Nominowani NIKE 2011: Joanna Lech „Nawroty”

Po debiutanckim, nagrodzonym Nagrodą Bierezina tomiku „Zapaść”  styl Joanny Lech się jeszcze bardziej usztywnił i wyzerował, dążąc do wyrażania coraz perfekcyjniej nieistotności i składania wyrazów w coraz bardziej skomplikowane, przeestetyzowane arabeski.
W wywiadzie dla Gazety Wyborczej poetka mówi o wpływach  Julio Cortázara i Kurta Vonneguta, co jest kolejnym jakimś zabiegiem estetyzującym jej twórczość, polegającym na przylepianiu autorytetów do wizerunków, zabiegu znanego z imprez miss urody, kiedy młode, urodziwe kobiety popisują się przed kamerą znajomością dzieł Heideggera i Derridy. Podobnie działa wstępny cytat do tomiku z nieznanego w Polsce twórcy awangardy meksykańskiej lat sześćdziesiątych, pisarza Salvadora Elizondo:

„Czy istnieje coś bardziej uporczywego niżeli pamięć?
„Czy jesteśmy wspomnieniem kogoś, kto nas zapomina?
Czy może jesteśmy kłamstwem ?
Czy jesteśmy wcieleniem pragnienia kogoś, kto nas wezwał, kogoś, kto nas tworzył ze swych wspomnień, z nic nie znaczących cieni?”

Niestety. poetka wierszami nie potrafi odpowiedzieć na ani jedno pytanie Meksykanina, mimo, że ambitnie sugeruje podjęcie tego poetyckiego wyzwania. 

Zbiór wierszy dzieli się na trzy części:

01. INTRO
02. DALEJ
03. WYJŚCIE

Nie mam pojęcia co znaczy w tym zestawie wyraz „Intro”, ale domyślam się, że wejście. W tej części poetycki podmiot liryczny kilkakrotnie zwraca się w drugiej osobie do kogoś, kto najprawdopodobniej odszedł na zawsze. Oczywiście rada Mallarmé’go, by swoje nieszczęścia zostawiać nim zasiądzie się do pisania, jest tylko umowna, bo krzyk zranionej duszy rodził zawsze arcydzieła i nie w temacie leży pies pogrzebany. Tarzanie się w bólu przez podmiot liryczny staje się kiczem wtedy, kiedy prawdziwy ból zostaje poetycko przetworzony według zasad poezji, czyli stwarzany jest na nowo, a nie odwzorowany. Jednak by tego dokonać, trzeba być poetą, a Joanna Lech poetką nie jest. I tutaj czytelnik dostaje niekończący się ciąg metafor, gdzie logicznie każde porównanie wynika z drugiego, cierpienie umiejscowione jest w permanentnej degradacji. I  byłaby z tego poezja, gdyby Joanna Lech to całe bogactwo upodmiotowiła i gdyby to obrazowanie do czegoś posłużyło. Niestety, obrazy przepływają, są czytelne, wszelkie przyrodniczo jesienno-zimowe stany jak najbardziej mogą odzwierciedlać stan duszy, jednak tego nie robią. W każdej części świat Joanny Lech jest nieruchomy, nieożywiony. Martwotę może poezja opisać, ale nigdy jej nie stworzy martwotą, bo jest to zaprzeczenie idei poezji i wszelkiej twórczości. Nieożywiony poeta nie może być poetą. Miałam nadzieję, że na zasadzie być może kontrastu (w końcu cały czas poezja jest w fazie eksperymentu i rozwoju, i nawet martwota w pewnych wypadkach może być środkiem wyrazu) w trzeciej części „wyjdzie” z zaczarowanego kręgu gonienia własnego ogona i wreszcie poetka przemówi normalnym głosem. Ale nie, Królowa Śniegu króluje w najlepsze.

Całe szczęście, że był jeszcze taki ktoś jak Andersen i Królowej Śniegu nie dał napisać autobiografii.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

17 odpowiedzi na Nominowani NIKE 2011: Joanna Lech „Nawroty”

  1. Wanda Niechciała pisze:

    Szkoda Ewo, że nie przysłałaś skanów innych poetów nominowanych, byłaby jakaś odpowiedź, czy to panująca moda, obowiązująca estetyka, skoro jest nagradzane. Trudno się ustosunkować, bo bardzo poprawne i bardzo puste. Tak jak napisałaś, nie pustką Mallarmé’go niestety. I bardziej są to “Fale” Wirginii Woolf, niż Cortazar. Ale jak się zrzyna, to tropy się zaciera.

  2. Ewa pisze:

    Wando, Mirki Szychowiak “Jeszcze się tu pokręcę”wydane przez Instytut Mikołowski w Mikołowie nie chcę omawiać na moim blogu, niech robią to inni. Mam zbyt emocjonalny stosunek do Mirki Szychowiak i nie chcę pisać o jej twórczości. Natomiast dwa pozostałe tomiki poezji Ewy Lipskiej “Pogłos” WL, Kraków i Tadeusza Różyckiego “Księga obrotów”, Znak, Kraków już ślę Tobie i Hortensji. Faktycznie, można było przeprowadzić taką analizę porównawczą, nie wpadłam na to. No, już nie zdążymy przeczytać tomików, ale znam twórczość tych poetów, to jest zupełnie z innej beczki.
    Możemy rozmawiać całą noc, Hortensja napisała, że włączy się późno.

  3. Wanda Niechciała pisze:

    Dzięki, dostałam. Faktycznie, nie dam rady przeczytać.
    Właśnie skończyłam czytać powtórnie „Zapaść”. Motywy się powielają, zdaje się, że jest to początek tej samej historii kontynuowanej w „Nawrotach”, stąd może taki tytuł, tytułem usprawiedliwienia, a nie konieczności. Czyli mamy nawrót zapaści spowodowany złamanym sercem, czyli zawodem miłosnym, po którym narratorka już nie ma zamiaru się podnieść ponieważ wyraźnie lubieżnie rozkoszuje się swoim stanem wyśpiewanym już przez Ewę Demarczyk w „Puchowym śniegu trenie”.
    To, że grabione liście są strupami, że niebo rozpada się burzą na popiół obsłużyłoby niejeden utwór i jeśli Wirginia Woolf w „Falach” rozbija poetyckie monologi na sześć postaci, to chce je tym gadaniem scharakteryzować. Ten, co opowiada o tym, co się dzieje pod ziemią, jak rośliny rosną, jest poetą. Joanna Lech się bardziej popisuje, niż mówi. Siłą poezji zawsze jest prostota. W wielu miejscach, mantrycznie obrazy się powtarzają, być może jest to zamierzony efekt muzyczności, albo zwyczajny brak weny. Może Hortensja odkryje, dokąd to zmierza, bo przecież współczesny świat ma wiele na głowie, nie tylko kataklizmy zimowe.

  4. Ewa pisze:

    Dawno czytałam „Fale”, tam właściwie też jest takie nagromadzenie i przeładowanie, ale tak jak piszesz, wszystko czemuś służy. Postmodernizm wyalienował sens i uważam, że Joanna Lech próbuje trochę surrealizmu, widocznie sama jest już mocno znużona włóczeniem się po śniegu, tam są takie fragmenty:
    „Za szkłem, gdzie śnimy, że tulą się do nas obce dzieci,
    ich blade usta; glina, od której odchodzą kości. Z oczu wypływa wapno
    i krew. A rano odrywałeś te sny od powiek jak strupy.”

    I to są obrazy nie złamanego serca, tylko powodzi przeżytej przez poetkę w dzieciństwie, widocznie przeżyciem jakiejś nigdy nie zabliźnionej psychicznej traumy. I wiesz, problemem nie są słowa, które wylatują z poetki:
    „Południe paruje i słowa się kręcą
    jak płyta; można użyć tego, którym nazwano chorobę;
    ugryźć się w język lub strzelić w usta.”

    I uważam , że jest to klucz do tego zjawiska mody, o którym piszesz. Bianka Rolando jest poetką bardzo podobną i tego samego pokolenia: używają słowotoku zamiast poezji. Jeśli czytelnik nie będzie upominał się o sensy, poezja umrze.

  5. Wanda Niechciała pisze:

    Ewo, i powódź, i zawód miłosny. W sumie jedna wielka pretensja.
    Cały czas mam poczucie, że poeci dzisiejsi nie mają żadnej materii do przedstawiania i do upubliczniania, że polują na tzw. motywy, tak, jakby niczego nie przeżywali (bo jak napisałaś są martwi i tak naprawdę, to niczego nie dostrzegają i nie czują). Jest zaburzona kolejność: są Poetami mianowanymi i myślą , że Poezja w trakcie bycia poetą sama się pojawi. A taka poezja to jak pasta do zębów wyciskana ze zużytej tubki. Stąd tak biało i tyle śniegu. W przyrodniczej zamieci niewiele widać. I jeszcze ta powódź najlepiej wszystko zwalić na żywioły. Jak z Dostojewskiego…Po nas…

  6. Hortensja Nowak pisze:

    Wczoraj oglądałam wspaniały film według opowiadania Jeana Geneta „Mademoiselle” (napisałam o nim na fb), gdzie była postawiona bardzo wyraźna teza i bardzo mocno zaakcentowany głos odautorski, mimo, że nic nie było jednoznaczne. I jeśli dziewczyny mamy się dzisiaj o coś upominać, to właśnie o klarowność, a nie o zadymianie i zamazywanie, bo w filmie była i powódź i ona do czegoś posłużyła.
    Słowem, poezja to gałąź sztuki, to gatunek literacki i ona nie może być wszystkim i niczym. Cały czas chodzi o słowo, o odpowiedzialność za słowo. Nieprawdą jest, że wszystko już było. Były kalambury i one były zawsze odrzucane, teraz przywraca się je do łask w ramach ułatwienia, bo kalambur to zwykłe poetyckie chamstwo, a nie odkrycie. Chamstwo też może być środkiem wyrazu, ale chamstwo jak udaje arystokrację, to przecież jest chamstwem podwójnym.
    Wszystkie te parzenia krwi z nożem, te obrazy strupów, ran, gnicia, to dla mnie kalambury.

  7. Hortensja Nowak > Wanda Niechciała pisze:

    Właśnie wyszła wczesna powieść Wirginii Woolf „Noc i dzień” którą czytam i po takim konwencjonalnym pisaniu Woolf po kilkunastu latach wydała „Fale” też z bohaterami mającymi swoje odpowiedniki w autobiografii Wirginii. Jest tam chyba siedem głosów monologów, które opowiadają od rana do wieczora i w sumie jest to też jeden głos, przypomina to trochę nawet Becketta, który też pisał zawsze od wewnątrz.
    Myślę, że zjawisko Joanny Lech jest jeszcze innej natury: Joanna Lech pisze od zewnątrz wewnętrzność i to jest symulacja. Tak, jak jeździ się w grach komputerowych wyścigowymi samochodami, a nie na prawdziwych zawodach. Być może symulacja osiągnie kiedyś wirtuozerię, ale raczej laury zbiorą twórcy gier komputerowych, a nie ich użytkownicy, nawet, jeśli osiągną w nich bezwzględne sukcesy.

  8. Ewa pisze:

    No właśnie Hortensjo. Joanna Lech osiągnęła wirtuozerię, nie można temu zaprzeczyć, tomik pod względem formalnym jest bez zarzutu spełniając najsurowsze wymagania Gustawa Flauberta.
    Pytaniem jest tylko to, czego oczekujemy od literatury współczesnej. Jeśli estetyczne frazy są na ustach wielu Polaków, jeśli raz usłyszana fraza przez pokolenie Joanny Lech nie wychodzi nigdy ze szczęśliwego odbiorcy, to jest ok. Ale czy tak jest? Czy ten tomik jest największym osiągnięciem poetyckim ubiegłego roku, jak nam chcą wmówić nominujący tę książkę do naszego polskiego Nobla?

    Niestety, idę spać, nie wytrzymuję takiego maratonu, szczególnie, że upał straszny, nawet w nocy.

  9. Wanda Niechciała pisze:

    Niewiele w necie jest o twórczości Joanny Lech. Większość najważniejszych utworów, po których już nic większego nie napisali, poeci stworzyli do 25 roku życia (Baudelaire, Rimbaud).
    Na poetach hodowanych można właściwie długo polegać, ponieważ są mało wykrywani poprzez tę, jak zauważyłyście “perfekcyjność”. Nikt im nie podskoczy, jak będą na dodatek oblepieni nagrodami. I tak to hula.

  10. Hortensja Nowak pisze:

    może już nikt nie porówna do Leppera polskiej poezji, bo poezja zdążyła pokonać samobójstwo, nie działa autodestrukcyjne, przeciwnie, kwitnie nawet, jak jej nikt nie czyta. Zdążyła już się jakoś ucywilizować, założyć odpowiedni makijaż i wie, jak ją się robi wiedzą nabytą na różnych uniwersyteckich kursokonferencjach i poetyckich portalach. Ale o czym ona mówi? I po co?

  11. Hortensja Nowak > Ewa pisze:

    Ewo, mam tomik Mirki Szychowiak “Jeszcze się tu pokręcę”. Mogę wysłać skan by sprawdzić, czy wiersze publikowane na TRUMLU są takie same i które weszły do zbioru. Mogę napisać notkę…

  12. Ewa > Hortensja Nowak pisze:

    Ok, Hortensjo, napisz w czwartek, ale ja nie wezmę udziału w dyskusji. Wyślij skan Wandzie.
    Chciałabym napisać o ostatniej książce Jacka Dehnela i o Stasiku, więc i tak mam co robić.
    To napisz, fajnie, jak napiszesz.

  13. Ewa > ewa pisze:

    Pani Ewo, blog nastawiony jest tak, że jak jest link, to odsyła do poczekalni i ja decyduję, czy to spam, czy komentarz z linkiem odnoszący się do omawianej właśnie sprawy. Komentarze bez linka wyświetlają się natychmiast, ale czasami system się psuje i też odsyła do poczekalni, nawet moje komentarze. Jednak raczej wszystko działa, co mnie codziennie niezmiennie zachwyca.
    Pozdrawiam.

  14. Peter Pan pisze:

    Pani Ewo dlaczego Pani się tłumaczy przed tą czarownicą Ewą Birk ???? to Pani blog a nie jej !!!! Proszę zachować godność , jak kobiecina nie rozumie spraw netu to jej problem a nie Pani !!!! niech się nauczy polskiej gościnności pieprzona brzydka emigrantka grafomanka !!!

  15. Ewa > Peter Pan pisze:

    Jestem bezradna wobec takich chamskich komentarzy. Dlaczego Pan obraża tutaj Bogu ducha winną poetkę duńską? W necie działają intensywnie trzy poetki o nazwisku Brzoza. Dałam IP, by wykluczyć ewentualne podejrzenie. Faktem jest, że takie brudzenie bloga (jak pozostawianie kup na wycieraczce w filmie Polańskiego „Lokator”) też mi się nie podoba. Jednak jest to zawsze dokument i ilustracja tego, czym jest dzisiaj literacka Sieć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *