Piszę, bo muszę

Anachronizm czytania pism Emersona po Nietschem byłby może słuszny, gdyby spolszczenie chociażby ułamka dorobku amerykańskiego myśliciela nie nastąpiło tak późno. Płomienny wstęp Stefana Bratkowskiego poprzedzający słynne eseje wprowadza nas już właściwie w klimat tej żarliwej mowy: melanżu kazania, agitacji i olbrzymiej wiary w pozytywne cechy człowieka, które wystarczy tylko wyzwolić. Słowa Bratkowskiego pobrzmiewają jeszcze tą nutą wiary w możliwość przysposobienia, zarażenia duchem Emersona Polaków, gorliwie tropiąc analogie i próbując je wykorzystać dla naszego rozkwitu.

Bratkowski jest z tych, dla których, jak pisze „wojna polsko jaruzelska” była czasem pozytywnie zdanego obywatelskiego egzaminu. Bratkowski jeszcze świeżo pamięta temperaturę polskiej wolności, kiedy w miejsce totalnego zniewolenia ulice zakwitały indywidualną inicjatywą plakatowej twórczości, drukowania ulotek, niezależnych gazet i zinów. Wtedy Duch Święty wiał przez place, na które padały słowa Jana Pawła II o tym, że dla naszego pokolenia jest to właśnie „nasze Westerplatte”. Apel kierowany nie do wspólnotowego patriotyzmu, ale do poszczególnych sumień.

Czytając dzisiaj Emersona, korespondenta Adama Mickiewicza, ulubionego filozofa Marcela Prousta, którego myśli odnajdujemy u Bergsona, Bierdjajewa, Nietschego i z którego zaczerpnął najwięcej egzystencjalizm, trudno po wiekach kasandrycznych przepowiedni pozbyć się goryczy i fiaska pobożnych życzeń. Jednak subtelne porównania, jakie czyni Bratkowski dwóch szaleńczych narodów: Amerykanów i Polaków widoczne są dzisiaj dla pobieżnego oglądu, bez wikłania się w meandry socjologii i statystyk. Oczywiście najpiękniej, najwartościowiej czytać Emersona piszącego o twórczym, indywidualnym rozwoju jednostki, która pomaga Bogu w dziele tworzenia: procesie w ustawicznym toku. Gdy pisze o miłości i przyjaźni z największym skupieniem. O delikatności międzyludzkiego daru, który pojawia się z odwiecznym, boskim pragnieniem. Ale Emerson to przede wszystkim autorytet społeczny.

Nie wiem, na ile myśl Emersona, ambitnie podejmująca trud rozwiązywania astronomicznych problemów Ameryki, gdzie Duch nie nadążał za niesłychanie postępującą dehumanizacją i pustoszeniem człowieka technicznymi wynalazkami gwałtownie rozwijającej się cywilizacji wpłynęła na dzisiejszą Amerykę. Idąc od południa Nowego Jorku i znajdując etniczne enklawy, getta emigrantów pochłoniętych niewolniczą pracą, miniaturyzujących swoje ojczyzny i hodujący narodowe choroby bez wysiłku wtopienia się w ogólną społeczność, można ulec skrajnie lewicowym poglądom. Poczynając od Green Point’u, na którym oprócz polskiego nie można usłyszeć innego języka, a okropny, PRL- owski wystrój kawiarń, wiszących tam robaczywych malunków domorosłych artystów i księgarń w których trzy półki przeznacza się na antysemickie, niedopuszczone do oficjalnego obiegu w Polsce książkowe pozycje porażają swoją niezniszczalną aktualnością. Dalej dziwactwo Williamsburg’a, Żydów na wzór Amiszów kultywujących anachroniczne, bez względu na pogodę, dziwaczne stroje w których zdają się uwięzieni jak muchy w bursztynie czasu. Potem Chinatown, pełna nieprzyjemnych zapachów sklepów rybnych. Tam ruszające się kraby wsypują szuflą do papierowych toreb jak węgiel do wiadra, bez żadnego sentymentu. Wszystkie te małe, ubogie społeczności grzeją się własnym językiem w mrozie wielkiego świata, poprzez Little Italy, Korea Town, Little India, aż po ekskluzywny Plac Washingtona. Nagle wszystko zamienia się w cywilizacyjne wyrafinowanie. Zobaczywszy dom w którym Agnieszka Holland nakręciła swój piękny film na podstawie prozy Henry Jamesa, i potem, jak w dobrze poprowadzonym stopniowaniu nastroju, będzie tylko ogromnieć, zachwycać i rzucać na kolana. I już się wie, że nie przed Państwem, ale przed różnorodnością, wielkością i wspaniałością twórczej aktywności człowieka. Nawet, jeśli zagłębię się w zaułki północnego Harlemu, jako jedyna biała kobieta, mijając społeczność radości i luzu, która żyje bez pośpiechu i przesiaduje na ulicy dla przyjemności przesiadywania, to zauważę, że to już inni Murzyni, światowi i wolni, a ich enklawa nie jest gettem, tylko istotą miasta. Do Central Parku zaprowadzą mnie ulice Martina Lutera Kinga i Malcolma X, a powita pomnik Duke’a Ellingtona.

Penetrując nie tylko ulice, ale i muzea w których darowane są zbiory kolekcjonerów, zawsze lojalnie udokumentowane antykwą nad wejściem do poszczególnych sal, trudno nie pomyśleć o ich wysmakowanym guście, koneserstwie i uratowaniu sztuki, kupowanej przecież od artystów w momencie, gdy ci walczyli jedynie o przetrwanie. Podejrzenia, czy to aby oryginały, a nie pracownia znakomitych fałszerzy, nagłe znalezienie się wśród największych arcydzieł światowego malarstwa, gdzie, jak ktoś słusznie zauważył, za każdy obraz można kupić rewelacyjnie wyposażony szpital, oszałamiają.

I przypomina się zdarzenie sprzed kilku dni: Ojciec Rydzyk nawiedził Brooklyn. Spośród tłumu Polonii wystąpił student i w rejtanowskich słowach zdemaskował misterny plan kolejnej zbiórki pieniędzy niezbędnych w obliczu politycznych zagrożeń Ojczyzny. Słuchacze zamarli, co trwało niedługo. Ojciec Rydzyk wykazał całkowite panowanie nad sytuacją i nie spiesząc się wyjaśnił zgromadzonym w czym rzecz. Podobno spotkanie zakończone niesłychanym aplauzem dla Ojca Dyrektora i jego zwycięstwem spowodowało, że wątpiąca mniejszość wyszła całkowicie przekonana.

Czytając Emersona, warto zwrócić uwagę na przesłanie dla pisarzy, w moim pojęciu cały czas aktualne. Problem natchnienia i intuicji w procesie twórczym skutecznie podejmą późniejsi pisarze, np. Blanchot. Emerson dokumentuje swoim pisarstwem stan przepełnienia, wielkiej wewnętrznej presji i imperatywu nakazującego pisanie. Jeśli czegoś takiego artysta nie rozpoznaje w sobie, nawołuje Emerson, nie wolno chwytać za pióro. Słowa Emersona wyciekają w esejach, łączą się w rzeki, by scalać się w coraz większy i potężniejszy żywioł pisania.

Ralph Waldo Emerson
Eseje
z angielskiego przełożył Andrzej Tretiak
Wstęp Stefan Bratkowski
TEST 1997

Ralph Waldo Emerson
Natura. Amerykański uczony
z angielskiego przełożył Michał Filipczuk
Zielona Sowa 2005

emerson.jpg

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

24 odpowiedzi na Piszę, bo muszę

  1. tajnapolska pisze:

    proces twórczy według emersona, bogactwo różnorodności amerykańskiej świetnie koreluje z emersonem, kiedyś był przedruk jego religijnego eseju w tygodniuku europa i kiedy go czytałem jak zywa stanęła mi przed oczami moja dawna nauczycielka angielskiego z 2lo w suwałkach, amerykanka z korpusu pokoju z chicago czy spod chicago – Kris – pełna optymizmu i wiary w to co robi, a przy tym skrupulatności i obrony słabszych. W kosza jednak słabo grała 🙂 Lubiłem ją, jednak w tamtym czasie miałem nie z mojej winy słabe przygotowanie psychiczne do nauki języka angielskiego, no i nie było jeszcze internetu, gazet, nie byłem na zachodzie, nie miałem dobrego słownika oxford wordpower, nie miałem podręcznego i poręcznego samouczka angielskiego itd.
    tajnapolska, 2006-05-21 22:41

  2. Ewa pisze:

    Przesłanie do młodzieży Emersona polega między innymi i na tym, by nie wykręcała się tłumaczeniem, że miała do szkoły pod górę lub, że nie miała słownika polsko – angielskiego. Szkoda, że nie wykorzystałeś okazji nauki języka z prawdziwą Amerykanką. Moje pokolenie nie miało takich szans w szkole. Już dwieście lat temu Emerson potępił martwotę szkół, toksyczność rodzin (wszyscy ludzie ze sobą są spokrewnieni krwią i trzeba dokonać wyboru – ewangelicznie odejść), brak Boga w kościołach (urzędowa religijność hamuje rozwój duchowości), brak miłości (kłamstwo sentymentalizmu). No i oczywiście żyć bez autorytetów, czyli wskazówek Emersona. Emerson propaguje skrajny indywidualizm. Ja też.
    ~EwaBien, 2006-05-22 03:43

  3. tajnapolska pisze:

    zapominasz o nastawieniu postpeerelowskim, w mojej podstawówce był jeszcze prl, dopiero teraz sa normalne lekcje i kontakt z ludźmi zza granicy, wtedy była nieufność,

    szczegóły byłyby ciekawe przy analizowaniu emersona

    ja może wstawię jakąś książkę o literaturze, może o grassie? państwo nasze promuje teraz pojednanie polsko-niemieckie, ciekawe jak jest z nastawieniem do niemców wśród grup społeczności USA?
    ~tajnapolska, 2006-05-23 09:53

  4. Ewa pisze:

    Wstaw o Grassie, szczególnie, że jak czytam w GW, słusznie oburza się naszym ministrem edukacji. Z pospolitych rozmów z Polakami, którzy swoją emigrację początkowo zaczynali w Niemczech, a zakończyli na Green Poncie, bardzo sobie Niemców chwalą właśnie tutaj, podporządkowanych ogólnej, narodowej równości. W ich ojczyźnie Polacy bardzo źle się czuli, tutaj to znika. Masz rację z tym nastrojem w szkołach, ale miałeś o tyle lepiej, że jednak nauczyciel był prawdziwy. W naszym wypadku uczyła dyrektorka szkoły lub ktoś, kto chciał dorobić, a znajomość języka była taka, jak wszystkich Polaków tego pokolenia. Moje dzieci nauczyły się na grach komputerowych wtedy nie tłumaczonych na polski.
    A Emerson jest anty europejski w tym sensie, że usiłuje wzniecić w rodakach ambicję tworzenia własnej kultury, bez oglądania się na Europę i zwiazanych z tym kompleksami. Sam był bardzo arystokratyczny i angielski, ale nie widział zagrożeń w możliwości profanacji sztuki takim założeniem: “Z dobrą książką jest tak, jak z dobrym towarzystwem. Można wprowadzić między gentlemenów chama, ale to na nic się nie zda – on nie stanie się ich towarzyszem. Każda społeczność chroni sama siebie. Towarzystwo jest zupełnie bezpieczne i cham nie należy do niego, choć ciało jego znajduje się w tym samym pokoju”(Eseje).
    ~EwaBien, 2006-05-23 14:48

  5. tajnapolska pisze:

    mi angielski właściwie nie był potrzebny, byłem kiedyś 9 lat temu w londynie 1 miesiąc, potem kilka razy w berlinie czy gdzieś tam na krótko blisko kraju i komunikacyjnie mogłem się porozumieć, natomiast nie miałem wczesniej potrzeby czytania angielskich czy amerykańskich gazet, ani tymbardziej książek, nie czułem potrzeby takiej, teraz się uczę angielskiego tłumacząc internetowe artykuły z timesa, guardiana czt the sun ( to moja ulubiona gazeta brukowiec)

    mogę dać też marię janion z żyjąc tracimy życie, czy ziemię ulro miłosza
    ~tajnapolska, 2006-05-23 20:39

  6. Ewa pisze:

    Niestety Janion nie czytałam i nie mam dostępu, ale daj, co masz lub uważasz, że powinno tu być. Piszę tekst o Poe’m i wkleiłabym po Tobie, reszta blogowiczów zdaje się blog totalnie olała i musimy jakoś jego żywotność podtrzymać.
    Odnośnie języka angielskiego, to chyba w Waszym pokoleniu jest konieczny. Potrzebny o tyle, że informacji w Internecie polskim nie ma. Jutro jadę do domu Walta Whitmana do Camden i wszystko można przeczytać w sieci tylko po angielsku.
    ~EwaBien, 2006-05-24 03:43

  7. Patryk pisze:

    To chyba logiczne, skor Whitman byl Amerykaninem i pisal po angielsku. Czy angielski jest potrzebny? Oczywiscie, co do tego watpliwosci nie ma, co wiecej – znajac tylko dwa jezyki, np. polski i angielski, to zbyt malo; czlowiek powinien znac minimum trzy, cztery jezyki. Chocby po to, by docenic polski.
    Studiuje w Stanach, gdzie na dwoch testach z gramatyki mialem najwyzszy wynik w grupie, a bylem jedynym studentem, dla ktorego angielski jest drugim jezykiem. Amerykanie nie znaja angielskiego, wiec ktos musi – spadlo na spolecznosc miedzynarodowa – na wiekszosci wykladow prowadzonych przez szanownych gosci pytania zadaja Marokanczycy, Chinczycy, Polak, czyli ja, mieszkancy Bengladeszu i tak dalej, ale nie Amerykanie. Kiedy pewien profesor, Arab, wykladal problemy jezyka w post-imperialnym Maroku, wykladal po angielsku, a marokanscy i inni studenci pytania zadawali mu takze w tym jezyku. Wygladalo to komicznie, Amerykanie byli niepotrzebnym dodatkiem w sali wykladowej, a ludzie zewszad, tylko nie z USA, rozmawiali ze soba, po angielsku.
    W tym momencie nie wiem juz o co mi chodzi i po co to pisze, ale dodam, ze ladny obrazek.
    ~Patryk, 2006-05-24 16:56

  8. Ewa pisze:

    Dzięki Patryku, że mnie pochwaliłeś, piszę tu od trzech lat i oprócz nieśmiałych uwag tajnej polski jeszcze mnie nikt nie pochwalił, co w Stanach jest nie do pomyślenia, energia pochwał amerykańskich jest tak obiecująca, że nawet moja niedostateczna znajomość angielskiego jest tutaj nagradzana. Niestety nie mam kontaktu ze środowiskami uniwersyteckimi, natomiast Amerykanie po collgech nie znają Emersona i czołowych ich chlub literackich. Dzwoni tu Lora, która pisze właśnie pracę o Miłoszu (college). Jest poetką, ale to wszystko jest powierzchowne. Myślę, zgodnie ze specyfiką amerykańską nakreśloną przez Emersona, że jeśli już amerykańscy artyści zabierają się do rzeczy, to idą na całego i są perfekcyjni. Natomiast nasz ogląd i złudzenie jest tylko pozorne. Cóż nam z ogólnej średniości wyższego poziomu, skoro nie otwiera nam to jeszcze żadnych drzwi do wtajemniczeń, jest tak samo bezużyteczne, jak poziom młodych Amerykanów, którzy szybko, jak zły sen zapomnieli szkolnych postaci amerykańskich luminarzy i błogo, i radośnie pogrążają się w problemach Harry Pottera. Być może, że, jak obserwujesz u siebie na uczelni, napływowi intelektualiści starają się bardzo i mają większą motywację. W końcu to kraj emigrantów i wszyscy w konsekwencji to Amerykanie.
    ~EwaBien, 2006-05-24 17:27

  9. tajnapolska pisze:

    to prawda, że jesteś niedoceniona, może jeszcze brakuję ciebie na kumplach jak kaczka, w lampie np. czy innym branżowym piśmie, a może jesteś jeszcze gdzieś, bo studium np. nie dochodzi do mnie, a czasu kultury nie kupuję bo za drogi, w czytelniach nie ma, w ogóle ostatnio źle się dzieje z czytelnią kolegium języka polskiego, bo przestała prenumerować pamiętnik literacki i teksty drugie z powodów lokalowych, bardzo prozaicznych,

    ja mam nadzieję, że z czasem mój dowolny sposób pisania o książkach, znajdzie nabywców w wysokonakładowych pismach i zobaczę się jako autor, na początek muszę wejść do magazynu ha!art, p. marecki proponował mi wydrukowanie mojego eseju o joannie salamon, problem w tym, że mi szedł zupełnie ten esej
    ~tajnapolska, 2006-05-24 19:27

  10. tajnapolska pisze:

    tzn. że brakuje ciebie na kumplach, a widać z twojego pokolenia jedynie kaczkę i mruczka

    tenm esej rzecz jasna z niejasnych powodów mi nie szedł i go zarzuciłem, boleję, bo miałbym debiut w ha!arcie w końcu, czyli na papierze, a więc i do BN bym trafił, może do katalogu bibliotecznego?
    w każdym bądź razie środowisko młodoliterackie ceni sobie drukownie w czasopismach na papierze, w innym razie daje hasło do literatorium :)))
    ~tajnapolska, 2006-05-24 19:31

  11. tajnapolska pisze:

    ja bym chętnie Cię widział Ewa w odrze i twórczości, bo te czasopisma są w mojej bibliotecznej czytelni miejskiej, literatury na świecie już nie ma znowu
    ~tajnapolska, 2006-05-24 19:43

  12. Patryk pisze:

    Nie ma co dziekowac, doceniam Twoj trud. Uwazam natomiast, ze troche zbyt “perjodycznie” podchodzisz do sprawy, przez co tekst staje sie niejasny; rozumiem zabawe jezykiem, ale wole prostote Kolakowskiego 🙂 . Przynajmniej tego z mini-wykladow, ten z Powszechnego O co pytaja nas slynni… jest inny.
    Tak czy owak, z chcecia poznalbym osoby takie jak Ty, tutaj posucha – jedynie Chinczyk mysli o czyms wiecej niz to, co nadaja w telewizji, ale on mlody jest i ma fiu-bzdziu w glowie.
    ~Patryk, 2006-05-24 20:29

  13. Ewa pisze:

    Jestem o dychę starsza od Kaczki, łączy nas tylko ten sam znak Zodiaku, a to za mało, by drukować w oficjalnym obiegu. Was jest i tak dużo chętnych na satysfakcję czarnego druku, mnie tam nie potrzeba. Moje pokolenie przeżyło dreszcz druku pokątnego i może tak zostawić. Nie wiem, Patryku, czy perjodyczne, Łukasz mnie nigdy do swojego Perjodyku nie wpuścił. Ale fakt, że jak szukałam miejsca w sieci dla siebie, to najpierw napisałam do Wojciecha Giedrysa i on mnie z miejsca odrzucił. Natomiast Łukasz Badula nie.
    Może byś tu Paryku pisał? Brakuje nam piór do pracy. A dobrze, by była zróżnicowana i polaryzująca się twórczość. Niekoniecznie aż Kołakowski.
    ~EwaBien, 2006-05-24 22:19

  14. Patryk pisze:

    Hehe, wielkie dzieki za zaproszenie, ale ja absolutnie sie nie nadaje, moze jeszcze nie, a moze w ogole nie. Jestem grafomanem i “okropnikiem”, duzo, duuzo ponizej jakichkolwiek standardow. Lubie natomiast czytac, totez trafilem tutaj, wlasnie przez Perjodyk, a tam znowuz nakierowal mnie moj byly polonista, Dariusz Laton.
    Moje bazgroly mozna poczytac tutaj: http://nacodzien.blog.pl/ .
    Ja nadal czekam, az wydorosleje, by nabrac cierpliwosci, tymczasem tak sobie na wietrze unosze 🙂 .
    ~Patryk, 2006-05-24 22:37

  15. Ewa pisze:

    Byłam Patryku na Twoim blogu, ale nie będę tam nic wpisywać, bo za duża różnica płci i wieku. Jeśli chcesz zostać artystą, jak piszesz, co oczywiście nie jest kwestia zakupu kamery, to stan ducha, ja tutaj na blogu raczej propaguję poglad oddzielenia indywidualizmu od aktu twórczego. To znaczy, ma wypływac z subiektywnego oglądu świata, ale poprzez proces twórczy stać się anonimowy i uniwersalny. Co nie znaczy, że pisanie pamiętników nie jest twórcze, ale nie zawsze jest finałem. Próbowałam tajnej przekazać, że zadaniem pierwszorzednym artysty jest dokonywanie wyboru, a nie pisanie jak leci, ale już się boję pisać o cudzym pisaniu, bo można, przy tak sprzyjającym dla mnie właście chwilowym okresie (oczekiwane, blogowe pochwały!), dostac po głowie. Ale blog jest otwarty i demokratyczny i zapraszam.
    ~EwaBien, 2006-05-25 03:57

  16. Jacek Arsky pisze:

    W takim razie i ja dorzucę parę słów wsparcia dla pani Ewy. Tak się składa, iż od kilku ładnych miesięcy, w ramach odreagowania dziennikarskiej pracy, zagłębiam się w powikłaną historię pisma kumulacyjnego, więc niejako przy okazji podpatruję Liternacką. Na szczęście w obrębie tego bloga można jeszcze spotkać ludzi, którzy zwyczajnie czytają sobie książki i o nich dyskutują w ramach małej wspólnoty. Odzywam się zatem, by zdopingować panią Ewę do dalszych wędrówek po tej strasznej Ameryce w poszukiwaniu sensu tworzenia, a Tajną do robienia sobie nazwiska (?) na błyskotliwych esejach o masie lektur, które zalegają półki prywatnych wydawnictw (gdybym nie zobaczył, to bym nie uwierzył). Nieobecność na blogu Za Dużo (który o dziwo klepie aktualizacje na Puzdrze, a na macierzystej witrynie nie chce mu się nawet komentarza wpisać) wyjdzie Wam na dobre. Od czasu do czasu zabiorę tu głos. Niebawem zakładam własnego bloga (będzie co prawda o polityce, ale..), wtedy dam znać. Anonsuję ponadto swoje story o Perjodyku, zwłaszcza, że udało mi się dotrzeć do wielu ciekawych osób i dokumentów (mimo wymownego lekceważenia ze strony red. Baduli).
    ~Jacek Arsky, 2006-05-24 23:01

  17. Ewa pisze:

    Panie Jacku, to serdeczne dzięki, chociaż Emerson jest zwolennikiem poglądu, że w naturze istnieje zawsze symetria i, jak śpiewano za moich czasów “bilans musi wyjść na zero “(nie wiadomo, czy “Elita” sciagnęła to od Emersona, czy Emerson od “Elity”), ale po pochwałach zostanę skopana, dla wyrównania tego bilansu. Ponieważ już tu to nastąpiło, to może umknę przed następną falą nieprzychylności (np. umrę ze starości).
    Niestety, nie jestem w stanie dokładnie penetrowac Ameryki, maluję tu, żeby zrobić jakąś wystawę i przywieźć kasę do Polski, muszę mieć chociaż 15 obrazów, piszę więc z doskoku i mimochodem. Jeśli Pan wesprze komentarzami blog, to może Pierwszy Sekretarz wróci. Niestety, chyba się nie zrewanżuję na Pańskim blogu, artyści nie powinni być politykami, najwyżej w marketingu.
    ~EwaBien, 2006-05-25 04:16

  18. tajnapolska pisze:

    rozumiem przyczyny obiektywne, jednak pochwalenie się 3 letnią pracą krytycznoliteracką ze strony Ewy, na pewno odniosłoby zamierzony skutek w papierowych magazynach, ale kto inny mógłby się pochwalić takim długim stażem?
    ~tajnapolska, 2006-05-25 08:20

  19. Ewa pisze:

    Jak to kto? Wszyscy! Od kiedy pamiętam, w necie piszą te same osoby i nikt nie zrezygnował. Nie mam pojęcia, jakie układy teraz panują w pismach papierowych. W Polsce zawsze było to chore. Czyli konkurencja nie przynosiła zdrowia.
    ~EwaBien, 2006-05-25 12:42

  20. Patryk pisze:

    Dzieki za rady, pamietnik to raczej psychoterapeuta, na pewno nie zaden final, poza tym ja ciagle nie wiem, czego chce.
    A co do ukladow w Polsce, naprawde jest tak zle? Naprawde drukuja tylko kolegow/kolezanki i nic wiecej?
    ~Patryk, 2006-05-25 14:14

  21. Ewa pisze:

    Nie wiem Patryku, znam tylko branżę plastyki, a ta, zapewniam Cię, jest i była okropna. Natomiast piętnaście lat temu miałam porażający kontakt z miesiecznikiem “Śląsk” i jak piszesz, żadna psychoterapia piórem tego nie wyleczy. W sztuce jest tak, że musi być też zewnętrzny rezonans, inaczej wszystko umiera. Samotni geniusze to bujdy i legendy na rzecz tłumów. Za moich studiów we Wrocławiu “Orda”, kórą poleca tajna, była bardzo hermetyczna. Wątpię, by coś się zmieniło, ambicje literackie mają przecież dzieci redaktorów. A wbrew heroicznym utyskiwaniom dziennikarzy, jest to najprostszy sposób pozyskania pieniędzy, praca dziennikarska była od wieków najkorzystniejszą dla pisarza synekurą. No, ale Pan Jacek, który się tutaj wczoraj pojawił, pewnie żadnych kulisów nam nie udostępni. Prawda, Panie Jacku?
    Adamie, wklej coś!
    ~EwaBien, 2006-05-25 14:40

  22. Patryk pisze:

    Ja chyba nie mam co do swiata zludzen, a przynajmniej sobie to wmawiam, bo juz zdazylem zrobic wiele rzeczy, ze tak powiem, idealistycznych, ktore pozniej – no wiesz – staly sie bardzo prozaiczne. Ty za to masz juz osiagniecia, slawe, ksiazki, innymi slowy jestes artystka, profesjonalna, a nie taka urodzona w piwnicy, z glowa pelna niestworzonych rzeczy – jak wiekszosc.
    Tymczasem staram sie nie narzekac i spedzac czas z przyjaciolmi, bo, jak to powiedzial Tischner, “Nie prawdy szukaj, a kolegow” 🙂 .
    Pozdrawiam.

    P.S.
    Jutro lece do Polski na 3 miesiace, odpoczne od Ameryki.
    ~Patryk, 2006-05-25 21:17

  23. Ewa pisze:

    To szczęśliwej podróży, Patryku! Ks. Tischner miał na myśli nie kolegów, a przyjaciół.
    ~EwaBien, 2006-05-26 01:11

  24. Patryk pisze:

    Wiem, wiem, widzialem co najmniej trzy rozne formy tego zdania, w niektorych w wersji goralskiej, z kolegami, niektore w wersji “zwyklej”, tj. z przyjaciolmi.
    ~Patryk, 2006-05-26 03:30

Skomentuj Ewa Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *