I.
Osłódź mi życie, kup za dolara
w chińskiej dzielnicy brown candy!
Ja się postaram, ty się postarasz,
by w codzienności kształt
chemicznie wykrzesać zapał,
jak słodyczami brown candy!
II.
Cukier zamknięty w kąty proste,
abstrakcja służy brown candy!
Fikcją są między ludźmi mosty,
łączą się tylko sprawnie przynęty,
słodycz ma postać cegły,
jak sztabki cukru brown candy.
III.
Kup mi, bo dobre jest zawsze proste
jak cukry proste brown candy!
Jesteś mną przecież, więc żadnym mostem
nie połączymy świata,
bo on wyszastał słodycz na lata
wstecz. Słodycz jest tylko w brown candy.
IV.
Kiedy mroczności chińskiej dzielnicy
osłodzi blichtr, jak brown candy,
nie jest to nawet skutek tych przyczyn
tej nędzy wliczonej jak kroki,
lecz oplatanie latarń, gdzie smoki
wyrosłe są z folii z brown candy.
V.
Słodkie, ach słodkie bruki i bramy,
brunatny jest kolor brown candy!
A przecież smoka ogon skłamany
od kiedy stał się tak chiński surogat
robi się hurtem z jednego boga
i nic innego: brown candy!
VI.
Cicho cichutko, wejdź, zakazane
miasto. Z nim też i brown candy!
Jesteśmy razem, jesteśmy planem
miasta i ulic, i nazwą słodyczy,
się nie liczyło, już się nie liczy
w bilansie odrzutów brown candy.
VII.
Kup mi! Wszędzie jest taki dystrykt,
sama nie kupię brown candy,
a przecież koniec, to żaden sekret,
toczy się świat poprzez kłamstwa,
traci się smak, traci cesarstwa,
niech będzie chociaż brown candy.
ten wiersz jest tak tajemniczy jak chinskie ziola w szklanych slojach, wlasnie bylem w chinskiej dzielnicy, znowu jest dobry kucharz w tym malym miejscu, zakochal sie i wrocil, teraz jest znowu, spokojnie kroii jakies rzeczy, ciekawe co sie stalo, wiersz jest dobry jak zostaja w glowie jakies slowa, jak te na samym koncu “traci sie smak, traci cesarstwa”, a swoja droga co to jest te “brown candy”, chyba jakis karmel – brazowy
myśmy akurat nie wchodzili w dzielnicy chińskiej (baliśmy się) do żadnych knajp, tylko do małych ubogich sklepików samoobsługowych i szukałam najtańszych słodyczy, ponieważ moja emocjonalność jest na poziomie trzyletniego dziecka i stany lękowe mogę ukoić tylko słodyczami. Właściwie jest mi obojętne co jem, byle było słodkie nie była to czekolada ani kakao. Wybrałam „brown candy”, bo mi się wydawało najbardziej pojemne w cukier przy takiej niskiej cenie. I bardzo zasmakowało. Smakuje jak prasowany cukier puder zalany herbatą. Kupiłam pięć paczek, wszystkie w różnych odcieniach brązu, od bursztynu do ciemnej sepii. Jedną paczkę przywiozłam do Polski i pisząc ten wiersz zjadłam całą.
Wątpię, by Tobie Profesorze to smakowało, ale ja lubię takie właśnie nieskomplikowane smaki, nie mające wiele wspólnego z Orientem.
Będę tu pisać o sadomasochizmie japońskim (czyli o smaku) w kontekście kultury chińskiej, jestem po przeczytaniu wszystkich dostępnych w Polsce książek lana Burumy Avishai. Czytam, by zrozumieć Chiny, co podobno nie jest możliwe nie jadąc tam.
Ale wcześniej napiszę na blogu o poleconej przez Hanię wyśmienitej pisarce urodzonej w Portland, Elizabeth Strout, na której spotkaniu autorskim Hania była niedawno w Seattle. Czytam na stronach seattleńskich, że kosztuje to 15 dolarów. W Polsce w dalszym ciągu spotkania autorskie są za darmo i niewielu przychodzi. Jeśli byłoby płatne, to może obie strony by sobie to bardziej ceniły. Ale w końcu to 15 paczek brown candy…
przez chwile myslalem ze to jest tlumaczenie jakiejs piosenki, a bylo ich tu kilka, to dlatego, ze wiersz ma toche nastroj tych tekstow, no i ma wlasna muzyke, poniewaz wszystko co chinskie jest tajemnicze, i tkwi w tym wrozba albo zaklecie, zastanawiam sie a co znaczy chinska nazwa tych cukierkow, na zlaczonym zdjeciu, zapytam jednego z moich studentow, mam kilku, ktorzy znaja chinski, zeby nie zapomniec, nie wiem czy to zamierzone ale wiersz pokazal sie w pierwszym dniu Nowego Chinskiego Roku, czyli Wiosennego Festiwalu
Nie, nie zamierzone!
No to na szczęście dla bloga, że tak utrafiłam w chińskie święto, w czasie którego wszyscy sobie dobrze życzą! Myślę, że taki prasowany cukier nie zawiera żadnej tajemnicy, pisałam wiersz w smutku i tak sobie przysładzałam zapomnianym w kredensie przysmakiem przywiezionym z Seattle, bo skończyły mi się polskie landrynki.
Chyba że studenci chińscy mają inne na to skojarzenia. Dostałam właśnie list z Londynu, gdzie czytelnik mojego bloga pisze, że w slangu „Brown Candy” to czarna dziewczyna (oczywiście słodka, taka jak w piosence „Brown Sugar” Rolling Stonsów…).
Zbieram materiały w Sieci na temat Zbigniewa Sajnóga, charyzmatycznego poety epoki bruLionu, ponieważ będę tu pisać o książce „Chłopi III” nawiązującej do „Chłopów” Reymonta (bo każda epoka musi mięć swoich „Chłopów”), którą właśnie ukończyłam czytać. To książka niestety wydana przez dwóch autorów, też Tymona Tymańskiego i nie wiadomo, co jest czyje. Ale przynajmniej na temat Tymańskiego w Sieci jest mnóstwo. I natrafiłam na wywiad rzekę z Tymonem Tymańskim, który w latach osiemdziesiątych pojechał z ojcem na sześć miesięcy do Chin. A wiesz, to są artyści wyrośli z ruchu anarchistycznego (jak nie wiesz, to Tymański to taki polski Frank Zappa) i on w tym zwierzeniu się strasznie wstydzi tej nieodpartej fascynacji Chinami, a to już były Chiny Mao.
A piszę wiersze podobne do piosenek z pragmatycznych powodów, cały czas mam nadzieję, że syn mi to sfilmuje i będę mogła dać na YouTube, ale on na nic nie ma czasu.
OŚWIADCZENIE
Nie jestem zarejestrowana na portalu liternet.pl, ale może tą drogą sprostuję opinię, którą wygłosiłam kilka lat temu również na moim blogu odnośnie poety Wezuwiusza Etnicznego, piszącego na portalu nieszuflada pod nickiem Robin Son. Napisałam tutaj wtedy Wandzie Szczypiorskiej, zakochanej niezmiennie w dykcji Robin Sona, że poetą Robin Son nie jest, nie był i nie będzie i teraz widzę z całą wyrazistością, że jeśli będzie obracał się w tak szkodliwym dla poezji środowisku, jakim jest promieniowanie poetek i poetów tej miary, co ci, chwalący fatalny, wielce szkodliwy, najnowszy wiersz Ewy Brzozy Birk pod linkiem:
http://ewa-brzoza-birk.liternet.pl/tekst/delikatnie
z pewnością nim nigdy nie będzie.
Pani Mary Lou: nie napisałam nigdzie, że Wezuwiusz Etniczny/ Robin Son jest beztalenciem. Do odbioru sztuki nie jest potrzebny (niesłychanie unikalny w przyrodzie) talent poetycki, wystarczy wrażliwość, której Pani np. nie posiada. Proszę nie robić ze mnie straszydła, piszę jak czuję, daję temu na blogu wyraz. Kto nie ma uszu, ten niech nie słucha.
Śmiesznie to wygląda tzn ten wierszyk i tyle komentarzy, jakby było co komentować. Należy raczej milczeć. I miałem milczeć, ale podkusiło mnie. Może są ludzie, którzy muszą uczestniczyć w amatorskim kółku wzajemnej adoracji, ale ja nie mam czasu na takie zabawy. Ale przecież takich kółek wzajemnej adoracji jest wiele i dysponują większymi funduszami i możliwościami. Cała polska kultura jest polem działania takich kółeczek…
a wiersz jest grafomański, ale ja laik jestem… tak więc dopiszę na 95 porcent no może 99
i nie tyle wiersz jest śmieszny co te osoby komentujące
bzdety, żenada i bicie piany :(((((
myślę, że przyzwolenie pierwsza dała telewizja publiczna, która zawsze, od momentu stanu wojennego, kiedy spiker telewizji wystąpił w patriotycznym mundurze wojska polskiego, pokazywała, jak obywatel ma postąpić w czasach kryzysu. Potem nauczyła, że oprócz pensji pracownik telewizji ma otrzymywać nagrody za to, że otrzymuje pensję. I jak nastał Internet, to spodlone i zdeprawowane społeczeństwo było święcie przekonane, że musi mieć swoich poetów dworskich, którzy na portalach internetowych nie dość, że mogą sobie pofolgować w różnoraki sposób, wedle potrzeb zwieraczy dolnych i górnych, jeszcze mają dostawać za to nagrody na konkursach poetyckich i stypendia, a ich dorobek jest dziedzictwem narodowym.
Kiedy mądre społeczeństwa potrafią chronić swój duchowy kapitał, Polska jest tak bogata, że stać ją na utrzymywanie takiej totalnej fikcji, takiej piramidalnej bzdury. Przecież na takim portalu literackim każdy prawdziwy poeta – jeśli nadejdzie – widząc coś podobnego, ucieknie przerażony bandą lubieżnych starców ukrywających swój metrykalny wiek, deprawujących młodzież, która wewnętrznie poraża się ich starością i niewydolnością intelektualną.
Ma Pan racje Panie Marku, te fora to przecież przyzwolenie tych wszystkich teatrów, tych lokalnych inicjatyw, gdzie hoduje się celowo tych internetowych przyjemniaczków.
Niech Pan się przypatrzy temu wpisowi wyżej. Ta osoba, ten szumnie samozwańczy „gość”, która pojawiła się na moim blogu od momentu opublikowania tutaj analizy twórczości Ewy Brzozy Birk wyprzedziła mnie w styczniu 2011 roku w liczbie wejść na mój blog! Kto ma bloga to wie, że jego właściciel bywa na nim najczęściej. I jeśli ja przez ten czas skomentowałam, napisałam notki, to zastanawiające jest, co robił w tym czasie na moim blogu „gość”, oddając mojemu blogowi tyle godzin życia!
Mnie przebywanie na blogach, których nie lubię sprawia autentyczną przykrość i unikam ich, jak tylko mogę, po prostu ich nie czytam. I, żeby napisać po lekturze mojego bloga coś podobnego, jak ten powyższy komentarz, to trzeba niebywałego gwałtu na sobie dokonać, by tak nienawidząc, jednak dać temu wyraz.
Jesteśmy w klimacie chińskim i to, co Polacy na obu półkulach potrafią zrobić z tak wspaniałego narzędzia jakim jest Internet widać jak na dłoni i właściwie niewiele różni ich od tych społeczeństw pod reżimem, jak Chiny czy Kuba.
Godziny? Pni wybaczy, nawet 10 minut u Pni to katorga, niech Pni nie daje sobie takiego kredytu, człowiek tylko wpadł, poczytał i dał nogę, mąci Pni, aby zwrócić na siebie uwagę, żenada. Zabiera się Pnia za dobre poetki, tylko po to aby dorównać Markowi Trojanowskiemu, ale gdzie Rzym a gdzie Krym ?? Hehe, pustosłowie i nic więcej!
Ależ „gościu” jesteś natrętny i namolny. Nie widzisz, że kalasz w tej chwili staropolskie słowo g o ś ć swoim zachowaniem, wchodząc tam, gdzie nie jesteś zaproszony, gdzie Twoja obecność jest niemile widziana, gdzie obrażasz gospodarza. Przecież Mary Lou specjalny wątek utworzyła dla takich jak Ty (dziękuję, Pani Mary!) na portalu liternet pl.
http://liternet.pl/grupa/malpi-gaj/forum/397-przepis-na-poete
Proszę się tam wyknocić. Ja nie idę do Ciebie, nie molestuję, nie obwieszczam, nie nazywam nikogo protekcjonalnie ciocią, nie poklepuję pobłażliwie po ramieniu, nikogo nie rozbieram i nie komentuję cudzych części ciała, nie wyśmiewam się z blogowych zwierzeń. Nie piszę Tobie „gościu”, czy jesteś lepszym gościem od Marka Trojanowskiego, ponieważ tam przecież możesz sobie zagościć.
Czy nie czas wreszcie zrozumieć, że prywatny blog to nie jest portal literacki? (Odezwałam się na mim blogu Pani Violo tylko dlatego, że w nocy napisał do mnie maila Wezuwiusz Etniczny. Ktoś na portalu liternet. pl napisał, że to ja jestem na tym portalu Mary Lou. Więc to nie ja „rozrabiam”, trochę uczciwości proszę. Nie zaprzeczyła temu ani Mary Lou, ani Leszek Onak, czy administracja, nie wiem, kto moderuje ten portal teraz. Jak podobny wypadek zdarzył się kilka lat temu na portalu rynsztok w związku z nazwiskiem Jacka Dehnela natychmiast Dehnel zagroził sądem).
Nie usuwam wpisu „gościa” tylko dlatego, bo jesteś w końcu jakimś przykładem czasów w jakich żyjemy i upadku obyczajów. Tez muszę zadbać o dziedzictwo narodowe.
Pani Ewo, tak trzymać! Jeśli potrafi Pani z takiego formatu intelektualisty jak “taki sobie gość” (gość z USA) w ciągu zaledwie 10 minut lektury tego bloga zrobić ruinę umysłową, toczącą pianę nienawiści, to świadczy to o sile i celności Pani pióra.
No, nie podlizujcie się “taki sobie gościu” Trojanowskiemu, bo niekoniecznie zrobi wywiad z waszą umiłowaną poetką Brzozą Birk. Wprawdzie zrobił doktor woltę i już nie jedzie po bandzie, już uznał, zrozumiał i się przyłączył, ale usług na zawołanie nie świadczy i lepiej mu się nie wazelinować. Ale niewykluczone, że już wkrótce i Brzozie Birk zada sakramentalne pytanie czy goli cipę. Mirka Szychowiak goli.
Widzę, panie Robercie, że nie chce Pan ze mną przejść na ty, szkoda, bo wolę taką formę na blogu, ale trudno.
Żałuję, że do tej awantury doszło, bo nie mam na to czasu, piszę notkę o antologii wydanej przez Biuro Literackie „Poeci na nowy wiek” w wyborze Romana Honeta i rysunkami Niny Łupińskiej. Honet nie wybrał ani Ewy Brzozy Birk, ani Wioletty Grzegorzewskej na nowy wiek, więc na portal liternet.pl nie zaglądałam by poczytać więcej wierszy poetów antologii (a tam ponad dwudziestu!). A tu buch, w nocy ten mail… Nie zaglądałabym i może nie zauważyłabym… Źle się stało.
Pani Ewo, nie mam nic przeciwko, ale lepiej nie przechodzić. Potrzebne Pani plotki? Przecież zaraz oskarżą o molestowanie młodocianych, albo o pedofilię i na co nam to. Musi Pani bardzo uważać mając takich czytelników jak viola, krzywonos, czy taki sobie gość. Dla nich uderzenie w Pani “zaawansowany” wiek jest szczytem ironii i zjadliwości, więc z mety się tego chwycą.
Ale, dobra, walić ich, raz się żyje: przechodzimy….
Z Ciebie rzeczywiście naiwne dziecko, co to się da podejść jednym wazeliniarskim mailem. Jak się poecie napisało że nie jest, nie był poetą etc… to ma się śmiertelnego wroga na całe życie i trzeba o tym pamiętać nieustannie.
Pan Mróczyński musi, bo się inaczej udusi. Pani Ewo, myślałam, ze zwróci Pani uwagę na niestosowność tej uwagi, zwłaszcza, ze nie jestem obecna w tych rozmowach i nagle ciach, jestem. Nawet Pani nie zareagowała. To takie przykre.
Po Panu Mróczyńskim wiele się nie spodziewam, po Pani – tak. Wie Pani, ze czytam uważnie Jej blog. Moze raczej – czytałam. No, żal.
Co takiego niestosownego napisałem?
W wywiadzie były te niestosowności i nikomu one nie przeszkadzały, przeciwnie można było odnieść wrażenie iż ta moczo-płciowa tonacja wszystkim dogadza, a nadto jest jakimś wręcz kluczem do tego wywiadu, z którym sam doktor nie wiedział co zrobić. To przecież nie jest tajny wywiad, więc dlaczego sprowokowany przez takiego sobie gościa nie mogłem się odnieść do niebotycznego poziomu Trojanowskiego do którego podobno Ewa nie dorasta (gdzie Rzym gdzie Krym)
Jeśli jest Pani czytelniczką tego bloga i mu kibicuje, to powinna Pani zareagować w ostrych słowach na tego jakiegoś takiego sobie gościa, a nie napadać na mnie.
no tak, emocjonalność na poziomie trzyletniego dziecka.
Wiesz Robercie, że tylko teraz żyjemy w czasach, kiedy poeci nie mają żadnych wewnętrznych problemów ze sobą. Mają tylko problemy z tymi, którzy wystukali na klawiaturze ich nazwisko, a oni to Googlami znaleźli. I to się chyba nazywa skok cywilizacyjny… I taka totalna wymarzona szczęśliwość nastała, że wszystko można zrzucić nareszcie na innych. Poetą można zostać jedynie poprzez innych, to inni poetę stwarzają, stąd ta portalowa stadność. Winą jest nie poeta, że poetą nie jest, a się nim czuje, ale ten, który w nim poety nie zobaczył. I powtarzanie, młotkowanie, wbijanie w zakute łby odbiorcy komunikatu, że mają do czynienia z poetą. Wie Pan, że ja po raz szósty jestem skazana na czytanie „Pieśni” Bianki Rolando w tej antologii? Większość utworów tam zamieszczonych czytałam już wielokrotnie, ale posłusznie czytam jeszcze raz i nic i ciągle nic! Nie rezonuje. Młotkowanie na nic.
Pani Mirko, Pani zarzut jest absurdalny! Palcem Pani nie kiwnęła nigdzie w mojej obronie, niczego nie wyjaśniła, jak pisano o mnie po raz pierwszy na liternet.pl Pani w „mojej obronie” wysunęła jakieś argumenty nie na temat, wstyd, że Pani upomina się teraz o jakąś lojalność. I co, napisał Robert Mrówczyński prawdę, to była kwintesencja analizy Pani ostatnio wydanych tomików przez Marka Trojanowskiego. Nikt tego nie potępia, bo Marek Trojanowski jest polskim Boratem i to jego styl i chwała Bogu, że jest jeszcze taki ktoś w tej potwornej polskiej szarzyźnie i że mu się chce. Mnie nigdy nie interesował taki styl pisania o poezji, bo ja jestem zupełnie z innej bajki i piszę po swojemu i piszę szczerze. Mnie autentycznie interesuje, co poeta chciał powiedzieć, interesowało mnie to zawsze i w szkole i teraz. Nie robię z cudzej poezji swojego utworu, jak czyni to Trojanowski na swoim blogu. Autentycznie ciekawią mnie dzisiejsze przemiany w sztuce i poezja jest częścią tego mojego poznawania. Daję wyraz na blogu temu, robię to jak potrafię. Jeśli ktoś chce iść ze mną, jeśli chce ze mną porozmawiać lub z innymi uczestnikami wątków, to przecież to jest niesłychanie miłe i ludzkie, ta sieciowa możliwość, za którą nie trzeba płacić – włączyć się w dowolnym momencie – bardzo wartościowe, twórcze i wzbogacające. Nie musi Pani demonstracyjnie tu pisać, że Pani nie będzie mnie czytać, bo ja mam dziennie sześćset wejść i ja i tak nie mam pojęcia, kto mnie czyta, namierzyłam tylko tego „gościa” czy tę „gościówę”, bo to wyjątkowa wesz. Ale już bym sobie nie zadawała takiego trudu, bo czas leci. I widzę, że Marcin Królik z filipiką na liternet pl. jeszcze i on mi przykopał. Tak, jakby już sam w sobie ten wątek Mary Lou nie był dostatecznym dla mnie linczem. Musisz, Marcinie, bo się udusisz? Przecież to jakieś brednie, że chodzi Ci o dobro polskiej literatury. Wstyd Pani Mirko, wstyd Marcinie. Nie możecie być równocześnie w dwóch antagonistycznych światach.
Ale Ci stadni poeci przecież muszą wiedzieć, bo to wynika z historii poezji, że prawdziwy poeta rodzi się raz na epokę, a ich na tych portalach jak czerwiu. Już z tej konstatacji wynika, że nikt tam poetą nie jest, ale tego tam nie można powiedzieć, bo to taka tylko terapeutyczno-neurotyczna gra. Ale to nie znaczy, że udając poetów nie mogą się załapać na lukratywne stanowiska i sobie wygodnie urządzić resztę życia. To bardzo cwany ludek i umieją pilnować swoich interesów.
Ale powiedz im to, a zajebią.
jest Pani niesprawiedliwa, sama mi Pani tutaj dziękowała (niepotrzebnie, bo kiedy o kimś piszą nieprawdę, reaguję), kiedy ktoś napisał, ze to co Pani pisze , to bełkot i nie umie Pani zdania po polsku ułożyć. To było bardzo na temat, wie Pani o tym doskonale. Ja się nie upominam u Pani o lojalność, broń Boże. Nigdy nie zachowałam się nieprzyzwoicie, z natury nie jestem napastliwa, więc trudno się ze mną kłócić, skoro nie podejmuję wymiany słów w takim klimacie.
Nie mam się czego wstydzić, proszę mi wierzyć. Z tym Pani blogiem prawda (muszę przyznać ) jest taka, że lubię go czytać. Chcialabym być jego czytelnikiem, a nie czytać o sobie, w bo w końcu, kim ja jestem. Tego bym się chciała trzymać.
Co do tego, że społeczeństwo (polskie) jest spodlone i zdeprawowane w pełni z Panią zgadzam się, ale czy potrzebuje ono poezji i kultury. Tak z mojego oglądu to poezja jest pewnym marginesem kultury w sensie finansowania i znaczenia dla polityków i innych tzw. zarządzających kulturą. Bardzo małe fundusze i nie ma o co bić się, nie ma posad, nie ma rozbudowanej struktury, nie zgromadzi większych tłumów, politycy nie mogą promować się przy okazji… ale emocje bardzo duże, bo poetą relatywnie łatwo zostać (aby być reżyserem potrzeba tego, tego i tego… nie będę wymieniał bo wiadomo, aby być muzykiem-kompozytorem … utwór musi być zagrany przez zawodowych muzyków… aby być prozaikiem trzeba się napocić i coś dłuższego napisać a kto to będzie czytał… za długie… a wierszyk parę zdań i już można podziwiać), wystarczy zalogować się i zamieścić wierszyk oraz poprosić rodzinę np. mamusię, tatusia, dziadka i babcie albo znajome o pozytywne recenzje i już… jestem poetą/poetką. Emocje duże, bo jak grafomanowi powiedzieć, że jest grafomanem to wściekłość i wrzask. Dzięki temu każdy może być poetą i każdy może umieścić swoje dziełko w przestrzeni publicznej, ale nie każdy może być kompozytorem, reżyserem…
To tak dla rozładowania atmosfery
Moja babcia (nieżyjąca) mówiła do mojego ojca: patrz ten to on żadnej książki nie przeczytał, a jest dyrektorem (albo pierwszym sekretarzem i w dzienniku tv go pokazują i wtedy ojciec wpadał w szał) … a ty czytasz i czytasz, tyle wiesz i nic. Jaki jest pożytek z czytania poezji, z nieautentycznego, pozornego czytania nawet dobrej poezji, a jaki jest pożytek z pisania grafomańskiej poezji… ale nie będę wnikał (ja niekiedy jak coś piszę to lżej mi na duszy i myślę bóg wie co, ale później klapa) bo teraz mam do przeczytania K.Jaspers “Kierkegaard i Nietzsche”
poczytałem ten liternet i dalej poszperałem, i zaręczam Panią, że nic z tego nie przetrwa np z tego co wypocili niektórzy umieszczeni np. na literackie.pl… być może dzięki temu jakoś urządzili się (nie wiem bo nie znam środowiska tak jak teatralne) w życiu i o to im głównie idzie
to nie jest problem Pani Mirko jakiegoś przerzucania się, kto co i kiedy powiedział. Widzi Pani, powoli ten boom zamiera, ta szansa dyskusji w Sieci literackiej staje się bezpowrotnie utracona. Nie mogę już wejść na portal Niedoczytania, bo wyskakuje mi okno, że muszę się zalogować, a tego nie zrobię. A jak czytam wiersze, to korzystam z portali, z komentarzy, to jest ważne by dowiedzieć się wszystkiego o tym, co ja aktualnie czytam. Więc ten wkład pracy włożony w portal Niedoczytania jest dla mnie już niedostępny. Zamarł portal Feliksa Lokatora. Nie mogę się zalogować na blog poety Zbigniewa Sajnóga, jest zamknięty. Rynsztok jest w dalszym ciągu zaszyfrowany, a nie mam czasu szukać wierszy po nieszufladzie i znajdować je pod innym nickiem na rynsztoku, by namierzyć, kto jest kto. Na to nie ma czasu. Żeby zdiagnozować dzisiejsze zjawiska w sztuce, by Polska nie była tak zaściankowa, tak prowincjonalna, potrzeba znać bardzo dużo obowiązkowych lektur z myśli światowej, które całe szczęście są już wydawane i jakoś te pół wieku intelektualnych opóźnień świat literacki nadrabia. Ale to trzeba robić. Nie mogę wytracać energii na te duperele salonów, bo salony zawsze były, nigdy się nie liczyły w sztuce, to wszystko przeminie, przepadnie, a z nimi te szanse. Diabelstwo polega na tym, że offowe rzeczy nie mogą się rozwijać, bo zostają natychmiast stłamszone przez te potworne babony poetyckie, te kwoki, które pod nickami też młodych chłopców nudzą się i tam na okrągło siedzą i pilnują, by żadna żywa fraza wiersza się nie przedarła. A nie można zbudować nic alternatywnego, bo ludzie twórczy, wartościowi mają dzieci, mają czynsze, walczą o pieniądze, o to, by sprostać życiu. A ci na rentach psychiatrycznych są zbyt delikatni, by podjąć walkę słowną z kadrowymi komunistycznymi, które na stare lata mienią się poetkami.
I oni odeszli z Sieci. Ja jestem, bo ja muszę pewne rzeczy wypowiedzieć i ja to będę robić. I czuję się bardziej Iwoną z dramatu Gombrowicza, czyli taką niezgułą, bo dwór chce mnie zabić (tak jak teraz trwający lincz na liternecie). Pani, Pani Mirko też chce mnie zabić. Oczywiście, używam metafory, by za dużo nie pisać, ale ja nie odczułam z Pani strony nigdy żadnego wsparcia. Nawet na Trumlu, jak Pani mnie tak nadmiarowo pochwaliła, to czułam tylko fałsz. Bo Pani nie jest z mojego świata, a ja na moim blogu prezentuję mój świat, który przecież nie jest samotną wyspą jak nam mówiono na religii. Dlatego wypsnie się tutaj czasami Pani nazwisko, ale to nie jest przeciwko Pani, tylko przeciwko światu, który nie jest mój.
Urojenia z przerzutami – tak tylko mogę nazwać to, co Pani napisała. Pani chce mieć swój świat, karmić się cierpieniem, Pani nie znosi miłych gestów, pochwał, bo wtedy nie może Pani cierpieć. Pani lubi być skazana na wygnanie, nawet wtedy, gdy sama się wygania skądś tam Np. Trumla). Status odrzuconej, linczowanej publicznie – tym się Pani odżywia. Pani nie potrzebuje żadnego wsparcia. Jest Pani jak skała. Nie do zdarcia. Pani sama sobie wystarcza. Plus ta mania prześladowcza, że ktoś na Panią czyha, ktoś chce ją skrzywdzić. Blog jest świetnym miejscem na takie lamenty. Tylko, że czasem trzeba wyłączyć komputer. I co wtedy?
No to Pani nie czyta mojego bloga, skoro Pani wysnuwa takie wnioski. Uważa Pani, że te wątki na liternet pl. o mnie to jest mój wymysł, że to jest jakieś urojenie? To gratuluję obłudy.
Nie wiadomo, Panie Marku, jak to jest, pewnie jest różnie. Myślę, że większość młodych ludzi chce być artystami, bo mają bardzo zdrową młodzieńczą konieczność nawrzucania matce, ojcu, narzeczonej, odreagowania upokorzeń, pokazania nauczycielowi, że są kimś. To jest przecież pierwotne, szczere i zrozumiałe. I jeśli mają bogatych rodziców, krewnych pracujących w placówkach kulturalnych, to idą w literaturę, w artystów, w sztukę. Dlatego polska poezja współczesna jest taka drewniana, bo można przy pewnych chwytach, tak jak chwyty gitarowe, sprostać poprawności, formie. Przy sprycie – spadku po systemie komunistycznym – przeskoczyć wiele etapów terminowania, które w zdrowych społeczeństwach przebiegają ewolucyjnie, u nas na zasadzie mianowania, i to jest deprawacyjne. Bo tak jak Pan pisze, każda profesja wymaga wiele trudu, a zawód artysty jest z nich wszystkich najtrudniejszy, bo tworzy się sobą i narzędziem jest sam artysta.
Nie wchodź Ewo już na portal liternet. pl, to strata czasu. Ci, którzy zabierają głos w tym wątku o Tobie nie zadali sobie nawet trudu przeczytania innego postu oprócz obecnego teraz, nie czytają Twojego bloga. To takie właśnie polskie, bezczelne, jak debaty telewizyjne o książce, w której dyskutanci z dumą powiadają, że nie mieli czasu jej przeczytać, ale chętnie się wypowiedzą.
Znalazłem na portalu „Obiegu” bardzo dobry schemat rozbiórki dzisiejszych utworów artystycznych, dotyczy to kina, może Ci się przyda przy okazji tej antologii, o której piszesz.
„ ….Co robić?
1. uzupełniać zawodową edukację filmową o współczesną teorię kina, alternatywne historie kina polskiego, wiedzę na temat innych pól kultury
2. otworzyć się na „świat niesfilmowany” – współczesną polską religijność, historię najnowszą, seksualność, zmysłowość, na to, co inne i wykluczane
3. traktować kino eksperymentalne jako audiowizualne laboratoria, w których wynajduje się i testuje nowe formy, z czasem odnawiające i ożywiające kino mainstreamowe
4. zaakceptować, że bestie, diabły i golemy są tak samo bliskie polskiemu kinu jak moralny niepokój, ludzie z żelaza i marmuru; przepracować polskie kompleksy i ciemne strony
5. nie kopiować, ale wykorzystywać popularne gatunki filmowe z uwzględnieniem polskiej specyfiki, lokalnych kontekstów, rekwizytów i narracji
6. wspierać alternatywne modele produkcji oraz nowe zawody w kinematografii (producenci kreatywni, kierownicy literaccy, scriptdoktorzy)
7. tworzyć nowe, formalne i nieformalne kanały komunikacji, miejsca spotkań, zespoły i kolektywy filmowe (w mieszkaniach, kawiarniach, galeriach, Internecie, szkołach, teatrach, firmach, studiach, wytwórniach); wprowadzać nowe formy współpracy między twórcami z różnych pól kultury, teoretykami i praktykami…”
[RESTART PISZE LIST DO POLSKIEGO KINA]
całość tutaj:
http://www.obieg.pl/teksty/20196
Tak, dzięki, ale to przecież znowu Stokfiszewski…!
Źle mi się pisze, bo Wanda czeka, a ma tylko czwartek, a ja jeszcze nie napisałam. Wczoraj zmaściłam cały wieczór na tę jałowiznę blogową. Nie mogę nie wchodzić na Liternet, bo Honet w antologii na końcu wymienia tam wszystkich użytkowników liternetu, chyba setkę nazwisk (mimo, że antologia umieściła tylko 21 wybrańców) którzy debiutowali w XXI wieku i ja muszę przeczytać ich wiersze, a tam one są.
tam na liternet.pl takie osoby, które przychodziły na Twój blog zakomunikować, że tego bloga czytać nie będą, teraz piszą arbitralnie o Tobie. Taki Marat Dakunin. Celowo wpisuję nazwisko, może znajdzie wyszukiwarką, skoro tu nie wchodzi.
No tak, ale nie da się inaczej dowiedzieć o obrzydliwości świata, bo przecież wszyscy udają świętych, szczególnie Marat Dakunin. Sprzeniewierzenie jest bardziej dla treningu, bo tam nie ma takiej znów anatemy jak w klasie szkolnej, ale nie zaszkodzi pokazać, po której jest się stronie. To Rysiu kopalnia studiów socjologicznych, a ja na to czasu już nie mam.
Widzę, że nie zdążę dokończyć tego tekstu, bo muszę przeczytać o tej antologii „Poeci na nowy wiek” kilkanaście głosów oczekujących na znalezienie w kolejnej antologii BL na ich stronie, miedzy innymi Wioletty Grzegorzewskiej i Elżbiety Lipińskiej i nie zdążę.
Więc Wando za tydzień, Ok?
O wielu odwiedzających tego bloga można powiedzieć słowami Kisiela: świniowaty.
Dobrze, że przełożyłaś, bo czytam te wszystkie wątki dyskusji o 21 poetach na 21wiek (jak siedem kul w Sarajewie) na witrynie Biura Literackiego i nie mogę skończyć. Tam jeszcze jest więcej nazwisk poetów, niż w posłowi Honeta, jest też wymieniona poetka Ewa Brzoza Birk. I nie wiem, o co ta cała awantura na portalu liternet, przecież napisałaś tutaj tyle samo o niej, jak o innych poetkach. Ale z tego czytania na witrynie BL przynajmniej jasno wynika, że bez aktywności, starań poetów o zaistnienie, bez tzw. bywania, to wyszukanie poety siedzącego w kącie, aż znajdą cię, jest absolutnie niemożliwe i zdumiewające jest, że Cię na blogu znaleźli.
nie wiem Wando, może to była jakaś prowokacja, może na liternet.pl spadła frekwencja i trzeba było aż dwa wątki założyć przez intelektualistkę Mary Lou, by podnieść liczbę wejść. U mnie wczoraj było 640 wejść, dzisiaj jest już podobne, ale to straszne sknery, nie klikają mi w reklamy i ja i tak nic z nich nie mam.
Tak tam na Bl są wszyscy, kandydatury bardzo egzotyczne, w sumie ciekawsze to niż wiersze, które też oceniono jako nudziarstwo straszne, ale ja jak coś takiego na blogu napiszę to już jestem wredna, lubię cierpieć i nie lubię literatury polskiej. Fajnie, ze dzisiaj nie dyskutujemy, bo mam odruch wymiotny, jak biorę do ręki te wiersze. Mam nadzieję, że za tydzień mi przejdzie.
Idę oglądać ten oscarowy film, to pa!
Wszedłem i cóż widzę – jakiś Rysiek listonosz pisze coś o mnie a Gospodyni bloga dopowiada, że udaje świętego. Żeby tak jeszcze np. zacytować o co chodzi – ale nie. Jeśli chodzi o pomieszanie Mary Lou z p. Bieńczycką ja zareagowałem pierwszy i napisałem, że to mylenie osób. Tyle miałem do powiedzenia w tej sprawie, więc nie rozumiem, w jakim kontekście jestem tutaj przywoływany. Dobrej zabawy 🙂
Rysiek ma rację, napisał tutaj Pan, że nigdy nie czytał mojego bloga, nie będzie tu wchodzić i mnie czytać. Więc dlaczego publicznie wypowiada się Pan na temat mojego intelektu? Na jakiej podstawie Pan wygłasza arbitralne sądy na portalu liternet.pl., o których sensie nie ma Pan zielonego pojęcia? Bo ja wszystko co Mary Lou napisała na polrtalu liternet.pl. przeczytałam. Jeśli jeszcze gdzieś pisze i pisze lepiej, to bardzo prosiłabym o link.
Dobrze, już cytuję:
“W przypadku Mary Lou intelekt jest kwestia sporna.”
Przesadzasz Wezuwiuszu, inteligentni widzą Jej inteligencję (a w parze b. często idącą z ironią i cynizmem). Ale oczywiście P. Bieńczycka to nie jest, i, jeśli ryzykować porównanie myślę że u ostatniej pani ego-mego-użalano-aczemutojaniewygralamkonkursuzadnegojaktakiebezdusznegniotywygrywajaidokomunynigdynienalezalametcetc przyćmiewa często co dobre.
[Marat Dakunin 02 lutego 2011, 20:57:03]
ale jaja mirka cytuje fobiaka w komentarzach bez podania zrodel
“musze bo sie udusze”
To się nie duś fobiaku, tylko jeszcze raz napisz, by nikt nie musiał Ciebie cytować. Szanuję każdą potrzebę wypowiedzenia się na moim blogu.