Nie wiem, czy las jest ciemny i czy jest to, jak anonsują krótkie notki o książce – ponura przyszłość 2030 roku.
Taka antyutopia niewolniczego świata, gdzie będzie się eksploatować Wschód, by Zachód mógł się próżniaczyć, być może nastąpi, a być może nie, w każdym razie aluzje do dzisiejszych wyjazdów Polaków na roboty jest wyraźna i dzięki Bogu mocno zakorzeniona w tym, co dzieje się obecnie.
Bardzo uboga fabuła sztuki teatralnej ma zapewne, jak to w literaturze bywa, odsłonić ukryte sensy i anomalie bohaterów.
Aktorzy mający odgrywać role w wypadku ról próżniaków, czyli trzymających władzę w domku w ciemnym lesie, mają połowę mniej lat, niż wiek do którego przyznają się postacie sceniczne.
Ten geriatryczny lisi zabieg pozwala połączyć pracę przymusową w hitlerowskich czasach z czasami, kiedy studziesięcioletni Austriak powtarza ten sam proceder z ubogą resztą świata, która sama przyjeżdża, by tę niewolniczą robotę kontynuować za wyżywienie i grosze, które w ich kraju są bajecznymi kwotami.
Oczywiście, reszta świata też nie jest po lewicowemu kryształowa.
Jest chytra, zeszmacona i robaczywa.
Żona najemnego drwala, która przybywa samolotem, autobusem, piechotą do domku i na miejscu dowiaduje się, że jest już wdową, chętnie akceptuje ten niespodziewany zwrot jej życiowych możliwości i tym optymistycznym akcentem sztuka się kończy.
Tak jak Stasiuk zapewnia, że w filmie „Wino truskawkowe” Dariusza Jabłońskiego, czyli w zekranizowanych „Opowieściach galicyjskich” grają największe sławy aktorstwa czeskiego (gra Jiří Macháček!) i polskiego (Jerzy Radziwiłowicz), podnosząc jeszcze tym jakość tekstu literackiego – tak być może sztuka „Ciemny las” będzie platformą obywatelską świata aktorskiego, na której dopiero ten tekst zabłyśnie.
Na razie nie jest ani ciemny, ani tajemniczy, ani zaskakujący.
Jest poprawny i nijaki.
Przeczytałem właśnie stasiukową “Duklę” na zajęcia z Literatury polskiej XX wieku (na pierwszy ogień szła Masłowska i jej “Paw królowej”). Książka ta ma swój urok, swoją aurę, ale jednak rozczarowuje. Bardziej podobało mi się późniejsze “Jadąc do Babadag”, “Dukla”, tak samo jak tytułowa miejscowość – pomnik pamięci Stasiuka, który inni niekoniecznie muszą podziwiać czy rozumieć. To dobrze, bo jest ta książka przez to osobista – i ja to cenię, bo mimo tego czyta się z przyjemnością.
Nie mam szans równać się z autorytetami Uniwersytetu Jagiellońskiego, więc nie chcę mącić wiedzy, którą tam pozyskujesz.
Moje subiektywne czytanie Stasiuka, a przeczytałam wszystko, jest z pewnością odmienne, więc nie traktuj tego naukowo.
„Mury Hebronu” były najlepsze. Zgodnie z wyczerpaniem, dobrze dla czytelnika pisarz poszedł w następnych utworach w niuanse przyrody, subtelne odczucia pozyskane w trakcie ciężkiej roboty oglądania świata.
I robił to coraz lepiej, Dukla to taka przejściowa forma, gdzie nadmiar opisów męczy, szczególnie, że Dukla, nawet, jako stan ducha jest miejscem wybitnie nieciekawym. W tym jednak sposobie pisania doszedł do wirtuozerii w nagrodzonej słusznie, „Jadąc do Babadag”.
Z następnej książce zaczął się już powtarzać i używać schematów.
Zawsze tak jest, jak artysta uzyska – (nagroda) – pewność, że jest na dobrej drodze. A cała tajemnica twórczości polega na niepewności.
I ten dramat sceniczny – wydany samodzielnie w twardej okładce jest bardzo mizerny i mało pojemny, jeśli chodzi o filozoficzny wymiar, a niestety, do niego pretenduje.
Nie jest to obyczajowy obrazek, a głos artysty przestrzegający późniejsze pokolenia (Polaków). Do takich syntez, w moim pojęciu, jest za krótki.
Myślę, że polscy uznani pisarze cierpią na permanentny deficyt materii do twórczości i tak kombinują przy biurku, co by tu napisać.
Prawdziwy artysta ma tak dużo do napisania, że z przerażeniem widzi, że wszystkiego, co go przywala i przepełnia, nie zdąży przed śmiercią z siebie wydobyć.
Polecam na blogu http://www.historiamoichniedoli.pl/ ”PoliszFikszyn” Marka Trojanowskiego. To jest parodia „Nieszuflady” w odcinkach, pisane w oparciu o własne przeżycia i obserwacje, i przeniesione na byty stwarzane.
Im pisarz bardziej się trzyma realności, tym fikcja jest prawdziwsza.
Nie ma tam chyba wielkich ambicji literackich, co u Stasiuka jest, ale jest żarliwość, czego u Stasiuka nie ma.
Nic o “Festiwalu blogów” w dalszym ciągu.
Byłem na GW Wrocław i nic.
Zdumiewające, że właśnie to, co należy do sieci w sieci nie istnieje.
Wiesz Rysiu, tak obserwuję to polskie rozszczepienie blogowe „sobie a muzom” i działanie przeciwko ruchowi blogowemu mogącego dawać szansę utalentowanym ludziom z prowincji myślę, że to wszystko jest celowe.
Nie na darmo ten paszkwil na Nieszufladę Marka Trojanowskiego nazywa postać z głównego polskiego portalu poetyckiego „Atomizerem” . Jest to ktoś, kto atomizuje środowisko, skłóca, uniemożliwia przyjaźnie, współpracę i wzajemną pomoc.
Na Nieszufladzie jest teraz wątek o poszukiwaniu Uli. Jak pamiętam, była to główna animatorka warszawskiego ruchu poetyckiego właśnie w Realu, w klubie warszawskim.
Zdjęcia GiL Gillinga dokumentują niesłychany rozkwit „spotkań u Uli”, zaproszeń sław i wszystkich liczących się poetów tego portalu.
I dzisiaj szuka ktoś Uli, i nikt się nie odzywa.
Jak kamień w wodę nikt nie ma pojęcia, gdzie Ula jest. I nikogo to nie dziwi.
A przecież znało ją, przyjaźniło się i kontaktowało tak wielu.
*mogącemu