Andrzej Strąk „Mars wita nas” (2006)

To, by nieprzychylny świat prawdziwym artystom – których rola od wieków polegała na demaskowaniu jego wszelkich świństw i zabezpieczaniu przed skręcaniem człowieczeństwa na manowce – pozwolił tworzyć, poeci obierali różne drogi życia, by sprostać swojemu posłannictwu czyli: pisać, pisać, pisać…
Tym, którzy wybierali urzędnicze posady, jak Pessoa, a z polskich Leśmian, Gombrowicz, Grochowiak działo się różnie (Grochowiak przepłacił to samobójczą śmiercią alkoholową, Pessoa również).

Andrzej Strąk, mój rówieśnik, wieloletni juror konkursów wybrał podobnie – pracuje na etacie w resorcie kultury i uprawia czynnie zawód poety.
Czytając trzeci tomik Andrzeja Strąka ma się cały czas wrażenie, jakby jego działalność poetycka polegała wyłącznie na tym, że wiersze pisze tylko po to, by dostać intratną posadę urzędniczą. Słuszny wiek poety pozwala mniemać, że uczestniczył we wszelkich konwencjach i modach poetyckich, że nigdy nie pisał po swojemu, ale tak jak scena poetycka nakazywała.

I tak zestaw wierszy w ostatnim tomiku poetyckim jest na modłę postmodernistycznego kojarzenia wszystkiego ze wszystkim z naciskiem na to, by nie miało to charakteru dadaistycznej, odświeżającej zabawy z rzęsistym humorem, ale ponurej gry słownej, gdzie przymulcowaci gracze wyciskają z siebie, na swoją miarę, jak w starej grze „pomidor”, skojarzenia. Jeśli autor tych wierszy siądzie do biurka przed pustą kartką papierową czy monitorową, to kiedy wyłuska z pamięci jakieś słowo, dajmy na to rzeczownik „most”, to oczywiście napatoczy się masę skojarzeń, nie tylko z Apollinaire’a, ale z własnego, nieciekawego zapewne, urzędniczego życia. I tak samo zabójczo pojemne będą te filozoficzne konstatacje:

„(…)Stoję na moście. Nade mną – jawa, pode mną – sen. A może? – na odwrót.
Na jednym brzegu – smukłe wieże Babel. Płoną – ze wstydu. Na drugim – globalna wioska. Tętni
– śmiercią. Słychać tam-tamy – słów. Biją tam-tamy – serc. Stoję na moście. Podłączony – do kroplówki
internetu, pochylony – nad klawiaturą czarnych dziur. Wącham – biały proszek nocy, piję
– przezroczysty wodospad dnia. Stoję na moście. Nade mną – milczenie, pode mną – krzyk.
W dole – przelewa się Styks, w górze – rzeka Tygrys czai się do skoku. Most łączy dwa brzegi.(…)”
[Stoję na moście]

Metoda skojarzeń, podniesiona do rangi sztuki w krótkim, końcowym, sumującym zawartość tomiku bezimiennym tekściku, czyli metoda „cominajęzykprzyniesie”, towarzyszy całemu procesowi twórczemu, dającemu wnikliwemu czytelnikowi pewność, że on sam potrafi w swoim monologu wewnętrznym przeprowadzić tak samo nudny i jałowy proces myślowy. Jednak nawet ów czytelnik – któremu wstyd nie pozwoliłby przelać tego na papier, a tym bardziej wydać – zrobiłby to lepiej. Bo sięganie przez czytelnika po cudzą myśl, po cudzy głos komunikujący się z nim za pośrednictwem słowa poetyckiego nie odbywa się po to, by za wszelką cenę powiedzenie czegoś w sposób oryginalny, czy nowy, stanowiło jedynie zaspokojenie jego ciekawości, plotkarskiego doświadczenia Drugiego. Wiadomo, że poezja jak woda, krąży w świecie i przybiera różne kształty i formy, zawiera różnorakie ingrediencje. Ale rolą poety jest otwieranie światów jemu doświadczonych, dzieleniem się tymi doświadczeniami jak odkryciami, głoszeniem tego, czego nie wiedzą inni, a poeta doszedł do nich i je objawia. Jest bardziej wyjawianiem tajemnic, niż ich wymyślaniem. I nie ma innego sposobu „bycia poetą” bez względu na mody, konwencje i „umówienia się”, że w pewnym pokoleniu nie będą o czymś pisać tak, jak ich poprzednicy, bo oczyszczają z manieryzmu pole. Te wszystkie zabiegi kosmetyczne, jakim są konwencje, to rzeczy drugorzędne.

Andrzej Strąk nie rozumie, o co w prawdziwej poezji chodzi i niepokojące jest to, że jako juror najprawdopodobniej nagradza sobie podobnych. Lenistwo poetyckie Andrzeja Strąka polega na kojarzeniu bezsensownym słów, by nie wydobyć z niego sensu, tylko pielęgnację bzdury, bełkotu i głupoty. Ten program poetycki hołdujący najgorszej naszej cesze narodowej łatwo prześledzić w wierszu „Mars wita nas”, który widocznie według autora jest najlepszy (skoro nadał całemu zbiorowi nazwę) i w innych wierszach ze słowem „mars”, z użyciem nazwy Bogu ducha winnej planecie.
Mamy tu „na marsa”, na maksa”, „bracia marx” i temu podobne kalambury, które w efekcie wprowadzając jedynie zamieszanie, nie otwierają wewnętrznych znaczeń i obrazów, które w nich są zakodowane, niwelują je, niszczą obrazowanie wytwarzane w czytelniku przy odbiorze poetyckich geniuszy w trakcie czytania wielkich, poetyckich strof. Niszczą nawyk czytania wierszy, po które sięga się w chwilach nie zawsze dla człowieka szczęśliwych. Sprowadzając poezję do nikomu niepotrzebnej rozrywki, (bo jak tu się rozerwać przy takich łamańcach) juror Andrzej Strąk niszczy złym wzorem pokolenia kandydatów na kandydatów do nagród poetyckich wyznaczając własne kanony i narzucając mody.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

24 odpowiedzi na Andrzej Strąk „Mars wita nas” (2006)

  1. Wanda Niechciała pisze:

    Ewo, Boże, to ten Andrzej Strąk, co zmarł w lecie ubiegłego roku?
    Niewiele w necie, a na pierwszym miejscu nekrolog…

  2. Ewa pisze:

    Jest w Sieci rozmowa z Andrzejem Strąkiem, nowym dyrektorem Śródmiejskiego Forum Kultury z września ubiegłego roku. Więc zmarł widocznie ktoś inny.
    Najwięcej zdjęć poety Andrzeja Strąka jest na witrynie Gil Gillinga:

    http://gilling.info/sulkowski-2007-09-06/index.html

    A tak wyglądał:
    Andrzej Strąk

  3. Wanda Niechciała pisze:

    To całe szczęście, że żyje i to jak czytam w pięknym mieście, w Łodzi i to jako ważna społecznie osoba
    Myślę Ewo, że można by dzisiejszą dyskusję poprowadzić poprzez cytowanie poszczególnych zdań z panegiryku na końcu tomu, potraktować go jako tekst porządkujący nasze tutaj „bicie piany”. Specjalnie powtarzam ten termin literacki z naszej dyskusji sprzed dwóch tygodni, ponieważ tu bardzo pasuje. Andrzej Strąk, dzięki tej jak pisałaś i jak pisze anonimowy recenzent, przewrotności, uzyskuje zamianę wartości pewnych znaczeń słów. Dlatego tym sposobem mogłabyś nasze rozmowy blogowe przyporządkowywać kategorii BICIE PIANY i to by zniwelowało pejoratywne określenia Twoich komentatorów. Słowem, skupmy się na tej manipulacji słownej w dzisiejszym języku poetyckim.

  4. Ewa pisze:

    Ok, Wando. Jestem po kilku książkach Michała Głowińskiego dla którego komunistyczna nowomowa, szczególnie w czasie wypadków marcowych, przemówienia Gomułki, jest bardzo szczegółowo analizowana. Warto się przyjrzeć teraz, bez kontekstów politycznych, jak ona ewoluowała, bo przecież niż w przyrodzie nic nie ginie. Nie chodzi mi o wiek poety Andrzeja Strąka, bo postkomunistycznym językiem przemawiają dwa następne poetyckie pokolenia – dzieci i wnuki. Ale tutaj nic nie zostało przezwyciężone i warto tropić to u ojców. Tak jak piszesz, skupmy się na wartości słów, co one chcą przekazać i do czego ich przewrotność służy. Czy tylko dla jaj, czy są perswazyjne. Lećmy według końcowej instrukcji.

  5. Wanda Niechciała pisze:

    “(…)Wiersze, złożone najczęściej z podobnych
    składniowo antytetycznych cząstek, tworzą paradoksy, wypowiedzi
    wewnętrznie sprzeczne, wyrażające wszystkie niedoskonałości, absurdy, i pokrętne prawdy życia(…)”

    Dałbym tutaj ilustrację z wiersza “• strach”

    “musisz
    przezwyciężyć
    ten strach
    bo oprócz
    strachu
    nie ma
    nic”

  6. Ewa pisze:

    E, dałaś Wando przykład bardzo zachowawczego wiersza, bo jakby się uprzeć, to i taki cykor, jak podmiot liryczny, dla którego podstawą własnej egzystencji jest strach, w przyrodzie pewnie istnieje i to niejeden. Natomiast wiersze oparte na antynomiach – szczególnie te, dotyczące katolickich obrządków religijnych, zbudowane są zazwyczaj na grze słów i sprzeczności znaczeniowe wynikają tylko z tego zabiegu formalnego, a nie znaczeniowego:
    “(…)to nie wigilia
    lecz ja próbuję
    mówić
    ludzkim
    głosem(…)”
    [• nagle]

    Katalog tych sprzeczności to taka mowa bawidamka, a nie filozofa. Takie chichranie.
    Zresztą, materią wszystkich wierszy jest nieistotność.

  7. Ewa pisze:

    A co powiecie dziewczyny na wiersz “szatan”?
    Myślę, że jest to dobra ilustracja cytatu podanego przez Wandę.

  8. Hortensja Nowak pisze:

    „szatan” to wiersz niemożliwy.

    W całym zestawie „niemożliwe” staje się „możliwe” i „możliwe” „niemożliwym”. To taki refren przez cały tomik. Wierzę pierwszym dwóm wierszom, gdzie podmiot liryczny jest małym, czterdziestoparoletnim chłopcem, którego ból po śmierci rodziców sprowadził to takiego stanu emocjonalnego, do takiego sieroctwa, jakie odczuwa się zawsze i które jest autentycznie „niemożliwe” Natomiast dalej autor wprowadza bardzo dużo odnośników, np. do kultury światowej, co zamiast rzecz rozjaśniać, to ją ściemnia. Np. wiersz „urodzony 13 sierpnia” nawiązujący do niedawno oglądanego przeze mnie filmu Olivera Stone „Urodzony 4 lipca” jest ilustracją drugiej tezy:
    „(…)Łączy też Strąk i miesza w swoich wierszach błahe rzeczy dnia powszedniego z wzniosłymi
    postaciami i rekwizytami kultury wysokiej(…)”
    Nie jest to może, ten film, „kultura wysoka”, ale bardzo mi się on podobał. I uważam, że połączenie za słabe…

  9. Wanda Niechciała > Hortensja Nowak pisze:

    masz rację Hortensjo, wiersz „urodzony 13 sierpnia” to urągowisko. Odwoływanie się do pamiętników weterana i ofiary wojen wietnamskich, czynnego do dzisiaj pacyfisty Ronalda L. Kovica, na podstawie którego pamiętników film Stone nakręcił, jest jakimś bezczeszczeniem świętości. Tu następuje ta niwelacja wartości, o których Ewa pisała w notce. Bo można się nabijać z patosu, można ironizować, ale porównywanie seksualnego fetyszysty do żołnierza amerykańskiego sparaliżowanego od pasa, to coś nie tak. I jak piszecie, nie wiadomo, po co. Dawniej pisało się, by się rymowało. Tu się nie rymuje, forma jest zupełnie w płynie, a pisze się, by się pisało.

  10. Ewa pisze:

    Myślę, że to, co Hortensja napisała, o nawiązaniach do filmu, czyli do „wartości wyższych” jest w wierszu dedykowanemu byłemu dziekanowi Łódzkiej Szkoły Filmowej, Januszowi Połomowi:

    „(…)dom stoi w sadzie
    adam ma sad
    sadomasochizm
    adam przesadza
    sadzi milowe kroki(…)”
    [d.o.m.]

    prawdę mówiąc, to nie mam pojęcia, o co chodzi w tym wierszu, być może, że znowu jakiś sekciarski komunikat dla dedykowanego, bo jest tam potem i Raj, i Adam Praojciec i Ewa Pramatka, ale warto zwrócić uwagę, jak bełkot poetycki rodzi bełkot. To połączenie rajskiego „sadu” z sadomasochizmem. Biedny de Sade, nigdy nie przypuszczał, że tam też…

  11. Hortensja Nowak > Ewa pisze:

    nie, to jest o atyraju i antydomu, o jego degradacji. Ale faktycznie, nie wiadomo, dlaczego tam się tak źle dzieje i dlaczego spadające owoce odbijają się od nieba.
    Szukałam po stronach sieciowych, co oznacza d.o.m. z tymi kropeczkami i nie znalazłam. Może ktoś z czytających to wyjaśni. Może jest to nasze niezrozumienie jedynie… Może odnosi się do filmów, które stworzył dedykowany, lub stworzyli obaj poeci. Bo, jak czytam na Wikipedii, Janusz Połom to też poeta.
    Może Ewo omówimy i jego wiersze? Widać w Łodzi piszą najwięcej, to widocznie najbardziej poetyckie miasto z polskich miast. I nie byle kto pisze, ludzie na intratnych posadach!

  12. Ewa pisze:

    Chętnie, Hortensjo, ale skąd ja mam wziąć tomik
    Janusza Połoma? U nas w BŚ go nie mają. Jest, jak czytam w Sieci autorem tomiku. Ale jakiego? Gdzie wydanego? Kiedy?
    Mam tu adres mailowy:
    poezjijanus.polom@op.pl
    Ale ja się nie odważę napisać po tomik. Bo jak poproszę, to będę musiała pisać o nim dobrze, nie będzie wypadało. A ja przecież nie napiszę nigdy grzecznościowo, nie napiszę jeśli się nie będzie zgadzało z moim prawdziwym odbiorem. To zbyt poważna sprawa, by w grę wchodziła grzeczność.
    Wklejam za to zdjęcie poety Janusza Połoma:
    Połom

  13. Wanda Niechciała pisze:

    Takim jeszcze przykładem nawiązań do “wartości”, do “sztuki wysokiej” jest wiersz”w weronie”i “powtórka z Szekspira”, gdzie autor bezcześci archetyp miłości czystej.
    Tak jak Ewa pisała, nie ma to mocy obrazoburczej dadaistów, czy surrealistów. Tam zresztą z całą premedytacją dąży się do starcia wizerunków, ikon, kodów kulturowych. I nie ma to charakteru anarchistycznego, bo to poezja posłuszna, urzędnicza, a więc i nijaka.
    Dostaje się w tym wierszu nawet “Łodzi Kaliskiej”:
    “(…)kochankowie
    spotkali się
    w niebie
    piekle
    czyśćcu
    a może
    w łodzi
    kaliskiej
    doprawdy nic
    nie wiadomo
    pan szekspir
    pisał jeszcze
    sonety
    ale to już
    całkiem
    inna
    historia.
    [w weronie]

  14. Wanda Niechciała pisze:

    Jeszcze, bo już późno, szybciutko ustosunkujmy się do tego zdania z posłowia:

    “(…)zabiegi językowe uwalniają i uskrzydlają znaczenia, odkrywają zatarte i zapomniane(…)”

    ja tu wymieniłabym tak:

    “(…)na oddziale dermatologicznym
    serce wychodzi mi ze skóry(…)”
    [dużo żalu jest w szpitalu]

  15. Hortensja Nowak pisze:

    “(…)„zamiast na dłoni chłopaku
    serce trzymaj w plecaku”(…)

    (…) na psychiatrycznym oddziale
    kardynałowa richelieu
    wylewa kardynalne żale(…)”
    [dużo żalu jest w szpitalu]

    zresztą. cały ten wiersz to jeden wielki kalambur.

  16. Ewa pisze:

    “(…) moja suka
    ma cieczkę(…)

    (…)czas
    przecieka mi
    przez palce
    słońce krwawo
    zachodzi
    ja też
    mam cieczkę(…)”
    [zew krwi]

  17. Wanda Niechciała pisze:

    “(…)dziwne wiersze
    wszystko byłoby
    jeszcze
    dziwniejsze
    gdyby nie było
    dziwnych wierszy
    kury znosiłyby
    cały ból
    świata”
    [dziwne wiersze]

  18. Hortensja Nowak pisze:

    wiersz o kocie poety który ma na imię Celina i być może też jest kobietą:

    “(…)i mruczy
    przez sen
    do obrazu
    kociego
    stwórcy
    tygrysa bengalskiego
    czarnej pumy
    różowej pantery
    a może lwa
    Starowicza”
    [ósmego marca]

  19. Ewa pisze:

    “(…)pan bóg
    dał mi chrapy
    bym miał chrapkę(…)”
    [na obraz]

  20. Sol pisze:

    Dziękuję Wam dziewczyny za cytaty z wierszy. Same słowa, igraszki, które nie zawierają dla mnie żadnej treści, a jedynie sprawiają, że czytelnik czuje zadowolenie, że zrozumiał analogię i jest inteligentny. Poeta też zadowolony, że tak skacze po kamieniach słów, a ani razu nie zatrzyma się, nie popatrzy w głąb wody, nie pryśnie nawet na nas strumieniem przebudzenia. Płytkie i spływające jak woda po kaczce (proszę, też mogę mieć takie “sprytne” skojarzenia)

  21. Ewa > Sol pisze:

    Niestety, nie można w Sieci przeczytać wierszy w całości, my też starałyśmy się nie łamać praw autorskich i tylko cytowałyśmy fragmenty, co może nie daje pełnego obrazu. Ale, tak jak piszesz, chodziło o uwydatnienie tej pośledniości poetyckiej, podczas gdy ja na moim blogu staram się propagować ideę, że sztuka to domena nadwrażliwców i nie powinno się im zajmować miejsca, bo oni nic innego w życiu tak dobrze nie zrobią, jak wydawanie na świat swoich kolejnych dzieł artystycznych. A jak na ich miejscu zasiądą urzędasy ze swoją arcy nieciekawą sztuką, to przecież tamci się nie przebiją, umrą w zgryzocie i nieujawnieniu, a na dodatek zawiedziony czytelnik może trwale odczuwać już potem wstręt do poezji.

    Za tydzień Sol będziemy omawiać wiersze kolejnego łódzkiego jurora, Marka Czuku. Tutaj materiał w Sieci jest bogaty, ma poeta Czuku swoją stronę i tam są jego wiersze w języku angielskim. My będziemy omawiać tomik „Inny wybór wierszy” z 2007 roku, bo taki udało mi się pożyczyć. Zapraszam!

    Mam cały czas nadzieję, że jeszcze ktoś zabierze głos dotyczący twórczości Andrzeja Strąka i dlatego nie publikuję następnej notki – o Stanisławie Grochowiaku.

  22. Robert Mrówczyński pisze:

    Piszesz Ewo, że Strąk przerobił w młodości wszystkie trendy i mody poetyckie, wazeliniarsko podłączał się pod nie, aby być na fali w tzw. mainstreamie. Stosując tę tak popularną taktykę wśród poetów, dopracował się dobrego joba, ma społeczny power i teraz sam już może narzucać swój własny styl, który muszą naśladować adepci poezji, aby zaistnieć na tym trudnym, skorumpowanym rynku. Niestety, negatywną stroną tego mechanizmu jest zawsze wypieranie lepszego pieniądza przez gorszy, co potwierdza Twoja analiza tomiku poety. To do czego doszedł poeta Strąk to kalamburyzm, knajactwo, zdziecinnienie polegające na odkrywaniu niepotrzebnych sensów zbitek słownych. Tak się zawsze dzieje, kiedy unika się inspiracji wielkimi poetami, kiedy się ich nie czyta, kiedy się udaje, że wielkiej poezji nigdy nie było, a tapla się w błotku towarzystwa wzajemnej adoracji. Wtedy można już na całego zachwycać się swoimi wynalazkami i bezczelnie podstawiać je pod nos czytelnikowi, choć taki wcale nie musi się znaleźć i się nie znajduje. Przykładem podobnej antypoetyckiej drogi jest odzywająca się tu czasem poetka jurorka Szychowiak – osoba mająca już wpływ na kształt polskiej poezji i przez to niezwykle szkodliwa.
    Stanisław Bareja w “Misiu” pokazał jak polscy artyści filmowcy wyprowadzają kasę podatnika przy pomocy kretyńskich filmów, bo kraść ot tak po prostu, jak politycy nie mogą. U Bareji symbolem tego kretynizmu był słomiany miś – “miś na miarę naszych oczekiwań, na miarę naszych możliwości”. Takie słomiane inwestycje kosztowały miliony i powstawały taśmowo w wielkich ilościach. Jedną z takich złodziejskich produkcji – wypisz wymaluj film wg recepty Bareji – były „Przygody wesołego diabła” z 87 roku do którego dialogi napisał nie kto inny jak właśnie poeta Strąk. To tak dla uzupełnienia dossier działalności omawianej osoby.
    Ta bolszewicka przeszłość zanalizowana przez mistrza Bareję jest teraźniejszością współczesnej kultury polskiej. Nigdy właściwie nie została przekreślona, nie odbolszewiono polskiego życia artystycznego, tak jak zdenazyfikowano życie w Niemczech po wojnie, została wchłonięta we współczesność z dobrodziejstwem inwentarza. Dlatego dzisiaj jest możliwy taki bezczelny Burszta domagający się od miasta 2,5 miliona złotych (do tej pory coś powyżej 200 tys.) na Port Legnica – towarzyską imprezę promująca prywatny biznes.

  23. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Tak, też czytałam artykuł o BL linkowany przez Macieja Kaczkę na portalu liternet. pl.
    Ja takich sum nie ogarniam, wiem, że młodemu, prawdziwemu, wstępującemu poecie wystarczy opłacanie wiktu i opierunku przez rok – by nie musiał siedzieć na zmywaku – i on stanie się profesjonalnym, zdyscyplinowanym i świadomym artystą. Ale zazwyczaj takie egzystencjalne minimum jest nieosiągalne, bo idzie na inne cele.

    Widziałeś Robercie ten film „Przygody wesołego diabła”? Jest na YouTube i chciałam przed pisaniem notki o poecie Andrzeju Strąku wszystkie odcinki zobaczyć, ale się zbuntowałam i stwierdziłam, że aż tak, to ja się nie poświęcę… Ja w liceum nie zobaczyłam ani jednego odcinka „Czterech pancernych” wystawiając się przed całą klasą na pośmiewisko, jako dziwaczka, a teraz miałabym na stare lata ulec…
    Ale wiesz, filmy w latach osiemdziesiątych, kręcone w stanie wojennym, to chyba najgorsze z najgorszych polskie produkcje… Więc może nie wińmy za to Poety, że się skusił i dołączył do tak okropnego zespołu filmowego…

    A odnośnie mód, stylów, szkół poetyckich, to dobry poeta zawsze znajdzie jakąś niszę i wtedy nie jest ani konserwatywny, ani nie zrywa z istotą poezji… Na Grochowiaka napadli poeci tzw. Nowej Fali:

    „(…)Przykładem „wyniosłości” literatury jest poezja Grochowiaka, typowo dworska, operująca słowem odległym, jak to tylko jest możliwe, od języka potocznego. Mitologiczny i historyczny skarbiec tej poezji jest jej głównym zapleczem, dzieje się ona w hipotetycznym podręczniku literatury, nawet turpizm jest wymyślony. […] Słowa nie mogą niczego nazwać, ponieważ tworzą metajęzyk, poezja staje się wykopaliskiem zamierzchłych znaczeń i symboli.(…)”
    [Julian Kornhauser i Adam Zagajewski „Świat nieprzedstawiony”]

    A teraz to tylko Grochowiaka da się czytać, symbole przemawiają i są świeże. Stąd jurorowanie poetów „pewnej dykcji” jest tak niebezpieczne…

  24. Robert Mrówczyński pisze:

    Tak, masz rację, wsparcie konkretnych rokujących poetów byłoby o wiele efektywniejsze, ale co z tego miałyby urzędasy? To mało widowiskowe i niewiele można na tym ugrać, nie mówiąc o ryzyku, że taki prawdziwy poeta też może nawalić. Poza tym ludzie, którzy dorwali się do kasy do tego nie dopuszczą. Dlatego forsa leje się strumieniami na przeróżne granitowe strzały gdzie winduje się i obdarowuje laurami swoich, nie przebierając w środkach. I nie ma znaczenia, że są beznadziejni. Bo niby kto ma to zdemaskować? Wykorzystuje się fakt, który się zresztą pieczołowicie utrwala, że na poezji nikt się nie zna, to płynny teren i wszystko można wmówić. Tak jak nie ma znaczenia, czy ktoś będzie kupował te tomiki poetyckie, które pożyczasz z bibliotek. To wszystko jest wydawane na koszt podatnika szczodrze finansowane przez tzw. państwo i nikt nie ponosi odpowiedzialności za finansową klapę. To jest ten sam mechanizm, który był w bolszewii kiedy wydawano po sto tysięcy egz. książek pisarzy wysługujących się partii, które szły na przemiał. Zmieniły się jedynie nakłady, ale i wtedy i teraz służą temu samemu celowi. Podobnie z filmem, gdzie przewały są o wiele większe.
    Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach Przyjaciela wesołego diabła nie obejrzy, ale to nie ma tak samo znaczenia jak z nieczytaniem wspomnianej poezji. Dobrą rzecz rozpoznajesz po kilku scenach, podobnie jak złą. Szkoda naprawdę wysilać się aby udowadniać jak zły to film, skoro i tak nikt się do niego nie pcha. Można tylko dodać, że nawet nasi świetni (rzekomo) aktorzy grają tam fatalnie. Niemczyk, mistrzowska rola w Nożu w wodzie, tu sztucznością dorównywał postaci chłopca grającego główną rolę – zła gra dzieci to creme de la creme polskiego filmu. Ta cała działalność kulturalna ma naprawdę charakter kryminalny.
    Jedynym sposobem na powstrzymanie pazerności tzw środowisk kulturotwórczych byłaby likwidacja wszelkiego wsparcia i dotacji. Zupełnie nie widzę jak można byłoby dzielić tymi pieniędzmi uczciwie.No, ale bez likwidacji państwa, nie mogłoby się obejść również.
    Może z Grochowiakiem masz rację, nie czytam, nie czytałem, jeśli coś pamiętam to Chłopców – taki film, podobno rewelacja, ale na mnie zupełnie nie podziałało. To rzeczywiście dworski pisarz, ale czy Zagajewski, Kornhauser nie dworscy? A Barańczak, czyż nie partyjnym pisarzem był? Kto tu był wolnym pisarzem, mógł pisać co chciał i mu się jeszcze królewsko wiodło? Już lekkie zadarcie z partią, jak Kisielewski czy znakomity Szpotański, i koniec pieśni. A jak mógłby skończyć Bursa, gdyby nie pomoc natury? Czy pisarstwo cenzurowane zewnętrznie przez panów z Mysiej, cenzurowane wewnętrznie przez samych twórców ma jakiś sens? – ostanie się? Jak mogli bolszewiccy twórcy wytrzymać psychicznie to ciągłe załgiwanie się? Jak się słucha ich wspomnień dzisiaj widać dobrze jak to znosili. Umieszczali w swoich dziełach fragmenty, o których widzieli, że nie przejdą i nie przechodziły. Ale ten zabieg dawał im poczucie dobrze spełnionego obowiązku, niemal uczciwości, na zasadzie: zrobiłem wszystko co w mojej mocy, ale nie wyszło, trudno. Dzieje literatury nie zostały odkłamane i konsekwencją tego będzie powtórka. Już jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *