21 listopada 2012, środa. Jesteśmy przy kasie o 14, ale już nie ma biletów, podobno „wyszły” pół godziny temu, nie ma bezpłatnych biletów na żaden z obiektów wawelskich mówi pani w okienku w przerwie rozmów telefonicznych.
– Ne ma nić? – pyta z żalem, z silnym wschodnim akcentem mężczyzna, który też międzyczasie podszedł do okienka i też przyjechał specjalnie na Wawel w listopadzie, zwabiony tym, że doświadczanie dziedzictwa narodowego jest za darmo.
Krążymy po Wawelu usiłując jak kurz wcisnąć się bramami, z których wychodzą nasyceni, ale szybko bramkarze ten ruch pod prąd udaremnią. Postanawiamy – skoro w Warszewie nikt mi biletów nie kasował – poprosić wychodzących, by nam je podarowali. Dwie dziewczyny się godzą, ale mówią, że jeszcze mają na te bilety trochę zwiedzania i dadzą później i znikają w tłumie. Podchodzimy na dziedzińcu do grupy kobiet w moherowych beretach przytulonych do czakramu u wyjścia z komnat królewskich, zakłócając swoimi prośbami medytację. Jedna z nich wygrzebuje z torebki bilet do „Damy z łasiczką”, którą już wielokrotnie wdziałam w oryginale i nic mnie ona teraz nie obchodzi. Zaczepiamy ludzi wychodzących z Katedry i dostajemy cenną wskazówkę, by nie podchodzić do wyjść, ale do wejść.
– Ludzie nabrali rano biletów – a potem nie przychodzą! – mówi ściszonym głosem życzliwa nam kobieta.
Po jej słowach w minutę jesteśmy przy wejściu do sal królewskich. Znamy przecież te klimaty, znamy stan wojenny, kolejki, reglamentacje, zapisy i pierwszeństwa.
– Kto ma za dużo biletów? – krzyczę w tłumek czekający przy zamkniętymi drzwiami na wpuszczenie kolejnej tury zwiedzających. Odzywa się posłusznie właścicielka biletu zbiorowego, akurat dwie osoby nie dotarły. Kolejka się rozstępuje, wpuszcza nas na sam początek, konsoliduje, aprobuje solidarność, zaczynamy rozmawiać. Właścicielka pięciu biletów stała po nie półtorej godziny, przyszła zaraz po otwarciu kas. Nie, nie można brać biletów na inny dzień, niż dzień zwiedzania. Tył kolejki dorzuca swoje doświadczenia. W sobotę i niedzielę jest jeszcze gorzej! Nie, nie ma nic o tym na stronach internetowych Zamku.
Listopad jest pochmurny, dzień już się kończy i dostojne pomieszczenia wawelskie nabierają jeszcze większego ciężaru i powagi. Po niemal frywolnych warszawskich rezydencjach ciężkie brązy i antyczne złoto w niewielkich ilościach, za to z przewagą twardego, szlachetnego drewna, Wawel to psychiczna opoka. Nic dziwnego, że opisany przez Malapartego Frank ze swoją żoną i dziećmi czuł się tutaj wspaniale zagracając bez skrupułów wszystkie te komnaty antykami zgrabionymi całej Europie.
Wszystko tutaj promieniuje, całe szczęście, że starano się zachować jak najwięcej oryginalnych fragmentów najstarszych epok królewskich. Arrasy nie mają nic wspólnego z ich reprodukcjami, a jednak ich spłowiały rysunek działa zupełnie inaczej, niż piękno komnat gier komputerowych: coś się materialnie sublimuje i nie odda tego żadna wirtualna przestrzeń.
Po salach się nie przechodzi, a stąpa. Mijamy niemieckie skrzynie kasowe do przechowywania i przewożenia pieniędzy przypominając sobie ciągle szkolne lekcje historii mówiące w kółko o tym, że są one ciągle puste. Sala turniejowa ze stropem kasetonowym ze złoconymi kwiatonami i pod nim malowanym pastelowo fryzem jest kosztowna, jak i malowany piec kaflowy. Renesansowe proporcje zachowuje przestrzenna Sala Senatorska, gdzie dziewięciometrowe arrasy tłumią jej wielkość, a ściany kryte kurdybanem podkreślają szlachetne. Sala poselska ze stropem z głowami wawelskimi to chyba najsłynniejszy element Wawelu, szczególnie dla mojego pokolenia. Główki wawelskie odlewane z gipsu i oprawione w bejcowane, głębokie ramki były w Cepelii piekielnie drogie, a jednak mało było mieszkań w latach sześćdziesiątych nieposiadających na ścianie przynajmniej trzech takich główek. Jak czytam na Wikipedii, głowy wawelskie ścinano wielokrotnie (a patrząc na wysokość stropów były to grabieże akrobatyczne). Ze 194 rzeźbionych głów królów, żołnierzy, dworzan wisi zaledwie 30. Arrasów też jest 30. Początkowo było ich 350.
O Ewie
Ewa Bienczyckalistopad 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki
…(…) Cały potężny masyw Wawelu, który przed dwudziestu laty oglądałem w jego królewskiej, majestatycznej nagości, teraz przeładowany był od podziemi aż po szczyt najwyższej wieży meblami zrabowanymi w pałacach polskich panów bądź też stanowiącymi owoc kradzieży naukowo dokonywanych we Francji, Belgii i Holandii przez komisje antykwariuszy i ekspertów z Monachium, Berlina i Wiednia, ciągnące poprzez Europę w ślad za niemiecką armią. Ostre światło wielkich, zawieszonych wysoko pod sufitem żyrandoli odbijało się od ścian pokrytych panneau z błyszczącej skóry, od portretów Hitlera, Goeringa, Goebbelsa, Himmlera i innych hitlerowskich przywódców, od marmurowych i brązowych popiersi (było ich mnóstwo wszędzie — na korytarzach, podestach schodów, w kątach pokoi, na wszelakich meblach, na marmurowych kolumienkach, w niszach i wnękach ścian), przedstawiających „niemieckiego króla Polski” w najróżniejszych pozach inspirowanych przez dekadencką estetykę Burckhardów, Nietzsche’ów, Stefanów George, przez heroiczną estetykę Trzeciej Symfonii Beethovena i „Horst Wessel Lied”, oraz przez estetykę dekoracyjną antykwariuszy-humanistów z Florencji i Monachium. Zastała, ciężka woń świeżego werniksu, nowej skóry i świeżo wywoskowanego drzewa wypełniała szczelnie pozamykane sale.
Na koniec weszliśmy do rozległej sali, zbytkownie urządzonej meblami w stylu „Drittes Reich”, udekorowanej francuskimi dywanami i wytłaczaną skórą. Był to gabinet Franka. Przestrzeń między dwojgiem oszklonych drzwi wychodzących na zewnętrzną loggię Wawelu (loggia wewnętrzna biegnie dokoła przepięknego renesansowego dziedzińca, dzieła włoskich architektów) wypełniał olbrzymi stół mahoniowy, w którego lśniącej powierzchni odbijały się płomyki świec dwóch ciężkich kandelabrów z pozłacanego brązu. Ogromny ten stół był całkowicie pusty i nagi.
— Tutaj rozmyślam nad przyszłością Polski — powiedział mi Frank rozkładając szeroko ramiona. Uśmiechnąłem się myśląc o przyszłości Niemiec.
Na znak dany przez Franka otwarto dwoje wysokich oszklonych drzwi i weszliśmy do loggii.
— Oto niemiecki Burg — powiedział Frank wskazując szerokim ruchem ramienia potężną sylwetkę Wawelu odcinającą się ostro na oślepiająco białym tle śniegu. Dokoła starożytnego zamku królów Polski leżało uśpione miasto, spowite w całun śniegowy pod niebem rozjaśnionym wąskim sierpem księżyca. Niebieskawa mgiełka unosiła się nad Wisłą. Daleko, na widnokręgu rysował się delikatną, przejrzystą linią łańcuch Tatr. Psy SS-manów, pełniących straż przy krypcie Piłsudskiego, przerywały raz po raz ciszę nocną głośnym ujadaniem. (…)
[Curzio Malaparte “Kaputt” przełożyła Barbara Sieroszewska]