Powietrze miękkie otula rękę
wędruje wzdłuż nagich pleców
to tylko chwila zastygła w bryłach
złota na sitach czasu!
refren:
To nasze dzisiaj lipcowe, dzień skrapla słowem i słowem!
Tak, jak w malinach krople czerwone znaczą słowami mowę!
Mówisz do mnie słowami, bez których nie powiem słowa,
jak i bez ciepła ubrań z powietrza
tak i bez wina młodego w głowach!
Trwaj nieruchomo, nie dla mnie już pomoc!
Czas niechaj wreszcie ustanie!
Popsuty mechanizm, to kosmos bez granic,
to kadr, jak wstrzymany firmament.
refren:
To nasze dzisiaj lipcowe, dzień skrapla słowem i słowem!
Tak, jak w malinach krople czerwone znaczą słowami mowę!
Mówisz do mnie słowami, bez których nie powiem słowa,
jak i bez ciepła ubrań z powietrza
tak i bez wina młodego w głowach!
fajne.
tytul jest za krotki, powinien byc taki
“piosenka wiejska miejskiego intelektualisty”
Mogę zmienić ale wydaje mi się megalomański. Narrator wiersza jest chłopką. Jestem na wsi na wakacjach i tutaj mieszkańcy są bardziej miejscy niż w mieście.
Bardzo smutna ta piosenka, mimo lipca i malin. Bardzo mnie niepokoi atmosfera rezygnacji, poddania się, już w Twoim Dzienniku wiejskim jest jakieś przygnębienie depresyjne. Mam nadzieję, że Ty jednak nie jesteś tak osamotniona jak Twój podmiot liryczny…
Dzięki Robercie za uwagi, ale obawiam się, że jestem bezradna wobec tego co się pisze i jak się pisze, bo pisze się, albo nie pisze. Zgadzam się z Gombrowiczem, że „Każdy z nas wynika z kogoś innego” i ja rejestruję tylko te wpływy. Chwilowo się nie piszę, bo maliny obrodziły i codziennie oddaję się wyłącznie malinom, na literaturę już nie staje. Ale to krótki sezon z którego wyjdę bardzo pokaleczona.