Dziennik warszawski (4)

Właściwie jadę do wielkiej polityki. Boy-Żeleński w swojej „Królowej Marysieńce” przypomnianej skutecznie polskiemu czytelnikowi na portalu „Wolne lektury” nie przedstawia Marysieńki tak korzystnie, jak robi to portal Muzeum Pałacu w Wilanowie. Wypadałoby wierzyć tym ostatnim, skoro mają dostęp do wszelkich dokumentów, czego Boy nie tylko nie miał, ale i nie miał Internetu ułatwiającego takie badania. Jednak nawet portal Wilanów przyznaje, że Marysieńka sztuką się nie interesowała, że Wilanów zaniedbała i tylko późniejszym właścicielom królewskiej rezydencji – jak i gospodarności samego Sobieskiego, który tam miedzy swoimi delegacjami służbowymi wpadał –  zawdzięcza wspaniałość i przetrwanie. Marysieńka podobno wykazała talenty w sztuce miłości, czego dowodem słanie w Tatary i Turki – gdzie najczęściej jej mąż przebywał – swoich włosów łonowych, co podobno w tamtej obyczajowości obowiązującej między małżonkami było pomysłem rewolucyjnym.
Boy podważa wartość artystyczną miłosnych listów do Marysieńki, nabija się z intelektualnych potrzeb króla przebywającego cały czas wśród żołdaków i czytającego jedynie francuskie romanse, gdy w Europie działały już prądy oświeceniowe i było co czytać. Suchej nitki na Marysieńce nie zostawia portal „Racjonalista”, nie odmawiając jej jednak talentu do polityki.
Mnie natomiast w odróżnieniu od Marysieńki polityka nie interesuje i jadę spotkać się w Warszawie ze sztuką wysoką. Podobno marszandzi Poniatowskiego, jak i Sobieskiego skupywali falsyfikaty i kopie, bo na oryginały nikogo w Polsce nigdy nie było stać, ale ja nie jestem przecież aż tak wymagająca, byle by była tam jakaś sztuka w dobrym gatunku, nawet sztuka oszczędzania.
 
Zanocuję jednak nie u Iwonki, a w hostelu. W tym samym, w którym członkowie węgierskiej nacjonalistycznej grupy Jobbik zrobili przed wczorajszym Marszem Niepodległości w Warszawie ćwiczebną demolkę.  Mam nadzieję, że już ich nie będzie, że nie narażą mnie na spotkanie z polityką. Ale przecież historia, to dzieje ludzkiej nikczemności. A to, że tam byli, to fakt historyczny.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2012, dziennik ciała. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *