Krzysztof Varga „Aleja Niepodległości” (2010)

Wbrew wielu recenzjom, które pojawiły się po wydaniu ostatniej książki Krzysztofa Vargi w Sieci, książkę tę odczytuję bardziej ogólnie, niż dokonuje tego recenzencki, szczegółowy podział na bohaterów, mających rzekomo reprezentować zantagonizowane rysy charakteru dzisiejszych Polaków.
Poprzednia powieść „Nagrobek z lastryko”, o której pisałam tu, syntetyzuje czas, antycypując skutki dziejowych wydarzeń, przede wszystkim przez pryzmat Powstania Warszawskiego. W „Alei Niepodległości”, powieści tak samo jak poprzednia, ściśle warszawskiej, Varga skupia się na wyłuskaniu przyczyn nieprzezwyciężonego w dalszym ciągu marazmu toczącego zarówno postacie o losie wygranym ( Jakub Fidelis), jak i przegranym (Krystian Apostata). O tym, że Polakom nic się nie chciało w PRLu-, pisał śmiesznie Sławomir Mrożek w dramatach, a Tadeusz Różewicz w wierszach, a o polskiej nierzeczywistości Kazimierz Brandys w „Miesiącach”. Pomost, jaki wpracowała sobie polska mentalność, przerzucony na drugą stronę po politycznym przełomie i związanym z tym stylem życia, czyli tzw. chorobowe przetrwalniki, przypomina właśnie jakiś biologiczny fenomen, kiedy choroba szuka nowych miejsc żerowania i buduje sztuczne nowe twory, by móc gniazdować, przetrwać i się panoszyć.
Varga po Houellebecq’owsku skupia się na jednostkowych życiorysach, wykorzystując fakt, że jego bohaterowie, przyjaciele ze szkolnej ławy, są w tym samym wieku co autor i tym sposobem może bardzo dokładnie odwzorować z pamięci czasy, w których dorastał i które kształtowały osobowość.
Osią narracji jest warszawska ulica (tytułowa „Aleja Niepodległości”) wokół której kręci się cały świat warszawskich dzieci i nastolatków, dla których stan wojenny to jedynie wojna, którą przeżyli, która na zawsze ich zinfantylizowała kwalifikując do Pokolenia Bez „Teleranka” i którą – jak mówi Jakub – jedyna, którą Polska może wygrać. Niestety w tej powieści niczego nikt nie wygrywa. Przegrana jest permanentna, od piłkarskich meczów, po wszystkie miłości, które w szkole – jak diagnozuje bohater – zawsze są jednostronne. Miłość w wydaniu Vargi, to cały czas fantom, który używany jest jedynie do spełniania wyobrażeń, natomiast spełnienie naturalne, realne i prawdziwe, możliwe staje się jedynie w onanizmie. Dlatego też onanizm, samogwałt, samozaspokojenie, podobnie jak w „Cząstkach elementarnych” Houellebecq’a jest nałogiem determinującym nie tylko sferę seksualną, ale i wszystko co bohaterowie w wieku dorosłym robią metaforycznie determinując i zamykając ludzką aktywność jedynie do wsobności. Ani Jakub Fidelis, zyskując artystyczną sławę idola popkultury nie wychodzi poza swój medialny wizerunek w rejony prawdziwej sztuki, zamykając się w roli telewizyjnej marionetki, ani Krystian Apostata, który wychodząc z konwencji mieszczańskiej i przeradzając się w artystę awangardowego, nie czyni nic poza autodestrukcją swojego ja.
Nie ewoluują człowieczo postacie dalszych planów, jak choćby ciotka Krystiana, mająca literacko tendencje pokrzywiania się postaci z „Ciotki Julii i skryby” Mario Vargasa Llosy, czy ciotki Thomasa Bernharda, które są zawsze ciotkami inspirującymi i zapładniającymi, inicjującymi młodzieńca. Natomiast z ciotki Krystiana pożytku nie ma, to wprawdzie przedstawicielka przedwojennej inteligencji warszawskiej, ale pełnej toksycznych blokad bez logicznej konsekwencji. To kobieta z syndromem zapiekłej nienawiści do komunizmu, potajemnie kochającej się w jego ikonach (Kloss), to stereotyp aż do bólu prawdziwości i powtarzalności charakteru obywateli PRL z ich dwójmyśleniem i konformizmem, jednak bardzo w powieści zasadny. To, że cały czas odnajdujemy się w rzeczywistości Krzysztofa Vargi w sposób komiczny, satyryczny, myli trochę właśnie z szablonem i zbytnim syntetyzowaniem zjawisk, co może powodować zarzut spłycania, czy wyciągania z nich wniosków zbyt powierzchownych. Jednak tak nie jest. Modele, które Varga z determinacją i widoczną troską o lepsze jutro lepi na kartach swojej powieści, przemawiają nie tyle ludzkim, wiarygodnym głosem, co ich zniekształceniem. Mamy tu cały czas kontynuację gombrowiczowskiej formy, gdzie wszystko jest permanentnie zniekształcone i zdeformowane. Kupa wariatów udowadniająca, że wariatami nie są, to korowód stworzonych przez Vargę postaci poważnych, funkcjonujących w życiu z powodzeniem, słowem, świat Vargi jest tylko taki, innego nie ma. I ta książka nie jest właściwie satyrą na czterdzieści lat przeżytych i doświadczonych w Polsce schyłku komunizmu, które minęło niewykorzystane na wartości, na budowanie, tylko na cwaniackie prześlizgiwanie się po jego hedonistycznej stronie. To też rachunek wystawiony pokoleniu Vargi, pokoleniu bruLionu, które z anarchii, z tych wyciekających, obrazoburczych „flupów z pizdy” Sajnóga przeobraziło się w popłuczyny różowego erotyzmu Gretkowskiej, kiczu popkatolicyzmu Wencla, czy niestrawnego neolingwizmu pseudo awangardy konceptualnych poetów. Wszystko to Varga mówi nie wprost, używając wielkich świadomych metafor, jednak językiem dosadnym, używanym przez jego pokolenie. Komunikatywność jest tak wielka, że ci, którzy doświadczyli historycznie tych czterdziestu lat na własnej skórze, natychmiast orientują się nie tylko w topografii historycznej, ale nie będąc warszawiakami, warszawskiej. Są tam zawarte nie tylko aluzje do skłamanego serialu TV „Czterdziestolatek”, ale do absurdu wielu kultowych, ambitnych filmów polskich, którymi bohater jest nie tyle zafascynowany, ile zaczadzony i które swoją wtórną nieprawdziwością, kłamstwem artystycznym w jakimś stopniu go też zniekształcają. Zniekształca właściwie wszystko, i „Zły” Tyrmanda, jak i Czyżewska w „Samotności w sieci”, gdzie jest stara, brzydka i mówi źle po angielsku.
Varga nieustraszenie wskazuje na toksyczne tropy kultury polskiej, która jak narkotyk inhalowana jest bezkarnie i ufnie przez polskiego inteligenta, by w konsekwencji stworzyć się na monstrum, na modłę ciotki głównego bohatera, Krystiana.

Słowem, – to co napisał Andrzej Stasiuk w notce wydając w wydawnictwie „Czarne” „Aleję niepodległości” swojego pokoleniowego kumpla: Varga jest jak wino im starszy, tym lepszy – to prawda. I ja, czytelniczka, to potwierdzam.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

18 odpowiedzi na Krzysztof Varga „Aleja Niepodległości” (2010)

  1. Urszula pisze:

    “antycypując skutki dziejowych wydarzeń, przede wszystkim przez pryzmat Powstania Warszawskiego”

    Pani Ewo, nie bardzo zrozumiałam to zdanie o “Nagrobku z lastryko”, bo dla mnie, owszem, kwestia Powstania pojawia się kilka razy w przesmiewczo-ironicznym tonie np. podczas rozmowy internautów na forum militaria (“Szare Szeregi jak Hitlerjugend”) i w snach o pomnikach, ale nie powiedziałabym, że powieść jest napisana w odniesieniu do Powstania Warszawskiego ’44, chyba że do tego późniejszego, fikcyjnego, które ma się pojawić za czasów naszych wnuków, ale w sumie też nie było w tej powieści aż takiego punktu ciężkości, jeśli chodzi o to odniesienie historyczne. Mogłaby Pani przybliżyć tę interpretację? Ja wiem, że to bardziej o “Nagrobku” niż “Alei”, ale zaintrygowało mnie to, co Pani napisała. Pozdrawiam

  2. Ewa pisze:

    Pani Urszulo, przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że Krzysztof Varga podchodzi do Powstania Warszawskiego z wielkim pietyzmem i podziwem, o czym napisał niedawno w GW odnośnie nagrodzonego tomiku Wojciecha Wencla, i przytaczałam jego słowa pisząc notkę o wenclowych wierszach, ale jeszcze tu wkleję ważny cytat:

    „(…)Fraza “bohaterowie polegli za ojczyznę” w kontekście katastrofy lotniczej jest już znana i zgrana, lecz za każdym razem wprawia mnie w osłupienie i powoduje dziwną przykrość, nie chce mi się już klarować, jak straszliwym jest ona nadużyciem, o innym nadużyciu pozwolę sobie tu wspomnieć. Wencel mianowicie ilustruje swój manifest wizerunkiem “kotwicy”, a więc symbolem Polski Walczącej z czasów okupacji niemieckiej.
    Otóż, bogobojny poeto z Gdańska, “kotwica” mnie osobiście kojarzy się głównie z Powstaniem Warszawskim, tym bardziej że jestem z Warszawy i w wyjątkowo naznaczonym przez Powstanie Warszawskie miejscu zamieszkuję. I na każdym prawie kroku natrafiam na ślady tragedii, pomniki walki i rozstrzeliwań, strasznych cierpień i prawdziwego bohaterstwa, stokroć większego i bardziej heroicznego niż śmierć w wypadku lotniczym, bohaterstwa i cierpień, których nigdy nie doświadczyłeś i, codziennie dziękuj Bogu, nigdy nie doświadczysz. I uważam, że wklejanie sobie “kotwicy” do osobistych dyrdymał o bojkocie “Gazety”, “Newsweeka”, “Wprost” czy “Przekroju” jest zwykłą chamówą i historycznym złodziejstwem.
    Mówię serio i patetycznie, zupełnie nie umiem się skusić ironii, i nie potrafię pojąć, skąd bierze się owa potrzeba katastrofy i narodowego nieszczęścia jako katharsis. Ja doskonale rozumiem, że można intensywnie i namiętnie nie znosić obecnych rządów i największych mediów, nie widzę tu problemu, ale – preferowane nie tylko przez gdańskiego poetę – widzenie Polski dziś jako kraju pod okupacją, kraju zniewolonego, gdzie Putin wszelkie rozkazy rządowi w Warszawie wydaje, kraju, w którym tworzyć trzeba podziemie niepodległościowe, jest czysto i klinicznie obłąkańcze. (…)”

    Varga w tych powieściach warszawskich przywołuje Powstanie Warszawskie właśnie w tym kontekście wygrywania opcji politycznych, dyskusji na temat jego potrzebności, zasadności i itp. Pisząc, że antycypował, miałam na myśli nie konsekwencje historyczne, a właśnie mentalne, bo Varga przede wszystkim wyśmiewa się z tych aktywności Polaków, które nie są ani konstruktywne, ani miarodajne, ani też nie powodują wzrostu duchowego. Bo jeśli dziadek bohatera „Nagrobku z lastryko” interesuje się militariami i odwiedza fora internetowe, to Powstanie jest dla niego jedynie estetyką historyczną, a nie patriotycznym przeżyciem. W „Alei Niepodległości jest jeszcze gorzej, bo Jakub i Krystian, rówieśnicy Krzysztofa Vargi doświadczają na własnej skórze tych wszystkich przebieranek, inscenizacji, jakie dla potrzeb komercyjnych wystawia pod pretekstem patriotycznego czynu miasto Warszawa, takie bitwy uliczne, jak inscenizowana „Bitwa pod Grunwaldem”.
    Zaraz poszukam cytat.

  3. Urszula pisze:

    Wiem o co Pani chodzi, o zmiany mentalne Polaków kiedyś i potem, o kwestię wierności wartościom itd., ale mimo to w samej powieści nie widze zbyt licznych odwołań do Powstania. Z pewnością wywiad świadczy o szacunku Vargi dla tego tragicznego wydarzenia, ale w samej tkance powieści nie ma zbyt wiele na ten temat… Nie uważam, zeby Powstanie było jakąś ważną cezurą. W snach dziadka-bohatera pojawiaąją się liczne pomniki (niczym duchy-mary z “Wesela”), ale jest tam również Piłsudski, Czterej Śpiący itp., których “dziadek” nie rozumie, zapomina o tym, co mówili, nie wie, czego od niego chcą, czemu chcą go zabić…Można to równie dobrze zinterpretować jako mary polskości, obciążającą martyrologię, koturnową pomnikowość naszej historii, zmęczenie polityką historyczną… Ale naprawdę szczerze, nie widze w samej powieści odwołań do Powstania jako jakiegoś momentu granicznego

  4. Urszula pisze:

    A panowie z forum militaria majaczą nie tylko o Powstaniu, ale o kwestii niepodległości Polski (czy powinna być rosyjska czy amerykańska czy niemiecka), koncentrują się na rodzajach broni zamiast na znaczeniu samych wydarzeń historycznych, sprowadzają historię do jakiegoś skansenu technicznego. Powiedziałabym, że Varga (ale nie explicite) stoi po stronie wartości zarowno w sensie aksjologii, jak i historii, ale nie wyłącznie w odniesieniu do Powstania, tu bym się nie zgodziła, że to jakiś odnośnik. Zresztą nie wiem, czy jego ironia pozwoliłaby na gloryfikację tego typu tragedii.

  5. Ewa pisze:

    W Alei Niepodległości o powstaniu jest więcej:

    ” (…) Nawet jeśli sami powstańcy nie tańczyli, Jakub kontynuował najwyraźniej zaczętą wcześniej myśl, która umknęła Krystianowi pochłoniętemu przerażającą wizją, to można by zrekonstruować ich nieistniejący taniec, to wcale nie musi być trudne. Co ja mówię, zrekonstruować taniec powstańczy! Należy go stworzyć! Wszak już starożytni mówili, że nie ma doskonalszej sztuki niż taniec. Starożytni Grecy, mistrzowie tańca i śpiewu, co wiem z przedstawień Gardzienic, na które jeździłem wielokroć. Zatem możemy zrekonstruować, a nawet stworzyć taniec powstańczy, zapalał się Fidelis, musimy go też nazwać, ponieważ nie zachowały się żadne dokumenty, wszystko spłonęło w czasie bombardowań, a to, co ocalało, zostało potem zniszczone przez komunistów, wszystkie zapiski, rysunki przedstawiające schematy kroków, a także zdjęcia i fragmenty powstańczej kroniki filmowej, gdzie widać, jak żołnierze Szarych Szeregów tańczą z łączniczkami, zresztą pewnie wiesz, że w czasie powstania była ogromna liczba ślubów, ludzie wiedzieli, że mogą w każdej chwili zginąć, więc hajtali się na potęgę i dupczyli jak króliki, są na to materiały, są relacje we wspomnieniach tych, którzy przeżyli, wszystko jest przechowywane w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, większość utajniona, bo ujawnienie wszystkich dokumentów mogłoby zniszczyć legendę, należałoby nakręcić film erotyczny o seksie w czasie powstania, to musiało być bardzo ekscytujące, odbywać stosunek w czasie ostrzału, jak ryczą i syczą te wszystkie krowy i szafy, jak sztukasy nurkują, to musi być bardzo stymulujące, zresztą ja planuję wziąć ślub właśnie w takich realiach, z grupą rekonstrukcyjną, którą wynajmę, jest sporo takich grup, na zamówienie odgrywają słynne bitwy, od wojen punickich po Pustynną Burzę, jako widz sam byłem na kilku rekonstrukcjach, ale tylko w Polsce, to znaczy byłem na rekonstrukcji bitwy pod Olszynką Grochowską oraz na rekonstrukcji cudu nad Wisłą, dostałem nawet propozycję wcielenia się w postać księdza Skorupki, ale zrobiła się afera, Kościół zaprotestował, że ja nie mogę grać świętego, bo to byłoby świętokradztwo, że ja jestem przedstawicielem cywilizacji śmierci, no, mówię ci, stary, niezłe jaja, w zamian zaproponowali mi wcielenie się w polskiego jeńca z Kozielska, szykowała się duża rekonstrukcja zbrodni katyńskiej z okazji rocznicy, to nawet było kuszące, ale okazało się, że to scena zbiorowa, byłbym zwykłym statystą, jednym z wielu rozstrzeliwanych i zrzucanych do zbiorowego grobu, a to mnie nie urządza, gdyby zaproponowano mi, że będę rozstrzelany indywidualnie, to oczywiście bym się zgodził.
    Są też w Warszawie takie grupy odgrywające zdobycie Pasty, mówił dalej Jakub, albo walki na Starówce, albo przebijanie się kanałami, ja ich zatrudnię, to jest genialny pomysł, dobrze, że się tu dzisiaj umówiliśmy o siedemnastej, bardzo mnie ten Marsz Mokotowa zainspirował, bo mógłbym też wziąć ślub w Muzeum Powstania Warszawskiego, wiesz, tam gdzie podobno dojeżdża tramwaj 22, ty się znasz na tramwajach z tego, co pamiętam, nawiasem mówiąc, zawsze mi imponowała twoja wiedza z zakresu komunikacji miejskiej, że też są ludzie, którym chce się jeździć autobusami, nie rozumiem tego. No więc skoro wiesz, gdzie jeździ tramwaj 22, to będziesz wiedział, gdzie jest to muzeum, ale nie, to byłoby zbyt banalne, więc myślę, że wezmę ślub za granicą, gdzieś, gdzie zachowały się jeszcze prawdziwe ruiny, ale stosunkowo świeże, żeby wyglądało to realistycznie, myślę o Bejrucie albo o Bośni, i tam, w gruzach po bombardowaniach, wezmę ślub w strojach powstańczych, ja będę przebrany za akowca z batalionu „Parasol”, a Kasia za sanitariuszkę. (…)”

    [Krzysztof Varga “aleja Niepodległości”]

  6. Urszula pisze:

    Ja tu się na temat “Nagrobka” mądrzę, a “Alei” nie przeczytałam, bo myślałam, że Bianka jest zadana!!

  7. Urszula pisze:

    To w tym cytacie z “Alei” jest więcej odniesienia do Powstania niż w całym “Nagrobku”. Ale czy nie ma również typowej dla Vargi ironii odnośnie dzisiejszej “mody na Powstanie”? Uwielbiam jego demaskację wszelkich mitów, a tu zwłaszca mitu martyrologicznego –

    wezmę ślub w strojach powstańczych, ja będę przebrany za akowca z batalionu „Parasol”, a Kasia za sanitariuszkę

    , bo mógłbym też wziąć ślub w Muzeum Powstania Warszawskiego, wiesz, tam gdzie podobno dojeżdża tramwaj 22,

  8. Hortensja Nowak pisze:

    oj, ja powiedziałabym, że Powstanie Warszawskie jest osią „Alei Niepodległości”, tam wszystko wokół się tego kręci, jak Ewa napisała, wokół Alei Niepodległości, ale to przecież w nazwie zawarte jest też i to Powstanie. Varga przede wszystkim rozprawia się z mitem bohaterstwa. Jakub pyta Krystiana, czy wziąłby udział w Powstaniu, gdyby żył w 1944 roku. Jako czterdziestolatek, absolwent katolickiego liceum im. św. Augustyna, daje motto tej książce z patrona szkoły:
    „Umarła już moja młodość zła, haniebna, i wchodziłem w wiek męski.
    Im starszy byłem latami, tym się stawałem wstrętniejszy
    przez dobrowolne przyjmowanie urojeń.
    ŚWIĘTY AUGUSTYN, Wyznania
    (tłum. Zygmunt Kubiak)”

    I to jest wypunktowywanie bezustanne urojeń. Kiedy w „Nagrobku z lastryko” bohaterowie są zdeterminowani historią i zewnętrznością (tam dochodzi do wybuchu wojny, po której w połowie dwudziestego pierwszego wieku żyje się źle wskutek bardziej przemian historycznych, niż osobniczych), to tutaj jednak Varga stawia na nieprzezwyciężone fobie bohaterów i ich otoczenia.

  9. Ewa pisze:

    Może dla kogoś, kto nie przeczytał „Alei” ta książka wydawałaby się jakimś katalogiem złych cech Polaków dzisiejszych czy czymś podobnym. Jednak to książka bardzo artystyczna, a nie socjologiczna.
    To wszystko robi się tam samo, wynika z życiorysów dwojga szkolnych przyjaciół, jak braci przyrodnich z „Cząstek Elementarnych”. Tylko, że tam był wyłącznie seks, tutaj jest jeszcze właśnie to Powstanie, którego Francuzi nie mają i mieć nie będą, bo przez myśl im by nie przeszło, by wysyłać własne dzieci na barykady i jeszcze z tego zrobić show telewizyjny. Bo jak pisał Andrzej Bobkowski, Francuzi w czasie okupacji hitlerowskiej martwili się tylko o to, czy nie zabraknie im na stole masełka do croissantów.

  10. Ewa > Urszula pisze:

    Najnowszy tomik Bianki Rolando będziemy omawiać w czwartek, Wanda może tylko w czwartek, ale możemy tutaj kontynuować facebookowa dyskusję dotyczącą “Nagrobka z lastryko”, bo to naprawdę powieści bardzo podobne i powiedziałabym, komplementarne.

  11. Hortensja Nowak pisze:

    Ale Francuzi nie mieli Gombrowicza, a Michel Houellebecq do Gombrowicza się nie umywa. A Krzysztof Varga jest też bardzo gombrowiczowski, bo sceny z liceum nawiązują do „Ferdydurke”.
    I uważam, że zarówno bohaterowie „Nagrobka” jak i „Alei” są cały czas kształtowani przez zewnętrzność. Z tym, że Gombrowicz pisał „Ferdydurke” przed reżimem i właściwie bohaterowie mają jakiś wybór, do kogo się upodobnić: Pimko narzucał, Bladaczka narzucał, nowoczesność narzucała Zucie, ziemiaństwo Walkowi, ale to wszystko jeszcze nie było tak totalne. Varga jest antykomunistyczny i zniekształcenie pochodzi w pierwszym rzędzie od reżimu komunistycznego, a seks przede wszystkim. Kiedy Houellebecq obwinia za zniekształcenia seksualności wolność obyczajową hipisów, Varga obwinia zniewolenie kościołem (opis szkolnej zabawy u sióstr klasztornych) i purytańskim komunizmem (po przemianach politycznych nagła obfitość łatwo dostępnej pornografii).

  12. Ewa pisze:

    Ja to dobrze pamiętam, jak pojawiło się video, kosztowało majątek, nas nie było na nie stać. To były właśnie te lata, które Varga opisuje: druga połowa lat osiemdziesiątych chyba. Mąż zerwał ścięgno Achillesa i był w gipsie, i jego kolega szkolny bardzo dobrze sytuowany, przyjechał po nas samochodem i zawiózł na taki domowy pokaz video. Tam zobaczyłam twardą pornografię niemiecką z udziałem wszystkich grup wiekowych, ale głównie starców, myślałam że zwymiotuję, szczególnie, że nigdy wcześniej żadnej pornografii nie widziałam i nawet dla mnie, trzydziestoparoletniej kobiety to był szok i gwałt. A oglądały to przecież dzieci pod nieobecność rodziców, które potrafiły już obsługiwać wszelkie odtwarzacze lepiej niż rodzice, bo to czas pierwszych gier komputerowych. I to wejście pornografii do Polski po prostu nie było płynne.
    I cała ta wulgarność, która nagle się pojawia, to przecież skutek blokady, a nie tego, że na świecie jest. Owoc zakazany staje się codziennym pożywieniem, podczas gdy w krajach wolnych był w dalszym ciągu zakazany, ale nie obecny wszędzie.
    I w „Alei niepodległości” Jakub w liceum pisze taki wiesz, mieszankę patriotyczno-seksualną:
    „Oni wciąż mówią: Reduta Ordona / Pałacyk Michla, Żytnia, Wola / A ja to pierdolę! / A ja to pierdolę! / Czerwone maki na Monte Cassino / Na Cytadeli krwawe ofiary/Znowu złożyli Polskę na mary/Można od tego dostać cholery / Ja nie chcę słuchać, że bohatery / Chcę wreszcie słyszeć tylko swoje imię / Ja ciebie, Polsko, pieprzę w najlepsze / W odbyt i w cipę, w usta serdeczne / W rany od kuli i w blizny bolesne / Ja pieprzę Traugutta, Kościuszkę i jeszcze/pieprzę powstania, żałoby, wygnania…”

  13. Urszula pisze:

    Wydaje mi się jednak, że Varga jest zaówno antykomunistyczny, jak i antymartyrologiczny (w sensie krytyki wszelkich mód na martyrologię); tak przynajmniej odczytuję go w “Nagrobku z lastryko” i w tych kilku cytatach “Alei”, które podała pani Ewa. Moim zdaniem Varga bardzo ironicznie podchodzi do wszelkich achów i ochów na temat xle pojetego patriotyzmu jako pewnej koturnowego szafowania pojęciami wziętymi niemal i polityki historycznej PiS-u. Moim zdaniem stosunek Vargi do naszej wiecznej martyrologii jest bardzo ironiczny.

  14. Hortensja Nowak pisze:

    Właściwie, to nie wiem, jaki ustrój panuje po wojnie w drugiej połowie XXI wieku w „Nagrobku z lastryko” . Musi to być jakiś nowy totalitaryzm, skoro wszystkie nazwiska obywateli Polski obowiązkowo muszą się kończyć na ski. Cała książka dowodzi, że przy takiej genealogii Polskę nie może czekać nic dobrego. Tytułowy nagrobek z tandetnego materiału to przecież diagnoza.
    Krzysztof Varga wyszedł z anarchii, z subkultur punkowych panujących w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, które przede wszystkim kontestowały wcześniej stan wojenny i nie może być przychylny żadnym porządkom krepującym swobodny rozwój jednostki. Varga, jak każdy prawdziwy artysta jest za wolnością, ale też przeciwko rozwydrzeniu. Kasia Kabotyn z „Alei” to bardziej feministka, niż romantyczka, jej dewiza życiowa jest mocno wynaturzona: „(…) Każda nowa miłość uwznioślała ją i odmładzała, i trzeba tu użyć wyświechtanego porównania: Kasia Kabotyn była wampirem, a wampiry żyją bardzo długo, lecz wiadomo -niestety kosztem innych.
    O wampirach zresztą wiedziała co nieco, była bowiem dziewczyną oczytaną i znała nie tylko Draculę Brama Stokera, ale także teksty Marii Janion. (…)Wiedziała już bowiem od dawna, że „pęknięte serce” nie jest jedynie metaforą i że miłość to prawdziwa choroba, a rozpacz spowodowana zawodem miłosnym objawami przypomina często zawał serca. Skaczą hormony, spada poziom serotoniny, ale gwałtownie wzrasta stężenie kortyzolu, a serce cierpi, bo koniuszkowa część lewej komory jest rozkurczona i bezwładna, zaś fragment od strony przedsionków rozpaczliwie się kurczy.(…)”

  15. Urszula pisze:

    Nowy stary totalitaryzm. W ogóle opisy ustroju politycznego w “Nagrobku” bardzo mi przypominały opisy polskiej rzeczywistości II połowy XX wieku – wstąpienie matki do partii, cenzura itp. Odniosłam wrażenie, jakby kategoria “przyszłości była tylko pewnym chwytem, za pomocą którego Varga opisuje świat nasz, dzisiejszy.
    Chcialam Was zapytać o róznice pomiędzy “Nagrobkiem” a “Aleją”? Czy są to książki bardzo różne tematycznie i stylistycznie? Czy przedmiot demaskacji i ironii jest wciąż ten sam? Czy też autor podejmuje w “Alei” zupełnie nowe wątki?

  16. Robert Mrówczyński > Ewa pisze:

    Tak, osoba która chciała do klasztoru w dzieciństwie, która karmiła swoje niewinne dafnie lekturą małej i, o zgrozo, dużej Tereski we wczesnym dzieciństwie, musiała przeżyć szok i gwałt uszno-oczny zobaczywszy, ni z tego ni z owego “geriatrische porno”. Takie rzeczy należy dawkować stopniowo. Dla mnie pojawienie się pornusów z prawdziwego zdarzenia było wybawieniem z opresji romantycznej wizji seksu jakiej poddawany był osobnik w katolicko komunistycznej Polsce, która z małymi modyfikacjami, wymuszonymi przez wiatr przemian, obowiązuje nadal. Zalewałem się łzami oglądając heroiczne zmagania łóżkowe polskich bohaterów celulojdowych, cierpiałem razem z nimi, kiedy baraszkowali w jakichś obskurnych wnętrzach. Po takiej edukacji byłem przekonany, że od seksu należy trzymać się z daleka, by nie doznać ciężkiej traumy, jakiej doznawali bohaterowie filmów i książek.
    Porno to było objawienie i wyzwolenie. Nie wiem czy w krajach wolnych, z których ten zakazany owoc do nas przyjechał, był “w dalszym ciągu zakazany”, jak piszesz, ale wiem, że uratował mnie przed impotencją wtórną, podobnie jak miliony moich rodaków, którzy na seksie zdążyli położyć już lagę. A tak dzięki “wulgarnemu” porno stałem się normalnym facetem, a nawet ponadnormalnym.

  17. Ewa > Urszula pisze:

    Dla mnie nie ma różnicy. Zarówno „Nagrobek”, jak i „Aleja” jest cały czas o tym samym, jak u rasowego pisarza, który pisze cały czas jedną książkę. Te książki są ze słusznej irytacji, ze sprzeciwu, ale przecież Vargę nic nie ponosi, wściekłość Vargi to bardzo konsekwentne budowanie świata, który jakkolwiek na niego popatrzeć jest śmieszny na modłę Moliera, bo przecież z dystansu, to ludzie są przede wszystkim głupi i śmieszni.
    „Nagrobek” pisany jest dużymi haustami, bardziej z lotu ptaka, „Aleja” jest bezpośredniejsza i skupiona bardziej na wariactwie artystów. Varga wychodzi z założenia, ze erupcja literackiej grafomani nastąpiła z uwolnieniem uczuć patriotycznych w stanie wojennym.
    Młodzi ludzie nie chcieli babrać się w cudzych sprawach i brać za nie odpowiedzialność, po początkowym wyborze uniwersyteckiego kierunku prawa, wybierali zawód artysty, który był ich pragmatycznym źródłem dochodu i sposobem na życie, a nie sprawą wewnętrzną uduchowionej jednostki. Ducha w bohaterach zresztą jak na lekarstwo, dlatego „Aleja” kończy się źle, śmierć w samolocie czy katastrofie samochodowej to przecież nawet nie kara, a jedynie wyparowanie jednostki, po której nie zostaje nic. Kasia Kabotyn, oczytana i mądra, musi być kabotyńska nawet jak chce, by coś po niej zostało, zabierając się za pisanie wierszy. Musi, ponieważ artysta tak się nie tworzy, tak nie wzrasta i tak nie dojrzewa. Poronienie polskie jest w sumie bezbolesne, bo wsad jest niewielki i strata też niewielka. Bohaterowie będą krążyć wokół Alei Niepodległości, ale nigdy na nią nie wejdą, bo to tylko nazwa.

  18. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Może miałeś Robercie wcześniejszy dostęp. Tak jak Stefan Kisielewski (Kisiel), jechał do Paryża, jak go tylko wypuścili i swoje pierwsze paryskie kroki kierował nie do „Kultury”, ale właśnie na Pigalle i do kin porno, by nasycić swoje dafnie, zrównoważyć się psychicznie, a potem oddać sie działalności opozycyjnej i zatruwaniu życia komunistycznym literatom pod jakimś nickiem.
    Ja nie miałam, akurat w Hawanie, w tych latach dzieci były poddane takiej samej komunistycznej opiece jak w Polsce, a to był jedyny mój wypad zagraniczny syty. Kiedy byłam w Paryżu w latach siedemdziesiątych schudłam przez dwa tygodnie dziesięć kilo i Pigalle oglądałam tylko z daleka, na nic mnie nie było stać. I potem to video piekielnie drogie. Takie życiorysy mieli wszyscy, Ty widocznie należałeś do jakiejś uprzywilejowanej pornograficznie kasty w PRL-u.
    W sumie, mnie nie chodzi o to, by mieć jakikolwiek dostęp, tylko, by mieć dostęp do tego, co człowiek potrzebuje, bo strefa seksualna jest niezwykle delikatna i przecież jak miłośnikom zwierząt pokaże się seks ze zwierzętami, to przecież nie może być to dla nich podniecające, jedynie traumatyczne, podczas gdy brutal zobaczy sobie i jakoś się zrównoważy i nie będzie potrzebował przynajmniej na jakiś czas dręczyć swojej zagrody. Chyba, że będzie…
    Varga pisze właśnie o tej prostej prawdzie, że wariactwo ludzkie nie robi się samo, że niewiele trzeba, by produkcja dewiantów nie odbywała się na skalę masową i że pisarz mając talent pisarski, ma to czytelnikowi uświadamiać i mu młotkować, bo natura ludzka lubi brnąć w urojenia, gdyż zawsze wybiera łatwiejsze i przyjemniejsze życie. A to tak, jak te baobaby na planecie Małego Księcia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *