Moc, która budzi zielenią pąki
Moc, która budzi zielenią pąki
Moją jest; rozsadzi me korzenie
Niszczący żywioł.
Wijącej róży nic nie powiem
Mą młodość zamroził ziąb gorączki.
Moc, która wodę tryska w skały
Moją jest krwią; zamienia górskie stopnie
W wosku stan stały.
Nie powiem żyłom górnolotnie,
Górskiemu wspięciu ust, by ssały.
Ręka, co drżeniem wody w basen
Podnosi tuman piasku na wiatr pylonemu
Żaglowy całun.
Nie powie nic powieszonemu
Bo glinę ciała mojego kat uczynił wapnem.
Pijawką wargi czasu aż po źródła głowy
Miłość kapie, faluje, krew opada,
Rany zagoi.
Nic nie powiem wiatrowi, bo aura
Czasu gwiazd rządzi niebem nie swoim.
Milczę miły na twój sarkofag
Gdy po mej kartce wije się robak.
Oj, mylące te tłumaczenia, błądzące, całkiem sprzeczne z Thomasem w wielu momentach. Przykro mi ale Dylan Thomas nie napisał pewnych wersów, które Pani napisała w swoich przekładach.
Dziękuję Panie Rafale za zwrócenie uwagi, ale ja to strasznie dawno tłumaczyłam by się dowiedzieć, o co poecie chodziło i teraz musiałabym cały proces tłumaczenia powtórzyć. Jeśli już Pan coś konkretnego spostrzegł, to proszę wymienić, bardzo by mi ułatwiło przynajmniej wstępne rozpoznanie, jak wina moja jest wielka. Wie Pan, jeśli coś jest do dupy, to warto napisać, jak bardzo.
Sam początek jest zbyt “uładzony”. W oryginale “The force that through the green fuse drives the flower”. Tu jest przemoc, nie zwykłe wybudzenie jakby ze snu. “Fuse” to zapalnik, ląt, ta siła musi wręcz “rozwalać” te kwiaty, gdy na wiosnę wzrastają. Moc ma wyrywać te kwiaty z ziemi, a nie tak delikatnie “budzić”.
Róża nie może być wijąca bo to chora róża, a wiele jest zdrowych wijących się na czymś kwiatów, raczej poskręcana jakimś choróbskiem ta róża jest – tutaj zresztą jest aluzja do Blake’oweskiej “Sick Rose”.
“Moc, która wodę tryska w skały” – jak można tryskać w skały wodę? Through – przez skały, woda wypływając ze skalnych źródeł, płynie sobie i te skały po woli wykańcza.
“zamienia górskie stopnie
W wosku stan stały.” – ta co “pcha” powiedzmy naprzód strumień górski zmienia moją KREW w wosk.
“Ręka, co drżeniem wody w basen
Podnosi tuman piasku na wiatr pylonemu
Żaglowy całun.” to całkiem nie tak. Tutaj chodzi o to, że “ręka, co wprawia w wir wodę w sadzawce / Porusza lotny piach [ quicksand – ruchome piaski ; to co daje moc, daje życie porusza wodę, zarazem uśmierca kogoś poprzez wciągnięcie w ruchomy piasek, tutaj tez aluzja do klepsydry, jako piasku, który czas odmierza = przemijanie = śmierć] potem jest ” ta siła, co wiąże wiatr, z drugiej strony popycha mój “shroud” = całun [ jak u nieboszczyków] sail . Czyli żagiel śmierci = zabija go ta moc.
“Pijawką wargi czasu aż po źródła głowy
Miłość kapie, faluje, krew opada,
Rany zagoi.” to jest nielogiczne. Chodzi tutaj o to, że “usta czasu ssą ze źródeł, które są w górach [ head jako głowa ale góry] czyli też osuszają te źródła, a z drugiej strony w człowieku nabrzmiewa pożadanie, życie, ale opadająca krew = powolne konanie przez życie, uspokoi ból, cierpienie spowodowane życiem, namiętnościami itd.
Jeszcze tu ;
“Nie powiem żyłom górnolotnie,
Górskiemu wspięciu ust, by ssały.” Zgodnie z oryginałem bardziej tak:
“I tracę głos, gdy mam rzec moim ssanym żyłom,
Że to te same usta piły z górskich zdrojów”
Jego żyły, jego krew jest spijana przez te same sily, które osuszają górskie zdroje.
W wierszu chodzi o zasadę przeciwieństw – coś nas z jednej strony ożywia, aby nas za chwilę zabić. Człowiek poddany tym samym siłom co przyroda itd.
Mimo tego, Pani wiersz się dobrze czyta – ma Pani talent do budowania dobrego rytmu, czuje Pani melodię, a to w wierszach najważniejsze. Poza tym Thomas to jeden z trudniejszych poetów jakiego świat wydał. Sam Barańczak zrobił kilka karygodnych błędów w tłumaczeniach z Thomasa, takich, że wiersze zmieniają całkowicie swój przekaz, zgodny z Thomasowskim pomysłem, idą, myślą …….
Pozdrawiam
Rafał Stankiewicz
Strasznie jestem wdzięczna Panu, Panie Rafale. Sieć jest bardzo zimna i obojętna i taki wolontariat bardzo miły w postaci Pańskiej pomocy. Nie znam na tyle angielskiego, by wyczuć te niuanse, niemniej tłumaczyłam ten wiersz Stanach i pytałam o wszystko Amerykankę, a oni w szkole to przerabiają.
Bardzo chciałam się zmieścić z ilością sylab w wersie, stąd może dziwactwa tych moich rozwiązań mentalnych. Woda może nie rozwala pryskając, ale może i rozwala. Niemniej powtórzę to tłumaczenie w ramach pokuty wielkanocnej.
Jak Pan napisał, jest to wszystko niesłychanie trudne, a skoro Bob Dylan poleca, to pewnie bardzo wartościowe, zresztą tłumaczyłam i dlatego, by się dowiedzieć, dlaczego zachwyciły Boba Dylana. Blake’ a „Różę” też tłumaczyłam, z takim jak na blogu skutkiem, ale cóż, nie da się siebie przeskoczyć.
Bardzo lubię tłumaczyć, to jest też i takie przywłaszczanie dla siebie i odkrywanie tajemnic, których nikt za nas (Barańczak) nie odkryje. To są bardzo osobiste doświadczenia. Tłumaczenie Wielkich to walka o wielkie tajemnice. Dla mnie to przyjemność i uczta takie dobieranie i szukanie słów. Ale to bardzo czasochłonne, a ja tyle jeszcze chciałabym dla siebie spolszczyć, że wiersze już „przyswojone”, tak nie cieszą. Mimo to wrócę do Dylana. Dzięki wielkie, również serdecznie pozdrawiam!