Kornél Mundruczó „Delta” (2008)

Przepiękny węgierski film w duchu Béli Tarra – dostępny od kilku dni na portalu Iplex – jest opowieścią o miłości, ale tak naprawdę o nienawiści.

Tytułowa delta Dunaju to symbol niemocy przyrody, która sprzyjając człowiekowi malowniczością i ukojeniem nie potrafi mu pomóc. Dramat dwojga młodych ludzi na krańcach świata jest równie nieważny jak zabójcze dla żywych organizmów przemiany pór roku, jednak drogocenny z uwagi na jego archetypiczność i czystość. Niebiosa nie drżą jak ginie niewinność, nic się zupełnie nie dzieje, stalowe wody Dunaju leniwie płyną do ujścia, a jednak świat rozpada się na kawałki, wyobcowuje i staje się wrogi.

 Takie właśnie jest uczucie po obejrzeniu tego filmu, w którym nie ma już zgody na znane z tragedii greckiej wyroki opatrzności. Nie ma też buntu – człowiek idzie na rzeź jak otwierająca film świnia, z tą różnicą, że nie może się nawet poskarżyć żadnym wydobytym z siebie dźwiękiem.

Podobno odtwórca głównej roli Mihaila, zgodzony po tragicznej śmierci 40 letniego aktora Lajosa Bertóka konturując pracę nad filmem chciał zgodnie ze swoją profesją (słynny skrzypek Félix Lajkó) cały czas grać, zachwycony cudownymi plenerami. Nie pozwolono mu na to zarówno na planie filmowym, jak i poza i nakazano bohaterowi filmu milczenie. W milczeniu zatem najczęściej odgrywa się wewnętrzny i zewnętrzny dramat wioskowych „autsajderów” wśród zdegenerowanej, postkomunistycznej ludności. Nie ma tu mowy o mściwości bogów, jaka np. w tragedii „Król Edyp” nastaje po kazirodczym związku Króla Edypa ze swoją matką. Tutaj domniemane kazirodztwo mieszkającego ze sobą rodzeństwa z radością połączonego po latach rozstania, pragnącego nareszcie spokojnie żyć, nie ma nic wspólnego z kulturą, z przeznaczeniem. Wody Dunaju dostarczają ryb, plony są uwarunkowane włożoną w nie pracą, a przyzwolenie na oderwanie się od stada i zabranie ze sobą „młodej suki” (siostry Michała, Fauny) nie jest możliwe, ponieważ chłopów dręczy nienasycona żądza i zawiść. Wszyscy mają na nią ochotę, ojczym ją bezkarnie gwałci, ochrona brata staje się dla nich bezprawiem. Tylko erupcja nienawiści, tylko morderstwo na rodzeństwie może poskromić te nieokiełzane furie, a ofiara z niewinności scalić świat w pierwotną hermetyczność i okrucieństwo.

Tej nocy, kiedy rodzeństwo zaprasza do swojego nowo wybudowanego domu na palach wieś, jest już za późno na cofnięcie wyroku, na ofiarę krwi. Michał wnosi gościom chleby do usmażonych przez siostrę sterty ryb. Jest w tym momencie Chrystusem, który dzieli i pomnaża dobra. Nie wkupuje się w łaskę wspólnoty, on się tylko z nią dzieli.  Jest w swej nieskazitelności i świętości nie do wytrzymania dla tej zapijaczonej społeczności mającej na sumieniu gwałty i morderstwa.

Twórcy filmu po nietzscheańsku mówią, że to resentyment rodzi gniew. Społeczność tęskni za pradawnymi zakazami, za wiejskim porządkiem już bez uzasadnienia. Niewolnik nie zrobi nic na rzecz swojej wolności, nie wypuści też na wolność nikogo, skoro sam jest zniewolony, gdyż byłby to wyłom w naturze. W naturze rzeczy.

/p/p

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *