Michał Rusinek “Jak robić przekręty. Poradnik dla dzieci”(2010)

Nie sposób dociec, dla kogo jest przeznaczona książka o tak niepraktycznym formacie, tak nieciekawej i brzydkiej w kolorze oprawie plastycznej, tak pompatycznej, oprawionej w twardą okładkę, zawierającej wielkie nic. Nic z małej litery, znaczące nicość pejoratywnie, bo niczego nie ma z pustki lapidarnego haiku ani z „poésie pure”.  Nie jest też eksperymentem artystycznym, kontestacją, niczego nie odkrywa i niczego nie mówi.

Jak dotąd, jestem jedyną osobą, która pożyczyła tę książkę w publicznej bibliotece w centrum dużego miasta polskiego goszczącej niedawno i Jacka Dehnela i Biankę Rolando, biblioteki dla jaśniejszych i tych, którzy kochają poezję współczesną z całego serca, którzy swoim ciałem i duszą zaświadczają to na wieczorach autorskich.
A jednak poezja, która, jak dowiaduję się od zachwyconych odbiorców tej książki na witrynach sieciowych, stworzona wskutek nieprawdopodobnej ogólnopolskiej akcji gromadzącej przez poetę Rusinka 400 fikuśnych powiedzonek dziecięcych, o których istnieniu wiedzieliśmy cały PRL z tygodnika „Przekrój”, nie skusiła – bez nawet wydania na książkę 29 zł i 99 groszy, za którą życzy sobie Wydawnictwo Znak – ani jednego dziecka! Pytałam, dlaczego książka leży w dziale dziecięcym, być może dorośli ryliby ze śmiechu wiedząc o jej istnieniu, ale może to moje pisanie pomoże książce w przejściu z działu dziecięcego na półki literatury dorosłej, zgodnie zresztą z życzeniem autora.

Jednak, jako osoba zbliżająca się do sześćdziesiątki, czyli metrykalnie dorosła, nie poleciłabym jej nikomu, chyba, że ktoś chce się dowiedzieć, na czym polega infantylizacja dzisiejszej literatury polskiej, a tam może odnaleźć odpowiednie do tej zagadki tropy.

Tacy młodzi pisarze jak Michał Rusinek blokują w tej chwili wejście w literaturę pisarzom oryginalnym, nigdy nie dostrzeże się ich nieobecności, jeśli ich się nie dopuści do głosu. W takiej przestrzeni literackiej nie pozostawia się miejsca na jakąkolwiek inną twórczość. Rusinek, jeśli nie naśladuje samego siebie, to naśladuje jakiś sobie wiadomy język dziecięcy, mający zerową wartość poznawczą, nie wychodzącą poza ciekawostki. Na dodatek cały schemat tego dziwacznego i wydumanego projektu mającego odbiorców w sentymentalnych dziadkach, pradziadkach i upupiających swoje pociechy rodzicach, dla których posiadanie dzieci jest jakimś astronomicznym sukcesem życiowym, oparty jest na grze, na schemacie teleturnieju i pod pretekstem studiów nad językiem polskim wciska się obłudnie pozór, że bierze się udział w jakiejś czynności kulturalnej i kulturotwórczej.

Ten, wywodzący się z reality show gest artystyczny Rusinka na dodatek żeruje na dziecięcej bezradności, na wielkim wysiłku dziecka, które chce w ciągu krótkiego czasu od nieporadnego gugania opanować perfekcyjnie język otoczenia, i wszelkie potknięcia i pomyłki nie są w tym okresie sukcesem, a wstydliwą porażką. Natychmiastowe notowanie ich i słanie przez usłużnych rodziców, jak donos, do redaktora Rusinka jest jedynie wampirycznym żerowaniem, co powinno zainteresować organizacje ochrony praw dziecka.
Nie popieram postawy pewnego sławnego filozofa, który, jak donoszą jego biografowie, był oburzony, że jego trzyletni syn nie potrafi jeszcze biegle czytać książek, ale przeciwieństwo tych roszczeń i propagowanie w Polsce dyktatu poziomu inteligencji przedszkolaka i robienie z tego literatury dla dorosłych daje jedynie przyzwolenie, by poetki błogosławione macierzyństwem (np. Justyna Bargielska) nie wychodziły w swojej twórczości z kręgu zainteresowań światem dziecka na jego poziomie.

Geniusz naiwności dziecięcej nie kryje się w biologicznym procesie. Ile włożymy w człowieka, tyle on będzie posiadał. Na pewno nie wykona tego trudnego procesu hochsztaplerka literatury dziecięcej Michała Rusinka.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

36 odpowiedzi na Michał Rusinek “Jak robić przekręty. Poradnik dla dzieci”(2010)

  1. Rysiek listonosz pisze:

    Faktycznie, w sieci same zachwyty, sprawdziłem, ale odzywają się tylko matki małych dzieci, albo ci, którzy chcą książkę sprzedać. Ciekawe byłoby porównanie z książką tak samo wydaną tego samego zespołu twórców: „Jak przeklinać” . Bo wiadomo, czy to jest kontynuacja Wujka Dobra Rada z filmu Barei – który radził, by mówić zawsze jak jesteśmy zdenerwowani „motyla noga” – czy coś innego.
    Jest w tych trzech filmikach autoprezentacji niekonsekwencja, bo na początku Michał Rusinek mówi, że książka jest dla rodziców z poleceniem, że mają ochraniać przekręcanie słów przez dzieci, nawet je ocalać i hodować, potem zachęca same dzieci by w kąciku samotnie trenowały tworzenie neologizmów i do zabaw dadaistycznych. W środku tego procesu natomiast twórczość samego Rusinka – kilkanaście bardzo złych utworów poetyckich wyrosłych na tej glebie dziecięcych eksperymentów – będących jawnym dowodem na porażkę tego typu łopatologicznej próby ocalenia przychówku przed komercją i barbarzyństwem czasów w których będą wzrastać.

