literackiej), odpędź tą Oniriadę i listy nieznużonego Hieronima prozy polskiej, odpędź tą maciorę, która swoim cielskiem przygniata młode prosiaczki. O to modlono się już w latach 90!
    ~buk, 2005-10-22 15:04

  10. Przechodzień pisze:

    Sugerowanie iż tylko milczenie jest stosowną reakcją na Pintera to jakaś już nieprzyzwoitość. Nie wiem co to jest “wydawcy fraknfurccy” i dlaczego zamilkli (chyba mieli kiepską wtyczkę w komisji), natomiast papież krytyki niemieckiej Reich-Ranicki poparł, polskie tuzy literackie, te które czytały, też właśćiwie nie mają nic przeciw.
    Więc niby dlaczego katastrofa? Dlaczego kryzys? Usunąć nobla? Od czasu kiedy ludzie zrozumieli, że moralność może istnieć bez chrześćijaństwa równie dobrze możnaby wyrzucić papiestwo. Porzucenie lektyki na rzecz Mercedesa to błąd, a nie żadna reforma. A współczesne trucizny potrafią w chwil kilka przemienić zwykłego człowieka w prezydenta Ukrainy, a nie tylko skrócić pontyfikat do 33 dni.
    No to Pintera mamy z głowy.

    Katastrofą jest natomiast Knut Ahnlund, ten były, pryncypialny akademik przywołany przez buka. Wywalony z komisji, choć jak twierdzi odszedł pod wpływem wstrząsu pojelinkowego, z własnej woli (jak tylko zechce “Nasz Dziennik” go zatrudni). Normalny człowiek może przeczytać Jelinek raz i dozna wstrząsu, ten pławi się w Jelinek niczym w ekskrementach zapewniając, że kosztuje go wiele, ale robi to dla dobra ludzkośći, by ostrzec i zdemaskować. To pseudo-krytyka, którą można podstawić do każdej awangardy, to krytyka z odgórnie założoną tezą: Jelinek to pornografia, to schelbianie najniższym gustom, to defetyzm, to przyczernianie rzeczywistości i oczernianie Austriaków. Gdyby, zamiast onanizować się Jelinek zechciał zapoznać się z twórczością Bernharda, zobaczyłby, że Jelinkowa diagnoza faszystowskiej (nigdy nawet nie próbowali się uporać ze swoją haniebną przeszłością) rzeczywistości austriackiej tam się potwierdza, osiągając jeszcze większą gęstość i zdecydowanie wyższy poziom artystyczny. I myślę, że nobel dla Jelinek to jakaś rekompensata, zadośćuczynienie pośmiertne dla prześlepionego Bernharda, który w osobie Jelinek ma jakąś kontynuację. I to wcale nie najgorszą, skoro Michael Haneke potrafił zrobic z jej tekstu arcydzieło filmowe pt. Pianistka.
    Nobel to nie czczenie bałwanów, ale też niezupełnie nagroda artystyczna. Nobel wynalazł dynamit i bardzo tego żałował, stąd nagroda dla tych, którzy swoją twórczością, ale i postawą życiową udowadniają, dążąc do prawdy (choćby najpotworniejszej), że jednak można się bez niego obejść w kontakcie człowieka z człowiekiem. Nobel to nagroda polityczna w dużej mierze.
    No, i niech buk uważa, bo za 30 lat może być kandydatem i 18 akademików wypomni. ZaDużo wie co robi, cicho siedzi.
    ~Przechodzień, 2005-10-23 18:33

  11. Ewa pisze:

    Ja już pisałam na blogu, że Jelinek jest świetna i to tam udowodniałam. Napiszę jeszcze chyba o Dario Fo, bo wątpię, by Pilch, wielki jego przeciwnik, go czytał. Ale, jak dostanie King, to dopiero się z bukiem zgodzę. Literatura to nie piłka nożna. Na całe szczęście.
    ~EwaBien, 2005-10-22 16:05

Skomentuj najlepsza uczennica klasy po maturze, Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *