Winą jest twoją, że gdy polowanie
uniknąć może ofiary
wskazujesz me tropy. Wiesz, że do pary
zrobić nas mogło wybranie.
Winą jest twoją, że krew moja znaczy
ślady wolności: tu byłam.
Farba czerwona, przemieniona na chłam,
pokrzywia w sposób dwuznaczny.
Winą jest twoją, że jesteś. Bo gdyby
los nas nie znalazł: brak winy.
I może bez winy byłby ktoś inny?
Może wybraniu sprostałby?
Winą jest twoją, bezpiecznie niewinną,
tego, co boi się sfory:
brak ci odwagi i brak ci pokory
by prawość nie była inną.
Lasy i pola się stają nikczemne,
a mnie chciano spętać na rzeź.
Jesteś w tej ciżbie, gdzie nawet twa odzież
łajdaka, rumieni czerwień.
Rytuał jest jeden. Mrok jest z dna czerni.
Psy gonią. Strach być gonionym…
Las jest z plastiku, a trąbka naczyniem
na zew psom… Wszyscy są wierni.
Ukryję się w norze. Czekać do rana –
mgła zimna czoło me sperli –
– to prolongata czczej galanterii
odraczająca ten dramat.
Ty jesteś w sforze! To ty jesteś łowczy
naganiacz, tropiciel, strzelec.
Lepiej gdy gonisz, bo lepiej, gdy wiele
funkcji niż jak posokowca
los w psiarni. Traci tam i miłość i pana
w dziennym tumulcie i wrzasku,
a kiedy polujesz, to masz oklasków
tak dużo. Reszta się kłania.
Ja jeszcze żyję. I ścigasz mnie jeszcze
choć koniec dla nas niedługi.
Przeżyłam w ucieczce leśne szarugi,
gdy rozszarpywałeś przestrzeń.