  2. Hortensja Nowak pisze:

    Mam „Jak przeklinać poradnik dla dzieci”. Mój synek dostał pod choinkę od swojego ojca chrzestnego. Jest tam przekleństwo „motyla noga”. Oczom nie wierzyłam, a jednak jest. Oprócz tego Michał Rusinek podał sto równie zdumiewających przekleństw. Na okładce prof. Jerzy Bralczyk nazywa je „rusinkami”. Synek był bardzo rozczarowany prezentem, który kosztował 25 zł, marzy o klockach lego (są bardzo drogie). Ja też, bo książka ma 34 cm i nie mieści nam się na półce.

  3. Ewa > Hortensja Nowak pisze:

    Masz Hortensjo (mogę na ty?) tę książkę? Bardzo nam to wzbogaci blogowe analizy, jeśli jak piszesz, ma 34 cm wysokości, to chyba Wydawnictwo Znak nie poprzestanie na dwóch pozycjach i będzie to pokaźna seria książek wskazujących nam wszechstronnie, jak ma być hodowany Polak Mały w dobie cywilizacyjnych przemian. Mogłabyś przepisać chociaż kilka przekleństw? Sądząc po „motylej nodze” są to o wiele bardziej drastyczne i perwersyjne słowa ogólnie znane i od wieków stosowane, jak kurwa, chuj i dupa. Ciekawa jestem, czym mnie moje prawnuki obrzucą, jak dożyję, jeśli zwycięży opcja Rusinka i Olech. Przekleństwo to przekleństwo, a nie żaden zabieg kosmetyczny. Aż strach wiedzieć, co przygotowuje obyczajowa opcja alternatywna. Chyba trzeba będzie zawiązać komitet ochrony języka polskiego.

  4. Robert Mrówczyński pisze:

    No to masz Ewo przerąbane nie tylko u poetów i pisarzy, ale właściwie u wszystkich ćwierćinteligentów stanowiących najliczniejszą klasę umysłową w Polsce, a będących schedą po czasach komunizmu, wychowanych właśnie na wspomnianym “Przekroju”- piśmie adresowanym do ćwierćinteligentów. Niestety sam jestem z takiego domu indoktrynującego mnie cotygodniową lekturą “Przekroju”. Lekturę zaczynano od “Humoru zeszytów szkolnych”, ojciec odczytywał te “śmieszne” lapsusy z życia szkoły, jak mi się i wtedy wydawało sfabrykowane przez jakichś obskurantów intelektualnych, i trzeba było się śmiać, bo jakże się nie śmiać, skoro ojciec się śmiał, matka, siostra? Za nieśmianie groziła dezaprobata i utrata przychylności rodziny, wykluczenie poza nawias rodzinnych względów. Całe dzieciństwo i młodość upłynęła mi na takiej żałosnej edukacji rodzinnej, a nadto maskowaniu swoich prawdziwych odczuć i opinii. Tak samo się działo w setkach i tysiącach polskich rodzin, odnajdowałem to samo źródło tych żałosnych intelektualnych korzeni w szkole i na studiach. Nie było ucieczki i ratunku przed infantylizacją i upupieniem komunikacji międzyludzkiej. I z takim potwornym bagażem weszliśmy jako Polacy w nową rzeczywistość. I pojawia się w tej lepszej rzeczywistości ktoś taki jak Rusinek, człowiek noblistki, nominalnie oświecony, który ten obskurantyzm wznawia, restauruje, namaszcza. Zupełnie nie do wiary!!! Jest tylko pytanie czy rzeczywiście współczesny Polak wyposażony w internet, szerszy dostęp do informacji i wiedzy naprawdę wartościowej czegoś podobnego oczekuje. Czy ta propozycja trafia w zapotrzebowanie? Wydaje się, że z tym wydawnictwo Znak się nie liczy, bo wspierane przez pieniądze podatnika. To zresztą bolączka całej polskiej kultury w nazbyt rozdęty sposób wspierana przez państwo, bez jakiejkolwiek kontroli społecznej.
    Jak się widzi i słucha na zamieszczonym filmie gawędę o genezie książki tego nadętego bufona, przypomina się w jaki sposób Monty Phyton załatwiał takich gości w swoich skeczach: nieoczekiwanie spadało na delikwenta 16 ton!

  5. Hortensja pisze:

    Tak, jak najbardziej proszę na ty. Mój synek ma już pięć lat i nareszcie mogę zająć się literaturą, bo już sam się bawi i mam trochę luzu. Blog znalazłam poprzez Google i zobaczyłam, że tu pisze się o książce którą posiadam i nie wiem, co z nią zrobić. Ilustracje synkowi się nie podobają.
    Nie wiedziałam, że wpływ ma noblistka. Wymienieni są tylko Kuba i Natalka Rusinkowie.
    Przepisałam tylko brzydkie wyrazy te, użyte w wierszach Michała Rusinka. Synek nie zna ani jednego i nie wiem, czy mam go ich uczyć? To bardzo trudne wyrazy, chyba już lepiej przerabiać z nim lekcje angielskiego.

    KOMBA BRUCA!
    Z NIECH CIĘ PORWIE BLADEK KRĘTY!
    DZIAMDZIA GLAŃ!
    O. HELLADA!
    A NIECH TO FĄFNĄ GŻDRYCE!
    O, ROZPISKA!
    TUBA HENIEK!
    BELWEBRA!
    A NIECH TO AMARYLIS!
    O, OSKOMA!
    NIECH TO SYNEKDOCHA!
    MORDEBRANO!
    BRUKIEW!
    RAPTEM TOTEM!
    MARAKUJE!
    NIECH TO MOŹDZIEŻ UTRZE!
    ORLA PERĆ!

  6. Rysiek listonosz > Hortensja pisze:

    KRĘTEK BLADY może mu się przydać, bo podobno choroby weneryczne mutują się i nie wiadomo, czy jak będzie to dla synka już aktualne, właśnie przybierze nieoczekiwaną formę, jak AIDS. Chyba, że wskutek niemożności porozumienia się z otoczeniem nawet to będzie dla niego nieosiągalne.

  7. Rysiek listonosz > Robert Mrówczyński pisze:

    Podobno wszystko w „Przekroju” pisał Ludwik Jerzy Kern. I humor zeszytów, i humor w krótkich majteczkach. To tak jak blogi, pisane przez różne avatary, a w sumie, to sam autor bloga mówi różnymi głosami.
    Tam chodziło o pieniądze, redakcja „Przekroju” wolała całą kasę dać swojemu pracownikowi, który po kilkudziesięciu latach mając do zagospodarowania całą stronę „Przekroju”, wkleiwszy jeszcze nikomu nie płacąc dowcip rysunkowy ukradziony z New Yorkera, robił to przewidywalnie i przynajmniej wiadomo było zawsze, w których miejscach trzeba się śmiać. W sumie, to dla czytelnika pozbawionego dowcipu, wielkie ułatwienie.

  8. Ewa > Hortensja pisze:

    To wszystko Hortensjo zależy, do jakiej szkoły wyślecie dziecko. Widocznie Państwo Rusinkowie przeznaczają swoje pociechy do szkół, gdzie obowiązuje jakiś specjalny, nikomu nie znany język, by wychowanków jakoś odróżnić. W naszej osiedlowej szkole nikt by nie dopuścił, by zwracać się do niego w tak obraźliwy sposób. Dziecko by zostało zmasakrowane przez kolegów i koleżanki. Poleciłabym Ci warsztaty literackie dla matek prowadzone przez poetkę Justynę Bargielską, ona jeździ na konsultacje do senatora Kazimierza Kutza i wie, jaki język teraz potrzeba wpajać swoim dzieciom, by osiągnąć sukces życiowy. Ja akurat nie doradzę, bo ja uczyłam w podstawówce dzieci w stanie wojennym i dzieci mówiły jeszcze w zrozumiałym dla wszystkich języku. Nowomowa, jaką propaguje Michał Rusinek, jest czkawką, jak pisze Robert, po nowomowie komunistycznej propagandy, która nie była jeszcze w użyciu w prywatnych domach.

  9. Robert Mrówczyński pisze:

    Rusinek cynicznie wykorzystuje swoją wygodną sytuację i pozycję w światku krakowskiej bohemy literackiej i jemu też chodzi o pieniądze, bo może liczyć na resentyment. Ale czy ktoś to kupuje? Co innego dodać do ostatniej strony, a co innego wydać w tak bombastyczny sposób, wycinając lasy deszczowe. Nie miałem pojęcia, że on idzie za ciosem i wydaje kolejne przekręty. Niebywałe! Może jednak, jak już musi i uważa swój pomysł za dochodowy, napisałby coś praktyczniejszego. Na przykład: Jak podpierdalać rodzicom kasę?, “na wesoło” – mogłoby to stanowić jakiś instruktaż dla przyszłych kreatywnych księgowych. Przydałby się wówczas jego leksykon przekleństw, ale nie znajduję żadnej formy czasownikowej dla podpierdalać. Niestety rusinkowe rusinki to rzeczy nietrafione, nie rezonujące żadnymi skojarzeniami z czymkolwiek oprócz samego Rusinka. A przecież przekleństwa muszą jakoś dosadniej opisywać stan emocjonalny i tworzyć dystans do czynności bądź sytuacji. Prawdziwi ludzie z prawdziwymi emocjami o niebo lepiej tworzą przekleństwa niż bezpłciowy Rusinek. Jakże dowcipne i obrazowe jest marszczenie freda, czy struganie Pinokia, jako zastępstwo dość topornego walenia konia, czy medycznej masturbacji.
    Był przed wojną niejaki Kurkiewicz, który własnym sumptem wydał książkę z określeniami na czynności seksualne, nie żadne tam przekleństwa. Bo w polskim języku był i jest z tym problem. Mimo iż jego wynalazki były o niebo dowcipniejsze od rusinkowych, to jednak wysiady oboczne i naprzeciwne, ustnica i cała masa innych wynalazków nie przyjęły się. Finansowa klapa Kurkiewicza, jak widać Rusinka nie przestraszyła. On niczym nie ryzykuje. Nie zapłaci grosza za finansową i artystyczną klapę tego głupiego przedsięwzięcia.

  10. Hortensja pisze:

    Książka, którą posiadam, „Jak przeklinać poradnik dla dzieci” wydana jest w 2008 roku. Czyli dwa lata przed „Jak robić przekręty poradnik dla dzieci”. Niewykluczone, że już przygotowuje się dalsze poradniki. Najciekawszy byłby poradnik, jak pisać poradniki i co to jest „telewizja śniadaniowa”, o której Michał Rusinek mówi na filmie i która była przy powstaniu książek pomocna. Najprawdopodobniej umieszczenie nazwisk rodziców, którzy przysłali przekleństwa powoduje, że kupują książkę właściciele tych nazwisk.
    Mieszkam w małej miejscowości na południu Polski i nie mam szans na żadne warsztaty w Warszawie.

  11. Robert Mrówczyński pisze:

    No i jeszcze na koniec rzecz najważniejsza. Komu tak naprawdę (z ręką na sercu) wulgaryzmy języka ojczystego przeszkadzają? Przecież język tworzony jest ewolucyjne, jest procesem dziejowym dokonywanym przez najbardziej twórcze, dowcipne, najgłębiej zanurzone w materii językowej jednostki, a w żadnym razie na drodze administracyjnego ukazu, czy samozwańczych akcji nudziarzy pokroju Rusinka. Jaki zbiorowy geniusz narodu, takie przekleństwa. Wulgaryzmy stanowią cenną zdobycz lingwistyczną narodu przekazywaną z pokolenia na pokolenie i należy być jedynie dumnym z ich posiadania. Bo życie to nie tylko salony i rauty, i często za sprawą choćby takich ludzi jak Rusinek potrzebuje nieco bardziej dosadnych określeń. I polski język pod tym względem nie ma się czego wstydzić wobec innych narodów. Przeklinać uczymy się od rodziców, a później od otoczenia w kolejnych stadiach edukacyjnych, rzecz jasna nie od nauczycieli. I niech tak zostanie.
    Jak wmówić dziecku, które pojęcia nie ma jeszcze o przekleństwach, aby zamiast kurwa mówiło synekdocha, nie robiąc z niego jednocześnie pośmiewiska klasowego?
    Niech cię porwie krętek blady, panie Rusinek z pańskimi wynalazkami!

  12. Robert Mrówczyński > Hortensja pisze:

    Czy jest tam napisane, Pani Hortensjo, zamiennikami jakich przekleństw są te określenia z listy? Czy Rusinek podaje metodę wprowadzania do łbów milusińskich tych swoich wynalazków? Czy przez lorenzowskie wpojenie od kołyski, dziecko ilekroć widzi matkę której wykipiało mleko – słyszy: niech to moździerz utrze, czy na zasadzie pogadanek już z większym dzieckiem w stylu: …wiesz mój skarbeńku, jest takie brzydkie słowo kurwa, ale ty będziesz mówił synekdocha ilekroć przytrzaśniesz sobie jaja..
    Jak to wygląda u Rusinka?

  13. Ewa pisze:

    Faktem jest, że we wszystkich krajach świata przekleństwa mówią albo o seksualności własnej, albo o seksualności wroga, albo o seksualności matki wroga. Zawsze odnoszą się do intymnych części ciała. Części ciała motyli raczej nikt nie obraża, bo nie ma powodu.
    Właśnie Robercie demoralizujące jest, dlaczego dziecko ma przeklinać i czy tak wyrażana ekspresja spełnia rolę wyładowania emocjonalnego. Nigdy nie przeklinałam, nie przeklinam do dzisiaj, ataki tzw. kurwicy u małego dziecka są tylko i wyłącznie winą rodziców.

    Jak pracowałam jako pomocnik u naprawiacza organów w kościele katolickim i gospodyni proboszcza wyprawiła mu urodzinowy bankiet, zaprosiła nas i swojego syna z trzyletnim dzieckiem, które nie znało innych słów, tylko ordynarne. To jest przecież tylko kwestia wyboru słów. Widocznie nacisk świętości w parafialnej krypcie był nie do zniesienia i posługiwano się tym najsłabszym ogniwem, taką boską kruszynką dla równowagi. Dziecko nie weźmie słów znikąd. Słowa się mu daje. Nigdy też nie będzie ich świadomie tworzył, bo nie ma takiej potrzeby. Zniekształcanie mowy spowodowane nieporadnością nie jest jeszcze twórczością, mimo, że na taką wygląda. Tak, jak nie jest twórczością w pełnym znaczeniu malarstwo dziecięce, które będzie zawsze piękniejsze od ilustracji Joanny Olech je naśladującej. Wielka szkoda, że tak mało książek ilustrują same dzieci. Wystarczy się przyjrzeć, jak małe dziecko maluje, jak jest nieobecne dla świata zewnętrznego, jak łatwo potrafi wejść w swój świat wewnętrzny i jedynie go opisać środkami, które nabyło. Jeśli się da wolność dziecku, ono o niej opowie. Nie trzeba nic robić. Nie wolno niszczyć tego świata, bo dziecko nie jest abstrakcją i nie myśli abstrakcyjnie. Ono czerpie z realności świata, a nie z przetworzenia dorosłych. To dorośli nie pojmują tego świata, bezpowrotnie go utracili i dlatego chcą światu wmówić, że on nie istnieje i go zniszczyć.

  14. Robert Mrówczyński > Ewa pisze:

    Ewo nie mam słów zachwytu dla tego co tak trafnie napisałaś. To zupełnie wyczerpuje temat. Obiema nogami się podpisuję.
    Ale dlaczego to nie Ty wykładasz na UJ, tylko ten Rusinek? O niech to fąfną gżdryce!

  15. Hortensja > Robert Mrówczyński pisze:

    Tak, jest przez Michała Rusinka opracowany cały, skomplikowany system użyteczności przekleństw. Dla każdego przyporządkowana jest wyjątkowa sytuacja, faktycznie, bardzo trudna do zapamiętania. Pierwsze przekleństwo, KOMBA BRUCA dziecko ma stosować wtedy, gdy przy porannym siku zawadzi głową o muszlę klozetową (widocznie jest to przeznaczone dla dzieci niedowidzących). O KRĘTKU BLADYM, kiedy jajko i nutella pobrudzą koszulkę przy śniadaniu. Wszystkie wymienione przeze mnie przekleństwa są przyporządkowane pewnym okolicznościom. Faktycznie, wygląda to na torturę wobec słabego dziecka. Dorosły człowiek załatwia to przecież zawsze tym samym, wszystkim znanym słowem.

  16. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Ach Robercie, jaka szkoda, że nie przeczyta Twoich słów doktor Rusinek! Nie przeczyta, bo przecież niedawno, na pytanie wiadomości telewizyjnych, czy mówi Wisławie Szymborskiej, co o niej (nazwisko poety Tomasza Pułki nie padło, ale znacząco reporter zawiesił głos i było wiadomo, CO ma na myśli) mówią w Internecie. Michał Rusinek odpowiedział, że nic noblistce nie mówi i że polska Sieć nie jest na tym poziomie, by była poważnie brana pod uwagę, jako głos w jakiejkolwiek kwestii. Niestety, nie mogę zacytować, a szkoda. Wynikałoby z tego wywiadu jednoznacznie, że korzysta tylko z YouTube. I pewnie siebie nie ogląda.

  17. Jarosław Trześniewski pisze:

    Ewo ! A niech to amarylis! Komu zawinił ów kwiatek???Biedne dzieci…Książki Michała Rusinka na 100 procent nie kupię.

  18. Hortensja > Jarosław Trześniewski pisze:

    „A NIECH TO AMARYLIS” autor radzi używać, gdy szkolne zaloty chłopięce zawodzą i gdy dziewczynka robi mu „psikusa”.
    Wiersze Michała Rusinka są tak skonstruowane, że kończą się przekleństwem zawierającym sylaby rymujące się w ostatnim wersie z poprzednim wersem. I dzięki temu przekleństwo nie ma zabarwienia znaczeniowego, jedynie brzmieniowe. Stąd pewnie kwiat i połączenie znaczeniowe z sytuacją romansową, ale na wyrost, bo chłopcy zazwyczaj nie znają nazw kwiatów, chyba, że są synami właścicieli kwiaciarni. Byłoby to kolejne wyodrębnianie przekleństw i przydzielanie ich osobliwym sytuacjom w życiu dziecka.

  19. Ewa > Jarosław Trześniewski pisze:

    nie musisz Jarku kupować, takim aktem wzgardy nie zahamujesz powstania i wydania przez Wydawnictwo Znak następnego poradnika dla dzieci autorstwa Michała Rusinka i Joanny Olech. I tak oni Sieci nie czytają.

    Nie wiem, ile jest nazwisk „ofiarodawców” słówek w książce Hortensji o przekleństwach. U mnie w poradniku o przekrętach jest około 500 nazwisk wydrukowanych piękną czcionką, liczbę ich potwierdza Michał Rusinek w filmiku z YouTube.
    Jeśli, jak w „Lokomotywie” Juliana Tuwima, tych 500 „atletów”, tych heroicznych autorów, którzy donieśli na swoje dzieci, że taki akurat zlepek dźwięków przydarzył się ich podopiecznym i zostali wynagrodzeni umieszczeniem ich nazwisk w tak wiekopomnym dziele, to kupią. Dadzą 29 zł i 99 groszy i kupią. Kupią też dla swoich chrześniaków, a mają ich mnóstwo, bo bardzo trudno dzisiaj pozyskać rodziców chrzestnych, czyli osoby przystępujące regularnie do sakramentów świętych, czyli spełniających warunki na kandydata na rodzica chrzestnego. Będą rozdawać je swoim chrześniakom na gwiazdkę, co już wyśmiewał Kierkegaard na okoliczność drukowania dzieł filozoficznych, z których powstaniem w Kopenhadze czasów Andersena spieszono się, by zdążyć na gwiazdkę, by to ktoś kupił i podarował. Resztę nakładu Jerzy Illg roześle do wszystkich fili w Polsce, a o ich nieprawdopodobną ilość już się zatroszczył inny pisarz, Tomasz Piątek wszczynając nadmiarowy wrzask sieciowy, gdy jakiś poseł zaproponował zmniejszenie ich liczby.

    Więc Jarku nie musisz kupować, bo chętnych do kupowania jest tak dużo, że z pewnością nakład trzeba będzie wznowić.

  20. Robert Mrówczyński pisze:

    Apele o czystość mowy ojczystej, niezaśmiecanie jej wulgaryzmami jest objawem albo zdziecinnienia, albo dementia praecox, co na jedno wychodzi. Jak wytłumaczyć milusińskim wyhodowanym na mądrościach Rusinka obecność wulgaryzmów, od których roją się arcydzieła literatury światowej? Jak się uporają produkty edukacyjne Rusinka z takim Millerem i jego Zwrotnikiem Raka? A co z Rabelaise i jego Gargantuą i Pantagruelem? Co z tysiącami genialnych książek, w których nie uświadczysz patentów Rusinka?
    Może Rusinek to przełoży po swojemu?

    Nie ma słów brzydkich i ładnych, Panie Rusinek. Wszystkie są jedynie materią twórczości, a to, co się z nich upichci – czy nami zatrzęsą, porwą, czy zniesmaczą zależy wyłącznie od talentu nadawcy, choć i po stronie odbiorcy potrzebny jest odpowiedni poziom wrażliwości, bo komunikacja to proces dwustronny. Można równie dobrze być plugawym, obleśnym i prymitywnym nie używając wulgaryzmów, co dzieje się paradoksalnie najczęściej. Niestety wypowiedzi Rusinka do takich sytuacji zaliczyć muszę, bo stawia on fałszywą cezurę pomiędzy dobrymi słowami i złymi. Jest szalenie szkodliwym edukatorem. Podobnie jak kościół upatrujący źródła zła w samym istnieniu narządów płciowych, Rusinek upatruje zła w „złych” słowach i wymyśla „dobre”.
    Rusinek produkuje jakichś współczesnych dulskich, odcina od prawdziwego i prawidłowego odczytania świata, czy to przez lekturę czy samopoznanie, skazując ich na to, że z dzieciństwa nigdy nie wyjdą, ale ocalą niewinność, choć wiadomo powszechnie, że właśnie dzieciństwo jako tylko okres przejściowy dzieje się poza moralnością, poza wiedzą, poza świadomością, czyli jest najgorszym okresem w życiu człowieka, z którego w miarę szybko należy się wydostać. Najwyraźniej Rusinek podobnie jak kościół z okresu “niewinności” się nie wydostał, a nadto chce w nim uwięzić kolejne ofiary.

  21. Robert Mrówczyński pisze:

    Może ktoś się żachnie i oburzy, ale jeśli moja wiedza o tym do jakich potworności zdolne są dzieci nie jest powszechna, wystarczy sobie przypomnieć dzieci Pol Pota. Ale i teraz, współcześnie mali, a liczni dyktatorzy afrykańscy prowadzą swoje ludobójcze walki przy użyciu armii złożonych z kilku i kilkunastoletnich dzieci, dzieci nie mają żadnych oporów przed najpotworniejszym czynem, są poza dobrem i złem, są zupełnie puste. Można sobie o tym pooglądać wstrząsające filmy na alterkino.

  22. Hortensja pisze:

    W poradniku „Jak przeklinać” naliczyłam tylko 79 nazwisk tych którzy nadesłali do Michała Rusinka dziecięce przekleństwa i którym, poprzez wydrukowanie ich nazwisk czerwoną czcionką dziękuje. Jest dużo znanych nazwisk, wymienię kilka: Michał Bajor, Joanna Gromek Illg, Tomasz Jaskuła, Agnieszka Wolny – Hamkało.

    Bardzo miło się tutaj rozmawia, noszę się z zamiarem założenia bloga, ale nie wiem, czy podołam. Jeszcze nawet nie miałam czasu zapisać się na Facebook.

    Panie Robercie, mój synek nie przejawia żadnej agresji, śmierć chomika opłakiwał bardzo długo. Uważam, że dzieciństwo to wspaniały okres w życiu człowieka, jeśli, jak pan słusznie pisze, się go nie zniszczy.

  23. Ewa pisze:

    Pippi Langstrump kończąc zdaje się osiem lat powiedziała, że najlepsze lata życia ma już za sobą. Ale Pippi była anarchistką. Piekło można zrobić z każdego okresu życia, a najgorzej, jeśli nie jest powodowane nędzą, tylko dobrobytem.
    Tak jak piszesz Robercie, zdziecinnienie to nie dzieciństwo, bo każda faza życia człowieka ma swoje biologiczne granice i swoją tolerancję.

    To dzięki Hortensjo, za podanie liczby darczyńców i kilku nazwisk. Widzisz, dwa lata później ośmiokrotnie wzrosła. U mnie w „Poradniku jak robić przekręty” też jest Joanna Gromek – Illg i Agnieszka Wolny Hamkało. Znalazło się też nazwisko Teresy Walas i Joanny Szczepkowskiej. Więc chyba wizja Roberta dziecięcej poprawności może się ziścić, bo wsparły ten projekt bardzo dzisiaj wpływowe autorytety.

    Nie wiem, czy blog to dobry pomysł. Zdaje się, że na facebooku jest możliwość podobnej aktywności, a ludzi nie trzeba zdobywać, dzieje się to automatycznie. Nie wiem, też się nie zapisałam.

  24. Robert Mrówczyński pisze:

    Hortensjo, rozpacz nad truchłem chomika jeszcze o niczym nie przesądza, to zachowanie właściwe dla tego wieku (a ile właściwie Pani pociecha ma lat?), a syn Pani potworem z pewnością nie jest. Moja niegdyś bliska znajoma dobiegająca obecnie 50 już przeszło miesiąc nie może się otrząsnąć po stracie swojego chomika. O ile płacz Pani dziecka jest zrozumiały, to w wypadku mojej znajomej już nie tak bardzo. Z chomikiem “skumplować” może się tylko małe dziecko, będąc niejako na jego poziomie, to bardzo oporne i odporne zwierzę na emocjonalny kontakt z człowiekiem, pochłonięte bez reszty swoimi sprawami. Moja bliska znajoma, emocjonalnie jest na poziomie właśnie dziecka, mimo posiadania własnego. Jest ofiarą takich dulskich rodziców, którzy “ocalili” ją przed brudem świata i ohydą cielesności i wyekstrahowali jej seksualność na zawsze. Jej własne dziecko jest owocem gwałtu małżeńskiego, a męża po dwóch latach piekła się pozbyła, próbując pozbawić go jeszcze praw rodzicielskich, oskarżając o molestowanie córki. I oczywiście sąd nie rozpoznał, lub co bardziej prawdopodobne, nie był zdolny odczytać jej ciężkiego i niebezpiecznego dla dziecka upośledzenia i sprawę wygrała. Córkę rzecz jasna wychowuje według tego samego wzoru w jakim ją wychowano. Kiedy ją odwiedzałem, jej córka na mój widok kamieniała, nie odpowiadała na pytania, była zupełnie martwa i przerażona. Przy tym wszystkim jest (matka) bardzo akuratna, zapobiegliwa, wykształcona, ma dobrą pracę jako wykładowczyni uniwersytecka cieszy się poważaniem i szacunkiem, jest wielce pobożna i bogobojna. Jednym słowem wzór matki Polki, a córce stara się nieba przychylić.
    Tak się o tym rozpisuję, bo nawiązuje to pośrednio do takich upupiających rusinkowych publikacji, pokazując jakie żałosne i tragiczne skutki przynosi tego typu troska rodzicielska.
    Najgorsze to, jak zauważyła Ewa, że to nie nędza jest przyczyną tego piekła – rzecz się toczy w dobrobycie

    Całe szczęście, że tylko 79 osób poparło ten eksperyment, ale to celebryci o dużej sile opiniotwórczej i taki jeden podpis znaczy społecznie tyle co 100 kowalskich…

    Nie ma obawy Ewo, Rusinek nie wygląda na takiego żeby nie interesował się co się o nim pisze, nawet w sieci, i pewnie czyta wszystko, nie ma tego w końcu tak dużo. Z pewnością czyta wszystko co piszą o jego pryncypałce, z obowiązku, choć nie wszystko jej powie, jak pisałaś, zgodnie zresztą ze swoimi “higienicznymi” koncepcjami edukacyjnymi.

    A propos Jak przeklinać.
    Może już słyszałaś o aferze w MSZ z komiksem o Szopenie? Dam link, jakbyś nie wiedziała, od siebie chciałbym dodać tylko, że gdyby nie ta wpadka nigdy nie dowiedzielibyśmy się ile wydano na tę kosmiczną i wulgarną bzdurę, mającą promować Polskę w Niemczech. 120 tys. zł do podziału na: Jakub Rebelka, Jacek Frąś, Agata “Endo” Nowicka, Grzegorz Janusz i Krzysztof Ostrowski. Zwłaszcza ten ostatni, gdyby był po lekturze Rusinka “Jak przeklinać” pewnie zamiast chuja, kurwy i cweloholokaustu (sic!) użyłby tych miłych dla ucha zamienników i obeszłoby się bez skandalu.
    http://www.tvnwarszawa.pl/stolica,news,ch-k-i-quot-cweloholokaust-quot-tak-msz-promuje-chopina,76040.html

    Drugą ciekawostką związaną tematycznie z brutalizacją języka ojczystego, mimo wysiłków Rusinka (jakby się mu pokrzywiali) są wielkie bilboardy świetlne mnogo porozstawiane po Polsce, a ufundowane przez MKiDN o treści ZIMO WYPIERDALAJ. Próby dowiedzenia się ile za tę radosną twórczość Moniki Drożyńskiej w ramach, o zgrozo, większego projektu pt.: Haft miejski zapłacił podatnik nie powiodły się. W końcu bilbordy nie były na eksport i niczego nie promują.

  25. aleks pisze:

    ha, ha, ha, nie widzialam ksiazki, ale ciekawy opis i z zalaczonego video-wywiadu: ‘wlasnie sie dowiedzialem, powiedziano mi w wydawnictwie ZNAK: wyszly panskie przekrety’… reszta ‘wywiadu’ (reklamy?) nie wydaje sie wyjasniac jaki bylby rozwojowo/kulturowy cel tegoz ‘dziela’, poza koniunkturalnym. jakos brzmialo: no, wydano, bo sprzeda sie…

    ktos wyzej wspomnial, ze p. Rusinek uczy na UJ-cie; sprawdzilam: tak, teoria literatury. przypomnialo mi to zajecia z psycholingwistyki gdzie w latach 80-tych uczono tam o kulturowych znaczeniach wyliczanek, tych, ktore wszyscy znamy z dziecinstwa:

    Jechał pociąg do Krakowa,
    wyleciała z niego krowa.
    Inne krowy pozostały
    i na tamtą plotkowały.

    Palec pod budkę,
    bo za minutkę
    zamykam budkę.
    Budka zamknięta,
    nie ma klienta,
    klient w Warszawie
    siedzi przy kawie.

    jest to zreszta temat studiowany na calym swiecie, z dosc oczywistych powodow…

    ciekawam, czy p. Rusinek juz pomyslal o zajeciach dla studentow na temat kulturowego znaczenia wymyslonych przez siebie przekretow (to dopiero nakreci koniunkture i typowo polska ‘specjalizacja’ tez):

    KOMBA BRUCA!
    Z NIECH CIĘ PORWIE BLADEK KRĘTY!
    DZIAMDZIA GLAŃ!

    ale dzieci chyba wola stare, normalne powiedzenia (pani Hortensjo – normalne wyliczanki daja radosc i maluczkim i ich rodzicom):

    Siedzi baba na cmentarzu,
    trzyma nogi w kałamarzu,
    przyszedł duch, babę – w brzuch,
    baba – fik, a duch znikł.

    albo po slasku:

    Kto sie bawi palec pod budka,
    bo za minutka
    zawiyrom budka.

  26. Hortensja pisze:

    Synek ma pięć lat i podejrzewam, że jak ja będę miała pięćdziesiąt lat, to też będę płakać na wspomnienie tego chomika. Miłość jest nieśmiertelna.

    Spróbuję założyć konto na facebooku, a jak nie uda mi się tam żyć społecznie w ramach moich zainteresowań, założę bloga. Syna nie interesują komiksy o Koziołku Matołku, które przechowała moja mama i ja je lubiłam jak byłam mała. Ciekawe, co to za kontrowersyjny komiks, o którym pisze pan Robert. Bo twój Ewo, widzę, też niestety nie zainteresuje mojego syna. Chyba czasy same przemawiają do tych w których wzrastamy. Nie da się ich kreować.

  27. Ewa > Robert Mrówczyński pisze:

    Wszystko to, co piszesz Robercie jest dla mnie oczywiste i jak wspomniała tu aleks, doktor Michał Rusinek jest wykładowcą na Uj w Krakowie i jedynym wytłumaczeniem takiej, a nie innej jego działalności literackiej jest zwalczanie oświeceniowej myśli Witolda Gombrowicza, bo inaczej nie da się tego wytłumaczyć.
    Piszę teraz o twórczości Agnieszki MIrahiny, wieczorem będziemy z Wandą omawiać tomik „ Radiowidmo”, wysłałam jej tylko tomik, a na BL próbuję te artystyczne ekscesy młodzieży polskiej tłumaczyć właśnie pionierską myślą Gombrowicza. I tak Gombrowiczowi dostaje się podwójnie, bo używa się go do zwalczania wartości typu Słowacki, czyli wstawienia w to miejsce obskurantyzmu i wulgarności, od czego właśnie Gombrowicz był najdalszy. Taka kawa na ławę, wyłożona w klarowny sposób teoria sztuki Gombrowicza jest w wydanej korespondencji „Witold Gombrowicz Jean Dubuffet”. Myślę, że samowolka w postaci tego potwornego marnotrawstwa społecznych pieniędzy „dla jaj” w postaci bilbordów i komiksu jest właśnie konsekwencją tego sprytnego przekierowania i zniekształcania myśli Gombrowicza. Biedny Gombrowicz w grobie się przewraca.

    Bardzo dobrze, że przywołałeś tutaj skandal z komiksem. Dzisiaj rano zauważyłam, że Leszek Onak na portalu Liternet pl. dał lik do komiksu, który idzie na przemiał.
    podaję za nim już go ściągnęłam i myślę, że dobrze by było, byśmy go omówili w osobnym wątku, jeśli jest okazyjnie do ściągnięcia. Ja już go sobie ściągnęłam:
    http://www.megaupload.com/?d=GBBUPEIHh

  28. Ewa > aleks pisze:

    Olu, ja Ci na Twój blog dałam wiersz Zbigniewa Sajnóga, bo być może powstał on właśnie dzięki zobaczenia tego absurdalnego filmu Zanussiego przez poetę, daty by się zgadzały. Więc to nie jest żadna prosta wyliczanka. Staram się bezskutecznie od kilku dni zalogować na zamknięty blog Zbigniewa Sajnóga, bo w przyszłym tygodniu będę pisała notkę o książce „Chłopi III”. Wiersze Sajnóga znalazłam na chomikuj.
    Z tego cyklu jest wierszyk o innym sławnym człowieku tych czasów (jest tam też wierszyk o Bralczyku, ale może nie ryzykować…)

    „Daniel Passent, Daniel Passent
    Prezentował kiedyś klasę
    Potem dostał w dupę pasem
    Daniel Passent, Daniel Passent”
    [Zbigniew Sajnóg]

    I zaliczam takie pokrzywianie do kategorii sztuki, a nie do ludowych porzekadeł, bo absurd służy tutaj jako narzędzie niesłychanie celne. Robert Mrówczyński przytoczył sprawę bilbordu, gdzie „artystka” wygraża przyrodzie, czyli żywiołowi bardzo bezpiecznemu dla wszelkich dyskursów. Wygraża w Państwie o klimacie umiarkowanym! (Bez wulkanu, jak w Seattle..!)
    Nie wiem Olu, jak Ciebie tam wyuczono w Krakowie na UJ, bo ja przez pięć lat we Wrocławiu dostałam same rzeczy nikomu niepotrzebne, takie, jak książka Michała Rusinka. Podwórzowe zabawy też mają swój czas, myślę, że już nie rezonują, byłam w Krakowie na wielkim placu zabaw na błoniach jesienią, tam tłum dzieci i rodziców wielojęzyczny, raczej kładzie się nacisk na porozumienie, a nie na wymysł. Toczy sie tam wielki wysiłek, by z tych wszystkich języków wydobyć jakąś jedność, by jak najwięcej słów obsłużyło jak najwięcej dzieci, bo tylko ich dużo gwarantuje zabawę. Literatura ocali język dzieciństwa w literaturze, ale nie w życiu. Bedzie najprawdopodobniej nacisk na zlepki słów obcych nie na krojenie i zniekształcanie polskich.
    Jak Robert Mrówczyński pisze, wyjście z dziecięcej pupy pokazał Gombrowicz w Fedydurke. Jest to niemożliwe już, jak ma się trzydzieści lat.

  29. aleks pisze:

    ‘daniel passent, daniel passent, prezentowal niegdys klase….’ swietny ten Sajnog: faktycznie taka mysl przychodzi do glowy ilekroc patrze na Passenta blogowa fotografie.

    ja tez na Uj-cie same niepotrzebne rzeczy spilam, 5 lat mi zabralo sie pozbyc…

    na placu zabaw pozozumienie, a nie wymysl – alez oczywiscie, ze tak! moj syn wychowal sie wsrod dzieci z laosu i afganistanu – one tez stworzyly sobie zlepek na jednosc i wspolna zabawe, choc z wykorzystaniem ‘etnicznych’ madrosci. jednego wieczora w czasie kolacji uslyszelismy chorek: ‘Michal chodz tutaj!’.

    wychylilam sie przez okno pytajac dzieci normalnie obracajacymi glownie farsi coz to ma znaczyc, a one na to: ‘nie wiemy, ale jak ty to krzyczysz, to Michal zawsze pedem do domu leci’. ha.

    przy okazji: czy ktos ma namiar na polsko-angielska ksiazke dla 5-6-latka? mam nadzieje przywiezc wnuczke do polski nadchodzacego lata, i chcialabym ja jakos przygotowac na jezykowa przygode. ona jest calkiem swiadoma swego wielo-etnicznego pochodzenia, ale bylabym wdzieczna za cos praktycznie-polskiego.

  30. Hortensja > Robert Mrówczyński pisze:

    Zapisałam się na facebook, ale Wydawnictwo Kultura Gniewu, wydawca komiksu “Chopin. New Romantic” nie chce się dodać do moich znajomych (może nacisnęłam nie ten przycisk)więc nie znam szczegółów. Na profilu Jarosława Lipszyca jest kilka komentarzy na ten temat i link do wywiadu witryny KP, gdzie jest wywiad z jedną z autorek komiksu. Czekam na post o tym komiksie tutaj.

  31. Ewa > aleks pisze:

    Olu, znajdziesz wszystko w Sieci, są wspaniałe gry do nauki angielskiego i chyba na chomikuj do ściągnięcia podręczniki. Więc w drugą stronę to pewnie można użyć. Moja bratanica z Neapolu specjalnie przyjeżdża na wakacje do Polski, bo uważa, że język polski jest cenny dla jej córki i to zupełnie inaczej, skuteczniej, jak dziecko się osłucha na ulicy i w sklepach, niż tylko od matki, a ojca ma Włocha. Szkoda, że masz tak daleko.
    Nic nie mam w domu, bo moje dzieci uczyły się angielskiego same, nie mam pojęcia, kiedy się nauczyły, bo wtedy wchodziły angielskojęzyczne gry na kasetach magnetofonowych, a ja im kupiłam w Peweksie Atari.
    Ale zaprzepaszczenie okazji posiadania dwóch języków, to duża plama dla rodziców. Szczególnie tak trudnego i atrakcyjnego, jakim jest polski.

  32. Hortensja > aleks pisze:

    Mój pięcioletni synek Narcyz uczy się angielskiego tylko z komiksów. I w przedszkolu.

  33. Ewa > Hortensja pisze:

    Dziękuje Hortensjo za informację, bo facebook jest dla mnie zamknięty, a ja nie mam czasu zapisywać się wszędzie. Przeczytałam wczoraj cały komiks „Chopin romanic” i mi się nie podobał, nie mam już siły pisać dlaczego. Cały skandal wokół brzydkich wyrazów nie ma sensu, bo skoro wydawnictwo jest undergroundowe, to absurdem jest by pracowało dla MSZ. „Wiedziały gały, co brały”. To tak, jakby zespoły rocka metalowego zostały zaproszone na uczczenie beatyfikacji Jana Pawła II. W tak zróżnicowanym świecie, w jakim nam przyszło żyć, niepojęte są te włażenia tam, gdzie nie pasują. Nie wolno na bankiet, gdzie obowiązuje strój wieczorowy wchodzić w brudnych, luzackich ciuchach, bo właśnie dybie się na cudzą wolność, na wolność tych, którzy upodobali sobie taki, a nie inny styl życia. Bezczelność dzisiejszej awangardy, która chce być równocześnie niszowa i salonowa, ich roszczenia są polskim sarmackim rozwydrzeniem, niczym więcej i nie są to żadne wolnościowe protesty. Dlatego nie dam notki o tym i nic mnie to przepychanie o kasę nie obchodzi, bo ja z tego żadnego honorarium nie mam, a nie uważam, że artysta ma pozykiwać pieniądze w ten sposób .
    Polecam cudowne komiksy na YouTube na kanale „Future Shorts”, też są i polskie. Będę starała się tam umieścić mój komiks jeśli dożyję ukończenia, bo już nie mam nawet na landrynki.

  34. Hortensja > Ewa pisze:

    Prostuję: Kultura Gniewu dodała mi się dzisiaj na Facebooku

  35. Ewa > Hortensja pisze:

    Ok, to czytaj Hortensjo, to ja o komiksie napiszę w przyszłym tygodniu. W końcu go mam, warto wykorzystać. Podobno podany link już nieaktualny. Pomysł palenia komiksu jest absurdalny.

  36. Hortensja > Ewa pisze:

    Komiks, który wywołał największy sprzeciw i za to ma zostać spalony w wersji roboczej można przeczytać od ponad roku na stronie autora:
    http://kostry.blogspot.com/2009/11/blog-post.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *